-->

Dreszcz

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dreszcz, Francis Dick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dreszcz
Название: Dreszcz
Автор: Francis Dick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 199
Читать онлайн

Dreszcz читать книгу онлайн

Dreszcz - читать бесплатно онлайн , автор Francis Dick

Oferta, jak? Dan Roke – w?a?ciciel stadniny w malowniczych krajobrazach Australii – us?ysza? z ust hrabiego Octobra, wydawa?a mu si? zbyt kusz?ca finansowo, by z niej nie skorzysta?. Wystarczy?o zaszy? si? jako stajenny w Yorkshire w Wielkiej Brytanii i wy?wietli? spraw? tajemniczych doping?w na wy?cigach konnych. Faworyci bowiem przegrywali tam podejrzanie cz?sto pewne gonitwy. Problemem by?o tylko to, ?e w?sz?cy ju? wcze?niej wok?? tej sprawy dziennikarz, Tommy Stapleton, mia? dziwny wypadek samochodowy, z kt?rego nie wyszed? ca?o…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Przez większą część tych czterech nocy i dni po prostu czekałem, godzina za godziną, w milczeniu. Myśląc o Adamsie, żywym i umarłym. Niepokojąc się o Humbera. Myśląc o tym, jak inaczej mogłem rozwiązać sprawę. Oswajając się z myślą, że jednak mogę nie wyjść bez procesu… a nawet w ogóle nie wyjść. Czekając aż przestaną mnie boleć potłuczenia i nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji na betonie. Licząc ilość cegieł od podłogi do sufitu i mnożąc ją przez długość ścian (minus drzwi i okno). Myśląc o mojej stadninie, o moich siostrach, o braciszku i reszcie mojego życia.

W poniedziałek rano rozległo się znane mi już brzęczenie otwieranych z klucza drzwi, ale kiedy się otworzyły, nie stanął w nich jak zazwyczaj policjant w mundurze, ale October.

Stałem oparty o ścianę. Nie widziałem Octobra przez trzy miesiące. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę i najwyraźniej mój bardzo obszarpany wygląd był dla niego szokiem.

– Daniel – powiedział. Jego głos był niski i gruby.

Nie odczuwałem potrzeby współczucia. Wsadziłem lewy kciuk do kieszeni, przybrałem postawę wyprostowaną i wyszczerzyłem zęby.

– Witaj, Edward.

Twarz Octobra rozjaśniła się, roześmiał się.

– Widzę, że jesteś cholernie twardy – powiedział. No cóż… może lepiej nie wyprowadzać go z błędu.

– Czy mógłbyś użyć swoich wpływów i załatwić mi kąpiel?

– Możesz mieć wszystko, co chcesz, jak tylko stąd wyjdziesz.

– Wyjdę? Na dobre?

– Na dobre – skinął głową. – Umarzają sprawę. Nie zdołałem ukryć ulgi.

October uśmiechnął się sardonicznie:

– Uważają, że szkoda pieniędzy na twój proces. Możesz być pewien całkowitego uniewinnienia. Usprawiedliwione zabójstwo, całkiem legalne.

– Nie przypuszczałem, że mi wierzą.

– Wszystko sprawdzili. To, co powiedziałeś im we czwartek, jest teraz wersją oficjalną.

– Czy Humber…?

– Wczoraj odzyskał przytomność, zdaje się. Ale podobno nie może jeszcze odpowiadać na pytania. Czy policja nie powiedziała ci, że nie grozi mu niebezpieczeństwo?

Potrząsnąłem głową.

– Oni tu nie są bardzo rozmowni. A jak Elinor?

– Już dobrze. Jest tylko trochę osłabiona.

– Przykro mi, że została w to wciągnięta. To moja wina.

– Ależ, chłopie, to wyłącznie jej wina – zaprotestował. – Daniel… chodzi o Patty… i to, co ci powiedziałem.

– Do licha – przerwałem mu. – To było tak dawno. Czy kiedy mówiłeś o wyjściu, to miałeś na myśli teraz, w tej chwili?

– Jak najbardziej.

– To nie tkwijmy tu dłużej. Jeśli nie masz nic przeciwko temu. October rozejrzał się po celi i drgnął. Napotkawszy mój wzrok rzekł przepraszająco:

– Nie przewidywałem takich rzeczy.

– Ani ja – uśmiechnąłem się blado.

Pojechaliśmy do Londynu, najpierw samochodem do Newcastle, a dalej pociągiem. Ze względu na to, że zatrzymano nas dłużej w komisariacie przy omawianiu szczegółów dotyczących mojego stawienia się na urzędowe dochodzenie przyczyny zgonu Adamsa, wszelkie ablucje pociągnęłyby za sobą spóźnienie się na pociąg ekspresowy Flying Scotchman, w którym October zarezerwował miejsca. Pojechałem więc tak, jak stałem.

Do wagonu restauracyjnego October wszedł pierwszy, ale kiedy miałem usiąść naprzeciwko niego, kelner złapał mnie za łokcie.

– Hej, ty – krzyknął ostro – zmiataj. Tylko dla pasażerów pierwszej klasy.

– Mam bilet pierwszej klasy – powiedziałem cicho.

– Coś podobnego! Może zobaczymy?

Wyciągnąłem z kieszeni kawałek białego kartoniku. Kelner pociągnął nosem i wskazał mi miejsce naprzeciwko Octobra.

– No dobrze. Jeżeli będzie się naprzykrzał, proszę pana – zwrócił się do Octobra – proszę mi powiedzieć, a zaraz go wyrzucę, z biletem czy bez.

