Dzie? ?mierci
Dzie? ?mierci читать книгу онлайн
Andrew Ryan, detektyw z Wydzia?u Zab?jstw, znowu mo?e pom?c w rozwik?aniu zagadki Tempe, a przy okazji i…sobie! Bo prywatnie samotno?? doskwiera przecie? obojgu…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Katy i ja trzymałyśmy się łodzi i siebie nawzajem, nasze ciała wstrząsane były siłą odśrodkową przy ostrzejszych zakrętach, a my śmiałyśmy się i podobała nam się i prędkość, i krajobrazy. Zawsze kochałam wyspę Murtry, ale chyba jeszcze bardziej docieranie na miejsce.
Kiedy dotarliśmy do celu, mgła już opadła. Słońce zalewało dok i znak wejścia na wyspę. Wietrzyk poruszał gałęziami drzew, których liście rzucały drgające cienie na napis: WŁASNOŚĆ RZĄDOWA. NIE WCHODZIĆ ZAKAZ WSTĘPU.
Kiedy rozładowano łodzie i wszyscy zeszli z pokładu, Sam przedstawił ludziom Katy. Ja znałam większość z nich, choć dostrzegłam kilka nowych twarzy. Joey został zatrudniony dwa lata wcześniej. Fred i Hank byli tu od lat. Przedstawiając ekipę, Sam krótko opisał operację.
Joey, Larry, Tommy i Fred byli technikami, do ich codziennych obowiązków należało utrzymywanie dobrych warunków i transport zaopatrzenia. Malowali i reperowali, czyścili zagrody i miejsca dokarmiania i pilnowali, by zwierzęta miały zawsze wodę i pokarm.
Jane, Chris i Hank, bardziej zaangażowani w badania, obserwowali grupy pozyskując rozmaite dane.
– Jakie? – zainteresowała się Katy.
– Ciąże, narodziny, śmierci, problemy zdrowotne. Nieustannie obserwujemy populację. Prowadzimy też badania. Jane skupia się nad serotoniną. Codziennie obserwuje i zapisuje różne typy zachowań, które małpy są bardziej agresywne, bardziej impulsywne. Następnie porównujemy dane z poziomami serotoniny. Patrzymy też na ich miejsca w społeczności. Jej małpy noszą wysyłające sygnały telemetryczne kołnierze, więc łatwo jest je znaleźć. Pewnie jakąś zobaczysz.
– Serotoniną to substancja chemiczna w mózgu – wyjaśniłam.
– Tak – odparła Katy. – Nośnik, który, jak się uważa, ma związek z agresją.
Sam i ja spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. Cóż za dziewczyna!
– A jak określacie, czy małpa jest impulsywna? – padło kolejne pytanie mojej córki.
– Taki osobnik postępuje ryzykownie. Wykonuje dłuższe skoki, na wyższych drzewach. Opuszcza rodzinę wcześniej niż inne.
– Osobnik?
– To są próbne badania. Tylko na męskich przypadkach.
– Jeden z moich takich podopiecznych jest w obozie – powiedziała Jane, instalując sobie pudełko z długą anteną wokół pasa. – J-7. Należy do grupy 0. Często się tu kręcą.
– To ten kleptoman? – zapytał Hank.
– Tak. Zgarnia wszystko, co nie jest przytwierdzone do podłoża. W zeszłym tygodniu świsnął kolejny długopis. I zegarek Larry’ego. Myślałam, że Larry będzie miał wylew, tak za nim biegał.
Kiedy wszyscy wzięli już swoje rzeczy, sprawdzili przydzielone zadania i poszli, Sam zabrał Katy na wycieczkę po wyspie.
Poszłam za nimi przyglądając się, jak moja córka staje się obserwatorem małp.
Kiedy posuwaliśmy się szlakiem, Sam pokazywał miejsca karmienia i opisywał każdą z grup, która przy nich się zbierała. Mówił o terytorium, hierarchiach dominacji i granicach macierzyństwa, a Katy przez lornetkę przyglądała się drzewom.
