-->

Nie mow nikomu

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Nie mow nikomu, Coben Harlan-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Nie mow nikomu
Название: Nie mow nikomu
Автор: Coben Harlan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 213
Читать онлайн

Nie mow nikomu читать книгу онлайн

Nie mow nikomu - читать бесплатно онлайн , автор Coben Harlan

Od ?mierci Elizabeth z r?k seryjnego zab?jcy min??o osiem lat, ale m?ody lekarz David Beck nie potrafi o niej zapomnie?. Niespodziewanie poczt? elektroniczn? otrzymuje niezbity dow?d, ?e jego ?ona nadal ?yje. Jak to mo?liwe, skoro jej cia?o zosta?o zidentyfikowane ponad wszelk? w?tpliwo??? "Bez po?egnania" – "Trzy dni przed ?mierci? matka wyzna?a – to by?y niemal jej ostatnie s?owa – ?e m?j brat wci?? ?yje" – tak zaczyna si? najnowszy thriller Cobena. Od dnia, w kt?rym brat Willa Kleina, Ken, zamordowa? Juli?, jego by?? sympati?, min??o jedena?cie lat. ?cigany mi?dzynarodowymi listami go?czymi, dos?ownie zapad? si? pod ziemi?. Z czasem rodzina uzna?a go za zmar?ego. Przegl?daj?c dokumenty rodzic?w, Will natrafia na ?wie?o zrobione zdj?cie Kena. Wkr?tce potem znika Sheila, narzeczona Willa.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 65 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– No? – naciskał Gandle.

Wu zdjął słuchawki. Potem złożył ręce na wypukłej piersi.

– Jestem zdziwiony.

– Czym?

– Doktor Beck prawie nigdy nie zachowuje swojej poczty elektronicznej. Tylko w nielicznych wypadkach… dotyczących pacjentów. Żadnej prywatnej korespondencji. Tymczasem w ciągu dwóch ostatnich dni otrzymał dwie dziwne wiadomości.

Wciąż nie odwracając się od ekranu, Eric Wu podał mu przez ramię dwie kartki papieru. Larry Gandle spojrzał na wydrukowane wiadomości i zmarszczył brwi.

– Co oznaczają?

– Nie wiem.

Gandle zerknął na list z poleceniem kliknięcia czegoś w „czas całusa”. Nie znał się na komputerach i nie chciał się znać. Przeniósł wzrok z powrotem na górę kartki i przeczytał nagłówek.

E.P. + D.B. oraz rząd kresek.

Zastanowił się. D.B. to pewnie David Beck. E.P. zaś…

Waga tego, co odkrył, przytłoczyła go jak zrzucony na głowę fortepian. Powoli oddał kartkę Wu.

– Kto to przysłał? – zapytał Gandle.

– Nie wiem.

– Dowiedz się.

– Niemożliwe – odparł Wu.

– Dlaczego?

– Nadawca użył anonimowego serwera pocztowego – wyjaśnił Wu cierpliwie, niemal nieludzko monotonnym głosem. Tym samym tonem omawiał prognozę pogody i konieczność przemodelowania czyjejś twarzy. – Nie będę się wgłębiał w techniczne szczegóły, ale w żaden sposób nie można dotrzeć do nadawcy.

Gandle skupił uwagę na drugiej kartce, tej z Bat Street i Teenage. Nie widział w tym żadnego sensu.

– A co z tą? Możesz znaleźć nadawcę?

Wu pokręcił głową.

– Również przesłana przez anonimowy serwer pocztowy.

– Czy obie zostały wysłane przez tę samą osobę?

– Możemy tylko zgadywać.

– A ich treść? Czy rozumiesz, o co w nich chodzi?

Wu postukał w klawisze i na ekranie pojawił się pierwszy e-mail. Koreańczyk grubym paluchem wskazał na monitor.

– Widzisz te litery podkreślone na niebiesko? To hiperłącze. Wystarczyło, by doktor Beck kliknął na nie, a przeniósłby się gdzieś, w jakiś inny punkt sieci.

– Jaki?

– To łącze zostało zerwane. Jego też nie da się odtworzyć.

– I Beck miał to zrobić w „czas całusa”? Tak tu jest napisane.

– Czy „czas całusa” to jakiś termin komputerowy?

Wu prawie się uśmiechnął.

– Nie.

– A zatem nie wiadomo nic na temat godziny?

– Właśnie tak.

– Ani czy ta godzina już minęła, czy nie?

– Minęła – orzekł Wu.

– Skąd wiesz?

– Jego przeglądarka sieciowa jest ustawiona na zachowanie ostatnich dwudziestu odwiedzanych miejsc. Kliknął to hiperłącze. Nawet kilkakrotnie.

– Nie możesz jednak… hm… podążyć tam za nim?

– Nie. To łącze jest już bezużyteczne.

– A co z drugą wiadomością?

Wu znów postukał w klawisze. Na ekranie pojawiła się druga wiadomość.

– Ta jest łatwiejsza do zrozumienia. Prawdę mówiąc, nawet całkiem prosta.

– Dobrze. Słucham.

– Anonimowy nadawca założył doktorowi Beckowi konto pocztowe – wyjaśnił Wu. – Podał mu nazwę użytkownika, hasło i znów wspomniał o czasie pocałunku.

– Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem – rzekł Gandle. – Beck łączy się z jakimś węzłem sieci. Wprowadza nazwę użytkownika oraz hasło, a tam czeka na niego wiadomość?

– Teoretycznie tak.

– A my możemy to zrobić?

– Połączyć się, wykorzystując nazwę i hasło?

– Tak. I przeczytać wiadomość.

