Czarny Wiatr
Czarny Wiatr читать книгу онлайн
Ostatnie dni II wojny ?wiatowej. Do wybrze?y Stan?w Zjednoczonych dop?ywa japo?ski okr?t podwodny. Ale nie wype?nia powierzonego mu tajnego zadania. Zatopiony przez ameryka?ski niszczyciel znika na dnie oceanu wraz ze swym ?adunkiem…
Rok 2007. Kto? wie o misji sprzed sze??dziesi?ciu lat. I zamierza wykorzysta? to, co przewozi? japo?ski okr?t, by przeprowadzi? podst?pny plan. Na jego drodze stoi jednak troje ludzi: pi?kna biolog, m?ody in?ynier i ich ojciec, szef NUMA – Dirk Pitt.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Bułka z masłem. Przecięliśmy liny drugiego pływaka i uniósł się pod sufit jak pierwszy. Ale to zasługa Mike'a. Operował manipulatorami jak chirurg.
Sympatyczny, zawsze pogodny Farley uśmiechnął się skromnie.
– Skrzynia rozpadła się, jakby była z papieru. Ale bomby leżały nietknięte. Wzięliśmy dwie, pozostałe cztery są łatwo dostępne. Tylko uważajcie na prąd. Od ostatniego zanurzenia przybrał na sile.
– Dzięki, Mike.
Dirk pomógł obsłudze technicznej wymienić akumulatory w „Starfishu", a potem zrobił kontrolę przedzanurzeniową, by mieć pewność, że wszystkie systemy pokładowe działają prawidłowo. Tuż po pierwszej w nocy on i Summer wcisnęli się do pojazdu i dźwig opuścił ich do basenu wodującego. W czasie powolnego opadania niewiele rozmawiali. Powtarzające się zanurzenia zaczynały ich męczyć. Ale Dirkowi dodawał energii fakt, że wydobywają nietknięte bomby i wkrótce będzie wiadomo, jaka to broń biologiczna.
Summer ziewnęła szeroko.
– Chciałabym chrapać na koi jak reszta załogi – mruknęła. – Zdążymy zrobić dwa ostatnie kursy, zanim ktoś się obudzi.
– Spójrz na to optymistycznie – uśmiechnął się Dirk. – Będziemy pierwsi w kolejce po śniadanie.
26
Wyłonili się z ciemności jak zjawy sunące po wodzie. Mężczyźni w czerni płynęli czarnymi pontonami przez czarne morze. Tongju dowodził atakiem pierwszej łodzi. Towarzyszyło mu pięciu twardych komandosów uzbrojonych po zęby. Kim płynął w drugim pontonie z taką samą drużyną. Zmierzali w kierunku „Sea Rovera" w gumowych zodiacach z napędem elektrycznym, jakiego używają wędkarze, by nie płoszyć ryb. Silniki miały podwyższoną moc i przy prędkości trzydziestu węzłów były ledwo słyszalne. W nocnej ciszy rozlegał się tylko plusk fal uderzających w kadłuby.
Na mostku „Sea Rovera" sternik wachtowy zerkał na ekran obracającego się radaru. Obserwował duży statek z prawej burty. Potężny kablowiec stał w odległości mili od „Sea Rovera". Nie zmienił pozycji, odkąd tu przypłynęli. Na zielonym tle ekranu pojawiły się dwie białe smugi. Były gdzieś między „Sea Roverem" a kablowcem. Za słaby sygnał jak na statek, pomyślał sternik. Pewnie radar rejestruje spienione fale.
Dwie łodzie pneumatyczne zwolniły sto metrów od statku NUMA i pokonały resztę dystansu w spacerowym tempie. Tongju podpłynął do sterburty i zaczekał, aż ponton Kima okrąży rufę i znajdzie się przy lewej burcie. W górę poszybowały jednocześnie dwa haki abordażowe w gumowych osłonach i zaczepiły o relingi z obu stron statku. Wzdłuż burt opadły drabinki sznurowe przymocowane do haków. Komandosi szybko wspięli się na górę.
Przy lewej burcie stał biolog morski. Nie mógł zasnąć i obserwował nocne niebo. Nagle usłyszał, że coś uderzyło w statek. Tuż obok niego zaczepił o reling jakiś hak na linie. Zaintrygowany naukowiec wychylił się za burtę, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi lina. W tym samym momencie wyrosła przed nim czyjaś głowa. Mężczyźni zderzyli się czołami. Biolog zatoczył się do tyłu. Chciał krzyknąć, ale komandos błyskawicznie wskoczył na pokład i zamachnął się karabinem szturmowym. Kolba trafiła naukowca w szczękę i mężczyzna runął nieprzytomny na pokład.
Dwie drużyny komandosów ruszyły oddzielnie w kierunku dziobu, żeby opanować mostek i kabinę radiową, zanim ktoś zdąży wezwać pomoc. O drugiej w nocy na uśpionym statku panowała grobowa cisza.
Na mostku sternik i drugi oficer popijali kawę i rozmawiali o rozgrywkach akademickiej ligi futbolowej. Tongju i jego dwaj ludzie wpadli do środka prawymi drzwiami i wycelowali broń w twarze marynarzy.
– Na ziemię! – krzyknął po angielsku Tongju. Drugi oficer szybko opadł na kolana, ale sternik spanikował. Rzucił się do ucieczki na lewe skrzydło mostka. Zanim Tongju i jego ludzie zdążyli mu przeszkodzić, w drzwiach pojawił się jeden z komandosów Kima. Walnął sternika kolbą w pierś, potem kopnął w krocze. Marynarz upadł na pokład i zwinął się, jęcząc z bólu.
