-->

Wyicigi

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wyicigi, Chmielewska Joanna-- . Жанр: Прочие Детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wyicigi
Название: Wyicigi
Автор: Chmielewska Joanna
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 362
Читать онлайн

Wyicigi читать книгу онлайн

Wyicigi - читать бесплатно онлайн , автор Chmielewska Joanna

– O Bo?e, nic nie rozumiem – powiedzia?a bezradnie dziewczyna z ty?u. – Zameczek…? Dop?ki konie nie wesz?y, mog?am jej udziela? wyja?nie?. – Zameczek to te? nie ko?. To D?okej. Ko? to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bry?…

Wy?cigi to powie?? oparta na faktach, kt?re nie tylko pozosta?y nadal aktualne, ale wr?cz dosz?y do pe?ni rozkwitu. Na ca??, w?wczas jeszcze skromn?, a dzi? rozszala?? przest?pczo?? nikt nie zwr?ci? uwagi…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 43 44 45 46 47 48 49 50 51 ... 60 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Mam dwójkę! – wrzasnął radośnie Jurek.

– I już ci się zaczął ten płaski dzień…

– To fuks chyba? – upewniła się pani Ada. – Ładnie zaczęłam po urlopie…

– Nie ma Zdzisia, bo zaraz by pani powiedział, że będzie sto tysięcy…

– Sto może nie, ale ćwiartkę dadzą – rzekł pan Rysio. – Z trzech koni spadło, porządek mam za stówę…

– Odbija pan tego golfa, co?

– Góra będzie większa niż porządek!

Większa nie była, ale taka sama, za jedno i drugie zapłacili około 23 tysięcy. Zaczęłam zarówno triplę, jak i kwintę, ale w kwestii dalszego ciągu nie miałam żadnych złudzeń. Wymieszałam konie bez sensu. Maria z Mieciem zaczęli również, Maria czyniła mi wyrzuty.

– I dlaczego ty tego nie grasz, skoro ci wyszło?! No dobrze, ale dlaczego nie grasz dalej Zameczka?! Przecież on przyjdzie! l też ci wychodzi! Jaki Kryształ, skąd Kryształ, żadnego Kryształa tu nie będzie. Iipecki musiałby na głowę upaść, on go szykuje na Wielką Warszawską! Nie będzie konia wyjeżdżał co chwila! l grają go, czego ty chcesz od tego Sarnowskiego, cztery razy na faworytach przyszedł, ile można od niego wymagać?! l Zameczka masz zapisanego, dlaczego nie grasz tego, co masz zapisane…?!

– Przyganiał kocioł garnkowi. Odczep się, mówię przecież zmieniałam w ostatniej chwili, przez Jurka! l na datę urodzenia grałam, czwórka mi tu wychodzi, właśnie Kryształ. Też w niego nie wierzę, no dobrze, dla świętego spokoju zagram Zameczka w porządkach!

– Moja ciotka znalazła notes Zawiejczyka – powiedziała za mną Monika Gąsowska. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła. – Już nie wracam do domu, zostaję, za tydzień zaczyna się rok akademicki.

Miałam teraz ważniejsze rzeczy na głowie, niż notes Zawiejczyka.

– Widziała pani paddock?

– Tak, właśnie wychodziły. Nie ma o czym mówić, trójka, czwórka i siódemka, reszta się nie liczy.

W takim razie trójka z siódemką. Skoro Kryształa ma oszczędzać…

– Kryształ to czwórka? Nawet oszczędzany, może wygrać, świetny koń!

Faworytem w tej gonitwie była Inercja, piątka, klacz Kapulasa. Nie jechał na niej Włóczka, tylko starszy uczeń Kaczorski, dzięki czemu miała o trzy kilo mniej. Tor łupał Inercję z Kryształem, Kapulas podobno oświadczył, że wygrywa w dniu dzisiejszym cztery razy. Byłam skłonna mniemać, że wobec tego nie wygra wcale, dałam spokój Inercji, zagrałam w kółko konie wybrane przez Monikę, z nadzieją, że przyjdzie Zameczek na trójce razem z tą siódemką. Odbiłabym sobie wszystko od razu.

Upragnione szczęście mnie nie spotkało, Zameczek przyszedł z Sarnowskim, kurczowo trzymany Kryształ był drugi. Westchnęłam, 18 tysięcy, z siódemką byłoby sto dwadzieścia. Sprawdzały się moje przewidywania, płaski dzień przeistaczał się w górskie szczyty. Teraz, w trzeciej gonitwie, konsekwentnie powinien był przegrać Eneasz. Popatrzyłam na paddock, przypomniałam sobie, że jest jesień, cztery ogiery i dwie klacze, co tam, zagram na klacze, dwa pięć, Flinta z Elbaną.

Powinnam była na tej myśli poprzestać i zagrać wyłącznie te kobyły na przykład za 50 tysięcy, ale wtrąciła się wyobraźnia, prezentująca finisz Eneasza. Oczyma duszy ujrzałam nagle, jak wychodzi podlec polem i wpycha się na drugie miejsce i zagrałam trójkąt zwyczajnie, za dziesięć tysięcy. Na drugim stopniu schodów zatrzymałam się, pomyślałam, że chyba zgłupiałam do reszty, zawróciłam do kasy, żeby dograć te dwa pięć chociaż jeszcze jednym biletem i zagrałam 5-6. Wisiało zerowe. Zaczęłam odchodzić, wróciłam jeszcze raz, ciągle po ten drugi bilet 2-5 i dograłam trzy cztery. Bóg raczy wiedzieć dlaczego, nie dość, że nie wierzyłam w Eneasza, to jeszcze z czwórką, Weteranem, stanowił pierwszą grę. Zatrzymałam się na środku sali, popatrzyłam, konie z jeźdźcami już schodziły z paddocku, zawróciłam, kolejka do kasy urosła, na szczęście stała w niej pani Ada.