W miejscu karmienia E Sam rzucił kilka ziaren suszonej kukurydzy na dach z blachy falistej.
– Stójcie cicho i patrzcie.
Wkrótce usłyszeliśmy szelest liści i dostrzegliśmy zbliżającą się grupę. Chwilę potem wokół nas zaroiło się od małp – kilka siedziało na drzewach, Inne zeszły na ziemię i pobiegły zebrać kukurydzę.
Katy była zachwycona.
– To jest grupa F – wyjaśnił Sam. – Jest niewielka, ale przewodzi w niej jedna z najważniejszych samic na wyspie. To prawdziwa suka.
Po drodze do obozu Sam pomógł Katy zaplanować prosty projekt. Uporządkowała swoje notatki, a on przyniósł jej torbę pełną kukurydzy, z którą ruszyła z powrotem między drzewa. Patrzyłam na nią, kiedy znikała między dwoma rzędami dębów, z lornetką na szyi.
Usiedliśmy z Samem na osłoniętej werandzie i rozmawialiśmy przez chwilę, potem on wrócił do pracy, a ja wyjęłam zdjęcia z tomografii komputerowej. Bardzo próbowałam się skupić, ale nie mogłam. Wzory zatok są raczej mało atrakcyjne, kiedy ma się widok na połyskujące w słońcu ujście rzeki i w powietrzu czuć zapach soli i sosny.
Ludzie, wśród nich Katy, wrócili w południe. Po posiłku złożonym z kanapek i chipsów Fritos Sam wrócił do analizy swoich danych, a Katy do lasu.
Znowu rozłożyłam swoje papiery, ale i tym razem nic z tego. Zasnęłam po trzeciej stronie.
Obudził mnie znajomy dźwięk.
Bum! Rat a tat a tat a tat a tat. Bum! Rat a tat a tat tat a tat.
Dwie małpy zeskoczyły z drzew i biegały po dachu werandy. Starając się nie zwrócić na siebie uwagi, otworzyłam drzwi osłony i zeszłam po schodach.
Grupa 0 przyszła do obozu i małpy siedziały teraz na drzewach nad stacją obozową. Te dwie, które mnie obudziły, skoczyły na dach przyczepy i usadowiły się na jego przeciwnych krańcach.
– To on. – Nie usłyszałam, kiedy Sam podszedł i stanął za mną. – Popatrz.
Podał mi lornetkę.
– Widzę oznakowania – powiedziałam, przypatrując się klatkom piersiowym każdej z małp. – J-7 i GN-9. J-7 ściska jakiś przedmiot, jakby bransoletę czy obrożę…
Oddałam mu lornetkę i Sam uniósł ją do oczu.
– Co on, do diabła, ma? To chyba nie jest zegarek Larry'ego?
Znowu lornetka znalazła się w moich rękach.
– To coś się błyszczy. Wygląda jak złoto, kiedy pada na to słońce. W tej samej chwili GN-9 rzucił się do przodu i wydał z siebie głośne ostrzeżenie. J-7 zaskrzeczał i zeskoczył z dachu, przeskakując z gałęzi na gałąź, aż w końcu zniknął nam z oczu za przyczepą. Jego skarb ześliznął się i z dachu i zniknął w rynnie,
– Zobaczmy,
Sam wyciągnął drabinę spod domku i oparł ją o przyczepę. Odgarnął pajęczyny, wchodząc na pierwszy szczebel sprawdził, czy drabina wytrzyma jego ciężar i wspiął się po niej.
– No nie!
– Co?
– Skurczybyk.
– Co to jest?
Obracał coś w dłoni.
– Niech mnie diabli.
– Co to jest? – Bardzo chciałam zobaczyć, co małpa upuściła, ale Sam zasłaniał mi widok.
Przez chwilę stał nieruchomo na szczycie drabiny z przekrzywioną głową.
– Sam, co tam masz?
Bez słowa zszedł na dół i podał mi przedmiot. Od razu wiedziałam, co to jest, i poczułam, że robi mi się słabo.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i staliśmy tak bez słowa.