Wyicigi
Wyicigi читать книгу онлайн
– O Bo?e, nic nie rozumiem – powiedzia?a bezradnie dziewczyna z ty?u. – Zameczek…? Dop?ki konie nie wesz?y, mog?am jej udziela? wyja?nie?. – Zameczek to te? nie ko?. To D?okej. Ko? to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bry?…
Wy?cigi to powie?? oparta na faktach, kt?re nie tylko pozosta?y nadal aktualne, ale wr?cz dosz?y do pe?ni rozkwitu. Na ca??, w?wczas jeszcze skromn?, a dzi? rozszala?? przest?pczo?? nikt nie zwr?ci? uwagi…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Piekło uspokoiło się szybko, bo komisja zgłosiła protest, co zostało wywieszone przy wieży i podane przez megafony. Wszyscy kłócili się jeszcze przez chwilę, kto właściwie z tym protestem wystąpił, komisja czy dżokej, bo Rowkowicz, zjeżdżając z toru, podniósł rękę.
– Coś mu zrobili – suponował Waldemar. – Kopnięty, albo co, bo razem poszły i zaraz zaczął odpadać.
– Żadnej kolizji nie było! – zaprotestował stanowczo pan Zdzisio. – Patrzyłem cały czas!
– Może popręg mu pękł…
– Toby zsiadł, a jechał do końca!
– Udaje, specjalnie spuścił, boi się, żeby go nie spieszyli…
– Oni akurat tacy strachliwi, a pan nie wie…
– Zdejmą czwórkę!
– To Viola będzie! Sześć jeden!
– Sześć jeden to majątek! – ogłosił pan Zdzisio ogniście.
– Sto milionów – podsunęłam zgryźliwie. – Na razie
przyszło cztery sześć…
– Mam obie – zakomunikował Jurek. – Ale coś zrobią, skoro sami złożyli protest, tylko nie wiem, kogo wyrzucą.
– Przegrałam – powiedziała ze zdziwieniem Monika Gąsowska. – Miała pani rację, że trzeba grać trzeci bok, ale temu koniowi coś się stało. Wyglądał, jakby mu się nagle zachciało spać. Ja zejdę, popatrzę z bliska…
Komisja techniczna rozwiązała sprawę polubownie, nie unieważnili gonitwy, tylko zdyskwalifikowali Poloneza, co spotkało się z pełną aprobatą toru. Zwrot stawek ratował pieniądze.
– No to cześć – powiedziała Maria. – Wypłaty ogłoszą pojutrze.
– Ale kwinta będzie potworna! – zawołał z zachwytem pan
Zdzisio. – W kwincie nie ma zwrotów.
– Fakt – przyświadczył Waldemar. – Kwinty nie będzie wcale. I popatrzcie, zacząłem, bo mi wszedł rezerwowy i trzy przeszły, a tu, żeby to szlag trafił, w rezerwie miałem szóstkę!
– A mówiłem o czwórce – wytknął pan Sobiesław.
– Mówił pan, mówił, takie mówienie, to wie pan, co pan może? Nie będę się wyrażał, o jedynce też pan mówił, a grać pan chciał w ogóle dwójkę.
– I porządek kolosalny…! – zaczął pan Zdzisio.
– Niech pan przestanie, bo ja się zacznę wyrażać, zamiast Waldemara! – zagroziłam z irytacją. – Jaki porządek, gdzie pan tu chce mieć porządek, zwrot stawek za Poloneza, z nikim innym go nie grali! Wyłącznie z Chimeną i może trochę z Violą, cała gra z Chimeną spada…!
– Dwadzieścia tysięcy, zobaczy pani!
– Dwadzieścia tysięcy kozich bobków…
– Mamy następne zwroty – oznajmiła Maria. – Jak dotąd, nie przegraliśmy ani jednej tripli, Mieciu, odrywaj! Nie, czekaj, jedną mamy wygraną, skończyliśmy Chimeną.
– Tripla, jak z koziego ogona fortepian! – ogłosił Jurek z gniewem. – I w dodatku w ogóle tego Poloneza nie miałem!
– To i zwrotów nie masz?
– A nie mam. Wyrzuciłem faworyty.
Porządek w końcu obliczyli, 12 tysięcy, tripla wciąż jeszcze była w lesie. Chwyciłam Miecia za rękę i powlokłam na dół.
– Życie mi zatruwa ta opieka nad tobą! Będziesz robił to co ja, bo już tracę cierpliwość! Albo nie mogę grać, albo w nerwach jestem, czy cię gdzie nie utłukli!
Miecio nie protestował, troska o jego życie sprawiała mu wyraźną uciechę. Piąta gonitwa była nagrodowa, imienna, szło sześć koni, z czego grane były tylko dwa, Barnaba i Stojan. Inne wręcz nie istniały. Oba faworyty wyróżniały się tak, że nie mogły przegrać i skóra mi cierpła na myśl, że znów będę musiała pchać się w tę bitą pierwszą grę. Miecio mamrotał coś o Bitynii, owszem, proszę bardzo, Bitynii życzyłam doskonale, Stojana i Barnaby jednakże przegonić nie miała prawa. W normalnej sytuacji zarówno Sarnowski, jak i Białas usiłowaliby zostać z tyłu, nagroda nie zaliczała się do wstrząsających, a obaj byli w tym kierunku utalentowani, ale skoro z tajemniczych przyczyn jadą uczciwie, na ukrycie koni nie ma co liczyć. Co prawda, Bitynię poprzednim razem Szczudłowski schował…
Zanim wróciłam na górę po zagraniu obu faworytów z Bity- nią, zdążyłam tego Miecia zgubić. Facet z tępą gębą plątał się koło niego cały czas i zdenerwowałam się tym dodatkowo. Dopadłam Jarkowskiego, stanowczo protestując przeciwko nałożonym na mnie obowiązkom, gdzie indziej proszę bardzo, mogę od Miecia oka nie odrywać, ale nie tu! Nadkomisarz wygłosił w przelocie uspokajające zapewnienie, że Miecio jest pilnowany wszechstronnie i znikł w gęstym tłumie. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko iść na swoje miejsce i czekać zmiłowania pańskiego.
