-->

Wy?cigi

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wy?cigi, Chmielewska Joanna-- . Жанр: Прочие Детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wy?cigi
Название: Wy?cigi
Автор: Chmielewska Joanna
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 338
Читать онлайн

Wy?cigi читать книгу онлайн

Wy?cigi - читать бесплатно онлайн , автор Chmielewska Joanna

– O Bo?e, nic nie rozumiem – powiedzia?a bezradnie dziewczyna z ty?u. – Zameczek…? Dop?ki konie nie wesz?y, mog?am jej udziela? wyja?nie?. – Zameczek to te? nie ko?. To D?okej. Ko? to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bry?…

Wy?cigi to powie?? oparta na faktach, kt?re nie tylko pozosta?y nadal aktualne, ale wr?cz dosz?y do pe?ni rozkwitu. Na ca??, w?wczas jeszcze skromn?, a dzi? rozszala?? przest?pczo?? nikt nie zwr?ci? uwagi…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– I tak grasz?

– No coś ty! Teraz to wymyśliłam, przed dzwonkiem mi się nie udało!

– Dwa cztery! – prychnął z politowaniem pan Rysio. – Cha cha, dwa cztery…! Tu nie ma porządku bez trójki!

– Pan już się wykazał dostatecznie, to teraz niech pan się nie mądrzy! – zarządził Waldemar. – Nie trójka, tylko szóstka, i sześć cztery może być!

– A ja gram dwójkę górą – powiedziała zdezorientowana odrobinę pani Ada, siadając na swoim fotelu.

– Gdzie pani była, jak pani nie było? – spytał pan Sobiesław. – Zaniedbuje się pani…

– Pana Zdzisława nie będzie? – zainteresował się pan Rysio.

Pani Ada wyjaśniła, że dopiero teraz wróciła z urlopu i spytała, co się tu dzieje. Słyszała jakieś straszne rzeczy, podobno ktoś morduje dżokejów, jakieś niezwykłe konie przychodzą, pan Marian, z którym przelotnie zetknęła się w Paryżu, poinformował ją, że w zbrodnię wmieszany jest minister rolnictwa, on sam zaś uciekł i nie wróci, dopóki nie pozamykają wszystkich, bo afera jest przerażająca. Ona nic z tego nie rozumie i gra dwójkę górą.

– Czym pan się wykazał? – spytał Miecio pana Rysia. – Zdzisia nie ma na razie, a czy będzie, nie wiadomo.

– Mówić hadko – odparł pan Rysio i usiadł na środkowym fotelu.

– No właśnie! – wykrzyknęła żywo pani Ada. – Coś pan zaczął, co z tym samochodem…?

– Półtorej doby go miałem. Nowy golf…

– A mówiłem, kawał żelaza pod pedałami! – wytknął Waldemar.

– Już są spóźnieni sześć minut! Na co oni czekają?!

– Na rachubę…

– Dlaczego półtorej doby…? Głośnik zawył, bomba wyszła.

– Oni tam chyba czatują albo są w zmowie z tym salonem samochodowym – mówił pan Rysio ze smętnym rozgoryczeniem. – Na własne oczy to widziałem, wcale się nie włamywał, kluczyki miał, wsiadł jak w masło. Pierwszą noc przetrzymałem

w garażu u znajomych, a w drugą go ukradli, bo postawiłem przed domem. Przez okno patrzyłem, dzwoniłem do policji, wyleciałem, pojechałem za nim tym starym maluchem, ale gdzie, golfa nie dogoni…

– Daj otwieracz! – zażądała Maria.

– Piątka nie chce wejść! – ogłosił Jurek.

– I co, nie znaleźli?

– A skąd!

– Ubezpieczony pan był?

– Ubezpieczony i co z tego? Najpierw musi być przeprowadzone dochodzenie…

– Trójka to tu już wisi! – mówił pan Edzio. – A w piątej dali mi Wągrowską, ale ja nie wierzę, dają tę Dymkę trzeci raz. Ledwo co ją dotknąłem, bo u mnie przychodzi Szerszeń. Rowkowicz sam na siebie gra…

– Panie, Szerszeń to nie ten dystans…

– To jest szajka i tylko patrzą, co kto bierze, a potem jadą za tym kupcem zobaczyć, czy ma garaż. I mówię pani, mają kluczyki, może to jakieś uniwersalne, a może sobie dorabiają profilaktycznie…

– …co tam takiego?

– Piątka, Mariusz…

– On jest zdenerwowany i nie wejdzie nigdy w życiu – stwierdziłam pesymistycznie. – Rodeo robił na paddocku!

