Najczarniejszy strach
Najczarniejszy strach читать книгу онлайн
Coben to wsp??czesny mistrz thrillera, kt?rego przyr?wnuje si? zarowno do Agaty Christie, jak Roberta Ludluma. Precyzyjnie skonstruowana intryga, mistrzowsko stopniowane napi?cie, fa?szywe tropy prowadz?ce donik?d, pozornie niemo?liwe do wyja?nienia zagadki pojawiaj?ce si? niemal na ka?dej stronie, zaskakuj?ce zako?czenie, kt?rego nie domy?li si? nawet najbardziej przenikliwy czytelnik, to podstawowe cechy jego pisarskiego stylu. A? w o?miu powie?ciach pojawia si? ulubiony literacki bohater Cobena, Myron Bolitar, by?y pracownik FBI, agent sportowy i detektyw-amator w jednej osobie, kt?ry nieustannie wpl?tuje si? w kryminalne k?opoty. Na Myrona jak grom spada wiadomo??, ?e ma nie?lubnego syna, kt?rego istnienia nawet nie podejrzewa?. Co wi?cej, Jeremy choruje na rzadk? odmian? bia?aczki – by go uratowa?, konieczny jest przeszczep szpiku kostnego. Niestety, jedyny zarejestrowany dawca, niejaki Taylor, przepad? bez ?ladu. Myron ustala jego prawdziwe nazwisko – Lex. Ale Lex jest nieuchwytny, a podaj?cy si? za niego cz?owiek przez telefon ka?e mu po?egna? si? z ch?opcem. Powtarza przy tym maniakalnie "siej ziarno". Siej Ziarno to przydomek seryjnego porywacza i mordercy opisanego w serii artyku??w przez Stana Gobbsa – dziennikarza, kt?rego media i FBI oskar?y?y o fabrykowanie informacji. S? na to niepodwa?alne dowody. Czy rzekomy zab?jca i dawca to jedna i ta sama osoba…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
10
Pan Davis Taylor
North End Ave 221
Waterbury, Connecticut
Był też numer ubezpieczenia społecznego i numery telefonów. Myron wyjął komórkę i zadzwonił. Włączył się mechaniczny głos z sekretarki i po rutynowym powitaniu kazał zostawić wiadomość po sygnale. Myron podał nazwisko, numer komórki i poprosił pana Taylora o oddzwonienie.
– Co zamierzasz? – spytała Terese.
– Pojadę tam i spróbuję porozmawiać z panem Davisem Taylorem.
– Czy ośrodek tego nie próbował?
– Pewnie tak.
– Masz większy dar przekonywania?
– Wątpliwe.
– Dziś wieczorem pracuję w Waldorfie.
– Wiem. Pojadę sam. A może z Winem.
W dalszym ciągu nie patrzyła mu w twarz.
– Ten chłopiec, który potrzebuje przeszczepu… Nie jest ci całkiem obcy, co? – spytała.
– Chyba tak – odparł, nie bardzo wiedząc, jaką dać odpowiedź.
Z jej skinienia głową wyczytał, że nie musi nic dodawać. I nie dodał. Wziął telefon i zadzwonił do Emily. Odezwała się, zanim wybrzmiał pierwszy sygnał.
– Halo?
– O której Greg ma tę konferencję? – spytał.
– Za dwie godziny.
– Muszę się z nim skontaktować.
Usłyszał pełne nadziei westchnienie.
– Znalazłeś dawcę szpiku?
– Jeszcze nie.
– Ale coś już masz.
– To się okaże.
– Przestań mnie zbywać, Myron.
– Wcale cię nie zbywam.
– Chodzi o życie mojego syna!
„I mojego!” – pomyślał.
– Złapałem trop, Emily. To wszystko.
Podała mu numer telefonu Grega.
– Myron, proszę, zadzwoń, jeśli…
– Natychmiast jak się czegoś dowiem.
Rozłączył się i zadzwonił do Downinga.
– Chcę, żebyś odwołał konferencję prasową – powiedział.
– Dlaczego? – spytał Greg.
– Daj mi czas do jutra.
– Trafiłeś na coś?
– Może.
– Może na nic! Więc masz coś czy nie?!
– Nazwisko i adres. Chcę sprawdzić, czy to on, zanim wystąpisz z apelem o szpik.
– Gdzie mieszka? – spytał Greg.
– W Connecticut.
– Jedziesz tam?
– Tak.
– W tej chwili?
– Wkrótce.
– Chcę pojechać z tobą.
– To nie jest dobry pomysł.
– To mój dzieciak, do jasnej cholery!
Myron zamknął oczy.
– Rozumiem cię.
