W slusznej sprawie
W slusznej sprawie читать книгу онлайн
Miami. Znany reporter Matthew Cowart dostaje list z wi?zienia stanowego. Robert Fergusson czeka w celi ?mierci na wykonanie wyroku, twierdzi jednak, ?e nie pope?ni? morderstwa, za kt?re zosta? skazany. Cowart postanawia zaj?? si? t? spraw?. Nie przypuszcza, ?e jego sensacyjny reporta? uruchomi pot??ny mechanizm mistyfikacji i zbrodni…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Ten człowiek… – zaczął prawnik.
– Ten człowiek jest mordercą – powiedział Cowart przez zaciśnięte zęby.
Prawnik umilkł, po czym westchnął.
– Dobrze. Polecą pierwszym lotem. W porządku? Ja zostanę tutaj. Ten facet mi nie groził, prawda?
– Nie.
– No cóż. Dobrze.
Ponownie na linii zapanowała cisza i dopiero po chwili Cowart dodał:
– Sandy?
– Tak, Matt?
– Jak odłożysz słuchawkę, niech ci nagle nie przyjdzie do głowy, że to jest głupie i nie musisz nic robić – rzekł poważnym i stanowczym głosem. – Wyjedźcie natychmiast. Ochraniaj Becky. Nie mogę niczego zrobić, dopóki nie będę wiedział, że jest bezpieczna. Obiecujesz?
– Rozumiem.
– Obiecujesz?
– Tak.
– Dziękuję. – Poczuł ulgę i napięcie opadło nieco. – Zadzwonię do ciebie i przedstawię szczegóły, jak tylko będę coś wiedział.
Nowy mąż Sandy mruknął wyrażając zgodę. Cowart ostrożnie odłożył słuchawkę, jakby była wykonana z kruchego tworzywa, i rozciągnął się na łóżku. Czuł się lepiej i zarazem okropnie.
Kiedy Shaeffer i Brown powrócili do motelowego pokoju, na ich twarzach malowało się zniechęcenie i skrajne wyczerpanie.
– Znaleźliście coś? – zapytał Cowart Shaeffer odpowiedziała za nich oboje:
– Tutejsze gliny uważają, że jesteśmy stuknięci. A jeśli nie stuknięci, to niekompetentni. Myślę jednak, że po prostu nie chcą mieć kłopotów. Może gdyby widzieli w tym jakąś korzyść dla siebie, zachowywaliby się inaczej, ale nie widzą.
Cowart kiwnął głową.
– W jakim położeniu się znajdujemy?
Brown odpowiedział spokojnie:
– Ścigamy człowieka winnego, podejrzanego o wiele zbrodni, nie mając żadnych dowodów. – Zaśmiał się cichutko. – Jezu, posłuchajcie mnie. Powinienem być pisarzem tak jak ty, Cowart.
Shaeffer przeciągnęła rękami po twarzy, odrzucając do tyłu włosy opadające na czoło, naciągając skórę tak, jakby to miało poprawić jej wzrok.
– Ile? – zapytała. – Ta dziewczynka była pierwsza, ta, o której napisałeś…
Mężczyźni milczeli, strzegąc swych obaw.
– Ile? – Nie ustępowała. – Co to jest? Myślicie, że stanie się coś złego, jeśli podzielicie się informacją? Co może być gorszego od tego, co mamy?
– Joanie Shriver – odparł Cowart. – Ona była pierwsza. Pierwsza, o której wiemy. Następnie dwunastoletnia dziewczynka z Perrine, która zniknęła…
– Perrine? – powtórzyła Shaeffer. – Nic dziwnego, że on…
– Co nic dziwnego? – Cowart zapytał stanowczym głosem.
– To było pierwsze pytanie, jakie mi zadał podczas naszego spotkania. Chciał się upewnić, że prowadzę sprawę z okręgu Monroe. Interesowało go, gdzie znajduje się granica między Dade a Monroe, a kiedy się upewnił, wyraźnie mu ulżyło.
– Cholera! – wyszeptał Cowart.
– Nie mamy o niej żadnych pewnych wiadomości – wtrącił Brown. – To tylko przypuszczenie…
Cowart wstał potrząsając głową. Podszedł do swego płaszcza i wyjął z niego wydruki komputerowe. Wręczył je Brownowi, który szybko je przeczytał.
– Co to jest? – zapytała Shaeffer.
– Nic – odparł Brown, a w jego głosie pojawiło się zdenerwowanie. Poskładał kartki i oddał reporterowi.
– A więc on tam był? – Tak.
– Wciąż jednak nie mamy nic przeciwko niemu.
– Chciałeś powiedzieć: nikogo. Choć, sądząc po tym co powiedziała, podejrzewam, że ciało dziewczynki znajduje się gdzieś w Everglades, blisko granicy okręgu.
– Zgadza się. – Cowart odwrócił się do Shaeffer. – Widzisz, są dwie. Do tej pory dwie…
– Trzy – dodał cicho Brown. – Mała dziewczynka w Eatonville. Zniknęła kilka miesięcy temu.
Cowart wytrzeszczył oczy na policjanta.
– Ty nie… – zaczął.
Brown wzruszył ramionami.
