-->

To?samo?? Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу To?samo?? Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
To?samo?? Bournea
Название: To?samo?? Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 289
Читать онлайн

To?samo?? Bournea читать книгу онлайн

To?samo?? Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 61 62 63 64 65 66 67 68 69 ... 116 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Są też inne względy, panie Abbott – zaprotestował Stevens.

– Na innych szczeblach, Elliot. My, szare pionki od roboty, nie sięgamy tak wysoko; nie musimy tracić czasu na dyplomatyczne gierki. Zgadzam się z panem, że te gierki są konieczne, ale to nie nasza sprawa.

– To jest sprawa prezydenta, proszę pana. Te gierki są częścią każdego z jego pracowitych dni. I właśnie dlatego muszę stąd wyjść z bardzo jasnym obrazem sytuacji. – Stevens przerwał zwracając się do Webba. – Jaką rolę odegraliśmy w sprawie Kanadyjki?

– Początkowo żadnej; to był ruch Carlosa. Ktoś wysoko postawiony w policji w Zurychu jest człowiekiem Carlosa. Oni sami wyśmieli tak zwane dowody łączące tę kobietę z trzema zabójstwami. To rzeczywiście bzdura; przecież ona nie jest zabójczynią.

– Jasne – powiedział doradca. – To sprawka Carlosa. Ale dlaczego to zrobił?

– Żeby się dobrać do Bourne’a. Ta St. Jacques i Bourne są razem.

– I to Bourne jest tym płatnym mordercą, który nazywa siebie Kainem, tak?

– Tak – potwierdził Webb. – Carlos poprzysiągł, że go zabije. Kain szedł za Carlosem przez całą Europę i Bliski Wschód, ale żadna fotografia Kaina nie istnieje i nikt naprawdę nie wie, jak on wygląda. Carlos ma nadzieję, że rozpowszechniając zdjęcie tej kobiety – które jest tam dosłownie w każdej gazecie – jakoś ją znajdzie. A wtedy są szansę, że będzie miał też i Kaina-Bourne’a. I Carlos załatwi oboje.

– W porządku. To znów Carlos. A co pan zrobił?

– To, co mówiłem. Porozumiałem się z bankiem Gemeinschaft i wymogłem na nich potwierdzenie faktu, że ta kobieta mogła – po prostu mogła – mieć jakiś związek z ogromną kradzieżą pieniędzy. Niełatwo mi poszło, ale w końcu to ich człowiek, Koenig, został przekupiony, a nie ktoś z naszych. Sprawa wewnętrzna, nie chcieli rozgłosu. Potem obdzwoniłem gazety i napuściłem je na Walthera Apfla. Tajemnicza kobieta, morderstwo, skradzione miliony, dziennikarze dosłownie się na to rzucili.

– Dlaczego pan, na miłość boską, to zrobił?! – wykrzyknął Stevens. – Wykorzystał pan obywatelkę innego państwa dla celów wywiadu Stanów Zjednoczonych! Pracownicę zaprzyjaźnionego rządu. Czyście zwariowali?! Tylko pogorszyliście sytuację. Skazaliście ją na śmierć!

– Myli się pan – odparł Webb. – Próbujemy ją ratować. Broń Carlosa zwróciliśmy przeciwko niemu.

– W jaki sposób?

Mnich podniósł rękę.

– Zanim odpowiemy, musimy wrócić do innego pytania – powiedział – ponieważ odpowiedź na nie da panu może wskazówkę co do tego, jak dalece ta informacja musi pozostać poufna. Przed chwilą zapytałem majora, jak człowiek Carlosa mógł znaleźć Bourne’a – to znaczy znaleźć fiche , która identyfikowała Bourne’a jako Kaina. Myślę, że wiem jak, ale wolałbym, żeby major sam panu powiedział.

Webb pochylił się do przodu.

– Akta „Meduzy” – rzekł cicho, z ociąganiem.

– „Meduzy”?… – Wyraz twarzy Stevensa świadczył o tym, że „Meduza” była tematem wczesnych poufnych odpraw w Białym Domu. – Zostały zniszczone – powiedział.

– Z małą poprawką – wtrącił się Abbott. – Istnieje oryginał i dwie kopie, które spoczywają w sejfach Pentagonu, CIA i Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Dostęp do nich jest ograniczony do wąskiej, wybranej grupy spośród najwyższych dygnitarzy każdej z tych instytucji.