– …a do kłódki nie ma dostępu i palcem nie ukręci. Nożyce nie wejdą, na takie prymitywne sposoby oni nie są nastawieni…

– Poszły! – krzyknął Jurek.

– Ruszyły – oznajmił głośnik. – Prowadzi Zięba, drugi Dylemat, na trzecim miejscu Dalia, czwarty Styropian…

– Gdzie czwórka? – zainteresował się Miecio.

– Dawaj, trójka! – zażądał pan Edzio.

– Czwórka trzecia. Piątka straciła, przysięgnę, że jeszcze pójdzie na duże koło…

– Słabe tempo…

– Co pan chcesz od tej jedynki, to łach!

Do przodu przechodzi Styropian – kontynuował głośnik.

– Konie wchodzą w zakręt, prowadzi Zięba, drugi Dylemat, trzeci Styropian, czwarta Dalia…

– Trzy sześć, tu nie ma nic innego…

– Jakie trzy, gdzie trzy, trójka piąta idzie!

– Na głęboki finisz…

– Dawaj, czwórka!!! – ryknął strasznie ktoś za mną.

– Idzie ta Dalia czy nie? – zdenerwowała się Maria. – Kto na niej…? Bryś! Może by tak ruszył do przodu…

– Bryś nie ruszy – zapewniłam ją. – Nie umie.

– Na prostą wyprowadza Zięba, drugi Dylemat, trzeci Styropian…

Dylemat wyszedł przed Ziębę zaraz po zakręcie i zaczął się ostro oddalać. Polem zafiniszował Styropian z Plagiatem, czwórka i szóstka, faworyty, Dalia obsunęła się na piąte miejsce, bo Zięba utrzymywała drugą pozycję. Styropian podsuwał się ku niej, na co patrzyłam ze wstrętem, bo dwa jeden grałam, a wymyślone po dzwonku dwa cztery nie.

– Stój, ty cepie! Gdzie się pchasz… – mamrotałam pod nosem.

– Uciekaj, czwórka!!! Uciekaj, czwórka!!! Uciekaj, czwórka!!! – darł się ten jakiś za nami.

– Zwariował, czy co, gdzie ona ma uciekać, do tyłu? – powiedziała Maria pełną piersią i z niesmakiem.

– Dawaj, trójka!!! Dawaj, trójka!!! – domagał się rozpaczliwie pan Edzio.

– Dylemat, Zięba, Styropian, Dylemat, na drugim miejscu walka, Zięba, Styropian, Dylemat, Styropian – mówił monotonnie głośnik.

Styropian wyszedł przed Ziębę i straciłam wszelkie nadzieje.

– Mówiłam, że Bryś to głupek i nie umie konia pogonić – wytknęłam z niechęcią. – Mówiłam, że będzie dwa cztery…

– Mam dwójkę! – wrzasnął radośnie Jurek.

– I już ci się zaczął ten płaski dzień…

– To fuks chyba? – upewniła się pani Ada. – Ładnie zaczęłam po urlopie…

– Nie ma Zdzisia, bo zaraz by pani powiedział, że będzie sto tysięcy…

– Sto może nie, ale ćwiartkę dadzą – rzekł pan Rysio. – Z trzech koni spadło, porządek mam za stówę…

– Odbija pan tego golfa, co?

– Góra będzie większa niż porządek!

Większa nie była, ale taka sama, za jedno i drugie zapłacili około 23 tysięcy. Zaczęłam zarówno triplę, jak i kwintę, ale w kwestii dalszego ciągu nie miałam żadnych złudzeń. Wymieszałam konie bez sensu. Maria z Mieciem zaczęli również, Maria czyniła mi wyrzuty.

– I dlaczego ty tego nie grasz, skoro ci wyszło?! No dobrze, ale dlaczego nie grasz dalej Zameczka?! Przecież on przyjdzie! l też ci wychodzi! Jaki Kryształ, skąd Kryształ, żadnego Kryształa tu nie będzie. Iipecki musiałby na głowę upaść, on go szykuje na Wielką Warszawską! Nie będzie konia wyjeżdżał co chwila! l grają go, czego ty chcesz od tego Sarnowskiego, cztery razy na faworytach przyszedł, ile można od niego wymagać?! l Zameczka masz zapisanego, dlaczego nie grasz tego, co masz zapisane…?!

– Przyganiał kocioł garnkowi. Odczep się, mówię przecież zmieniałam w ostatniej chwili, przez Jurka! l na datę urodzenia grałam, czwórka mi tu wychodzi, właśnie Kryształ. Też w niego nie wierzę, no dobrze, dla świętego spokoju zagram Zameczka w porządkach!

