-->

W slusznej sprawie

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу W slusznej sprawie, Katzenbach John-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
W slusznej sprawie
Название: W slusznej sprawie
Автор: Katzenbach John
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 249
Читать онлайн

W slusznej sprawie читать книгу онлайн

W slusznej sprawie - читать бесплатно онлайн , автор Katzenbach John

Miami. Znany reporter Matthew Cowart dostaje list z wi?zienia stanowego. Robert Fergusson czeka w celi ?mierci na wykonanie wyroku, twierdzi jednak, ?e nie pope?ni? morderstwa, za kt?re zosta? skazany. Cowart postanawia zaj?? si? t? spraw?. Nie przypuszcza, ?e jego sensacyjny reporta? uruchomi pot??ny mechanizm mistyfikacji i zbrodni…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Jego głos niemal zatrząsł małym pokojem.

– Co my robimy? Zostaje popełniona zbrodnia, a my od razu zakładamy, że będzie ją można dokładnie dopasować do określonego szablonu. Stwierdzamy, że to jedna z setek typowych zbrodni. Tego nas uczą, tego właśnie oczekujemy. Szukamy typowych podejrzanych. Podejrzanych, którzy w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach okazują się tymi właściwymi. Analizujemy zbrodnię mając nadzieję, że jakiś kawałek włosa, próbka krwi lub włókno materiału wskażą na jednego z ludzi, których nazwiska figurują na naszej liście. Robimy to, ponieważ inne rozwiązanie jest zbyt przerażające: takie, że jakiś nieznany sprawca wkracza na scenę. Ktoś kogo nie znacie. Kogo nikt nie zna i kto może znajdować się o setki lub tysiące kilometrów od miejsca zbrodni. I zrobił to z tej samej, tak wypaczonej przyczyny, że nie potraficie nawet o niej pomyśleć, nie mówiąc już o zrozumieniu. Macie jedną szansę na milion na poradzenie sobie z tą sprawą, a może nawet nie. Z tego powodu najpierw udaliśmy się do Fergusona, kiedy mała Joanie została zamordowana. Mieliśmy zbrodnię, a jego nazwisko figurowało na tej krótkiej liście…

Brown spojrzał najpierw na Shaeffer, a następnie na Cowarta.

– Teraz jednak to rozszyfrował.

Detektyw pochylił się do przodu, uderzając pięścią w otwartą dłoń, żeby zaakcentować swoje słowa.

– Wie już, że odległość daje mu poczucie bezpieczeństwa, że kiedy przybywa do jakiegoś małego miasteczka, żeby kogoś zabić, nikt go nie rozpozna. Nikt nie poświęci mu krztyny uwagi i nikt nie przeszkodzi mu, gdy będzie porywał swoje ofiary. A kogo on porywa? Dowiedział się, jak to działa, kiedy zgarnął małą białą dziewczynkę. Więc teraz jeździ do miejsc, gdzie policja nie jest tak wyczulona, a prasa tak świadoma i chwyta w szpony małą czarną dziewczynkę, ponieważ to nie zwróci niczyjej uwagi, a przynajmniej mniej niż w przypadku Joanie Shriver. Jedzie więc i morduje, następnie wraca tutaj i podąża do szkoły, a tam nikt go nie szuka. Nikt. – Brown umilkł na chwilę, po czym dodał: – Nikt, z wyjątkiem naszej trójki.

– A Wilcox? – zapytał Cowart. Brown westchnął głęboko.

– On nie żyje – odparł głucho.

– Nie jesteśmy pewni – odezwała się Shaeffer. Nie dopuszczała do siebie tej myśli. Wiedziała, że Brown ma rację, ale prawda była zbyt bolesna.

– Nie żyje – kontynuował Brown nieco podniesionym głosem. – Gdzieś niedaleko. I dlatego Ferguson zbiegł. To jest jego pierwsza zasada. Zabić w bezpieczny sposób. Zabić anonimowo. Wykorzystywać odległość. To taka cholernie łatwa zasada.

Spojrzał na młodą policjantkę.

– Nie żył, jak tylko straciłaś go z oczu.

– Nie powinnaś była go zostawiać – powiedział Cowart. Odwróciła się w jego stronę z groźnym błyskiem w oczach.

– Nie zostawiłam go! To on mnie zostawił. Próbowałam go zatrzymać. Do cholery, nie muszę tego słuchać! Nie muszę nawet być tutaj!

– A właśnie że musisz – powiedział Cowart. – Nie kapujesz, detektywie? Tam na zewnątrz krąży naprawdę zły facet; z powodu wypadków, złego osądu, błędów, braku szczęścia, czegokolwiek. A kiedy pozbierasz to do kupy, on pozwoli mu odejść… – wskazał ostro Tanny’ego Browna -… i ja pozwolę mu odejść… – postukał palcem wskazującym w klatkę piersiową, potem skierował rękę w kierunku dziewczyny, mierząc niczym z pistoletu. -… Ty również pozwoliłaś mu odejść. Tak po prostu.

Wzięła głęboki oddech.

– W rezultacie tylko jeden z nas go dogonił. Wilcox. A teraz…

– On nie żyje – powiedział ponownie Brown. Stał na środku pokoju zaciskając pięści, wreszcie rozluźnił powoli dłonie. – A my jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy naprawdę go poszukują. – On również wskazał na nią palcem. – Teraz ty jesteś winna.

