-->

Pafnucy

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Pafnucy, Chmielewska Joanna-- . Жанр: Детская проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Pafnucy
Название: Pafnucy
Автор: Chmielewska Joanna
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 347
Читать онлайн

Pafnucy читать книгу онлайн

Pafnucy - читать бесплатно онлайн , автор Chmielewska Joanna

Pafnucy to imi? przesympatycznego nied?wiedzia. Jego przygody to nieprzerwany ci?g zabawnych wydarze?, opisanych tak dowcipnie, jak to tylko Joanna Chmielewska zrobi? potrafi. Realizm obserwacji przyrody, tre?ci ekologiczne, przeplataj? si? z ciekawie nakre?lonymi postaciami zwierz?t – bohater?w ksi??ki. Synowi czytali?my w k??ko i na wyrywki, sami doskonale si? przy tym bawi?c. Potem sam wr?ci? do tej lektury, za?miewaj?c si? przy ka?dym dialogu Marianny z Pafnucym. Kiedy rozrywki by?o nam ma?o, si?gn?li?my po drug? cz??? "las Pafnucego". R?wnie weso?a, cho? pierwszej cz??ci nie pobije. Makama poleca. Kiku? w rozpaczy chcia? powiedzie? cokolwiek o Pafnucym. Pafnucy si? nie ba?, w towarzystwie Pafnucego on te? prawie si? nie ba?, Pafnucy tam le?a? przy le?niczym, Pafnucego wszyscy lubili…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– I wasza woda jest lepsza – powiedziało. – Bardzo smaczna woda. Nasza jest o wiele gorsza.

– Z tego, co słyszę, wynika, że ci ludzie są po prostu nienormalni – powiedziała z niesmakiem Klementyna. – Robią dla siebie miasta, w których strasznie cuchnie, i piją gorszą wodę. Żyją w hałasie, od którego można oszaleć. I to wszystko robią specjalnie sami dla siebie! Obłęd!

– O, ja bardzo dużo wiem o ludziach – powiedziało słoniątko. – Oni ze sobą rozmawiają, a my wszystko rozumiemy. Podobno są takie miasta, gdzie wcale nie cuchnie, powietrze jest czyste, a woda bardzo dobra. Nikt z nas nie może pojąć, dlaczego jedni ludzie robią dla siebie coś dobrego, a inni coś złego. Możliwe, że to są różne gatunki ludzi.

– Nie zajmujmy się teraz ludźmi! – zażądała Marianna. – Chciałabym wiedzieć, kto pójdzie do cyrku i przyniesie piłkę. Interesuje mnie ta rzecz.

– Najpierw trzeba wiedzieć, gdzie się zatrzymał cyrk – zwrócił uwagę Remigiusz. – Może by tak ptaki…

– Ja skoczę – zaofiarowała się sroka. – Słuchaj, Bingo, czy możesz mi przy okazji powiedzieć, gdzie trzymają w cyrku te wszystkie świecące rzeczy?

– Wszędzie – odparło uprzejmie słoniątko. – One służą do ubierania ludzi i zwierząt i znajdują się w garderobach. Dosłownie wszędzie.

Sroka nie wiedziała, co to jest garderoba, ale nabrała wielkich nadziei, że coś świecącego gdzieś się znajdzie.

– Doskonale – powiedziała i zwróciła się do innych ptaków. – Wy też lećcie, kto znajdzie cyrk, niech mi powie. No, już!

Z wielkim furkotem ptaki zerwały się z drzew i odfrunęły. Słoniątko grzecznie przypomniało o bobrach i poprosiło, żeby je do nich zaprowadzić. Pafnucy zawahał się odrobinę.

– Śniadanie było wprawdzie późno – powiedział troszeczkę niepewnie – ale wydaje mi się, że zbliża się pora obiadu. I w planach mamy deser, więc moglibyśmy najpierw pójść do leśniczego, a potem do bobrów. Co ty na to?

Marianna nie czekała, aż słoniątko odpowie, tylko od razu chlupnęła do wody. W błyskawicznym tempie wyłowiła obiad dla Pafnucego i usiadła obok na trawie. Pafnucy jadł, a ona wydawała zarządzenia.

– Po obiedzie pójdziecie na deser – mówiła. – Potem dowiemy się od ptaków, gdzie jest cyrk. Potem pójdziecie i przyniesiecie piłkę. A do bobrów pójdziecie jutro, bo to jest daleko i trzeba mieć na tę wizytę dużo czasu.

– Cyrk też znajduje się daleko – mruknął Remigiusz.

– Nie szkodzi – powiedziała stanowczo Marianna. – Na bobry potrzebne jest więcej czasu. Niech on je sobie dokładnie obejrzy i zaprzyjaźni się z nimi. Z cyrkiem się zaprzyjaźniać nie musi.