Bourne pochodził z „Meduzy”: porównanie tych nazwisk z dokumentami bankowymi pomogło ustalić jego nazwisko. Ktoś udostępnił te akta Carlosowi.

Stevens spojrzał na Mnicha.

– Mówi pan, że Carlos ma… powiązania z… takimi ludźmi? To niezwykłe oskarżenie.

– Lecz zarazem jedyne wytłumaczenie – stwierdził Webb.

– Ale dlaczego Bourne miałby w ogóle używać własnego nazwiska?

– To było konieczne – odparł Abbott – Stanowiło istotną część jego sylwetki. Musiał być autentyczny; wszystko musiało być autentyczne. Wszystko.

– Autentyczne?

– Może teraz pan zrozumie – ciągnął major – że łącząc tę St. Jacques z milionami rzekomo ukradzionymi z Gemeinschaft Bank wzywamy Bourne’a do ujawnienia się. On przecież wie, że to nieprawda

– Bourne’a do ujawnienia się?

– Człowiek, który nazywa się Jason Bourne – powiedział Abbott wstając i idąc powoli w stronę zaciągniętych zasłon – jest oficerem amerykańskiego wywiadu. Nie ma żadnego Kaina, w którego wierzy Carlos. Kain jest przynętą, pułapka zastawioną na Carlosa; oto kim jest Kain. Albo kim był.

Milczenie trwało krótko, przerwał je człowiek z Białego Domu.

– Myślę, że pan to powinien wyjaśnić. Prezydent musi wiedzieć.

– Przypuszczam – powiedział z zaduma w głosie Abbott rozsuwając zasłony i wyglądając na dwór – że naprawdę jest to zagadka nie do rozwiązania. Prezydenci się zmieniają, różni ludzie o różnych temperamentach i apetytach zasiadają w gabinecie prezydenta, jednakże długofalowa strategia wywiadu się nie zmienia, w każdym razie nie ta. Ale po zakończeniu kolejnej prezydentury uwaga rzucona od niechcenia w rozmowie nad szklanką whisky albo fragment wspomnień o charakterze egocentrycznym może tę strategię posłać do diabła. Nie ma dnia, żebyśmy się nie denerwowali o ludzi, którzy przeżyli Biały Dom.

– Proszę – przerwał mu Stevens – proszę, żeby pan pamiętał, że jestem tu na polecenie obecnego prezydenta. Czy panu się to podoba, czy nie, nie ma znaczenia. Prezydent ma prawo wiedzieć i w jego imieniu będę to prawo egzekwował.

– Doskonale – zgodził się Abbott, w dalszym ciągu wyglądając na zewnątrz. – Trzy lata temu pożyczyliśmy sobie coś od Anglików. Stworzyliśmy człowieka który nigdy nie istniał. Jak pan sobie przypomina, przed lądowaniem w Normandii wywiad brytyjski spowodował, że u wybrzeży Portugalii fale wyrzuciły jakieś zwłoki, zakładając, że wszelkie dokumenty, jakie zostaną przy nich znalezione trafią do ambasady niemieckiej w Lizbonie. Temu ciału wymyślono życie i nazwisko, stopień oficera marynarki, szkoły, wyszkolenie, rozkazy wyjazdu, prawo jazdy, karty członkowskie ekskluzywnych klubów w Londynie i z pół tuzina listów osobistych. Zawarto w nich napomknienia, mgliste aluzje i parę zupełnie ścisłych informacji co do czasu i miejsca desantu. Wszystkie one wskazywały, że inwazja odbędzie się sto mil od brzegów Normandii, sześć tygodni po wyznaczonej dacie w czerwcu. Agenci niemieccy w całej Anglii gorączkowo sprawdzali te dane – pod nadzorem brytyjskiego kontrwywiadu wojskowego – po czym naczelne dowództwo kupiło tę historię i dokonało znacznych przegrupowań sił w układzie obronnym. Chociaż wielu ludzi zginęło, życie tysięcy zostało uratowane dzięki człowiekowi, który nigdy nie istniał. – Abbott puścił zasłonę, która opadła na miejsce, i zmęczonym krokiem wrócił na swoje krzesło.

