Chromosom 6
Chromosom 6 читать книгу онлайн
Z kostnicy znikaja zw?oki Carla Franconiego, znanej postaci ?wiata przest?pczego. Kilka dni p??niej trafiaj? one, mocno okaleczone, na st?? autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace si? pytania prowadz? a? do Gwinei R?wnikowej…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rzeczywiście, ilekroć ktoś z nich się odzywał, najbliższa małpa przechylała głowę, nadsłuchując z zainteresowaniem.
Bonobo numer jeden rozwarł i złączył palce i zakreślił łuk ręką, odsuwając ją od piersi. Wykonując ten gest, zawołał: "Arak".
W tej samej chwili zwierzęta ruszyły, także i bonobo trzymające linę. Kevin, Melanie i Candace również zostali zmuszeni do marszu.
– To był ten sam gest, który widziałam u bonobo w sali operacyjnej – stwierdziła Candace.
– W takim razie musi to oznaczać "idź" albo "ruszaj" lub "odejdź" – uznał Kevin. – To niewiarygodne. One mówią!
Wyszli spod kępy drzew, przeszli przez łąkę, wkroczyli na ścieżkę i ruszyli prosto. W czasie drogi bonobo pozostawały milczące, ale czujne.
– Zdaje się, że to nie Siegfried utrzymuje te szlaki, ale bonobo – zauważyła Melanie.
Ścieżka skręcała na południe i wkrótce mknęła w dżungli. Nawet w lesie droga była oczyszczona i dobrze ubita.
– Dokąd one nas prowadzą? – Candace denerwowała się coraz bardziej.
– Zgaduję, że do jaskiń – domyślił się Kevin.
– To śmieszne. Prowadzą nas jak psy na smyczy. Jeśli wywołujemy na nich tak wielkie wrażenie, może powinniśmy zaoponować – powiedziała Melanie.
– Nie sądzę. Moim zdaniem powinniśmy robić wszystko, żeby nie wyprowadzać ich z równowagi.
– Candace, co sądzisz? – zapytała Melanie.
– Jestem zbyt przerażona, żeby myśleć. Chcę się tylko dostać z powrotem do łódki.
Zwierzę trzymające sznur odwróciło się i szarpnęło za niego. Pociągnięcie niemal zwaliło z nóg całą trójkę. Bonobo pomachał dłonią w dół i zawołał "Hana".
– Rany boskie, ale on jest silny – z respektem powiedziała Melanie, odzyskując równowagę.
– Jak sądzicie, czego chciał? – spytała Candace.
– Gdybym musiał zgadywać, powiedziałbym, że chce, abyśmy byli cicho – odpowiedział Kevin.
Nagle cała grupa zatrzymała się. Bonobo porozumiały się kilkoma gestami. Kilka z nich wskazywało w górę na drzewa po prawej stronie. Mała grupka bonobo wśliznęła się w zarośla. Pozostałe utworzyły szerokie koło. Trzy z nich wspięły się pionowo między konary drzew z łatwością, która stawiała pod znakiem zapytania przyciąganie ziemskie.
– Co się dzieje? – pytała Candace.
– Coś ważnego. Wyglądają na bardzo spięte – zauważył Kevin.
Minęło kilkanaście minut. Żadna z małp na ziemi nie poruszyła się ani nie wydała najlżejszego szmeru. Nagle z prawej doszło do horrendalnego zamieszania, któremu towarzyszyły przeraźliwe, wysokie piski i wrzaski. Zobaczyli, jak korony drzew ożyły niespodzianie przemykającymi małpkami colobus. Kierunek ucieczki prowadził je dokładnie w stronę trzech bonobo ukrytych w listowiu.
W ostatniej chwili przerażone małpki próbowały zmienić kierunek, ale w pośpiechu niektóre nie zdołały złapać gałęzi i pospadały na ziemię. Zanim zdołały odzyskać orientację, czekające na ziemi bonobo dopadły ich i zabiły pięściakami.
Candace skrzywiła się w przerażeniu i odwróciła oczy od strasznego widoku.
– Powiedziałabym, że był to znakomity przykład skoordynowanego działania – szepnęła Melanie. – Takie polowanie wymaga współpracy na wyższym poziomie. – Pomimo okoliczności nie potrafiła powstrzymać się od wyrażenia podziwu.
– Nie dokuczaj mi – szepnął Kevin. – Obawiam się, że sąd zamknął obrady i werdykt jest niekorzystny. Jesteśmy na wyspie dopiero godzinę, ale otrzymaliśmy już odpowiedź na pytanie, które nas tu sprowadziło. Poza polowaniem grupowym zobaczyliśmy wyprostowaną postawę, przeciwstawny kciuk, narzędzia wykonane z rozmysłem, a nawet usłyszeliśmy coś w rodzaju mowy. Potrafią wydawać dźwięki tak jak każde z nas.
