Bez pozegnania
Bez pozegnania читать книгу онлайн
"Trzy dni przed ?mierci? matka wyzna?a – to by?y niemal jej ostatnie s?owa – ?e m?j brat wci?? ?yje" – tak zaczyna si? najnowszy thriller Cobena. Od dnia, w kt?rym brat Willa Kleina, Ken, zamordowa? Juli?, jego by?? sympati?, min??o jedena?cie lat. ?cigany mi?dzynarodowymi listami go?czymi, dos?ownie zapad? si? pod ziemi?. Z czasem rodzina uzna?a go za zmar?ego. Przegl?daj?c dokumenty rodzic?w, Will natrafia na ?wie?o zrobione zdj?cie Kena. Wkr?tce potem znika Sheila, narzeczona Willa. Coraz wi?cej poszlak wskazuje, ?e nie by?a osob?, za kt?r? si? podawa?a. FBI poszukuje jej jako g??wnej podejrzanej w sprawie o podw?jne zab?jstwo. Co ??czy Sheil? z seri? morderstw i spraw? sprzed jedenastu lat? Czy ona tak?e pad?a ofiar? zab?jcy? Gdzie jest Ken? Will nie zazna spokoju, zanim nie dotrze do…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Nie, skądże. Skoro zamierzała pani pomóc, to dlaczego pani uciekła?
– Nie domyślił się pan?
Zaprzeczyłem. Złożyła dłonie na podołku i lekko kołysała się do przodu i do tyłu.
– Tanya?
– Usłyszałam pańskie nazwisko – powiedziała.
– Przepraszam?
– Pytał pan, dlaczego uciekłam. – Przestała się kołysać. – To dlatego, że usłyszałam pańskie nazwisko.
– Nie rozumiem.
Znowu spojrzała na drzwi.
– Louis nie wiedział, kim pan jest. Ja też nie. Squares wygłaszał mowę i usłyszałam pańskie nazwisko. Pan jest Will Klein.
– Tak.
– I jest pan – szepnęła – bratem Kena. Zamilkła.
– Znała pani mojego brata?
– Poznaliśmy się. Dawno temu.
– W jaki sposób?
– Przez Sheilę. – Wyprostowała się i spojrzała na mnie.
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Tymczasem w oczach Tanyi nie dostrzegłem śladu przeżytej klęski, smutnej historii jej cierpień. – Louis powiedział wam o gangsterze, z którym zadawała się Sheila.
– Tak.
– To był pana brat.
Chciałem zaprotestować, ale powstrzymałem się, widząc, że ma mi więcej do powiedzenia.
– Sheila nie nadawała się do takiego życia. Była zbyt ambitna. Poznała Kena. Pomógł jej zapisać się do ekskluzywnego college'u w Connecticut głównie po to, żeby rozprowadzała narkotyki. Widuje się facetów, którzy wypruwają sobie flaki o miejsce na rogu ulicy. Natomiast w szkole dla bogatych dzieciaków możesz zgarniać łatwy szmal, jeśli opanujesz rynek.
– Chce pani powiedzieć, że mój brat robił takie rzeczy? Znów zaczęła się kołysać.
– Naprawdę nic pan o tym nie wiedział?
– Nie.
– Myślałam… – urwała.
– Co?
Potrząsnęła głową.
– Nic takiego…
– Proszę – powiedziałem.
– To po prostu niesamowite. Najpierw Sheila kręciła z pańskim bratem, teraz spiknęła się z panem. A pan zachowuje się tak, jakby nie miał o tym pojęcia.
Znów nie wiedziałem, jak zareagować.
– Co stało się z Sheilą?
– Wie pan lepiej niż ja.
– Nie, ja pytam o to, co było dawniej, kiedy była w college'u Nie widziałam jej po tym, jak stąd wyjechała. Zadzwoniła parę razy, to wszystko. Potem przestała nawet dzwonić. Tylko że Ken był złym człowiekiem. Pan i Squares wydaliście mi się mili. Pomyślałam, że może w końcu spotkało ją coś dobrego.
– Kiedy jednak usłyszałam pana nazwisko… Wzruszyła ramionami.
– Czy mówi pani coś imię Carly? – spytałem.
– Nie, a powinno?
– Wiedziała pani, że Sheila miała córkę? Tanya znów zaczęła się kołysać. Jęknęła:
– O Boże.
– Wiedziała pani? Energicznie pokręciła głową.
– Nie.
– Poszedłem za ciosem.
– Zna pani Philipa McGuane'a? Wciąż kręciła głową.
– Nie.
– A Johna Asseltę? Albo Julie Miller?
– Nie – powiedziała bez namysłu. – Nie znam tych ludzi. – Wstała i odwróciła się do mnie plecami. – Miałam nadzieję, że zdołała uciec.
– Bo zdołała – odparłem. – Na jakiś czas.
Zgarbiła się i zaczęła oddychać z jeszcze większym trudem.
– Zasłużyła na coś lepszego.
Tanya ruszyła w kierunku wyjścia. Nie poszedłem za nią. Popatrzyłem na drzwi do pokoju Louisa Castmana i znów pomyślałem, że oboje są więźniami. Tanya zatrzymała się. Czułem na plecach jej wzrok. Odwróciłem się do niej.
– Squares zna różnych ludzi – powiedziałem. – Możemy pomóc w przeprowadzeniu operacji plastycznej.
– Nie, dziękuję.
– Nie może pani żyć tylko zemstą. Próbowała się uśmiechnąć.