– Próbowałem. To konto jeszcze nie istnieje.

– Dlaczego?

Wu wzruszył ramionami.

– Ten anonimowy nadawca może założyć je później. Tuż przed „czasem całusa”.

– Co z tego wynika?

– Krótko mówiąc… – W pustych oczach Wu odbijał się blask monitora. – Ktoś zadał sobie sporo trudu, żeby pozostać anonimowym.

– Jak więc dowiedzieć się, kto to taki?

Wu pokazał mu niewielkie urządzenie, które wyglądało jak coś, co można znaleźć w odbiorniku tranzystorowym.

– Zainstalowaliśmy takie w jego komputerach… w domu i w gabinecie.

– Co to takiego?

– Cyfrowy przekaźnik sygnału. Przesyła strumień informacji z jego komputerów do mojego. Jeśli doktor Beck otrzyma jakąś pocztę elektroniczną, odwiedzi jakąś witrynę w Internecie czy choćby stuknie w klawisz, będziemy monitorowali to w czasie rzeczywistym.

– A więc czekamy i obserwujemy – stwierdził Gandle.

– Tak.

Gandle pomyślał o tym, co powiedział mu Wu: ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby pozostać anonimowym; w jego umyśle zaczęło kiełkować straszne podejrzenie, od którego aż zakłuło go w brzuchu.

9

Zaparkowałem dwie przecznice od przychodni. Jeszcze nigdy nie udało mi się zejść poniżej jednej przecznicy.

Szeryf Lowell wyrósł jak spod ziemi, wraz z dwoma ostrzyżonymi na jeża mężczyznami w szarych garniturach. Faceci w garniturach oparli się o wielkiego brązowego buicka. Tworzyli zabawną parę. Jeden był wysoki, chudy i biały, drugi niski, gruby i czarnoskóry. Razem wyglądali jak kula i ostatni kręgiel. Obaj uśmiechnęli się do mnie. Lowell nie.

– Doktor Beck? – powiedział chudy biały kręgiel. Był odstawiony jak na wesele: żel we włosach, chusteczka w butonierce, krawat zawiązany z nieludzką precyzją, okulary w szylkretowych oprawkach, z rodzaju takich, jakie nakładają aktorzy, kiedy chcą inteligentnie wyglądać.

Spojrzałem na Lowella. Nie odezwał się.

– Tak.

– Agent specjalny Nick Carlson z FBI – rozpoczął prezentację nienagannie ubrany. – A to agent specjalny Tom Stone.

Obaj mignęli odznakami. Stone, niższy i mniej zadbany, podciągnął spodnie i skinął mi głową. Potem otworzył tylne drzwi buicka.

– Zechce pan pojechać z nami?

– Za piętnaście minut mam pierwszego pacjenta.

– Już się tym zajęliśmy. – Carlson machnął długim ramieniem w kierunku samochodu, jakby pokazywał mi główną wygraną. – Proszę.

Usiadłem z tyłu. Carlson prowadził. Stone wcisnął się na przednie siedzenie obok niego. Lowell nie pojechał z nami. Nie opuściliśmy Manhattanu, ale podróż i tak zajęła nam czterdzieści pięć minut. Zakończyła się w pobliżu śródmieścia, na Broadwayu, niedaleko Duane Street. Carlson zatrzymał wóz przed biurowcem z tabliczką: 26 Federal Plaza.

Wewnątrz budynek też wyglądał jak zwyczajny biurowiec. Mężczyźni w garniturach, zaskakująco porządnych, kręcili się z kubkami parzonej własnoręcznie kawy. Były tu też kobiety, ale w zdecydowanej mniejszości. Weszliśmy do salki konferencyjnej. Poprosili mnie, żebym usiadł, co skwapliwie zrobiłem. Spróbowałem założyć nogę na nogę, lecz nie siedziało mi się wygodnie.

– Czy ktoś może wyjaśnić, o co chodzi? – zapytałem.

Biały Kręgiel Carlson objął prowadzenie.

– Możemy czymś pana poczęstować? – zapytał. – Mamy tu automat z najgorszą na świecie kawą, jeśli jest pan zainteresowany.

To wyjaśniało, dlaczego sami ją parzyli. Uśmiechnął się do mnie. Odpowiedziałem mu uśmiechem.

– Kuszące, ale nie, dziękuję.

– Może napój orzeźwiający? Mamy jakieś napoje, Tom?

– Jasne, Nick. Cola zwykła, dietetyczna, sprite, cokolwiek pan doktor sobie zażyczy.

Znowu się uśmiechnęli.

– Nie, dziękuję – powtórzyłem.

– Może krakersa? – spróbował Stone. Podciągnął spodnie. Miał wydatny brzuszek… trudno na nim znaleźć miejsce, z którego nie będzie się zsuwał pasek. – Dysponujemy najróżniejszymi rodzajami.

O mało nie poprosiłem o krakersy, żeby przerwać ten cyrk, w końcu jednak spokojnie odmówiłem. Blat stołu z jakiegoś sztucznego tworzywa był pusty – nie licząc leżącej na nim dużej brązowej koperty. Nie wiedziałem, co zrobić z rękami, więc położyłem je na stole. Stone odszedł na bok i stanął pod ścianą. Carlson, wciąż nie oddając prowadzenia, usiadł w fotelu na skraju stołu, obrócił się i popatrzył na mnie.

– Co może nam pan powiedzieć o Sarah Goodhart? – zapytał.

Nie wiedziałem, jak zareagować. Usiłowałem znaleźć jakiś wykręt, ale żaden nie przychodził mi do głowy.

– Doktorze?

Popatrzyłem na niego.

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 65 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название