Cowart podniósł swój notes trzęsącymi się ze złości rękami.
– Był w Eatonville jakieś sześć miesięcy temu. W Kościele Prezbiteriańskim Chrystusa Zbawiciela. Wygłosił kazanie na temat Jezusa. Czy to wtedy…
– Nie, jakiś czas później.
– Cholera! – powiedział znowu Cowart.
– On tam wrócił. Musiał wrócić wtedy, gdy wiedział, że nikt go nie będzie szukał.
– Na pewno tak zrobił, ale jak to udowodnisz?
– Udowodnię.
– Świetnie. Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Głos Cowarta załamywał się z wściekłości.
Brown odparł z równą pasją:
– Powiedzieć ci? I co byś zrobił? Dałbyś to do jakiejś cholernej gazety, zanim ja miałbym szansę sprawdzić każde zamieszkane przez czarnych miasto na Florydzie? Chcesz, żebym ci powiedział, a ty ogłosisz to całemu światu i uratujesz swoją reputację?
– Mam to gdzieś! Ilu ludzi umrze, podczas gdy ty będziesz składał sprawę do kupy? Jeśli w ogóle potrafisz poskładać sprawę do kupy!
– A co, do diabła, osiągniemy, jak wydrukujesz to w gazecie?
– To by zadziałało. Wykurzyłbym go!
– Zostałby ostrzeżony i stałby się jeszcze bardziej ostrożny.
– Nie. Wszyscy inni zostaliby ostrzeżeni…
– Tak, a on zmieniłby swój schemat działania i nie znalazłaby się na świecie sala sądowa, do której mógłbym go doprowadzić.
Wstali, z oczami utkwionymi w siebie, jakby szykowali się do wymiany ciosów. Shaeffer uniosła ręce powstrzymując ich.
– Poprzestawiało wam się w mózgownicach? – zapytała głośno. – Postradaliście zmysły? Dlaczego zatajacie informacje?
Cowart spojrzał na nią i potrząsnął głową.
– Powód jest taki, że nikt nigdy nie mówi wszystkiego, a w szczególności prawdy.
– Ilu ludzi straciło życie z powodu… – zaczęła, po czym przerwała. Stwierdziła, że ona sama posiada informację, którą niechętnie podzieliłaby się z innymi. Cowart zauważył jej wahanie.
– Co ty ukrywasz, detektywie? Czy wiesz coś, o czym nie chcesz rozmawiać?
Zdała sobie sprawę, że nie ma wyboru.
– Rodzice Sullivana – powiedziała. – Ferguson mówił prawdę. On tego nie zrobił.
– Co?
Opowiedziała wszystko, czego dowiedziała się od Michaela Weissa: o Biblii, o strażniku, o bracie.
Cowart wyglądał na zaskoczonego, a potem potrząsnął głową.
– Rogers – powiedział. – Kto by pomyślał?
To nie było bez sensu. Wydawało się, że Rogers siedzi we wszystkim w Starkę. Nie było dla niego nic łatwiejszego, a jednak…
– Jednej rzeczy nie rozumiem – powiedział Cowart. – Jeśli to rzeczywiście był Rogers, dlaczego Sullivan cały czas przekonywał mnie, że Ferguson popełnił morderstwo, podczas gdy w tym samym czasie napisał imię Rogersa w Biblii?
Brown wzruszył ramionami.
– Najlepszy sposób, żeby zagwarantować komuś oczyszczenie się z zarzutów morderstwa. Wielu podejrzanych. Powiem ci jedną rzecz. Wskazał jakiś inny dowód. Zaczekał, aż jakiś obrońca z urzędu skorzysta z tego. Myślę jednak, że zrobił to, ponieważ był chorym człowiekiem, Cowart. Chorym i przebiegłym. To był jego sposób na pociągnięcie za sobą każdego do tego samego piekła, które oczekiwało jego: ciebie, Fergusona, Rogersa… i trójkę gliniarzy, których nawet nie znał.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza.
– Więc może Rogers to zrobił, a może nie zrobił. Właśnie teraz stary Sully jest chyba tam na dole i zaśmiewa się do rozpuku. – Potrząsnął ponownie głową. – Co to oznacza?
– To oznacza – Shaeffer podniosła głos – że możemy zapomnieć o Sullivanie. Zapomnieć o jego umysłowych rozgrywkach. Martwmy się o Fergusona i jego ofiary. Myślisz, że trzy?
– Odbył dziewięć podróży na południe, w tym siedem, o których wiemy.
– Siedem?
Cowart podniósł ręce w geście poddania.
– Nie wiemy, kiedy wyruszał na badanie terenu, a kiedy jechał, żeby popełnić zbrodnię. Wiemy jedynie… Chryste, podejrzewamy, że trzy małe dziewczynki. Jedna biała. Dwie czarne. I Bruce Wilcox.
– Cztery ofiary – szepnęła cicho.
– Cztery – powiedział ciężko Tanny Brown. Wstał, jak gdyby próbował pokazać, że nie należy się poddawać zmęczeniu, i zaczął przechadzać się po małym pokoju, niczym więzień przemierzający celę.
– Czy nie widzicie, co on robi? – powiedział gwałtownie. – Co?