-->

Dreszcz

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dreszcz, Francis Dick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dreszcz
Название: Dreszcz
Автор: Francis Dick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 199
Читать онлайн

Dreszcz читать книгу онлайн

Dreszcz - читать бесплатно онлайн , автор Francis Dick

Oferta, jak? Dan Roke – w?a?ciciel stadniny w malowniczych krajobrazach Australii – us?ysza? z ust hrabiego Octobra, wydawa?a mu si? zbyt kusz?ca finansowo, by z niej nie skorzysta?. Wystarczy?o zaszy? si? jako stajenny w Yorkshire w Wielkiej Brytanii i wy?wietli? spraw? tajemniczych doping?w na wy?cigach konnych. Faworyci bowiem przegrywali tam podejrzanie cz?sto pewne gonitwy. Problemem by?o tylko to, ?e w?sz?cy ju? wcze?niej wok?? tej sprawy dziennikarz, Tommy Stapleton, mia? dziwny wypadek samochodowy, z kt?rego nie wyszed? ca?o…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Miałem nadzieję, że tak się nie stanie, ale aż nazbyt dobrze zdawałem sobie sprawę, że czas, jaki spędzę w areszcie, zależy jedynie od tego, jak przekonywająco zdołam udowodnić, że zabiłem w obronie własnej. Nie na próżno byłem synem prawnika.

Następne godziny były koszmarem. Siły policyjne w Clavering składały się z gromady twardych cyników, którzy starali się w miarę własnych możliwości powstrzymywać żywotną falę przestępczości w górniczym regionie o wysokim procencie bezrobocia. Rękawiczki nie figurowały w ich wyposażeniu. Poszczególni policjanci kochali być może swoje żony i byli dobrzy dla swoich dzieci, ale nawet jeśli tak było, to zachowywali dobry humor i humanitarność jedynie na godziny wolne od pracy.

A pracy mieli dużo. Budynek pełen był gwaru i spieszących się głosów. Przepychano mnie ciągle jeszcze zakutego w kajdanki, z pokoju do pokoju, pod eskortą, i zadawano mi sporadyczne pytania.

– Później – mówiono. – Tym zajmiemy się później. Na niego mamy całą noc.

Z tęsknotą myślałem o gorącej kąpieli, wygodnym łóżku i kilku tabletkach aspiryny. Nie dostałem niczego.

Późno wieczorem posadzono mnie na krześle w pustym, jasno oświetlonym pokoju, i wtedy powiedziałem im, co robiłem u Humbera i jak to się stało, że zabiłem Adamsa. Opowiedziałem im wszystko, co się wydarzyło tego dnia. Nie uwierzyli mi, o co nie miałem pretensji. Uparcie, uznając to za rzecz oczywistą, oskarżali mnie o morderstwo. Protestowałem. Ale bezskutecznie.

Zadawali mi mnóstwo pytań. Odpowiadałem na nie. Wtedy zadawali mi je znowu. I znów odpowiadałem. Zadawali pytania systemem sztafetowym, jeden przejmował śledztwo od drugiego, wydawało się więc, że wszyscy przez cały czas pozostają w pełni sił, podczas gdy ja byłem coraz bardziej zmęczony. Byłem zadowolony, że nie muszę podtrzymywać historii utkanej z szeregu kłamstw, bo w tym stanie wzrastającego zmęczenia i niewygody trudno było zachować jasność umysłu nawet po to, żeby mówić prawdę. A oni czekali, żebym popełnił błąd.

– Teraz powiedz nam, co się naprawdę wydarzyło.

– Już powiedziałem.

– To była raczej historyjka z jakiejś powieści przygodowej.

– Zatelegrafujcie do Australii po odpis kontraktu, jaki podpisałem podejmując się tej pracy. – Po raz czwarty powtarzałem adres mojego adwokata, i po raz czwarty już go zapisywali.

– Powiedziałeś, że kto cię zaangażował?

– Hrabia October.

– I bez wątpienia on też to potwierdzi…

– On do soboty jest w Niemczech.

– To niedobrze. – Uśmiechali się złośliwie.

Wiedzieli od Cassa, że pracowałem w stajni Octobra. Cass powiedział im, że byłem kiepskim stajennym, nieuczciwym, strachliwym i niezbyt bystrym. Ponieważ sam wierzył w to, co mówił, łatwo ich przekonał.

– Miałeś kłopoty z córką hrabiego, prawda?

Cholerny Cass, pomyślałem ze złością, cholerny Cass i jego plotkarski ozór.

– A teraz mścisz się na nim za to, że cię wyrzucił, i wplątujesz go w tę historię?

– Tak jak zemściłeś się na panu Humberze za to, że cię wczoraj wyrzucił.

– Nie. Sam odszedłem, bo skończyłem już swoją pracę.

– A więc za to, że cię bił?

– Nie.

– Koniuszy mówi, że zasłużyłeś na to.

– Adams i Humber prowadzili oszukańczą grę na wyścigach. Odkryłem to i próbowali mnie zabić. – Wydawało mi się, że mówię to już po raz dziesiąty i nie wywiera to na nich najmniejszego wrażenia.

– Obrażali cię tym biciem. Wróciłeś, żeby się zemścić… To dość częsta rzecz.

– Nie.

– Myślałeś o tym, potem wróciłeś i zaatakowałeś ich. Strasznie to wyglądało. Krew w całym pomieszczeniu…

– To była moja krew.

