-->

Plonace Echo

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Plonace Echo, Lee Child-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Plonace Echo
Название: Plonace Echo
Автор: Lee Child
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 303
Читать онлайн

Plonace Echo читать книгу онлайн

Plonace Echo - читать бесплатно онлайн , автор Lee Child

Jack Reacher to cz?owiek, kt?ry nie istnieje. Dawniej ?andarm wojskowy, obecnie cie? bez sta?ego miejsca zamieszkania, bez dokumentu ze zdj?ciem, samochodu czy konta w banku. Pojawia si?, by nast?pnego dnia znikn?? bez s?owa wyja?nienia.

Pod pal?cym s?o?cem Texasu Jack spotyka na swojej drodze Carmen Greer – ?on? bogatego w?a?ciciela p?l naftowych. Czy mo?na odm?wi? pomocy oszala?ej ze strachu, pi?knej kobiecie? Reacher zgadza si? wyst?pi? w roli ochroniarza. Ale czy nieznajoma jest szczera, czy naprawd? by?a maltretowana przez m??a, czy grozi jej ?miertelne niebezpiecze?stwo?

Inspirowana przez demony przesz?o?ci spirala zacie?nia si? coraz bardziej, ofiara staje si? katem, kat za? ofiar?. W poszukiwaniu prawdy Reacher jest zdany tylko na w?asny spryt i intuicj?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 42 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– To niezgodne z prawem – zauważył Reacher. – Poza tym nie lubię polowań.

– Pracujesz tu, Reacher, więc będziesz robił, co ci każemy.

– Musimy ustalić pewne rzeczy, nim zacznę pracę.

– Niby co?

– Wynagrodzenie.

– Dwie stówy tygodniowo – powiedział Bobby. – Może być?

Już dawno nie pracował za dwieście dolców tygodniowo. Ale przecież nie chodziło mu o zarobek.

– W porządku – zgodził się.

– Będziesz wykonywał wszystkie polecenia Josha i Billy’ego.

– Dobra – powtórzył Reacher. – Ale nie zabiorę cię na polowanie. Teraz ani nigdy. Nie pozwala mi na to sumienie.

Bobby nie odzywał się przez dłuższą chwilę.

– Już ja znajdę sposoby, żeby cię trzymać z dala od niej. Codziennie wymyślę ci inne zajęcie.

– Będę w stajni – rzucił Reacher i odszedł.

Ellie przyniosła mu tam talerz jajecznicy na śniadanie.

– Mama przypomina o lekcji jazdy konnej. Chce, żebyś na nią czekał w stajni po lunchu.

Potem pobiegła do domu, nie mówiąc już nic więcej.

COYANOSA Draw był to strumień niosący wodę spływającą z Gór Davisa do rzeki Pecos, która z kolei wpadała do Rio Grande płynącej wzdłuż granicy z Meksykiem. Niewiele osób mieszkało w tych stronach. Porozrzucane farmy stały w dużej odległości od siebie, z dala od wszystkiego. Na Jednej z farm był stary, szary dom, a obok niego pusta stodoła.

W stodole stała crown victoria z włączonym silnikiem, żeby działała klimatyzacja. Zewnętrzne schody stodoły prowadziły na strych, na ich szczycie znajdowały się drzwi, a przed nimi niewielki podest. Kobieta zajęła miejsce na podeście, skąd doskonale widziała wijącą się ku niej drogę. Dostrzegła pick-upa obserwatorów, gdy zbliżyli się na odległość trzech kilometrów. Upewniwszy się, że są sami, zeszła na dół i dała znać pozostałym.

Wysiedli z samochodu i czekali w upale. Kiedy pick-up wyłonił się zza rogu stodoły i zwolnił na podwórku, skierowali kierowcę do budynku. Jeden z nich uniósł kciuki, żeby zatrzymać wóz. Podszedł do okna kierowcy pick-upa, jego partner zaś znalazł się z drugiej strony wozu.

Kierowca pick-upa zgasił silnik i wyluzował się. Ludzka natura. Koniec szybkiej jazdy na tajemnicze rendez-vous, ciekawość nowych poleceń, perspektywa dużej gotówki. Opuścił szybę. Pasażer z drugiej strony zrobił to samo. Za moment obaj zginęli, trafieni w bok głowy nabojami kaliber 9 mm. Chłopak siedzący między nimi żył raptem sekundę dłużej, oba policzki miał spryskane krwią, notatnik kurczowo zaciśnięty w dłoniach.

CARMEN sama przyniosła Reacherowi na lunch potrawę z pancernika. Wyraźnie spięta, wyszła szybko bez słowa. Skosztował. Mięso było słodkawe, ale nic szczególnego. Zostało pokrojone i posiekane, zmieszane z ziołami oraz fasolą i doprawione ostrym sosem chili. Jadał gorsze rzeczy, a ponieważ doskwierał mu głód, nie był wybredny. Kiedy odnosił talerz do kuchni, napotkał Bobby’ego na schodach ganku.

– Koniom potrzeba więcej paszy – zawołał. – Pojedziesz po nią razem z Joshem i Billym dziś po południu. Po sjeście.

Reacher kiwnął głową i skierował się do kuchni. Podał brudny talerz służącej i podziękował za posiłek. Potem udał się do stodoły, gdzie przysiadł na beli słomy.

Carmen zjawiła się po dziesięciu minutach, ubrana w dżinsy i bawełniany bezrękawnik, w ręku trzymała torebkę. Wydała mu się drobna i wylękniona.