– Kochekne cha chechółky – powiedział Pafnucy. Słoniątko spojrzało na niego z wielkim zainteresowaniem.

– Proszę? – spytało grzecznie.

Marianna już otworzyła usta, żeby wyjawić, co myśli, ale Pafnucy zdążył przełknąć.

– Potrzebne są wiewiórki – powiedział szybko. – Tak się umówiliśmy.

– Jesteśmy tutaj i czekamy – odezwały się równocześnie liczne wiewiórki ze wszystkich okolicznych drzew. Siedziały tam cały czas, przyglądały się i przysłuchiwały wszystkiemu, nadzwyczajnie zaciekawione.

– Proszę, jakie one porządne – pochwaliła Marianna. – Zdążycie zjeść ten deser, zanim ptaki wrócą. Wyślę je do was z informacjami.

*

Leśniczy właśnie skończył jeść obiad. Usłyszał szczekanie swoich psów, wyjrzał przez okno i zobaczył Pafnucego, stojącego przed furtką ogrodzenia. Ucieszył się, bo bardzo lubił wizyty Pafnucego, wziął wielką miskę ciasteczek i wyszedł przed dom.

Pafnucy otworzył usta i pierwsze ciasteczko zjadł. Potem jednakże, ku zdumieniu leśniczego, nie otwierał już paszczy, tylko usiadł na tylnych łapach, wyciągnął przednie i najwyraźniej prosił o więcej. Leśniczy nie miał gdzie wrzucić mu tego ciasteczka, więc położył je na słupku ogrodzenia.

Natychmiast pojawiła się wiewiórka, jak ruda błyskawica porwała ciasteczko ze słupka i zniknęła w gałęziach najbliższego drzewa. Pafnucy nadal prosił. Leśniczy położył drugie ciasteczko i w mgnieniu oka porwała je druga wiewiórka. Leśniczy zdziwił się ogromnie, zaciekawiło go to i położył trzecie ciasteczko. Trzecia wiewiórka uczyniła to samo, co dwie pierwsze i z taką samą szybkością.

– Pafnucy, co to ma znaczyć? – spytał zdumiony leśniczy. – Oddajesz swój deser wiewiórkom? Otwórz paszczę!

Pafnucy odgadł, że leśniczy się dziwi. Nie chciał, żeby dziwił się za bardzo, więc otworzył usta i z największą przyjemnością pożarł dwa następne ciasteczka. Po czym znów zaczął zachowywać się jak przedtem. Najwyraźniej prosił o ciasteczka dla wiewiórek.

Leśniczego to w końcu zaintrygowało. Kładł ciasteczka na słupku, a wiewiórki porywały je i unosiły gdzieś w las. Nie mógł oczywiście wiedzieć, że kawałek dalej stoi słoniątko, które z zachwytem zjada ten doskonały przysmak. Wiewiórki przynosiły ciasteczka, każde z nich było nadgryzione, upuszczały je na mech przed ruchliwą trąbą i pędziły po następne. Wiewiórkom ciasteczka również bardzo smakowały, ale wiewiórki są małe i każdej z nich wystarczało jedno ugryzienie, a całą resztę oddawały słoniątku, uważając to za doskonałą zabawę.

Leśniczego zainteresowało to tak bardzo, że postanowił zobaczyć, co się dzieje dalej w lesie. Postawił miskę z resztą ciasteczek na zewnątrz ogrodzenia i ruszył w las za wiewiórkami, pilnie śledząc ich drogę w gałęziach.

Nad głową słoniątka furknął dzięcioł.

– Bingo, uciekaj! – zawołał ostrzegawczo. – Leśniczy tu idzie!

Słoniątko pośpiesznie chwyciło trąbą trzy ostatnie ciasteczka, zawróciło i popędziło w las. Leśniczy zdążył ujrzeć z daleka coś, co wyglądało jak mały słoń, ale obecność słonia w tym lesie była zupełnie niemożliwa, pomyślał więc, że chyba mu się wydawało. Usłyszał także tętent i łomot i uznał, że pewnie spłoszyło się stado dzików. Na mchu znalazł okruszki ciasteczek i niczego więcej nie odkrył, tak że dziwne zachowanie Pafnucego i wiewiórek wciąż było dla niego niezrozumiałe. Wrócił do domu i pod ogrodzeniem znalazł pustą miskę. Zabrał ją i poprosił żonę o upieczenie nowych ciasteczek, bo był bardzo ciekaw, co te wszystkie zwierzęta zrobią nazajutrz.

Sroka przyleciała do Marianny i zawiadomiła ją, że cyrk znajduje się dość blisko. Jednym swoim końcem las ciągnął się i ciągnął aż do początków niedużego miasta. Zwierzęta nie znały tych stron. Nigdy tam nie bywały, bo ta wąska i długa część lasu służyła ludziom i była przez nich odwiedzana.