– Więc zrozumiesz jeszcze jedno: ja nie proszę cię o pozwolenie. Jadę. Przestań strugać detektywa i powiedz, gdzie po ciebie wpaść.
Prowadził Greg. Miał jedną z tych terenówek z napędem na cztery koła, będących ostatnim krzykiem mody wśród mieszkańców New Jersey, dla których „przeszkodą terenową” jest garb spowalniający na dojeździe przed centrum handlowym. Klawa kolaska! Przez dłuższy czas jechali w milczeniu. Ciężkiej atmosfery w powietrzu nie rozbiłbyś nawet siekierą. Parła na szyby, przygniatała Myrona, męczyła go i gnębiła.
– Jak zdobyłeś jego nazwisko? – spytał Greg.
– Nieważne.
Greg nie drążył tematu. Przejechali kawałek w milczeniu. W radiu Jewel zaklinała się, że wie, iż jej dłonie są małe, za to własne i należą tylko do niej. Myron zmarszczył brwi. Blowing in the Wind to nie było.
– Złamałeś mi nos – odezwał się Greg.
Myron milczał.
– I pogorszył mi się wzrok. Niewyraźnie widzę kosz.
– Obwiniasz mnie, że miałeś kiepski sezon, Greg? – spytał Myron, nie wierząc własnym uszom.
– Mówię tylko…
– Starzejesz się. Masz za sobą czternaście sezonów ligowych, no a grzanie ławy też ci pomogło.
– Szkoda z tobą gadać.
– Pewnie. – Gotujący się w Myronie gniew osiągnął stan wrzenia. – Mnie nie było dane zagrać w zawodową koszykówkę.
– A ja nigdy nie zerżnąłem żony przyjaciela.
– Ona nie była twoją żoną. A my nie byliśmy przyjaciółmi.
Na tym poprzestali. Greg wbił oczy w drogę. Myron odwrócił głowę i wpatrzył się w boczną szybę.
Waterbury to jedno z tych miast, które mijasz w drodze do innego miasta. Myron przemierzał międzystanową autostradę 84 setki razy, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że Waterbury jest brzydkie jak noc. Ale mając okazję zobaczyć je z bliska, zdał sobie sprawę, iż nie poznał się na jego szpetocie, z daleka bowiem trudno było ocenić jej rozmiary. Pokręcił głową. A ludzie szydzili sobie z New Jersey! Plan miasta ściągnął z Internetu. Instruując Grega, jak ma jechać, ledwie rozpoznawał własny głos. Downing w milczeniu wypełniał jego wskazówki. Pięć minut potem podjechali pod zniszczony dom z poszyciem z desek, stojący w połowie ulicy wypełnionej podobnymi ruderami. Rozmieszczone nierówno, stłoczone domy wyglądały jak uzębienie proszące się o interwencję ortodonty.
Wysiedli. Myron wolałby, żeby Greg został w samochodzie, wiedział jednak, że nic nie wskóra. Zapukał do drzwi i niemal natychmiast usłyszał gruby głos:
– Daniel? Czy to ty, Danielu?
– Szukam Davisa Taylora – powiedział.
– Daniela?
– Nie! – krzyknął przez drzwi. – Davisa Taylora! Ale może on nazywa się Daniel.
– Że co?
Starzec otworzył drzwi, z wielką podejrzliwością mrużąc oczy. Na nosie miał za małe okulary – ich metalowe ucha wbijały mu się w fałdy skóry poniżej skroni – na głowie okropną żółtą perukę w stylu noszonych kiedyś za często przez Carol Channing, na jednej nodze papuć, na drugiej but, a jego szlafrok wyglądał jak sponiewierany relikt z wojny burskiej.
– Myślałem, że to Daniel – powiedział, próbując poprawić okulary, ale ani drgnęły. Zmrużył oczy. – Wygląda pan jak on.
– To pewnie przez te chmury na pańskich oczach – odparł Myron, czerpiąc przenośnię z Człowieka z La Manchy.
– Słucham?
– Nic, nic. Pan się nazywa Davis Taylor?
– Czego chcecie?
– Szukamy Davisa Taylora.
– Nie znam żadnego Davisa Taylora.
– Czy to North End Drive dwieście dwadzieścia jeden?
– Tak.
– I nie mieszka tu żaden Davis Taylor?
– Tylko ja z synem Danielem. Ale wyjechał. Za ocean.
– Do Hiszpaaaanii? – spytał Myron, przeciągając głoskę tak, że nie powstydziłby się tego Elton John.
– Co?
– Nic, nic.
Starzec obrócił się w stronę Grega, znów próbując poprawić okulary i ponownie mrużąc oczy.
