Granice Szalenstwa
Granice Szalenstwa читать книгу онлайн
W grobowej ciszy opuszczonego kamienio?omu w Connecticut kto? ukrywa swoje brudne tajemnice, kt?re ods?aniaj? g??bi? ludzkiej deprawacji. Tajemnice, kt?re przypadkiem w ko?cu wychodz? na jaw. Agentka specjalna Maggie O`Dell w?a?nie mia?a rozpocz?? zas?u?one wakacje, kiedy dosta?a telefon od swojej przyjaci??ki, psycholog Gwen Patterson. Jedna z pacjentek pani doktor, niejaka Joan Begley, zagin??a podczas podr??y do Connecticut. Czy Maggie mog?aby wyja?ni?, co si? sta?o z Joan?
Maggie pocz?tkowo lekcewa?y niepok?j przyjaci??ki. Kiedy jednak w kamienio?omie w Connecticut przypadkowo zostaje odkopana beczka ze zw?okami kobiety, agentka postanawia sprawdzi?, czy istnieje zwi?zek mi?dzy znikni?ciem pacjentki Gwen Patterson a koszmarnym znaleziskiem. Wkr?tce okazuje si?, ?e w opuszczonym kamienio?omie jest wi?cej beczek z ludzkimi zw?okami.
Maggie O`Dell ju? wie: po raz kolejny ma do czynienia z seryjnym morderc?. Wkr?tce staje si? jasne, ?e wybiera on swe ofiary wed?ug pewnego przera?aj?cego klucza. Czy to odkrycie pozwoli znale?? odpowied? na pytanie, kim jest okrutny psychopata? Czy doprowadzi do odnalezienia Joan Begley, kt?rej los wci?? pozostaje nieznany?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Doktor Stolz wziął z tacy igłę i strzykawkę, obejrzał je, wymienił igłę na większą, potem wbił ją w serce i pobrał krew. Serce niewątpliwie zostało przebite przez mordercę. Maggie widziała cięcie obok miejsca, z którego Stolz pobierał krew. Zadowolony koroner podpisał próbkę i odłożył strzykawkę, ale nie wyjął serca, tylko od razu przeszedł do żołądka.
Maggie nie dała mu odczuć, że jest zirytowana. W porządku, każdy robi po swojemu. Swoją drogą, uważała żołądek za jeden z najbardziej niewiarygodnych i tajemniczych ludzkich organów, zdecydowanie najbardziej zagadkowy. Na pozór przypomina małą różową sakiewkę. Zwykle wystarcza jeden prosty ruch skalpelem, żeby go otworzyć. Stolz, mimo że dotąd postępował jak słoń w składzie porcelany, zajął się nim z zadziwiającą delikatnością. Położył go na małej tacy z nierdzewnej stali, otworzył powoli i ostrożnie, i czubkami palców odsunął na bok ściany żołądka. Potem, powracając do swojego rutynowego zachowania, chwycił czerpak ze stali i wyjął nim zawartość do małej miski.
Maggie obeszła stół, żeby lepiej widzieć. Stolz nie zwracał na nią uwagi. Był poruszony i chętny do udzielania informacji.
– Wciąż tu pełno – oznajmił. Wyjmował i mieszał treść żołądka, postukiwał metalową chochlą o miskę. – To nam chyba pozwoli najlepiej ocenić czas zgonu. Zbyt wiele ewentualnych wskazówek straciliśmy przez tę beczkę.
A więc dlatego był taki zainteresowany. W końcu miał okazję pochwalić się swoim profesjonalizmem.
– Czy to zielony pieprz? – spytała Maggie.
– Zielony pieprz, cebula, może pepperoni. Pewnie jadła pizzę. Sporo tego pozostało, co znaczy, że została zamordowana w krótkim czasie po posiłku.
