Ultimatum Bournea
Ultimatum Bournea читать книгу онлайн
W Zwi?zku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim najwi?kszym wrogiem – s?ynnym terroryst? Carlosem – i tajnym mi?dzynarodowym stowarzyszeniem. ?eby przeszkodzi? pot??nej Meduzie w zdobyciu w?adzy nad ?wiatem, raz jeszcze musi zrobi? to, czego mia? nadziej? nie robi? nigdy wi?cej. I zwabi? Carlosa w ?mierteln? pu?apk?, z kt?rej ?ywy wyjdzie tylko jeden z nich…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Zawiadom mnie, jak tylko wróci!
Trzy tysiące mil od Paryża, na Prospect Avenue w Brooklynie, Louis DeFazio siedział samotnie przy stoliku w głębi Trafficante's Clam House. Skończył właśnie późnopopołudniowy lunch składający się z vitello tonnato i starając się zachować swój zwykły, jowialny i dostojny wygląd, otarł usta jaskrawoczerwoną serwetką. W rzeczywistości z najwyższym trudem powstrzymywał się od tego, żeby z wściekłością nie złapać jej zębami. Maledetto! Siedział tu już od prawie dwóch godzin, a biorąc pod uwagę to, że na samą drogę z Garafola's Pasta Palace na Manhattanie potrzebował czterdziestu pięciu minut, minęły już prawie trzy godziny od chwili, kiedy ten dureń w Paryżu odnalazł dwóch poszukiwanych mężczyzn. Ile czasu mogą potrzebować dwaj bersaglios na dotarcie z lotniska do hotelu? Trzy godziny? Chyba że ten pacan z Palermo postanowił pojechać do Londynu i dopiero stamtąd przekazać wiadomość, co było całkiem możliwe, jeśli znało się Palermo.
DeFazio od początku wiedział, że na pewno ma rację. Z tego, co żydowski doktorek gadał po zastrzykach, wynikało jasno, że on i ten były agent prędzej czy później polecą do Paryża, do swojego kolesia, podstawionego speca od brudnej roboty. Co prawda zaraz potem doktor i Nicolo zniknęli, jakby zapadli się pod ziemię, ale co z tego? Nicky nic nikomu nie powie, bo wie, że za takie rzeczy dostaje się nożem w nerkę, a poza tym wszystko, co by ewentualnie wypaplał, da się jakoś odkręcić i wszystko rozejdzie się po kościach. Co do doktorka, to ten mógł sobie co najwyżej przypomnieć pokoik na jakiejś farmie i odwiedzającego go Nicolo. Nic więcej nie słyszał ani nie widział.
Tak więc Louis wiedział, że ma rację, a to oznaczało, że w Paryżu będzie na niego czekało siedem milionów dolarów. Siedem milionów, dobry Boże! Nawet po opłaceniu tych durniów z Palermo zostanie jeszcze wcale pokaźna sumka.
Louis wstrzymał oddech, gdyż do stolika podszedł stary kelner, wuj samego Trafficante.
– Telefon do pana, signor DeFazio.
Jak zawsze w takich sytuacjach capo supremo poszedł do automatu telefonicznego wiszącego w wąskim korytarzu koło męskiej toalety.
– Tu Nowy Jork – powiedział.
– A tu Paryż, signor Nowy Jork. To wszystko jest pazzo!
. – Gdzie byłeś? Pojechałeś do Londynu czy co? Czekam już prawie trzy godziny!
– Pętałem się po jakichś nie oświetlonych bocznych drogach, co mi zupełnie stargało nerwy, a teraz jestem w zupełnie nieprawdopodobnym miejscu.
– To znaczy gdzie?
– Dzwonię ze stróżówki przy bramie. Zapłaciłem za to ponad sto dolarów, a dozorca, taki francuski buffone, gapi się na mnie cały czas przez okno. Pewnie pilnuje, żebym mu niczego nie ukradł, na przykład dziurawego wiadra…
– Jaki dozorca? O czym ty mówisz?
– Jestem na cmentarzu, jakieś dwadzieścia pięć mil od Paryża.
– Na cmentarzu? Dlaczego?
– Dlatego że twoi dwaj znajomi prosto z lotniska przyjechali właśnie tutaj, ty ignorante! W tej chwili odbywa się tu pogrzeb, po ciemku i z pochodniami, a w dodatku zaraz lunie deszcz, więc jeśli tych dwóch typków przyleciało tu tylko po to, żeby wziąć udział w tej barbarzyńskiej ceremonii, to znaczy, że tam u was w Ameryce powietrze szkodzi rozumowi! Nie będziemy się tym dalej zajmować, Nowy Jork. Mamy wystarczająco dużo pracy.
– Umówili się na spotkanie ze swoim kumplem… – mruknął DeFazio bardziej do siebie niż do swego rozmówcy. – Co do pracy, to jeśli jeszcze kiedykolwiek chcecie pracować z nami, Filadelfią, Chicago albo z Los Angeles, to zrobicie dokładnie to, co wam powiem. Zostaniecie hojnie wynagrodzeni.
– Wreszcie zaczynasz gadać do rzeczy.
– Zostań tam i obserwuj ich dyskretnie. Ustal, dokąd poszli i z kim się widzieli. Zjawię się najszybciej, jak będę mógł, ale to trochę potrwa, bo na wszelki wypadek polecę przez Kanadę albo Meksyk. Powinienem być na miejscu jutro wieczorem albo pojutrze rano.
– Ciao – powiedział człowiek z Paryża.
– Omerta – odparł Louis DeFazio.