-->

Najczarniejszy strach

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Najczarniejszy strach, Coben Harlan-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Najczarniejszy strach
Название: Najczarniejszy strach
Автор: Coben Harlan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 174
Читать онлайн

Najczarniejszy strach читать книгу онлайн

Najczarniejszy strach - читать бесплатно онлайн , автор Coben Harlan

Coben to wsp??czesny mistrz thrillera, kt?rego przyr?wnuje si? zarowno do Agaty Christie, jak Roberta Ludluma. Precyzyjnie skonstruowana intryga, mistrzowsko stopniowane napi?cie, fa?szywe tropy prowadz?ce donik?d, pozornie niemo?liwe do wyja?nienia zagadki pojawiaj?ce si? niemal na ka?dej stronie, zaskakuj?ce zako?czenie, kt?rego nie domy?li si? nawet najbardziej przenikliwy czytelnik, to podstawowe cechy jego pisarskiego stylu. A? w o?miu powie?ciach pojawia si? ulubiony literacki bohater Cobena, Myron Bolitar, by?y pracownik FBI, agent sportowy i detektyw-amator w jednej osobie, kt?ry nieustannie wpl?tuje si? w kryminalne k?opoty. Na Myrona jak grom spada wiadomo??, ?e ma nie?lubnego syna, kt?rego istnienia nawet nie podejrzewa?. Co wi?cej, Jeremy choruje na rzadk? odmian? bia?aczki – by go uratowa?, konieczny jest przeszczep szpiku kostnego. Niestety, jedyny zarejestrowany dawca, niejaki Taylor, przepad? bez ?ladu. Myron ustala jego prawdziwe nazwisko – Lex. Ale Lex jest nieuchwytny, a podaj?cy si? za niego cz?owiek przez telefon ka?e mu po?egna? si? z ch?opcem. Powtarza przy tym maniakalnie "siej ziarno". Siej Ziarno to przydomek seryjnego porywacza i mordercy opisanego w serii artyku??w przez Stana Gobbsa – dziennikarza, kt?rego media i FBI oskar?y?y o fabrykowanie informacji. S? na to niepodwa?alne dowody. Czy rzekomy zab?jca i dawca to jedna i ta sama osoba…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 66 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

4

Gdy w recepcji agencji RepSport MB otworzyły się drzwi windy, Wielka Cyndi wyciągnęła do niego ręce prawie tak grube jak marmurowe kolumny na Akropolu. Niewiele brakowało, a w mimowolnym odruchu samoobronnym odskoczyłby w bok, lecz odważnie stanął jak wryty i zamknął oczy. Wielka Cyndi zamknęła go w uścisku wilgotnym jak izolacja na poddaszu i oderwała od podłogi.

– Och, panie Bolitar! – zawołała.

Skrzywił się i jakoś to przeżył. W końcu odstawiła go na parkiet niczym porcelanową lalkę na półkę. Mająca metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu i ważąca sto trzydzieści pięć kilo Wielka Cyndi, alias Wielka Szefowa, zdobyła kiedyś wspólnie z Esperanzą, alias Pocahontas, tytuł interkontynentalnej mistrzyni wrestlingu w walkach parami. Włosy na jej kwadratowej głowie sterczały jak promienie Statuy Wolności na fatalnym haju, ubranie opinało ją jak osłona baleron, na twarzy miała więcej szminki niż obsada musicalu Koty, a wzrok groźny jak zapaśnicy sumo.

– I jak, wszystko w porządku? – zagadnął.

– Och, panie Bolitar!

Wielka Cyndi szykowała się chyba, by znów go uścisnąć, lecz coś ją powstrzymało, może śmiertelne przerażenie w jego oczach. Podniosła walizę, która w jej wielkiej jak klapa włazu łapie przypominała adapter Bambino. Była tak ogromna, tak olbrzymia, że wszystko wokół niej wyglądało jak dekoracja z kiepskiego filmu o potworach, a ona kroczyła przez miniaturowe Tokio, obalając linie wysokiego napięcia i oganiając się od buczących myśliwców.

W drzwiach swojego pokoju stanęła Esperanza. Splotła ręce i oparła się o framugę. Z lśniącymi czarnymi lokami opadającymi na czoło i tryskającą zdrowiem smagłą oliwkową cerą wciąż, mimo niedawnych ciężkich przejść, wyglądała przepięknie – jak Cyganka w fantazyjnej wiejskiej bluzce. Jednakże wokół jej oczu dostrzegł nowe zmarszczki, a w idealnej dotąd postawie lekkie przygarbienie. Po jej uwolnieniu chciał, żeby odpoczęła, ale wiedział, że się na to nie zgodzi. Esperanza Diaz kochała agencję RepSport MB. I chciała ją ocalić.

– Co się dzieje? – spytał.

– Wszystko jest w liście – odparła Wielka Cyndi.

– Jakim liście?

– Och, panie Bolitar! – zawołała znowu.

– Słucham.