– Kupi mi pani dwa pięć? – spytałam ponuro. – Trzeci raz po to idę i ciągle biorę co innego. Klątwa jakaś.

– A proszę bardzo. Ja też po to stoję.

Wetknęłam jej 10 tysięcy i wreszcie wróciłam na górę. Jurek nic nie mówił, ale był przejęty, jeśli teraz przegra Eneasz…

– A jak wygra? A ja go wyrzuciłem, bo mnie te faworyty zdenerwowały. Cholera. Trzy konie mam, bez trójki…

– Dawaj, Flinta! – mamrotał Miecio. – Dawaj, Saradela… Nie, jak jej tam, dawaj. Sielawa!

– Mieciu, opamiętaj się. Flinty nie mamy! – mitygowała go Maria. – Flintę mieliśmy za Inercją, a teraz mamy Elbanę…

– …i w tym szpitalu, panie, tydzień leżał/zdrowy człowiek, a chorzy konali na klatce schodowej, bo miejsca nie było! Bo pani doktor sobie urlop wzięła czy tam chorobowe i nikogo nie obchodziło, że on łóżko zajmuje…

– Powinna jakieś zastępstwo mieć?

– A skąd! Żadnego! Nie będą się wtrącać do cudzego pacjenta, powiedzieli.

– Gdyby lekarz z własnej kieszeni płacił za przetrzymywanie pacjenta niepotrzebnie…

– …i jak przez ten ogień skakał, spodnie mu pękły. Damską spódnicę na niego włożyli, sweter na to, taki serdaczek i ten wieniec kwiatów na głowę…

– Na bani był chyba?

– I jak jeszcze! Ale na nogach się dobrze trzymał…

– …a kto ma prowadzić, jedynka ma obowiązek prowadzić!

– Zależy, jakie instrukcje dostał…

– Chyba, że ta szóstka z małą wagą wyskoczy… Odwróciłam się do Moniki.

– Coś pani mówiła o notesie Zawiejczyka, czy mi się wydaje?

– Tak, moja ciotka znalazła koło telefonu, zostawił widocznie, jak był u niej ostatni raz. Nie wie, czy się przyznać, bo chciałaby go mieć na pamiątkę.

– O Boże… Kiedy znalazła?

– Wczoraj.

– Niech się przyzna. Zrobią sobie fotokopie i oddadzą jej. Niech ją pani namówi, bo inaczej ja będę musiała.

– Jest pani pewna, że oddadzą?

– Prawie pewna. Dzisiaj się dowiem i powiem pani jutro. Głośnik zawył trzy razy, bomba wyszła, zacięła się w połowie, cofnęła i podjechała do góry.

– A już myślałam, że będą machać prześcieradłem – powie- 1 działa z rozczarowaniem Maria.

– Dlaczego prześcieradłem? – zainteresowała się delikatnie Monika.

Konie dopiero dochodziły do maszyny. Opuściłam lornetkę.

– Nie tyle może prześcieradłem, ile chorągwią. Kiedyś się bomba zepsuła i nie chciała wyjść, człowiek wyszedł na tamten balkonik i machał białą chorągwią. Cały dzień starty się odbywały przy pomocy chorągwi, nie wiem, dlaczego biała, powinna być czerwona. Lepiej widoczna. Ale możliwe, że w tamtym czasie uznano by to za profanację.

– No pewnie, że za profanację – przyświadczył Miecio. – I wszyscy poszliby siedzieć. Dawaj, Flinta!

– Mieciu, ja cię chyba zabiję! Nie Flinta, tylko Elbana, mówię ci, że Flinty nie mamy!

– Dawaj, Elbana… Ale zaczynamy Flintą!

– Boże, daj mi cierpliwość…

– I dużo panu przyjdzie z tego Eneasza, pierwsza bita gra, ze wszystkim grają – irytował się Waldemar.

– Ale ja mam wyłącznie Eneasza i wolę pierwszą grę niż zero – tłumaczył cierpko pan Sobiesław. – Zacząłem teraz, Eneaszem przechodzę…

– Poszły…!!!

Poprowadziła, jak należy, jedynka, Flinta szła druga, za nią leciał Eneasz. Interesowała mnie Elbana, trzymała się tuz za Eneaszem, czwórka i szóstka znalazły się o dobre cztery długości z tyłu. Szczudłowski na Flincie szedł przy bandzie i w połowie’ zakrętu wyszedł na prowadzenie, nie wyłamując, co było sztuką zgoła mistrzowską. Jedynka zaczęła odpadać, za to przyśpieszyła czwórka.

– Eneasz nie daje rady – oznajmił z zadowoleniem Jurek.

– A pewnie – przyświadczył pan Rysio. – Z taką wagą? Co tam wyszło? Flinta? Dawaj, Flinta!

– Jaka Flinta?! – rozzłościła się Maria. – Dawaj, Elbana!

– Dawaj, Eneasz! – wrzasnął pan Edzio z naciskiem.

– Czerski wychodzi! Dawaj, czwórka…!

– Trójka, panie Waldku! Na co panu czwórka…?!

– Uciekaj, Flinta! – zachęcał pan Rysio. – Uciekaj, Flinta!

– Dawaj, Flinta! Dawaj, Elbana! Dawaj, Flinta! Dawaj, Elbana! – darł się Miecio na zmianę.

– Weźmie ją! O rany! Weźmie ją…!

– Nie weźmie! Nie sięgnie! Dawaj, dwójka…!

1 ... 43 44 45 46 47 48 49 50 51 ... 60 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название