– Moja ciotka znalazła notes Zawiejczyka – powiedziała za mną Monika Gąsowska. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła. – Już nie wracam do domu, zostaję, za tydzień zaczyna się rok akademicki.

Miałam teraz ważniejsze rzeczy na głowie, niż notes Zawiejczyka.

– Widziała pani paddock?

– Tak, właśnie wychodziły. Nie ma o czym mówić, trójka, czwórka i siódemka, reszta się nie liczy.

W takim razie trójka z siódemką. Skoro Kryształa ma oszczędzać…

– Kryształ to czwórka? Nawet oszczędzany, może wygrać, świetny koń!

Faworytem w tej gonitwie była Inercja, piątka, klacz Kapulasa. Nie jechał na niej Włóczka, tylko starszy uczeń Kaczorski, dzięki czemu miała o trzy kilo mniej. Tor łupał Inercję z Kryształem, Kapulas podobno oświadczył, że wygrywa w dniu dzisiejszym cztery razy. Byłam skłonna mniemać, że wobec tego nie wygra wcale, dałam spokój Inercji, zagrałam w kółko konie wybrane przez Monikę, z nadzieją, że przyjdzie Zameczek na trójce razem z tą siódemką. Odbiłabym sobie wszystko od razu.

Upragnione szczęście mnie nie spotkało, Zameczek przyszedł z Sarnowskim, kurczowo trzymany Kryształ był drugi. Westchnęłam, 18 tysięcy, z siódemką byłoby sto dwadzieścia. Sprawdzały się moje przewidywania, płaski dzień przeistaczał się w górskie szczyty. Teraz, w trzeciej gonitwie, konsekwentnie powinien był przegrać Eneasz. Popatrzyłam na paddock, przypomniałam sobie, że jest jesień, cztery ogiery i dwie klacze, co tam, zagram na klacze, dwa pięć, Flinta z Elbaną.

Powinnam była na tej myśli poprzestać i zagrać wyłącznie te kobyły na przykład za 50 tysięcy, ale wtrąciła się wyobraźnia, prezentująca finisz Eneasza. Oczyma duszy ujrzałam nagle, jak wychodzi podlec polem i wpycha się na drugie miejsce i zagrałam trójkąt zwyczajnie, za dziesięć tysięcy. Na drugim stopniu schodów zatrzymałam się, pomyślałam, że chyba zgłupiałam do reszty, zawróciłam do kasy, żeby dograć te dwa pięć chociaż jeszcze jednym biletem i zagrałam 5-6. Wisiało zerowe. Zaczęłam odchodzić, wróciłam jeszcze raz, ciągle po ten drugi bilet 2-5 i dograłam trzy cztery. Bóg raczy wiedzieć dlaczego, nie dość, że nie wierzyłam w Eneasza, to jeszcze z czwórką, Weteranem, stanowił pierwszą grę. Zatrzymałam się na środku sali, popatrzyłam, konie z jeźdźcami już schodziły z paddocku, zawróciłam, kolejka do kasy urosła, na szczęście stała w niej pani Ada.

– Kupi mi pani dwa pięć? – spytałam ponuro. – Trzeci raz po to idę i ciągle biorę co innego. Klątwa jakaś.

– A proszę bardzo. Ja też po to stoję.

Wetknęłam jej 10 tysięcy i wreszcie wróciłam na górę. Jurek nic nie mówił, ale był przejęty, jeśli teraz przegra Eneasz…

– A jak wygra? A ja go wyrzuciłem, bo mnie te faworyty zdenerwowały. Cholera. Trzy konie mam, bez trójki…

– Dawaj, Flinta! – mamrotał Miecio. – Dawaj, Saradela… Nie, jak jej tam, dawaj. Sielawa!

– Mieciu, opamiętaj się. Flinty nie mamy! – mitygowała go Maria. – Flintę mieliśmy za Inercją, a teraz mamy Elbanę…

– …i w tym szpitalu, panie, tydzień leżał/zdrowy człowiek, a chorzy konali na klatce schodowej, bo miejsca nie było! Bo pani doktor sobie urlop wzięła czy tam chorobowe i nikogo nie obchodziło, że on łóżko zajmuje…

– Powinna jakieś zastępstwo mieć?

– A skąd! Żadnego! Nie będą się wtrącać do cudzego pacjenta, powiedzieli.

– Gdyby lekarz z własnej kieszeni płacił za przetrzymywanie pacjenta niepotrzebnie…

– …i jak przez ten ogień skakał, spodnie mu pękły. Damską spódnicę na niego włożyli, sweter na to, taki serdaczek i ten wieniec kwiatów na głowę…

1 ... 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название