Tongju obrzucił wzrokiem mostek. Sąsiednia kabina radiowa była pusta. Skinął głową do jednego z komandosów, żeby pilnował sprzętu, i podszedł do drzwi kajuty kapitańskiej za sterownią. Pokazał innemu komandosowi, żeby wtargnął do środka.
Morgan spał, gdy komandos wpadł do kajuty, zapalił światło i wycelował w niego AK-74. Kapitan natychmiast się obudził, zerwał z koi i ruszył na intruza.
– Co jest? – warknął.
Zaskoczony komandos się zawahał. Morgan podbił lufę karabinu do góry i wypchnął napastnika za próg. Komandos poleciał do tyłu, upadł na plecy i uderzył w przegrodę czołową sterowni.
Nim zdążył wstać, Tongju uniósł pistolet półautomatyczny Glock 22 i strzelił do Morgana. Pocisk trafił kapitana w lewe udo i przeszedł na wylot. Na ścianę za Morganem trysnęła krew. Morgan zaklął, chwycił się za nogę i osunął na kolana.
– To statek rządu Stanów Zjednoczonych – wycedził.
– Teraz jest mój – odparł chłodno Tongju- i jeśli będziesz się stawiał, następną kulę wpakuję ci w łeb. – Podszedł do klęczącego kapitana i kopnął go w twarz.
Morgan rozciągnął się na pokładzie, dźwignął się powoli na kolana i spojrzał z nienawiścią na swojego prześladowcę.
Nie był w stanie ostrzec towarzyszy, mógł tylko bezradnie patrzeć, jak grupa intruzów zajmuje jego statek. Wyrwana ze snu załoga nie stawiała oporu na widok luf. Tylko w maszynowni odważny mechanik zdzielił jednego z napastników kluczem hydraulicznym w głowę. Inny komandos natychmiast otworzył ogień do marynarza; na szczęście razy nie były śmiertelne.
Na pokładzie „Sea Rovera" padło jeszcze kilka strzałów, ale po niecałych dwudziestu minutach oddział szturmowy opanował statek badawczy.
Tim Ryan i Mike Farley byli w kabinie kontrolnej operacji podwodnych i monitorowali zanurzenie „Starfisha", gdy do środka wtargnęli dwaj komandosi. Ryan zdążył wymamrotać przez radio:
– Co za cholera?
Potem on i Farley zostali wyrzuceni pod lufami ze stanowiska kontrolnego.
Napastnicy zaprowadzili załogę na pokład rufowy. Za basenem wodującym była cofnięta ładownia, gdzie trzymano pojazd głębinowy i sprzęt. Kim polecił unieść stalową pokrywę włazu, po czym kazał przerażonym więźniom zejść po drabince do przepastnego ciemnego pomieszczenia.
Do Kima podszedł Tongju. Za jego plecami jeden z komandosów szturchał lufą kulejącego Morgana.
– Melduj – powiedział Tongju.
– Zadanie wykonane – zameldował z dumą Kim. – Jedna ofiara w maszynowni, Ta-kong. Ale statek opanowany. Wszyscy więźniowie są w ładowni rufowej. Jin-chul znalazł w laboratorium osiem bomb. – Wskazał żylastego komandosa, który stał z drugiej strony pokładu. – Pojazd głębinowy właśnie wydobywa następne bomby.
Tongju odsłonił w uśmiechu pożółkłe zęby.
– Bardzo dobrze. Zawiadom „Baekje". Niech podpłynie do nas i zabierze bomby.
– Niedaleko zajdziecie – wtrącił Morgan, plując krwią.
– Jesteśmy dalej, niż ci się wydaje – odparł Tongju.
Trzysta metrów pod „Sea Roverem" Summer układała w prowizorycznym pojemniku dziesiątą bombę. Kiedy skończyła, zabezpieczyła obie manipulatorami.
– Mamy dziesięć, zostały dwie – zwróciła się do Dirka. – Możesz nas zabrać do domu.
– Tak jest, milady – odrzekł, uruchomił napęd „Starfisha" i wycofał się z ciasnego hangaru.
Kiedy wydostali się z 1-411, Summer połączyła się z kabiną kontrolną statku.
– „Sea Rover", tu „Starfish". Mamy następną partię towaru i przygotowujemy się do powrotu, odbiór.
Odpowiedziała jej cisza. Wywołała statek jeszcze kilka razy, ale nikt się nie odezwał. Rozpoczęli wznoszenie.
– Ryan musiał zasnąć – powiedział Dirk.
Summer stłumiła ziewnięcie.
– Trudno go za to winić. Jest wpół do trzeciej nad ranem.
– Mam tylko nadzieję, że facet na dźwigu nie śpi – mruknął Dirk.
Kiedy zbliżyli się do powierzchni, zobaczyli znajomy blask reflektorów.
Skierowali „Starfisha" do kręgu świateł i wynurzyli się w basenie wodującym. Zaczęli wyłączać elektronikę, więc nie zwracali uwagi na ciemne postacie na pokładzie, gdy opuszczano hak dźwigu i przyczepiano do pojazdu. Dopiero gdy zostali gwałtownie szarpnięci do góry i przeniesieni na pokład z takim rozmachem, że prawie uderzyli w lewą burtę, zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak.