-->

Dreszcz

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dreszcz, Francis Dick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dreszcz
Название: Dreszcz
Автор: Francis Dick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 198
Читать онлайн

Dreszcz читать книгу онлайн

Dreszcz - читать бесплатно онлайн , автор Francis Dick

Oferta, jak? Dan Roke – w?a?ciciel stadniny w malowniczych krajobrazach Australii – us?ysza? z ust hrabiego Octobra, wydawa?a mu si? zbyt kusz?ca finansowo, by z niej nie skorzysta?. Wystarczy?o zaszy? si? jako stajenny w Yorkshire w Wielkiej Brytanii i wy?wietli? spraw? tajemniczych doping?w na wy?cigach konnych. Faworyci bowiem przegrywali tam podejrzanie cz?sto pewne gonitwy. Problemem by?o tylko to, ?e w?sz?cy ju? wcze?niej wok?? tej sprawy dziennikarz, Tommy Stapleton, mia? dziwny wypadek samochodowy, z kt?rego nie wyszed? ca?o…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 61 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Wally, oburzony moim niedbałym tonem rozmowy zaraz po przyjeździe, zapowiedział, że zwracając się do Inskipa mam mówić „proszę pana”, a do lorda Octobra „wasza lordowska mość”, a w ogóle jeśli jestem cholernym komunistą, to mogę od razu stąd zjeżdżać. Szybko więc zacząłem okazywać to, co określał respektem należnym ludziom lepszym ode mnie.

Z drugiej jednak strony właśnie dzięki temu, że stosunki, jakie łączyły mnie z moimi pracownikami, były tak swobodne i niekrępujące, nie sprawiło mi żadnej trudności stanie się jednym z wielu chłopców stajennych. Nie wyczuwałem u nich żadnego skrępowania, a ja sam – skoro tylko wyjaśnił się problem akcentu – również czułem się swobodnie. Przekonałem się jednak, że to, o czym mówił October, było absolutnie prawdziwe; gdybym wychował się w Anglii i ukończył szkołę w Eton (zamiast jej odpowiednika – Geelong) – nie mógłbym tak łatwo dopasować się do pracowników stajni.

Inskip przydzielił mi trzy nowo przybyłe konie; było to o tyle niekorzystne, że nie mogłem oczekiwać wyjazdu z końmi na wyścigi. Konie nie były przygotowane i zgłoszone do wyścigów; nawet gdyby okazały się dobre, mogły być gotowe do startu dopiero po kilku tygodniach. Rozmyślałem nad tym nosząc im siano i wodę, czyszcząc ich boksy i trenując je w czasie porannych ćwiczeń.

W drugim dniu mojego pobytu o szóstej po południu przyjechał October z grupką swoich gości. Inskip, wiedząc wcześniej o tej wizycie, ostro wszystkich popędził, by zdążyć na czas, i najpierw sam dokonał obchodu, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Każdy chłopiec stajenny stał obok tego ze swych koni, który był najbliżej końca rzędu, od którego zaczęła się inspekcja. October z przyjaciółmi w towarzystwie Inskipa i Wally’ego przechodził od boksu do boksu, gawędząc, śmiejąc się i rozmawiając o poszczególnych koniach.

Kiedy doszli do mnie, October przyjrzał mi się i zapytał:

– Jesteś nowy?

– Tak, proszę pana.

Nie poświęcił mi więcej uwagi, ale kiedy zamknąłem pierwszego konia na noc i przesunąłem się dalej, by czekać przy drugim, podszedł, pogłaskał mojego podopiecznego, obejrzał jego nogi i prostując się mrugnął do mnie szelmowsko. Zachowałem kamienną twarz z tym większym trudem, że stałem naprzeciwko pozostałych gości. October wytarł nos, aby powstrzymać śmiech. Żaden z nas nie był przecież zawodowcem w tej komedii z gatunku „płaszcza i szpady”.

Po zakończeniu inspekcji zjadłem kolację wraz z innymi stajennymi i z dwoma z nich poszedłem do baru w Sław. W połowie pierwszego drinka zostawiłem ich, by zatelefonować do Octobra.

– Kto mówi? – zapytał męski głos.

Na moment zgłupiałem, ale po chwili rzuciłem „Parlooma”, wiedząc, że to sprowadzi lorda Octobra do telefonu.

– Coś się stało? – odezwał się po chwili.

– Nie. Czy ktoś z miejscowej centrali podsłuchuje pańskie rozmowy?

– Nie przysiągłbym, że nie. – Zawahał się. – Gdzie pan jest?

– W budce telefonicznej w Slaw, w końcu osady położonej bliżej pana rezydencji.

– Mam gości na kolacji. Czy możemy umówić się na jutro?

– Tak.

– Czy może pan powiedzieć, o co chodzi? – zapytał po krótkim namyśle.

– Tak. Księgi z ostatnich siedmiu czy ośmiu sezonów i najdrobniejsze strzępy informacji, jakie może pan zdobyć o jedenastu… obiektach.

– Czego pan szuka?

– Jeszcze nie wiem.

– Czy potrzeba panu czegoś jeszcze?

– Tak, ale to wymaga omówienia.

– Za podwórzem stajennym jest strumyk, który spływa z wrzosowisk. Jutro po obiedzie niech pan idzie w górę strumienia.

– W porządku.

Odwiesiłem słuchawkę i powróciłem szybko do rozpoczętego drinka w barze.

