Dzie? ?mierci
Dzie? ?mierci читать книгу онлайн
Andrew Ryan, detektyw z Wydzia?u Zab?jstw, znowu mo?e pom?c w rozwik?aniu zagadki Tempe, a przy okazji i…sobie! Bo prywatnie samotno?? doskwiera przecie? obojgu…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Mów.
– Pewnego dnia Heidi i Brian nie pojawili się na porannym spotkaniu. Odeszli.
– Dokąd?
– Nie wiem.
– Myślisz, że Owens wysłał kogoś za nimi?
Spojrzała w kierunku okna i zagryzła dolną wargę.
– To nie wszystko. Jednej nocy zeszłej jesieni Carlie obudził się i marudził, więc zeszłam na dół po mleko. Usłyszałam ruch w biurze, potem głos jakiejś kobiety, cichy, jakby nie chciała, by ktoś ją usłyszał. Na pewno rozmawiała przez telefon.
– Rozpoznałaś ten głos?
– Tak. To była jedna z kobiet, które pracowały w biurze.
– Co mówiła?
– Mówiła komuś, że ktoś jest okej. Nie słyszałam więcej, poszłam na górę.
– Mów dalej.
– To samo miało miejsce jakieś trzy tygodnie temu, tylko że tym razem to była kłótnia. Ci ludzie byli naprawdę wściekli, ale drzwi były zamknięte i nie słyszałam słów. To był Dom i ta sama kobieta.
Wytarła łzę z policzka wierzchem dłoni. Wciąż unikała mojego wzroku.
– Następnego dnia jej nie było i już nigdy jej nie widziałam. Jej i jeszcze jednej kobiety. Po prostu zniknęły.
– Czy ludzie nie przychodzą i odchodzą?
Spojrzała na mnie.
– Ona pracowała w biurze. To chyba ona odbierała te telefony, o które pytaliście. – Klatka piersiowa opadała i unosiła się, jakby z całych sił powstrzymywała łzy. – I to była najlepsza przyjaciółka Heidi.
Poczułam ucisk w żołądku.
– Miała na imię Jennifer?.
Przytaknęła.
Wzięłam głęboki oddech. Zachowaj spokój ze względu na nią.
– Kim była ta druga kobieta?
– Nie jestem pewna. Nie była długo. Chwileczkę. Na imię miała chyba Alice. Albo Annę.
Serce zabiło mi bardzo mocno. Boże, nie.
– Wiesz, skąd ona była?
– Gdzieś z Północy. Nie, może z Europy. Czasami rozmawiała z Jennifer w innym języku.
– Czy myślisz, że Dom Owens kazał zabić Heidi i jej dzieci? Dlatego boisz się o Carlie'ego?
– Pani nie rozumie. To nie Dom. On próbuje nas chronić i nam tłumaczyć. – Wpatrywała się we mnie w skupieniu, jakby chciała dotrzeć do środka mojego umysłu. – Dom nie wierzy w antychrysta. Chce nas tylko uchronić przed zniszczeniem. – Jej głos zaczął drżeć, krótkie oddechy wypełniały przerwy między słowami. Podniosła się i podeszła do okna. – To nie Dom. To ona. Dom chce dla nas życia wiecznego.
– Kto?
Kathryn chodziła po kuchni jak schwytane do klatki zwierzę, wykręcając sobie wszystkie palce. Po twarzy płynęły łzy.
– Ale nie teraz. Jest za wcześnie. To nie może być teraz. – Błagalnie.
– Co jest za wcześnie?
– A jeżeli oni się mylą? Może nie ma wystarczającej ilości energii kosmicznej? A może tam nic nie ma? A co, jeżeli Carlie po prostu umrze? Jeżeli moje dziecko umrze?
Zmęczenie. Niepokój. Poczucie winy. Kathryn nie miała już siły im się opierać i zaczęła płakać. I mówić tak chaotycznie, że wiedziałam, iż niczego więcej od niej się nie dowiem.
Podeszłam i objęłam ją obiema rękami.
– Kathryn, musisz odpocząć. Połóż się na chwilę. Potem porozmawiamy
Wydała jakiś niezrozumiały dźwięk i pozwoliła się zaprowadzić na górę do pokoju gościnnego. Wyjęłam ręczniki i zeszłam na dół po jej plecak. Kiedy wróciłam, leżała na łóżku z jedną dłonią na czole, z zamkniętymi oczami, a łzy ześlizgiwały się po skroniach i znikały we włosach.
Zostawiłam plecak na komodzie i zamknęłam żaluzje. Kiedy zamykałam drzwi, mówiła coś cicho, z zamkniętymi oczami, ledwie poruszając ustami.
Już dawno niczyje słowa tak mnie nie przestraszyły.