-->

Wyicigi

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wyicigi, Chmielewska Joanna-- . Жанр: Прочие Детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wyicigi
Название: Wyicigi
Автор: Chmielewska Joanna
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 359
Читать онлайн

Wyicigi читать книгу онлайн

Wyicigi - читать бесплатно онлайн , автор Chmielewska Joanna

– O Bo?e, nic nie rozumiem – powiedzia?a bezradnie dziewczyna z ty?u. – Zameczek…? Dop?ki konie nie wesz?y, mog?am jej udziela? wyja?nie?. – Zameczek to te? nie ko?. To D?okej. Ko? to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bry?…

Wy?cigi to powie?? oparta na faktach, kt?re nie tylko pozosta?y nadal aktualne, ale wr?cz dosz?y do pe?ni rozkwitu. Na ca??, w?wczas jeszcze skromn?, a dzi? rozszala?? przest?pczo?? nikt nie zwr?ci? uwagi…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 60 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Honorata, czy on codziennie o tej porze prezentuje zaćmienie umysłowe? – spytałam z troską. – Czy może tylko dzisiaj? Zaszkodziło mu coś?

– No co ty sobie myślisz, tu mi brutalnie wredna baba opowiada, że człowieka zabili…

– Mieciu, ona mówi to samo, co ja – przerwała mu Honorata. – Jak będziesz tak głupio milczał, to oni cię trzasną drugi raz. A jak powiesz co wiesz, stracą powód.

– Akurat! – prychnął Miecio gniewnie. – Trzasną mnie przez zemstę. A w ogóle kto powiedział, że ja coś wiem?

– Widać z daleka – rzekłam sucho. – Ślepa komenda zobaczy. I drugie pytanko: kto to jest Bazyli?

Miecio sczerwieniał, pobladł i znów sczerwieniał. Zaczął jakoś dziwnie fukać. Przyglądałyśmy mu się wszystkie trzy wzrokiem pełnym nagany, bez żadnych względów dla jego rozbitej głowy. Honorata ukroiła mu kawałek pasztetu.

– Masz, zjedz, popij i przestań dusić w sobie. Co to za jakiś Bazyli? Nie słyszałam o takim.

– Nikt nie słyszał! – wygulgotał Miecio. – Ona jedna! Czepia się i czepia, wymyśliła to sobie!

– A razem ze mną Sarnowski i Białas – powiedziałam dobitnie.

Miecio zamarł z pasztetem na widelcu.

– Co…?

– Sarnowski i Białas. Akurat z siodłami wychodzili. Zrozumiałam, że Bazyli kazał Sarnowskiemu spuścić gonitwę, chociaż nie był faworytem. Co to za jakiś Bazyli? Przestań udawać głupiego, bo wszystkie mamy oczy w głowie i w te oczy nam bije, że nie tylko wiesz, ale także boisz się jak kanadyjski skunks.

– Ale nie śmierdzę na odległość! – zaprotestował Miecio z ogniem i gwałtownie pożarł pasztet. – No więc dobrze, powiem. Nie wiem, kto to jest, ale wiem, że coś takiego istnieje. Może to symbol, a może pseudonim…

– A może człowiek…

– Parszywa kreatura, nie człowiek! No dobrze, owszem, jest jakiś taki. No niech wam będzie, ja też podsłuchałem. Nie wiem, kto rozmawiał, dwa głosy słyszałem, o Derczyku właśnie gadali. Żadnych cytatów, nie pamiętam, co mówili, ale wyszło z tego, że Derczyk za dużo gębą kłapie i trzeba go zatkać. I jak się dowiedziałem, że zatkali go radykalnie, mogłem się zdenerwować, nie?

– Mogłeś, Mieciu, mogłeś – powiedziała uspokajająco Honorata i pogłaskała go po głowie.

– Ręce precz od Korei! – wrzasnął Miecio. – A, to moja żona… No dobrze, ja cię kocham nad życie. A ten Bazyli to jest, zdaje się, takie coś.

Umilkł nagle. Bezskutecznie czekałyśmy na dalszy ciąg. Miecio zajął się winem.

– I gdzie to było? – spytałam z uporem.

– Co gdzie było?

– Gdzie oni tak rozmawiali o zatykaniu Derczyka?

– W straży pożarnej w Ożarowie.

– Gdzie?! – zdumiała się Maria.

– A cóżeś ty, Mieciu, robił w straży pożarnej w Ożarowie? – spytała podejrzliwie Honorata.

– Klub tam jest czy zwyczajna knajpa? – zainteresowałam się, bo już kiedyś w jednej straży pożarnej istniał klub dżokejów. Dawno to było i przypadkowo, ale jednak.

Miecio wyraźnie nie był pewien, której z nas powinien odpowiadać najpierw. Rozsądnie wybrał żonę.

– W Ożarowie byłem służbowo, kochana żono moja, i tam poszedłem załatwiać sprawy przy śledziku i płynach niewinnych. A ty skąd wiesz o klubie? – zwrócił się do mnie prawie z oburzeniem.

– Nie wiem, tylko zgaduję. Z doświadczenia życiowego. Jest on?

– Jest takie coś zbliżone. W szczegóły się wdawał nie będę, bo dokładnie mówiąc, podsłuchałem to w toalecie i oni opuścili przybytek wcześniej, a ja później, więc nie wiem, kto to był. Jednego może zgaduję, bukmacher taki, w średnim wieku, chudy, włoski ma wybrakowane, a za to w brwiach obfity bardzo.

– A! – powiedziałam ze zrozumieniem, bo znałam takiego z widzenia.