– Ptaki latają szybko – powiedziała sroka. – Ale gdybyś chciała wysłać tam Pafnucego, to jego podróż potrwa dwa dni. Co najmniej cały dzień w jedną stronę, a i to musiałby się pośpieszyć.

Marianna zastanowiła się.

– W takim razie po piłkę pójdzie Remigiusz – zdecydowała stanowczo.

– Akurat – mruknął Remigiusz. – Już się rozpędziłem włazić między ludzi.

– Możesz to zrobić w nocy, kiedy oni śpią – powiedziała sroka.

– Nie będziesz taki nieużyty! – zawołała równocześnie Marianna. – Biegasz szybko, zdążysz tam dojść przed wieczorem! A jutro wrócisz z piłką!

– Oszalałaś! – protestował Remigiusz. – Ja nie mam pojęcia, gdzie jest ta piłka!

– Zwierzęta z cyrku ci to powiedzą – uparła się Marianna. – Znajdziesz dom słoni i słonie ci ją pokażą. A przy okazji popatrzysz, jakiej one są wielkości, bo skoro Bingo jest dzieckiem, dorosłe słonie powinny być jeszcze większe. Trudno mi w to uwierzyć, więc niech je zobaczy ktoś z lasu. I niech powie, co widział.

Remigiusz zamierzał jeszcze protestować, ale przyszło mu do głowy, że właściwie sam też jest ciekaw, jakiej wielkości są dorosłe słonie, i chętnie by je obejrzał. Przestał się sprzeczać z Marianną.

– No dobrze – zgodził się. – W takim razie idę od razu. Niech oni jutro pójdą w moją stronę, Pafnucy z Bingiem, bo nie wiem, czy dam sobie radę z przedmiotem, który skacze.

Machnął ogonem i pomknął w las.

Pędził bardzo szybko i późnym wieczorem dotarł do skraju lasu. Sroka pożegnała go w połowie drogi, bo dzienne ptaki chodzą spać o zmroku. Pojawiła się za to sowa.

– Hej, Remigiusz, co tu robisz? – spytała, kiedy zdyszany nieco Remigiusz zatrzymał się przed wielką łąką i patrzył na widoczne z daleka oświetlone ludzkie domy. – Pierwszy raz cię widzę w tym miejscu. Czy coś się stało, że przybiegłeś aż tutaj?

– Cześć – powiedział Remigiusz. – A ty co tu robisz? Nie wiedziałem, że tu bywasz.

– Czasem bywam – powiedziała sowa. – Na tej łące jest dużo myszy.

– Myszy? – zainteresował się Remigiusz. – To mi przypomina, że nie jadłem kolacji. Mogłabyś mi pomóc? Mam interes w cyrku i nie wiem, gdzie to jest.

– Cyrk jest tam – powiedziała sowa i machnęła skrzydłem. – Takie wielkie coś, składa się z samego dachu, a obok dachu mieszkają różne zwierzęta. Widziałam tam mnóstwo ludzi. Co za interes możesz mieć do takiej ludzkiej rzeczy?

– Zdaje się, że zupełnie obłąkany – przyznał Remigiusz. – Dałem się namówić, jak półgłówek, ale trudno, skoro przyszedłem, muszę to załatwić. Powiem ci, w czym rzecz.

Odpoczywając po biegu, opowiedział sowie o słoniątku, o cyrkowych sztukach i o piłce. Sowę to bardzo rozśmieszyło i obiecała mu pomóc. W ciemnościach widziała doskonale, zobowiązała się przelecieć przez cały teren cyrku, odnaleźć dom słoni i zajrzeć w różne zakamarki. Śniadanie, które dla Remigiusza było kolacją, mogła zjeść trochę później.

Remigiusz od razu nabrał otuchy. Zanim sowa wróciła, zdążył się pożywić. Sowa udzieliła mu wskazówek.

– W ogrodzeniu jest dziura, w sam raz dla ciebie, łatwo ją znajdziesz – powiedziała. – Największa budowla to jest dom słoni. Mieszka ich tam cztery sztuki. W wejściu jest ruchoma deska, dla kotów, żeby sobie swobodnie przechodziły, możesz tamtędy przejść. Myślę, że dasz sobie radę. Powodzenia!

– Dziękuję bardzo! – zawołał Remigiusz i sowa bezszelestnie odpłynęła…

Słonie właśnie niedawno wróciły po swoim cyrkowym występie i jadły kolację. Kiedy Remigiusz przepchnął się przez ruchomą deskę, od razu poczuły, że do ich mieszkania wszedł ktoś obcy.

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название