– Bobby nie wie, że to ty dzwoniłaś do urzędu skarbowego – powiedział. – Podejrzewa, że brat wpadł przypadkowo przez jakąś wtyczkę. Może Slup myśli tak samo.

Potrząsnęła głową.

– Slup wie, jak było.

– Powinnaś brać nogi za pas. Masz czterdzieści osiem godzin.

– Nie mogę.

– Powinnaś – nalegał. – To okropne miejsce.

Uśmiechnęła się gorzko.

– Mnie to mówisz?

Zawiesiła torebkę na gwoździu, przygotowała dwa konie cztery razy szybciej niż jemu zajęto osiodłanie klaczy i wyprowadziła jego konia z boksu. Był to jeden z wałachów. Przejął od niej wodze.

– Wyprowadź go na zewnątrz – poleciła.

– Nie powinniśmy przypadkiem włożyć skórzanych spodni i specjalnych rękawiczek?

– Czyś ty z byka spadł? Nie nosimy tu takiego rynsztunku ze względu na upał.

Sama zamierzała wziąć mniejszą klacz. Zdjęła torebkę z gwoździa, włożyła ją do torby przy siodle i w ślad za nim wyprowadziła swoją klacz.

– No dobrze, spróbuj tak.

Stanęła przy lewym boku klaczy i włożyła lewą nogę w strzemię. Chwyciła za łęk lewą ręką i wskoczyła na siodło. Zrobił to samo, co ona, i nagle znalazł się w siodle.

– Teraz zaczep wodze o łęk lewą dłonią i uderz lekko piętami. Uderzył raz i koń ruszył z miejsca.

– Dobrze – pochwaliła. – Będę szła przodem, a ty za mną. On jest dość posłuszny.

Carmen mlasnęła językiem i uderzyła piętami, jej koń sunął płynnie, wyprzedził wałacha i minął dom.

Ruszył w ślad za nią przez bramę, na drugą stronę drogi. Był tam próg o wysokości trzydziestu centymetrów prowadzący na wapienną płytę skalną. Dalej teren podnosił się o około piętnaście metrów. Na wschód i zachód biegły głębokie szczeliny, widać też było wypłukane dziury wielkości leja po pocisku. Konie starały się omijać przeszkody.

– Daleko jedziemy? – zawołał.

– Za to wzniesienie do wąwozu.

Powierzchnia wapienia stawała się coraz gładsza i tworzyła wciąż szersze półki. Przyhamowała swoją klacz, by mógł się z nią zrównać. Jego wierzchowiec jednak snuł się noga za nogą, nadal, więc był za jej plecami. Nie widział jej twarzy.

– Bobby powiedział mi, że sprowadziłaś do domu jakiegoś faceta, a on kazał Joshowi i Billy’emu zrobić z nim porządek.

Nie odzywała się.

– Poznałam w Pecos pewnego gościa – powiedziała w końcu. – Jakiś rok temu. Mieliśmy romans.

– Więc go tu przywiozłaś?

– To byt jego pomysł. Wydawało mu się, że zdobędzie pracę i będzie blisko mnie. Wszystko szło po naszej myśli przez dwa tygodnie, a potem Bobby nas przyłapał.

– I co się stało?

– Skończyło się. Facet wyjechał. Widziałam go jeszcze raz w Pecos. Był wystraszony. Nie chciał ze mną rozmawiać.

– Czy Bobby powiedział Słupowi?

– Obiecywał, że nie piśnie słowa, ale to łgarz. Podejrzewam, że wszystko mu wypaplał.

Wspięli się na szczyt wzniesienia. Stok przed nimi znów łagodnie opadał. Odjechali jakieś półtora kilometra od Czerwonego Domu i zabudowań gospodarczych.

Skierowała klacz w dół ku wyschniętemu wąwozowi o płaskim dnie, które tworzyły skały i piasek. Nim jego koń dotarł do wąwozu, ona już wyskakiwała z siodła. Wałach zatrzymał się obok klaczy i Reacher zeskoczył na ziemię.

Zaprowadziła konie na skraj wąwozu, gdzie przycisnęła końce lejców wielkim kamieniem. Otworzyła torbę przy siodle, wyjęła z niej torebkę, w której, jak się okazało, schowała pistolet.

– Pokaż mi, jak się z tym obchodzić – poprosiła.

Był to automatyczny pistolet Lorcin L-22 z sześciocentymetrową lufą, chromowanym szkieletem oraz wymodelowaną, plastikową rękojeścią, która imitowała różową macicę perłową.

– Masz pozwolenie? – spytał.

Kiwnęła głową.

– Wypełniłam odpowiednie dokumenty.

Wyjęła niewielkie pudełko z torebki i podała mu je. Zawierało naboje kaliber 5,6 mm. Około pięćdziesięciu sztuk.

– Pokaż mi, jak się ładuje – powiedziała.

Potrząsnął głową.

– Powinnaś go tu zostawić, Carmen. Nie wolno ci trzymać broni w pobliżu Ellie.

– To moja decyzja – odparła. – Od ciebie oczekuję, żebyś mnie nauczył posługiwać się bronią. Będę się czuła bezpieczniej.

Wzruszył ramionami.

– Jak chcesz. Ale pistolety są niebezpieczne, więc bądź ostrożna. Położył lorcina płasko na dłoni.

– Dwie uwagi – powiedział, – Lufa jest bardzo krótka, tylko sześć centymetrów. Broń jest wskutek tego mało celna. Oznacza to, że strzelając, musisz być blisko celu. Jeśli strzelisz z tego pistoletu z przeciwnej strony pokoju, trafisz jak kulą w płot.

– W porządku.

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 42 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название