– Znam pana – powiedział. – Gra pan w kosza, tak?
Greg uśmiechnął się do niego łagodnie, a nawet z wyższością, jak Mojżesz patrzący na niedowiarków po rozstąpieniu się Morza Czerwonego.
– Tak.
– Nazywa się pan Dolph Schayes.
– Nie.
– Ale jest pan podobny do Dolpha. Świetny strzelec. W zeszłym roku widziałem go w Saint Louis. Co za styl!
Myron i Greg wymienili spojrzenia. Dolph Schayes zakończył karierę w roku 1964.
– Przepraszam. Z kim mamy przyjemność? – spytał Myron.
– Nie nosicie mundurów – rzekł starzec. – Więc nie przyszliście w sprawie Daniela. Bałem się, że jesteście z wojska i…
Zawiesił głos. Myron domyślił się reszty.
– Pański syn stacjonuje za granicą? – spytał.
Starzec skinął głową.
– W Wietnamie.
Myron kiwnął głową, żałując, że sparodiował Eltona Johna.
– Wciąż nie wiemy, z kim mamy przyjemność – przypomniał.
– Jestem Nathan. Nathan Mostoni.
– Panie Mostoni, szukamy Davisa Taylora. W bardzo ważnej sprawie.
– Nie znam żadnego Davisa Taylora. To znajomy Daniela?
– Być może.
Starzec chwilę się zastanawiał.
– Nie, nie znam go.
– Kto tu jeszcze mieszka?
– Tylko ja i syn.
– Tylko wy dwaj?
– Tak. Ale syn jest za granicą.
– A więc mieszka pan tu w tej chwili sam?
– Na ile jeszcze sposobów spytasz mnie o to samo, chłopcze?
– To całkiem duży dom.
– I co z tego?
– Nikomu nie wynajmował pan pokoju?
– Wynajmowałem. Studentce, ale się wyprowadziła.
– Jak się nazywała?
– Stacy jakaś. Nie pamiętam.
– Długo tu mieszkała?
– Z pół roku.
– A wcześniej?
Zastanawiając się nad pytaniem, Nathan Mostoni podrapał się po twarzy jak pies drapie się po brzuchu.
– Jeden gość. Ken.
– Nigdy nie miał pan lokatora, który nazywał się Davis Taylor? Lub podobnie? – spytał Myron.
– Nie. Nigdy.
– Czy ta Stacy miała chłopaka?
– Wątpię.
– Zna pan jej nazwisko?
– Pamięć u mnie nie ta. Ale dziewczyna studiuje w college’u.
– Jakim?
– Stanowym, w Waterbury.
Myron spojrzał na Grega i coś przyszło mu do głowy.
– Panie Mostoni, a czy słyszał pan wcześniej imię i nazwisko Davis Taylor?
Starzec znów zmrużył oczy.
– To znaczy?
– Czy ktoś pana odwiedził lub zadzwonił i pytał o Davisa Taylora?
– Nie. Słyszę je pierwszy raz.
Myron znów spojrzał na Grega.
– I nie kontaktował się z panem ośrodek szpiku kostnego?
Starzec przechylił głowę i przytknął dłoń do ucha.
– Kostnego czego?
Myron zadał mu jeszcze kilka pytań, ale Nathan Mostoni znów wyruszył w podróż w czasie. Nie mogli liczyć na nic więcej. Podziękowali staruszkowi i odeszli popękanym chodnikiem.
– Dlaczego ośrodek szpiku kostnego się z nim nie skontaktował? – spytał Greg, gdy wsiedli do samochodu.
– Może skontaktowali się i po prostu zapomniał.
Greg nie kupił tego wyjaśnienia. Myron również.
– Co dalej? – spytał Greg.
– Sprawdzimy przeszłość Davisa Taylora. Znajdziemy na jego temat, co się da.
– Jak?
– W dzisiejszych czasach to łatwe. Kilka uderzeń w klawisze i mój wspólnik dowie się wszystkiego.
– Wspólnik? Masz na myśli tego narwanego świra, z którym dzieliłeś pokój na studiach?
– Po pierwsze, nie radzę ci nazywać Wina narwanym świrem, nawet gdy nie ma go w pobliżu. Po drugie, ten wspólnik to moja partnerka z agencji RepSport MB, Esperanza Diaz.
Greg spojrzał na dom Mostoniego.
– Co teraz?
– Jedź do domu – odparł Myron.
– I?
– Zostań z synem.
Greg potrząsnął głową.
– Wolno mi zobaczyć się z nim dopiero w weekend.
– Emily na pewno się zgodzi.