Miecio siedział na swoim fotelu, co ulżyło mi tak, że nawet mu nic nie powiedziałam. Wróciła Monika Gąsowska.
– Już wiem – oznajmiła. – Polonez dostał prawdopodobnie środek nasenny. Mówiłam, że się wydaje śpiący, ja się nie chwalę, ja naprawdę znam się na koniach, patrzę na nie przez całe życie i czasem nawet coś myślę. A teraz te dwa faworyty wcale mi się nie podobają, wyszły na paddock w świetnej formie i oba gasną. Wycofałabym je z gonitwy…
W tym momencie głośnik brzdęknął i zakomunikował, że koń numer dwa, Stojan, i koń numer cztery, Barnaba, zostały wycofane z gonitwy dodatkowo przez dyżurnego weterynarza. Przez chwilę panowało milczenie, po czym poderwało wszystkich. Pytanie o dzwonek grzmiało echem.
Dzwonka jeszcze nie było, zdążyłam odebrać pieniądze i zagrać trzy porządki z Bitynią. Przy kasach rozgrywało się piekło dantejskie. Monika Gąsowska pochwaliła się, że tych dwóch koni do ręki nie wzięła i gra wyłącznie pięć trzy, Bitynię z Delfinem. Pozazdrościłam jej decyzji, na Delfinie jechał Kujawski, gdybym zdążyła się zastanowić, też bym grała wyłącznie pięć trzy. Skórek na jedynce nie budził mojego zaufania, a uczeń Miazga na szóstce w zasadzie nie miał szans. Koń był dobry, ale Miazga do bani. Po wycofaniu z paddocku faworytów nie pozostało nic innego, jak tylko Bitynią z Kujawskim.
Bitynia wygrała bezproblemowo, Kujawski był za nią, Miazga trzeci, a Skórek ostatni.
– Co za dzień jakiś okropny! – zdenerwował się Waldemar. – Podali już pierwszą triplę, czy nie?
– A skąd, mówiłam ci przecież – odparła niecierpliwie Maria. – Jutro podadzą.
– To jest skandal i kretyństwo, żeby ta rachuba liczyła na piechotę! – irytował się Jurek. – Mam Bitynię i co z tego? Przy takich zwrotach to będzie chała, nie tripla! A kwinta mi się złamała Chimeną, bo miałem Violę!
– Taki fuks ta Viola, a wszyscy ją mieli – zauważył z przekąsem pan Edzio.
– Dowiedział się pan, panie Waldku, dlaczego te dwa wycofali? – spytał pan Sobiesław.
– Chore były…
– Nie chore, tylko doping dostały – sprostował pułkownik.
– Przeciwnie – zaprzeczyła cichutko Monika Gąsowska. – Anty- doping…
Przy stoliku za barierką ciągle siedział Kapulas w towarzystwie, które operowało coraz barwniejszym językiem. Na dobrą sprawę, gdyby wykropkować to, co dotychczas omijało się w słownikach, ocalałoby mniej więcej co dwudzieste słowo. Kapulas w pogawędce brał już żywszy udział, trzymał się jeszcze nieźle, ale zaczynał być rozluźniony. Dobił do nich Wróblewski.
– I dobrze! – powiedział z zaciętością.
– Komu dobrze? – rozzłościł się jeden z rozmówców, po czym z wypowiedzi cenzuralnych pozostały mu wyłącznie zaimki. Można było wywnioskować, że wyraża ogólne niezadowolenie ze wszystkiego.
Wróblewski był trzeźwy.
– Zamknij się – zaproponował. – Mnie się to podoba. Zobaczymy, co teraz będzie.
Tknęło mnie. Zajrzałam do programu. Miecio wrócił na fotel z okrzykiem „dawaj. Truskawka” na ustach, Truskawka należała do Wróblewskiego, jechał na niej Kujawski po licznych amatorach i uczniach. Nie czekając na ogłoszenie wypłaty, runęłam na dół.
– Znikła mi pani z oczu, a chciałam pani powiedzieć, że tu się liczy tylko jeden koń – oznajmiła Monika Gąsowska, kiedy wreszcie po odebraniu pieniędzy, obstawieniu gonitwy i stwierdzeniu, że Mieciem opiekuje się Maria, obydwoje zaś podglądają Figata, wróciłam na górę. – Koń numer sześć, to jest Truskawka. Nie rozumiem wprawdzie nic, bo widzę, że ona jeszcze nigdy nie była bliżej niż piąta, ale stwierdzam stanowczo, że jest najlepsza w stawce i w doskonałej formie. Podchodzą do niej dwa, jedynka i dwójka, to jest Granica i Jurgielt, Granica ma świetne babki. Zagrałam ten trzeci bok, ale bardzo tanio.