– To nadzwyczajne – nadal szeptem mówiła Melanie. – Te zwierzęta przez kilka lat pobytu na wyspie pokonały cztery, może pięć milionów lat ewolucji.
– Och, zamknijcie się! – krzyknęła Candace stłumionym głosem. – Zostaliśmy więźniami tych bestii, a wy prowadzicie naukowe dyskusje.
– To więcej niż naukowa dyskusja – zauważył Kevin. – Dowiedzieliśmy się o popełnieniu strasznego błędu, za który ja jestem odpowiedzialny. Rzeczywistość okazała się gorsza niż przypuszczałem, kiedy widziałem dym nad wyspą. Te zwierzęta są już hominidami.
– Część winy muszę wziąć na siebie – przyznała Melanie.
– Nie zgadzam się – zaoponował Kevin. – To ja stworzyłem chimerę, dodając ludzkie chromosomy. To nie była twoja robota.
– Co one teraz robią? – spytała Candace.
Kevin i Melanie obejrzeli się i zobaczyli bonobo numer jeden zbliżającego się do nich z ciałem martwej małpki. Ciągle jeszcze miał na ręku zegarek, który tylko podkreślał dziwną relację między człowiekiem a małpą.
Bonobo podszedł z małpą prosto do Candace i podsunął ją dziewczynie na wyciągniętych rękach, wołając: "Sta".
Candace jęknęła i odwróciła głowę. Wyglądała, jakby miała za chwilę zwymiotować.
– Chce ci to sprezentować. Spróbuj odpowiedzieć – powiedziała Melanie do koleżanki.
– Nie mogę na to patrzeć – odrzekła Candace.
– Spróbuj! – poprosiła Melanie.
Candace odwróciła się powoli. Na jej twarzy malowało się obrzydzenie. Łepek małpki był całkiem rozbity.
– Po prostu skiń głową albo coś takiego – zachęcała Melanie.
Candace uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
Bonobo też skinął i wycofał się.
– Niewiarygodne – powiedziała Melanie, obserwując zachowanie zwierzęcia. – Chociaż jest jakby głównym strażnikiem, wodzem grupy, nadal panuje tu matriarchat.
– Candace, zachowałaś się wspaniale – pochwalił Kevin.
– Jestem wykończona – wyznała.
– Wiedziałam, że powinnam zrobić się na blondynkę – powiedziała Melanie z typowym dla niej poczuciem humoru.
Małpa trzymająca linę pociągnęła za nią, lecz tym razem zdecydowanie lżej niż poprzednio. Grupa znowu ruszyła w drogę, a Kevin, Melanie i Candace byli zmuszeni iść z nią.
– Nie chcę iść dalej – mówiła Candace ze łzami w oczach.
– Weź się w garść – podtrzymywała ją na duchu Melanie. – Wszystko dobrze się skończy. Zaczynam sądzić, że sugestie Kevina były słuszne. Myślą o nas jak o jakichś bogach, szczególnie o tobie, z tymi blond włosami. Gdyby miały zamiar nas zabić, zrobiłyby to od razu, tak jak zabiły te małpy.
– Dlaczego to zrobiły? – zastanawiała się Candace.
– Przypuszczam, że aby zdobyć żywność – powiedziała Melanie. – Co prawda bonobo w normalnych warunkach nie są mięsożerne, ale szympansy już mogą być.
– Boję się, że te stworzenia są dość ludzkie, żeby zabijać dla zwykłej przyjemności – stwierdziła Candace.
Minęli teren podmokły i zaczęli się wspinać. Piętnaście minut później wyszli z półmroku lasu na skalistą, częściowo porośniętą trawą równię leżącą u podnóża górskiego grzbietu. W połowie wzniesienia w skale znajdowała się jaskinia, do której można było się dostać tylko skrajnie stromą, niebezpieczną krawędzią. W wejściu stało około tuzina bonobo, wśród nich samice. Właściwie stanowiły w tej grupie większość. Bonobo uderzały dłońmi w klatki piersiowe i raz za razem wrzeszczały "bada".
Małpy prowadzące Kevina, Melanie i Candace odpowiedziały tym samym, a potem podniosły zabite małpy. W odpowiedzi samice zawyły. Melanie uznała to zachowanie za bardzo podobne do zachowania szympansów.
U podnóża klifu małpy podzieliły się. Kevin i obie kobiety zostali zmuszeni do dalszego marszu. Na ich widok samice umilkły.
– Dlaczego mam wrażenie, że one nie cieszą się z naszej obecności? – szepnęła Melanie.
– Sądzę, że raczej są zmieszane. Nie spodziewały się towarzystwa – odpowiedział Kevin.
W końcu bonobo numer jeden powiedział "zit" i podniósł kciuk. Zaczęły się wspinać, ciągnąc za sobą ludzi.