Nie odpowiedziała. Z twarzą ukrytą w dłoniach zanurkowała do windy niczym do wigwamu, drzwi się zasunęły i zniknęła. Myron odczekał chwilę.

– Jak mam to rozumieć? – spytał.

– Wzięła urlop – odparła Esperanza.

– Dlaczego?

– Wielka Cyndi nie jest głupia, Myron.

– A czy ja coś mówię?

– Widzi, co się dzieje.

– To przejściowe kłopoty. Odkujemy się.

– Wtedy Wielka Cyndi wróci. Tymczasem zaproponowano jej dobrą pracę.

– W Skurze-i-Chóci?

Wielka Cyndi pracowała wieczorami jako bramkarka w barze sado-maso Skura-i-Chóć, pod wezwaniem: „Rań tych, których kochasz”. Czasem – tak przynajmniej słyszał – brała udział w spektaklach. W jakiej roli, nie miał pojęcia ani też odwagi, żeby ją spytać. Było to jeszcze jedno otchłanne tabu, które omijał z daleka.

– Nie. Wraca do WDW.

Gwoli wyjaśnienia niewprowadzonym w wolną amerykankę, WDW to skrót od Wspaniałe Damy Wrestlingu.

– Wielka Cyndi wraca na ring?

Esperanza skinęła głową.

– Na turnieje oldbojek.

– Co takiego?

– WDW chcą rozszerzyć ofertę. Zbadały rynek, zobaczyły, jakie zyski przynoszą turnieje golfowe oldbojek i…

Esperanza wzruszyła ramionami.

– Turnieje oldbojek wrestlingu?

– Raczej weteranek. Wielka Cyndi ma dopiero trzydzieści osiem lat. Ściągają mnóstwo dawnych ulubienic publiczności: Królową Kadafi, Ziutę Zimną Wojnę, Babkę Breżniewa, Glorię Garowniczkę, Czarną Wdowę…

– Czarnej Wdowy nie pamiętam.

– Jest sprzed naszych czasów. A nawet sprzed czasów naszych rodziców. Pewnie ma po siedemdziesiątce.

Myron powstrzymał się od zrobienia miny.

– I ludzie będą płacić za oglądanie siedemdziesięcioletniej zapaśniczki?

– Nikogo nie wolno dyskryminować z powodu wieku.

– Słusznie, przepraszam.

Myron przetarł oczy.

– Przy konkurencji ze strony Jerry’ego Springera i Ricki Lake zawodowe zapaśniczki walczą o przetrwanie. Muszą coś zrobić.

– I rozwiązaniem są walki weteranek?

– Liczą na sentyment dawnych fanów.

– Że przyjdą kibicować zawodniczkom z młodych lat?

– A ty nie poszedłeś dwa lata temu na koncert Steely’ego Dana?

– To co innego.

Esperanza wzruszyła ramionami.

– I one, i ta kapela najlepsze lata mają za sobą. Żerują na twojej nostalgii, a nie na tym, co widzisz i słyszysz.

Miała rację. Cokolwiek straszną, ale jednak.

– A co z tobą? – spytał.

– Co ze mną?

– Nie pragną powrotu Małej Pocahontas?

– Owszem.

– Kusiło cię?

– Co? Powrót na ring?

– Tak.

– Pewnie. Kiedy studiowałam prawo, cały czas w pocie czoła ćwiczyłam, żeby znów wbić kształtny tyłek w zamszowe bikini i obściskiwać starzejące się nimfy przed rozentuzjazmowaną tłuszczą z przyczep samochodowych. – Urwała. – To mimo wszystko trochę lepsze niż być agentką sportową.

– Ha, ha!

Myron podszedł do biurka Wielkiej Cyndi. Leżała tam koperta z jego nazwiskiem, wypisanym pomarańczową odblaskową kredką.

– Napisała to kredką? – spytał.

– Cieniem do powiek.

– Aha.

– Powiesz mi, co się stało?

– Nic.

– Chrzanisz. Masz taką minę, jakbyś przed chwilą usłyszał o rozpadzie Wham.

– Nie zaczynaj. Czasem, późno w nocy, wciąż nachodzą mnie zmory z przeszłości.

Esperanza przyglądała mu się kilka chwil dłużej.

– W związku z twoją miłością ze studiów?

– Poniekąd.

– Chryste Panie!

– O co chodzi?

– Jakby ci to powiedzieć, żeby cię nie urazić? Jeżeli chodzi o kobiety, to jesteś ciemny jak tabaka w rogu. Dowodem A i B w sprawie są Jessica i Emily.

– Nawet jej nie znasz.

– Wystarczy mi to, co wiem. Myślałam, że nie chcesz z nią rozmawiać.

– Nie chciałem. Dopadła mnie u rodziców.

– Po prostu tam przyjechała?

– Tak.

– Czego chciała?

Potrząsnął głową. Nie był gotów, żeby o tym mówić.

– Są jakieś wiadomości? – spytał.

– Nie tyle, ile byśmy chcieli.