– Słyszałem o tej historii – powiedział doradca Białego Domu. – No i co z tego?

– Nasza stanowiła trochę inny wariant – zaczął wyjaśnienia Mnich siadając ze znużeniem. – Stworzyć szybko ugruntowaną legendę człowieka żywego, obecnego wszędzie naraz, przemierzającego południowo-wschodnią Azję i przewyższającego Carlosa pod każdym względem, zwłaszcza w liczbach dokonanych czynów. Wszędzie gdziekolwiek miało miejsce zabójstwo lub nie wyjaśniona śmierć albo gdzie wybitna osobistość uległa nieszczęśliwemu wypadkowi – tam był Kain. Gdzie doszło do jakiegoś napadu z zabójstwem – tam wszystko wskazywało na Kaina. Źródłom godnym zaufania – płatnym informatorom, znanym z dokładności – podrzucano jego imię; ambasady, stanowiska nasłuchowe, całe sieci wywiadu wielokrotnie otrzymywały raporty przedstawiające gwałtownie rozwijającą się działalność Kaina. Jego „zabójstwa” mnożyły się z miesiąca na miesiąc, czasem wydawało się, że z tygodnia na tydzień. Był wszędzie… i rzeczywiście był. Pod każdym względem.

– Ma pan na myśli Bourne’a?

– Tak. Miesiącami studiował wszystko, co należało wiedzieć o Carlosie, wertując nasze dokumenty, zapoznając się z każdym stwierdzonym lub choćby podejrzewanym zabójstwem, w które zamieszany był Carlos. Rozpracowywał taktykę Carlosa, jego metody działania, wszystko. Wiele z tych materiałów nie ujrzało nigdy światła dziennego i pewnie nigdy nie ujrzy. To materiał wybuchowy – rządy i konsorcja międzynarodowe skoczyłyby sobie do gardeł. Dosłownie nie było sprawy dotyczącej Carlosa, której Bourne by nie znał. A potem się pojawiał, zawsze w innej postaci, władając dowolnym z kilku języków, mówiąc do wybranych środowisk zatwardziałych kryminalistów rzeczy, o których mógłby mówić tylko zawodowy morderca. Następnie znikał pozostawiając zdumionych, a często przerażonych mężczyzn i kobiety. Widzieli Kaina; istniał, był bezwzględny. Taką sylwetkę tworzył Bourne.

– I tak siedział w podziemiu przez trzy lata? – spytał Stevens.

– Tak. Przeniósł się do Europy jako najbardziej wyrafinowany biały zabójca w Azji, absolwent niesławnej „Meduzy”, rzucając wyzwanie Carlosowi na jego własnym podwórku. W tym czasie uratował czterech ludzi, na których Carlos zagiął parol, a wziął na siebie innych, których rzeczywiście zabił Carlos, przy każdej okazji wystawiając go na pośmiewisko… zawsze próbując go sprowokować do wyjścia na światło dzienne. Blisko trzy lata narażał się na największe niebezpieczeństwa, prowadząc tryb życia, o jakim niewielu się śniło. Prawie każdy by się załamał, czego oczywiście i w jego przypadku nie można wykluczyć.

– Co to za człowiek?

– Zawodowiec – odpowiedział Gordon Webb. – Zdolny i wyszkolony, który rozumie, że Carlosa trzeba znaleźć i powstrzymać.

– Ale trzy lata…?

– Jeśli to się panu wydaje nieprawdopodobne – rzekł Abbott – to musi pan wiedzieć, że poddał się operacji plastycznej. Pomyślanej jako ostateczny rozbrat z przeszłością, z człowiekiem, którym był, aby stać się człowiekiem, którym nie był. Nie sadzę, żeby kraj mógł się w jakikolwiek sposób odwdzięczyć takiemu człowiekowi jak Bourne, chyba jedynie przez umożliwienie mu sukcesu i, mój Boże, tyle właśnie zamierzam zrobić. – Mnich przerwał dokładnie na dwie sekundy, potem dodał: – O ile to jest Bourne.

Z Elliotem Stevensem stało się coś takiego, jakby go ktoś uderzył niewidzialnym młotkiem.

– Co pan powiedział? – wyjąkał.

1 ... 61 62 63 64 65 66 67 68 69 ... 116 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название