Odszedł kołysząc się zgodnie z ruchem pociągu.

Nie trzeba chyba podkreślać, że wszyscy w restauracyjnym wagonie obrócili się w naszą stronę, żeby dokładnie przyjrzeć się awanturze. Uśmiechając się usiadłem naprzeciwko Octobra. Wyglądał na bardzo zażenowanego.

– Nie przejmuj się z mojego powodu – powiedziałem. – Jestem do tego przyzwyczajony. – I nagle zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście jestem w końcu do tego przyzwyczajony i że tego typu traktowanie nigdy już nie będzie dla mnie problemem. – Ale jeśli wolisz raczej udawać, że mnie nie znasz, to nie krępuj się… – Wziąłem do ręki kartę.

– Nie bądź bezczelny.

– Tak jest – uśmiechnąłem się do niego znad menu.

– Trudno ci dorównać w przewrotności, Daniel. Może potrafi to jedynie Roddy Beckett.

– Drogi Edwardzie… kawałek chlebka proszę.

Roześmiał się, w przyjacielskiej atmosferze dojechaliśmy do Londynu, tworząc najbardziej niedobraną parę, jaka kiedykolwiek korzystała z wykrochmalonych białych podgłówków na siedzeniach brytyjskich kolei.

Dolałem sobie jeszcze kawy i spojrzałem na zegarek. Pułkownik Beckett był spóźniony o dwadzieścia minut. Gołębie siedziały spokojnie na parapecie okiennym, zmieniłem pozycję na krześle, nie nudziłem się jednak, nie traciłem cierpliwości, przypominałem sobie swoją wizytę u fryzjera hrabiego Octobra i przyjemność, jaką sprawiło mi obcięcie włosów i zgolenie bokobrodów. Sam fryzjer (który prosił o zapłacenie z góry) był, jak mówił, zdziwiony wynikami tego zabiegu.

– Wyglądamy teraz bardziej na dżentelmena, co? Czy mógłbym jednak zaproponować… szampon?

Szczerząc zęby w uśmiechu przystałem na szampon, który zostawił czysty ślad w połowie mojej szyi.

A potem, już w domu Octobra czekał mnie luksus gorącej kąpieli, zrzucenia mojego cuchnącego przebrania, i dziwne uczucie ubierania się we własne rzeczy. Wtedy dopiero spojrzałem znów w to samo długie lustro. Widoczny był w nim mężczyzna, który przed czterema miesiącami przyjechał z Australii, mężczyzna w dobrym szarym garniturze, białej koszuli i granatowym jedwabnym krawacie. W każdym razie widoczna była jego zewnętrzna powłoka. Bo w środku nie byłem na pewno tym samym mężczyzną, i nigdy już nie będę.

Zszedłem na dół do szkarłatnego saloniku, gdzie October z całą powagą chodził koło mnie, poczęstował mnie szklaneczką dobrego wytrawnego sherry i powiedział:

– To absolutnie nie do wiary, że to jest ten młody zbir, który dziś rano przyjechał ze mną pociągiem.

– To niby ja? – odparłem zimno, a October roześmiał się. Posadził mnie na krześle tyłem do drzwi, siedziałem tak pijąc sherry i słuchając towarzyskiej pogawędki o koniach Octobra. Kręcił się wokół kominka nieco skrępowany i zastanawiałem się, co ma w zanadrzu.

Wkrótce się przekonałem. Drzwi otworzyły się. October spojrzał ponad moim ramieniem i uśmiechnął się.

– Chciałbym wam obydwu kogoś przedstawić – powiedział.

Wstałem i odwróciłem się. Patty i Elinor stały obok siebie. W pierwszej chwili nie poznały mnie. Patty uprzejmie wyciągnęła rękę i powiedziała: „Witam pana”, czekając najwyraźniej, żeby jej ojciec dokonał prezentacji. Wziąłem jej rękę w moją lewą i podprowadziłem ją do krzesła.

– Proszę usiąść. Dozna pani szoku.

Patty nie widziała mnie trzy miesiące, ale od czasu niefortunnej wizyty Elinor w stajni Humbera minęły zaledwie cztery dni. Elinor rzekła więc z wahaniem:

– Nie wygląda pan tak samo… ale pan jest Daniel.

– Skinąłem głową, a ona oblała się rumieńcem.

Błyszczące oczy Patty spojrzały prosto na mnie, jej różowe usta rozchyliły się.

– Pan… pan jest naprawdę Danny?

– Tak.

– Och… – I rumieniec, znacznie głębszy niż u jej siostry, zaczął obejmować jej szyję, dla Patty była to istotnie chwila wstydu.

October obserwował ich zmieszanie.

– Dobrze im tak – powiedział – to im się należy za wszystkie kłopoty, jakich narobiły.

– Ależ nie – wykrzyknąłem – nie bądź dla nich tak surowy… Ciągle jeszcze nie mówiłeś im o mnie?

– Nie – odparł October niepewnie, zaczynając podejrzewać, że córki mają więcej powodów do rumieńców, niż jemu się wydaje, i że to niespodziewane spotkanie okazało się niezwykłym sukcesem.

– To powiedz im teraz, a ja pójdę porozmawiać z Terencem… Kiedy wróciłem do saloniku obie wyglądały na pokonane, a October przyglądał się im niepewnie. Pomyślałem, że ojcowie mogą być bardzo niegrzeczni dla swoich córek w sposób niezamierzony.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название