Poczuła nagły zawrót głowy, jakby podłoga w motelowym pokoju zakołysała się pod jej stopami niczym rybacka łódź ojczyma. Wiedziała jednak, że i Cowart, i Brown powiedzieli prawdę. Ona stworzyła problem i teraz do nich należało znalezienie rozwiązania.

Wilcox i małe dziewczynki, powiedziała do siebie.

Ci dwaj nie mają pojęcia, pomyślała. Nie wiedzą, jakie to uczucie być przypartym do muru i zaatakowanym, zdawać sobie sprawę, że możesz umrzeć i że nie możesz nic na to poradzić. W przerażeniu, które odbierało jej oddech, a równocześnie podsycało determinację, wyobraziła sobie ostatnie chwile, jakich doświadczyły małe dziewczynki.

– Najpierw trzeba go znaleźć – powiedziała. – Kto ma jakiś pomysł?

– Floryda – powiedział powoli Cowart. – Myślę, że on wrócił na Florydę. Doskonale zna te tereny i tam na pewno poczuje się bezpieczny. Wydaje mi się, że facet ma dwa zmartwienia. Obawia się mnie i obawia się detektywa Browna. Myślę, że nie przypuszcza, abyś ty była z tym związana. Czy widział cię z Wilcoxem?

– Nie sądzę.

– No cóż, to dobrze.

Cowart obrócił się w stronę Browna przypominając sobie słowa Blaira Sullivana: „Żeby być dobrym zabójcą, trzeba być wolnym człowiekiem, Cowart”. On to wie, zdał sobie sprawę reporter.

– Ale ty i ja to różnica. On musi być pewny, że uwolnił się od nas. Wtedy zacznie robić to, co robił bez ciągłego oglądania się w tył.

– Jak on to robi?

Reporter odetchnął głęboko.

– Kiedy się z nim widziałem, groził mojej córce. Zna jej dokładny adres w Tampa.

Tanny Brown zaczął coś mówić, ale przerwał prawie natychmiast.

– To dlatego…

– Powiedz mi o tej groźbie – zażądał detektyw.

– Po prostu powiedział, że wie, gdzie ona mieszka. Nie powiedział, co zamierza zrobić. Jedynie że wie, kim ona jest i że to powstrzyma mnie od napisania czegoś o nim. W szczególności chodziło mu o nie udowodnione zarzuty łączące go z innymi zbrodniami.

– A powstrzyma?

– No cóż, co ty byś zrobił? – odparł reporter gniewnym głosem.

– Myślisz, że teraz pojechał właśnie tam? Do Tampa? Do…

– Wyrwać mi serce. To są jego słowa.

– Czy tak myślisz?

Cowart potrząsnął głową.

– Nie. Myślę, że on wierzy, że ma mnie w garści. Że nie musi niczego robić, żebym siedział cicho.

Tanny Brown spojrzał na niego ciężko.

– Też mam córki – powiedział. – Czy im również groził? Cowart poczuł lekkie mdłości.

– Nie. O nich nie wspomniał.

– Również wie, gdzie mieszkają, Cowart. Każdy w Pachouli wie, gdzie mieszkam.

– Nigdy o tym nie wspominał.

– Czy kiedy zajmował się straszeniem ciebie, wiedział, że czekam pod domem? Czy wiedział, że jestem tak blisko?

– Nie wiem.

– Dlaczego o nich nie wspomniał, Cowart? Czy ta sama groźba nie podziałałaby również na mnie?

Cowart potrząsnął głową.

– Nie. On wie, że ciebie by to nie powstrzymało.

Brown skinął głową.

– Przynajmniej w tym masz rację. No cóż, Panie Reporterze, w jaki sposób zamierza zająć się mną? Jeśli jestem jego nieustającym palącym problemem, w jaki sposób zamierza pozbyć się mnie?

Cowart ciężko myślał. Tylko jedna możliwość przychodziła mu do głowy i wypowiedział ją szybko na głos.

– On prawdopodobnie chce zrobić tobie to samo, co zrobił Wilcoxowi. Zaciągnąć cię w pułapkę i… – Przerwał na moment. – Może się mylę. Może stwierdził, że powinien uciec. Boston, Chicago, Los Angeles, jakiekolwiek miasto z dużym centrum. Mógłby zniknąć i, jeśli jest cierpliwy, po jakimś czasie zacząć ponownie robić to, na co ma ochotę.

– Myślisz, że jest cierpliwy? – zapytała Shaeffer.

Cowart potrząsnął głową.

– Nie. Nie wiem nawet, czy on myśli, że potrzebna mu jest cierpliwość. Wygrywa na każdym kroku. Jest arogancki i sądzi, że nie potrafimy go złapać, a nawet jeśli złapiemy, to co możemy mu zrobić? Pobił nas przedtem. Prawdopodobnie przypuszcza, że może to zrobić ponownie.

– Co oznacza, że istnieje tylko jedno miejsce, do którego może się udać – powiedział gwałtownie Tanny Brown. – Tylko jedno miejsce. Powróci tam, gdzie zaczął.

– Pachoula – powiedział Cowart.

– Pachoula – zgodził się detektyw. – Jego dom. Mój dom. Miejsce, które kojarzy mu się z bezpieczeństwem i chociaż jest tam ogólnie znienawidzony, to i tak czuje się tam dobrze i bezpiecznie. Dobre miejsce na zaczynanie i kończenie czegoś. I myślę, że właśnie tam jedzie.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название