– Jak pan sądzi? Ze dwie godziny? – Wiedziała, że prawie dziewięćdziesiąt pięć procent pokarmu opuszcza żołądek w ciągu dwóch godzin od chwili konsumpcji. Nie była to jednak żelazna reguła, istnieją bowiem różne czynniki, które przyspieszają trawienie bądź je zwalniają. Do ważniejszych z nich należy stres.
– Niewiele trafiło do jelita cienkiego – rzekł z palcami zanurzonymi znowu w jamie brzusznej, badając zwój jelita. – Powiedziałbym, że mniej niż dwie godziny. Raczej godzinę z niewielkim okładem.
– Więc kolejne pytanie brzmi: może pan określić, czy pizza była mrożona, czy z restauracji?
Koroner uniósł brwi.
– Pizza? A jakie to ma znaczenie, na rany Boga?
– Jeżeli z restauracji, istnieje spora szansa, że kobieta nie zamówiła jedzenia do domu, tylko była tego wieczoru w jakimś lokalu. Może w towarzystwie. Być może uda nam się dowiedzieć, gdzie i z kim spędziła czas tuż przed morderstwem.
– Cóż, to po prostu nierealne. – Stolz pokręcił głową. – Ale – dodał, jakby przemyślał sprawę, pomieszawszy w treści żołądka czymś, co przypominało zwykły kuchenny nóż – kolory, zwłaszcza warzyw, są jaśniejsze niż w rzeczywistości, co według mojego doświadczenia wskazuje, że były świeże, a nie mrożone.
Maggie wyjęła notes i coś zapisała. Kiedy podniosła wzrok, Stolz patrzył na nią z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Patrzył ze złością, która była skierowana na Maggie, bo tylko ona pozostała w kostnicy i wystawiała jego cierpliwość na próbę.
– Pani nie mówi poważnie, co? Sądzi pani, że morderca najpierw zaprosił ją na pizzę, a potem rozwalił jej głowę i zabrał sobie implanty piersi na pamiątkę? To jakiś absurd.
– Doprawdy? A na jakiej podstawie pan tak twierdzi, doktorze Stolz? – W końcu pokazała, że jest zniecierpliwiona kwestionowaniem jej kompetencji i brakiem zaufania koronera do wiedzy innych.
– Po pierwsze taki stan rzeczy sugerowałby, że to najpewniej ktoś z miejscowych.
– A pan to wyklucza?
– Jesteśmy w samym sercu Connecticut, agentko O’Dell. Nie na wybrzeżu albo w okolicy Nowego Jorku. Ten gość, kimkolwiek jest, urządził w kamieniołomie cmentarz dla ofiar swoich chorych zabaw. Moim zdaniem on mieszka daleko stąd. Po co miałby ryzykować i grzebać zwłoki na własnym podwórku?
– A czy Richard Craft właśnie tak nie postąpił?
– Kto?
– Richard Craft, który zabił żonę i poćwiartował jej ciało siekierą do rąbania drewna. – Obserwowała, jak mina Stolza zmienia się z pewnej siebie w zakłopotaną. – Podczas śnieżycy, o ile mnie pamięć nie myli. I niedaleko swojego domu w Newtown, Newtown w Connecticut. Czy to przypadkiem nie na zachód stąd?
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY
Lillian siedziała w milczeniu i słuchała z niedowierzaniem, jak Henry opowiada Rosie o ciałach, które znaleźli do tej pory. Rzecz jasna, mówił to w sekrecie, zdawała sobie również sprawę, że nie zdradził im wszystkiego, ponieważ obowiązuje go tajemnica służbowa. Kiedy przyszedł, był tak wyczerpany i zdenerwowany, że Rosie zaproponowała, by wcześniej zamknąć księgarnię. Lillian nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy takie słowa z ust swojej wspólniczki. Teraz siedzieli we troje i popijali kawę bezkofeinową w otoczeniu tysięcy najlepszych kryminałów, jakie wyszły drukiem. Lillian nie mogła pozbyć się wrażenia, że opowieść Henry’ego bije je wszystkie na łopatki. Niech się wypchają Deaver i Cornwell, coś podobnego mógłby wymyślić tylko Stephen King albo Dean Koontz.