– Win jest na górze?

– Chyba już pojechał do domu. – Esperanza wzięła płaszcz. – Ja też się zbieram.

– Dobranoc.

– Gdyby zadzwonił Lamar…

– To cię zawiadomię.

Włożyła płaszcz, strząsając z kołnierza lśniącą falę czarnych włosów. Myron wszedł do gabinetu i odbył kilka rozmów, głównie poszukując nowych klientów. Nie poszło mu za dobrze.

Kilka miesięcy temu śmierć przyjaciółki tak go zdołowała, że – by użyć skomplikowanego żargonu psychiatrycznego – odbiło mu. Nie drastycznie, nie załamał się nerwowo ani nie trafił na leczenie do zakładu. Po prostu uciekł na odludną karaibską wyspę z Terese Collins, piękną dziennikarką telewizyjną, której nie znał. Nie powiedział nikomu – Winowi, Esperanzie, mamie, tacie – dokąd jedzie ani kiedy wróci.

Jak to ujął Win, odbiło mu, ale w dobrym stylu.

Zanim zmuszono go do powrotu, klienci jego firmy rozpierzchli się w mroku nocy jak pomoce kuchenne podczas nalotu policji imigracyjnej. Niedawno on i Esperanza znów zaczęli działać, próbując wyrwać z letargu i ożywić zdychającą agencję RepSport MB. Nie było to łatwe zadanie. Przeciwnikami Myrona, mocno utykającego chrześcijanina, było w tym biznesie tuzin wygłodniałych lwów.

Biuro RepSport MB mieściło się w świetnym punkcie, na rogu Park Avenue i Czterdziestej Szóstej Ulicy, w budynku firmy Lock-Horne, należącym do rodziny Wina, z którym Myron dzielił kiedyś pokój w akademiku, a obecnie mieszkanie. Stojący w samym centrum wysokościowiec zapewniał nieledwie oszałamiający widok na panoramę Manhattanu. Myron pasł nią chwilę wzrok, po czym spojrzał w dół na śpieszące garnitury. Widok zaganianych ludzkich mrówek zawsze go przygnębiał, a w głowie rozbrzmiewał refren piosenki Franka Zappy I to wszystko?

Obrócił się do Ściany Klientów, tej ze zdjęciami sportowców reprezentowanych przez RepSport MB, usianej nimi tak rzadko jak łysina włosami po nieudanym przeszczepie. Pragnął, żeby znów mu zależało, ale – choć nie było to w porządku wobec Esperanzy – nie wkładał w to serca. Chciał wrócić do biznesu, pokochać MB, znów poczuć głód sukcesu, lecz mimo że bardzo się starał wzniecić w sobie dawny ogień, ten nie chciał się rozpalić.

Mniej więcej godzinę potem zadzwoniła Emily.

– Doktor Singh jutro nie przyjmuje – oznajmiła. – Ale możesz ją złapać podczas porannego obchodu.

– Gdzie?

– W Szpitalu Dziecięcym. Jest częścią Ośrodka Medycznego Columbia Presbyterian na Sto Sześćdziesiątej Siódmej Zachodniej. Dziewiąte piętro, po stronie południowej.

– O której?

– Obchód zaczyna się o ósmej.

– Dobrze.

– Wszystko w porządku, Myron? – spytała Emily po chwili.

– Chcę zobaczyć Jeremy’ego.

Zamilkła na kilka sekund.

– Jak już powiedziałam, nie mogę ci tego zabronić. Ale prześpij się z tym, dobrze?

– Chcę go tylko zobaczyć – rzekł. – Nic nie powiem. Przynajmniej na razie.

– Możemy o tym porozmawiać jutro?

– Oczywiście.

Znów się zawahała.

– Masz dostęp do sieci, Myron?

– Tak.

– Mamy prywatny AI.

– Co?

– Adres internetowy. Robię zdjęcia aparatem cyfrowym i umieszczam je na stronie. Dla moich rodziców. W zeszłym roku przenieśli się do Miami. Zaglądają na nią co tydzień. Żeby obejrzeć zdjęcia wnuków. Jeżeli chcesz zobaczyć, jak wygląda Jeremy…

– Jaki to adres?

Wklepał adres do komputera. Przed połączeniem się z nim odłożył słuchawkę. Obrazy wyłaniały się powoli. Zabębnił palcami w biurko. Na górze pojawił się napis: CZEŚĆ, BABCIU I DZIADZIU. Pomyślał o rodzicach, ale odgonił tę myśl.

Były cztery zdjęcia Jeremy’ego i Sary. Przełknął ślinę. Przesunął strzałkę na fotografię chłopca i kliknął myszą, powiększając jego twarz. Starał się oddychać równo. Dłuższy czas wpatrywał się w niego, nie rejestrując żadnych szczegółów. W końcu zdjęcie się rozmazało, na twarz Jeremy’ego nałożyło się jego własne odbicie i obrazy się połączyły, tworząc optyczne echo nie wiadomo czego.

1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 66 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название