– Myśli pan, że tylko o to chodzi? Sądzi pan, że tkwię tutaj z powodu tego? – Wskazała na swoją oszpeconą twarz.
Znów zbiła mnie z tropu.
– Powiedział panu, jak zwerbował Sheilę?
– Kiwnąłem głową.
– Przypisuje sobie całą zasługę. Mówi o swoich pięknych ciuchach i gładkich gadkach. Tymczasem większość dziewcząt, nawet dopiero wysiadających z autobusu, obawia się pójść z facetem. Dlatego Louisowi musiała towarzyszyć kobieta, której obecność pomagała uśpić podejrzenia. Dawała dziewczynom złudne poczucie bezpieczeństwa.
Czekała. Miała suche oczy. Poczułem, jak gdzieś głęboko budzi się we mnie drżenie i rozchodzi po całym ciele. Tanya podeszła do drzwi i je otworzyła. Wyszedłem i nigdy tam nie wróciłem.
43
Automatyczna sekretarka zarejestrowała dwie wiadomości. Pierwszą nagrała matka Sheili, Edna Rogers. Jej głos brzmiał sucho i bezosobowo. Powiadomiła mnie, że pogrzeb odbędzie się za dwa dni w kaplicy w Mason, w stanie Idaho. Podała czas, adres i wskazówki, jak dojechać z Boise. Zapisałem tę wiadomość.
Drugą zostawiła Yvonne Sterno, prosząc, żebym natychmiast się z nią skontaktował. Ton głosu zdradzał z trudem powstrzymywane podniecenie. Zaniepokoiło mnie to. Zastanawiałem się, czy może odkryła prawdziwą tożsamość Owena Enfielda – a jeśli tak, czy to dobrze, czy źle?
Odebrała po pierwszym sygnale.
– Co jest? – zapytałem.
– To duża sprawa, Will.
– Słucham.
– Powinniśmy byli zorientować się wcześniej.
– W czym?
– Poskładać fragmenty łamigłówki. Facet pod fałszywym nazwiskiem. Silne zainteresowanie FBI. Wszystko w sekrecie.
– Mała społeczność, spokojna okolica. Nadążasz?
– Niezupełnie.
– Kluczem było Cripco – ciągnęła. – To fasadowa firma. Sprawdziłam w kilku źródłach. Rzecz w tym, że wcale ich tak dobrze nie ukrywają. Przykrywka nie jest idealna. Wychodzą z założenia, że jeśli ktoś zauważy faceta, to trudno. Nie zamierzają zadawać sobie wiele trudu.
– Yvonne? – powiedziałem.
– Co?
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Cripco, ta firma, która wynajęła dom i samochód, ma powiązania z biurem szeryfa federalnego.
– Zaczekaj chwilę. Chcesz powiedzieć, że Owen Enfield jest tajnym agentem?
– Nie, nie sądzę. Kogo by usiłował przyskrzynić w Stonepointe – staruszka oszukującego przy grze w remika?
– W takim razie kim jest?
– To biuro szeryfa federalnego, a nie FBI, prowadzi program ochrony świadków. Znów zbiła mnie z tropu.
– Zatem twierdzisz, że Owen Enfield…
– Tak, myślę, że rząd go ukrywał. Wyposażyli go w nową tożsamość. Problem polega na tym, że – jak już mówiłam przykrywka nie jest idealna. Wielu ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Do diabła, czasem nawet postępują jak idioci. Wiem z pewnego źródła o jednym czarnoskórym handlarzu narkotyków z Baltimore, którego umieścili na białym jak lilia przedmieściu Chicago. Kompletnie skrewili. Rozumiesz, co mam na myśli?
– Tak sądzę.
– Zatem przypuszczam, że ten Owen Enfield nie był aniołkiem. Tak samo jak większość facetów objętych programem ochrony świadków. Chronili go, a on z jakiegoś powodu zamordował tych dwóch facetów i uciekł. FBI nie chce, żeby to dostało się do mediów. Pomyśl, jakie to byłoby kłopotliwe: rząd idzie na ugodę z przestępcą, a on morduje i znika. Takie rzeczy nie powinny przedostać się do opinii publicznej.
Milczałem.
– Will?
– Taak.
– Co przede mną ukrywasz? Zastanawiałem się, co powiedzieć.
– Mów – nalegała. – Przysługa za przysługę, pamiętasz? Wymiana informacji.
Nie wiem, czy wyznałbym jej, że mój brat i Owen Enfield to jedna i ta sama osoba, dochodząc do wniosku, że lepiej ujawnić ten fakt, niż ukrywać prawdę. Ktoś jednak zadecydował za mnie. Usłyszałem trzask i telefon ogłuchł.
W tym momencie usłyszałem głośne pukanie do drzwi.
– FBI. Otwierać!
Rozpoznałem ten głos, należał do Claudii Fisher. Chwyciłem za klamkę, przekręciłem ją i o mało nie zostałem przewrócony na podłogę. Fisher wpadła do środka z pistoletem w ręku. Kazała mi podnieść ręce do góry. Towarzyszył jej partner, Darryl Wilcox. Oboje byli bladzi, zmęczeni i chyba lekko przestraszeni.
– Co jest, do diabła? – mruknąłem.
– Ręce do góry!
Spełniłem jej żądanie. Wyjęła kajdanki, a potem najwyraźniej się rozmyśliła. Zapytała niespodziewanie łagodnym głosem:
– Nie będzie pan stawiał oporu? Potwierdziłem.