– Długo cię nie było – zauważył Paddy, jeden ze stajennych, którzy przyszli tu ze mną. – Wyprzedziliśmy cię o jedną kolejkę. Cóż ty robiłeś, czytałeś napisy w ustępie?

– Na tych ścianach są takie napisy – zadumał się drugi stajenny, gamoniowaty osiemnastolatek – których jeszcze nie skapowałem…

– I bardzo dobrze – powiedział z uznaniem Paddy. Czterdziestoletni Paddy zachowywał się jak przybrany ojciec wobec wielu młodszych chłopców.

W małej sypialni spałem pomiędzy nimi. Paddy, równie bystry jak Grits powolny, był upartym, niedużym Irlandczykiem, przed którego wzrokiem nie uszła żadna sztuczka. W chwili, kiedy cisnąłem na łóżko moją walizkę i zacząłem ją rozpakowywać pod jego inkwizytorskim spojrzeniem, byłem zadowolony, że October tak nalegał na całkowitą zmianę moich rzeczy.

– Jeszcze jednego?

– Tak. Na to jeszcze mnie stać – zgodził się Paddy.

Podszedłem ze szklankami do barmana, zapłaciłem za ich napełnienie; Paddy i Grits pogrzebali potem w kieszeniach i zwrócili mi po jedenaście pensów.

Mocne i gorzkie piwo nie było moim zdaniem warte czteromilowego spaceru, ale wielu stajennych miało rowery lub zdezelowane samochody i odbywali tę wędrówkę kilka razy w tygodniu.

– Dziś nic się nie dzieje – zauważył ponuro Grits. – Jutro wypłata… – Rozpromienił się.

– To fakt, jutro będzie pełno – przyznał Paddy. – I Soupy, i cała banda od Grangera.

– Od Grangera? – zapytałem.

– Jasne, ty nie wiesz… – rzekł Grits z lekką pogardą. – Ze stajni Grangera, po drugiej stronie wzgórza.

– Gdzieś ty był całe życie? – zapytał Paddy.

– On jest nowy na wyścigach, pamiętaj – odezwał się uczciwie Grits.

– No, mimo wszystko! – Paddy wypił pół szklanki i wytarł usta wierzchem dłoni.

Grits skończył piwo i westchnął.

– No to tyle. Chyba lepiej będziemy wracać. Wracając do stajni rozmawialiśmy jak zwykle o koniach.

Następnego popołudnia wyszedłem niedbałym krokiem z podwórza i zacząłem iść w górę strumienia rzucając po drodze kamienie do wody, jak gdyby bawił mnie jej plusk. Niektórzy stajenni grali w piłkę nożną na padoku za stajnią, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wysoko, w miejscu gdzie strumień przepływał przez stromy, porośnięty trawą wąwóz, siedział na kamieniu October i palił papierosa. Towarzyszył mu czarny pies myśliwski, a obok kamienia leżała myśliwska torba i strzelba.

– Doktor Livingstone, jak mniemam? – rzekł uśmiechając się.

– Ależ tak, panie Stanley. Jak pan zgadł?! – Przysiadłem obok niego na kamieniu.

Kopnął nogą torbę.

– Tutaj są księgi, a także notes ze wszystkim, co mogliśmy z Beckettem wygrzebać na temat tych jedenastu koni w tak krótkim czasie. Z pewnością jednak sprawozdania w aktach, które pan czytał, będą bardziej pożyteczne od tych strzępów wiadomości, jakie możemy dostarczyć.

– Wszystko może się przydać… nigdy nic nie wiadomo. W teczce Stapletona był jeden interesujący wycinek. O historii przypadków dopingu. Jest tam mowa o tym, że u niektórych koni całkiem niewinne pożywienie wykazuje pozytywny wynik dopingowy na skutek chemicznych zmian zachodzących w ich organizmie. A sytuacja odwrotna? To znaczy, czy niektóre konie nie mogą przekształcić dopingu w niewinne substancje tak, by test nie wykazywał wyników pozytywnych?

– Dowiem się.

– I jeszcze jedno. Przydzielono mi te trzy bezużyteczne stworzenia, którymi zapełnił pan stajnie, a to znaczy, że nie pojadę na żaden tor. Zastanawiałem się, czy przypadkiem nie mógłby pan jednego z nich sprzedać, wtedy miałbym okazję spotkania się z chłopakami z innych stajni podczas sprzedaży. Jeszcze trzej inni stajenni mają u nas po trzy konie, mogę więc dostać pod opiekę konia wyścigowego.

– Sprzedam jednego, ale jeśli będzie szedł na aukcję, to trochę potrwa. Formularze aukcyjne muszą być złożone u licytatora niemal na miesiąc przed datą sprzedaży.

Pokręciłem głową.

– To bardzo niedobrze. Chciałbym coś wymyślić, żeby przydzielono mi konia, który niedługo będzie biegał na wyścigach. Najchętniej na dość oddalonym torze, bo podróż z noclegiem byłaby idealną okazją.

– Stajenni nie zmieniają koni ni stąd, ni zowąd – powiedział October drapiąc się w brodę.

– Tak mi powiedziano. To sprawa przypadku. Dostaje sieje, kiedy przychodzą, i trzeba się nimi zajmować, jak długo pozostają w stajni. Jeżeli okazują się bezwartościowe, tym gorzej.

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 61 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название