– Kochanie – rzekła Rosie do męża. Położyła drobną dłoń na jego potężnej ręce. – Może to ktoś, kto nigdzie nie zagrzewa miejsca i całe to zamieszanie już go od nas wygnało.
– Nie, O’Dell twierdzi, że on ma osobowość paranoiczną. Tacy ludzie z zasady trzymają się znanego miejsca. Brałem pod uwagę wszystkich, którzy mieszkają sami na naszym terenie, ale żaden z nich mi nie pasuje.
– Psycholog uważa, że on mieszka niedaleko? – Lillian sama nie wiedziała, dlaczego jej serce opuściło jeden skurcz. Może wolała myśleć o tych zdarzeniach jako o książkowej fabule, a osadzenie ich w bliskiej przestrzeni nieodwołalnie przenosiło je do rzeczywistości.
– Pewnie co dzień ogląda wiadomości i ma niesamowitą frajdę.
– Jeżeli to paranoik, Henry, to nie ma żadnej frajdy – stwierdziła Rosie. – Chyba raczej jest załamany, że odkryliście jego kryjówkę. Kto wie, może nawet jest wściekły?
Henry spojrzał na żonę ze zdumieniem, jak gdyby nie oczekiwał, że trafi w samo sedno. Ale jej opinia brzmiała po prostu rozsądnie. Nie trzeba być supernaukowcem ani Sherlockiem Holmesem, by wiedzieć, że facet będzie zdenerwowany.
Lillian spojrzała na szeryfa.
– Tak, może być bardzo zdenerwowany. I pewnie szuka winnych. Nie obawiasz się, że będzie starał się zemścić na jednym z was?
– To samo zasugerowała agentka O’Dell. – Szeryfa wcale nie ucieszyło, że komuś jeszcze przyszedł do głowy ten pomysł. – Powiedziała, że facet może wpaść w panikę, ale nie sądzę, żeby zechciał znowu ryzykować.
Lillian rozpierała radość, że doszła do tego samego wniosku co psycholog z FBI. Może jest w tym dobra. Jak widać, nieprawda, że potrzebne jest doświadczenie, jej wystarczyły przeczytane książki.
– Pewnie ta agentka powiedziała, że to samotnik, prosty człowiek, który żyje w cieniu, zajęty swoimi sprawami. – Spodobała jej się ta zabawa. Przywoływała w pamięci ulubione kryminały. – Pewnie to ktoś, kto nie zwraca na siebie uwagi – ciągnęła, a Henry i Rosie słuchali, popijając z wolna kawę. – Ale sprawia sympatyczne wrażenie. Pracuje fizycznie, jest uzdolniony manualnie i ma dostęp do rozmaitych narzędzi. I, oczywiście, jego skłonność do zabijania ma źródło w zaburzonych relacjach z matką, która niewątpliwie miała bardzo dominującą osobowość.
Teraz małżonkowie patrzyli na nią z podziwem, a może osłupieniem. Lillian wolała myśleć, że to podziw.
– Skąd tyle o nim wiesz? – spytał Henry. Lillian myliła się co do podziwu z jego strony. Bo podziw zaprawiony był podejrzeniem.
– Czytam dużo powieści kryminalnych. I thrillerów.
– Tak, ona mnóstwo czyta – potwierdziła Rosie, jakby musiała zaręczyć za wspólniczkę.
Lillian przeniosła wzrok z Rosie na Henry’ego, który bacznie ją obserwował. Zbiło ją to nieco z tropu, rumieniec zalał jej kark. Nerwowo poprawiła okulary i zaczesała włosy za uszy. Czyżby szeryf naprawdę sądził, że ona wie coś o sprawie? O zabójcy? Czyżby podejrzewał ją, że wie, kim jest ten psychopata?