– No dobrze i co dalej? – pomogła mi Maria. – Co ma do tego ten jakiś Bazyli?

Miecio jakby nieco przestał się denerwować. Być może, do ukojenia jego doznań przyczyniło się wino.

– Bazyli jest to postać tajemnicza i wcale nie wiem, mogę się zakląć, że nie żartuję, czy to jest imię, czy może skrót od bazyliszek. Głośno się o nim nie mówi. Nic nie wiem, tylko sobie dedukuję, że on ten przemysł rozrywkowy w garści trzyma. I jak ty mi teraz mówisz, że Sarnowski…!

– Bo co? Bo uważałeś, tak jak wszyscy, że Sarnowski tam rządzi? A teraz ci nagle wychodzi, że Sarnowski też podlega Bazylemu?

– No właśnie, tak mi wychodzi i wcale mi się to nie podoba. I teraz już powiem wam całą prawdę do reszty. Na takim jednym przyjęciu byłem, służbowo, w miejscu pracy, Malinowski zorganizował dla zagranicznego pośrednika i mogę na klęczkach przysiąc, że tam się mówiło o… jak by to określić… o wykantowaniu kontrahenta. Pokazać konie i schować konie…

– Malinowski…?! – zdumiała się Maria.

– E tam, Malinowski! Nie brał w tym udziału i nic nie słyszał. Pośrednik po polsku umiał powiedzieć dżę dobry i wą pętaku. Nie wiem, dlaczego akurat tego go nauczyli. A, jeszcze podnosił kieliszek i mówił „owie”, trzy pierwsze litery nie przechodziły mu przez usta, a nie rozumiał ani słowa…

– Mieciu, ty się nie roztkliwiaj nad zagranicznym pośrednikiem, tylko mów tę straszną prawdę – przywołałam go do porządku. – W grę musiały wchodzić araby?

– Wcale nie. On był zainteresowany hodowlą, reproduktory generalnie. I obiecujące trzylatki, głównie ogiery, oni tam biorą straszne pieniądze za krycie.

– Matki też sprzedajemy, jak idioci – zauważyła potępiająco Maria. – Nie wiem, kto o tym decyduje, ale chyba wróg naszej hodowli.

– Pieniędzy im potrzeba.

– No to to jest polityka mało, że krótkowzroczna, ale jeszcze do tyłu! Jeśli patrzą na koniec nosa, chyba ten nos ktoś im odciął! Wgłębiony mają!

– Czy mi się wydaje, czy jakoś odbiegliście od tematu? – wtrąciła niepewnie Honorata.

– Żmiję wyhodowałem na piersi! – jęknął rozdzierająco Miecio. – Nigdzie nie odbiegliśmy, to był właśnie temat. Owszem, najlepsze matki, najlepsze reproduktory należy zostawić sobie, a skoro jakiś kretyn chce je sprzedać, trzeba mu to uniemożliwić. Rozumiecie, co ja mówię?

– Rozumiemy – powiedziałam bezlitośnie, bo Miecio wyraźnie miał zahamowania. – Trzeba zrobić kant, najlepsze konie schować, wyeksponować te gorsze, zagraniczny kupiec poleci na gorsze, a lepszych wcale nie będzie chciał i wrogi kretyn nie zdoła ich sprzedać. Za to dostanie więcej forsy za te gorsze i może go to zaspokoi.

– Z ust mi wyjmujesz te złote słowa! – wykrzyknął Miecio z zapałem. – Twoje zdrowie! Uczcijcie ją!

Pozwoliłam się uczcić, wzięłam w celebracji osobisty udział i nie popuściłam.

– Wal, Mieciu dalej. Gdzieś tu powinien tkwić Bazyli.

– On tam był – powiedział Mieciu po krótkiej chwili wpatrywania się w kwitnący kaktus Honoraty.

Odczekałyśmy następną chwilę.

– Bazyli tam był, na tym przyjęciu? – upewniła się Maria.

– Tak. Głowę daję. Z rozmowy wynikło. To się załatwi bez problemu, to schowanie i pokazanie koni. W ogóle betka, pestka, mięta z bubrem i nie ma sprawy.

– Wynikałoby z tego, że Bazyli jest postacią pozytywną? – zauważyłam z dużym powątpiewaniem.

– Tak – potwierdził Miecio. – A Derczyk jest dowodem rzeczowym.

Dokładnie przez trzy sekundy zastanawiałam się, czy pół butelki wina może dać takie skutki. Nie, niemożliwe, przecież zaczęłam od pasztetu! Nagły zamęt w umyśle musi być wynikiem komplikacji sytuacyjnych, nie zaś nadmiaru alkoholu.

– Mieciu, poczekaj – poprosiłam łagodnie. – Słyszałeś to gadanie. Święcie wierzę, że zrozumiałeś je dokładnie. Kto co mówił, chyba wiesz? Mam na myśli, że odgadłeś, który to jest Bazyli, na bazie słów, jakie z pyska jego padły?

– Jakaś trudna się wydaje ta twoja wypowiedź, ale ja jestem genialny i rozumiem – odparł Miecio. – Nie, nie odgadłem.

– Dlaczego?

– Dlatego, że nie mogłem się połapać, co który mówi. Niewykluczone, że miałem kłopoty z kojarzeniem i byłem do tyłu o jakieś dwie albo trzy osoby. I właśnie nie wiem, o dwie czy o trzy.

– Mieciu, byłeś w drzazgi pijany? – powiedziała z wyrzutem Honorata.

– Byłem. Ale bardzo porządnie udawałem, że jestem trzeźwy. I przez to cierpię. Przez talent.

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 60 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название