– Możemy określić jej grupę.

– Więc zróbcie to. To moja krew.

– Z tego małego rozcięcia? Nie bądź aż tak głupi.

– To rozcięcie zostało zszyte.

– Aha, wracamy więc do lady Elinor Tarren, córki hrabiego Octobra. Narobiłeś jej kłopotu, co?

– Nie.

– Spodziewała się dziecka?

– Nie. Zapytajcie lekarza.

– Więc wzięła pigułki nasenne…

– Nie. Adams ją otruł. – Opowiedziałem im dwukrotnie o słoiku fenobarbitonu, i musieli go znaleźć, kiedy pojechali do stajni, ale nie przyznali się do tego.

– Wyleciałeś ze stajni, boją uwiodłeś. Nie mogła znieść wstydu. Zażyła pigułki nasenne.

– Nie miała powodu do wstydu. To nie ona, tylko jej siostra. Patricia oskarżała mnie o uwiedzenie. Adams podał Elinor truciznę w dżinie zmieszanym z campari. Dżin, campari i fenobarbiton były zarówno w kantorze, jak i w pobranej do analizy próbce zawartości jej żołądka.Nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.

– Do tego wszystkiego jeszcze przekonała się, że ją porzuciłeś. Pan Humber na pocieszenie poczęstował ją drinkiem, wróciła z powrotem do college’u i zażyła pigułki nasenne.

– Nie.

Mówiąc delikatnie, byli sceptycznie nastawieni do opowieści o używaniu przez Adamsa miotacza płomieni.

– Znajdziecie go w szopie.

– A, w tej szopie… Gdzie to ona ma być, jak mówiłeś? Wytłumaczyłem im dokładnie jeszcze raz.

– Pole należy prawdopodobnie do Adamsa. Możecie to sprawdzić.

– To istnieje tylko w twojej wyobraźni.

– Poszukajcie, a znajdziecie nie tylko szopę, ale i miotacz płomieni…

– Najprawdopodobniej używany jest do wypalania wrzosowisk. W tych okolicach wielu farmerów ma taki przyrząd.

Pozwolili mi zatelefonować, żeby znaleźć pułkownika Becketta. Jego służący w Londynie powiedział mi, że pułkownik wyjechał do przyjaciół w Berkshire na wyścigi w Newbury. Lokalna centrala w Berkshire była nieczynna, bo, jak wyjaśniła telefonistka, woda z pękniętej rury zalała kabel. Inżynierowie pracowali nad naprawą.

Byłem ciekaw, czy moje życzenie skontaktowania się z jednym z oficjalnych zwierzchników sportu wyścigowego przekonało ich.

– Pamiętacie tego faceta, co udusił swoją żonę? Kompletnie pomylony. Upierał się, żeby zadzwonić do lorda Bertranda Russella i oznajmić mu, że zadał cios na rzecz pokoju!

Około północy jeden z nich oświadczył, że nawet gdyby (w co oczywiście on sam nie wierzył) to, co mówiłem o moim zadaniu wykrycia poczynań Adamsa i Humbera, nawet gdyby wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu okazało się to prawdziwe, i tak nie uprawniałoby mnie do zabicia ich.

– Humber żyje – powiedziałem.

– Jeszcze żyje.

Serce podskoczyło mi do gardła. O Boże, pomyślałem, Humber nie. Niech Humber nie umrze.

– Więc ogłuszyłeś Adamsa laską?

– Nie, powiedziałem już, że zieloną szklaną kulą. Trzymałem ją w lewej ręce i uderzyłem tak mocno, jak mogłem. Nie miałem zamiaru go zabić, chciałem go tylko unieszkodliwić. Jestem praworęczny… nie mogłem dobrze ocenić, jak mocno uderzam lewą ręką.

– To dlaczego używałeś lewej ręki?

– Mówiłem już.

– Powiedz jeszcze raz. Powiedziałem jeszcze raz.

– I mimo że twoja prawa ręka nie nadawała się do użytku, wsiadłeś na motocykl i pojechałeś piętnaście kilometrów do Durham? Czy uważasz nas za głupców?

– Odciski palców moich obu rąk są na przycisku do papieru. Najpierw prawej ręki, kiedy rzucałem kulą na Humbera, a na wierzchu lewej, kiedy uderzyłem Adamsa. Wystarczy sprawdzić.

– Teraz jeszcze odciski palców – powiedzieli sarkastycznie.

– A skoro już jesteśmy przy tym temacie, to odciski palców mojej lewej ręki znajdziecie także na telefonie. Usiłowałem zadzwonić do was z kantoru. Odciski lewej ręki są na kurkach w umywalni… na kluczu i na klamce, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. A w każdym razie były tam…

– A jednak jechałeś motocyklem.

– Bezwład ręki już wtedy ustąpił.

– A teraz?

– Teraz też nie jest bezwładna.

Jeden z nich podszedł do mnie, złapał mój prawy nadgarstek i podniósł mi rękę wysoko. Kajdanki zadzwoniły i moja lewa ręka również się podniosła. Wszystkie obrażenia spuchły i były bardzo bolesne. Policjant opuścił moją rękę. Przez chwilę panowała cisza.

– Może go boleć – rzekł wreszcie jeden z nich, niechętnie.

– Albo udaje.

– Może.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название