Wy?cigi
Wy?cigi читать книгу онлайн
– O Bo?e, nic nie rozumiem – powiedzia?a bezradnie dziewczyna z ty?u. – Zameczek…? Dop?ki konie nie wesz?y, mog?am jej udziela? wyja?nie?. – Zameczek to te? nie ko?. To D?okej. Ko? to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bry?…
Wy?cigi to powie?? oparta na faktach, kt?re nie tylko pozosta?y nadal aktualne, ale wr?cz dosz?y do pe?ni rozkwitu. Na ca??, w?wczas jeszcze skromn?, a dzi? rozszala?? przest?pczo?? nikt nie zwr?ci? uwagi…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Dla przyjemności. W Jarkowskim się nie kocham. Poza tym, dobrze, mogę ci powiedzieć, Jarkowski ma lepsze rozeznanie w ludziach, niż w koniach, głównie zajmuje się bukmachera- mi i tym całym towarzystwem dookoła. Inny zakres, inne podejście, przy czym jego poglądy nie działają rozweselające. W przeciwieństwie do twoich.
– Rozumiem, korzyść dodatkowa. Chcę jeszcze wiedzieć, co chłopczyk powiedział. Ten wystraszony.
– Nic na temat. Najpierw trzeba się z nim zaprzyjaźnić. Trochę potrwa.
Konieczność czekania zirytowała mnie nieco. Nigdy nie lubiłam czekać.
– Widzi mi się, że więcej mam szansę dowiedzieć się od Miecia i to na poczekaniu – powiedziałam z rozdrażnieniem. – O ile Miecio się ubzdryngoli chociaż trochę, bo na całkiem trzeźwo pewnie słowa nie powie. Bierz te szpargały, jutro mi oddasz, tylko wcześnie, bo się zacznę denerwować…
Miecio z uporem czepiał się pasztetu. Pod niebiosa wynosił jego jakość, zachęcając do konsumpcji i miał najzupełniejszą rację, pasztet był rewelacyjny. Mnie jednakże gnębiły potrzeby nie tylko cielesne i twardo trzymałam się tematu. Przez pół przyjęcia rozmowa biegła zdecydowanie dwutorowo, bo Maria poparła mnie dopiero, kiedy Honoracie skończyła się nadziewana papryka. Skomasowane wysiłki przekroczyły wytrzymałość Miecia.
– No dobrze, jest mafia, jest – powiedział z irytacją. – Działa ona, ta mafia. Ale nie każdy musi do niej należeć, istnieje wolność wyboru, to czy to się nie wydaje pocieszające? Co byście jeszcze chciały?
– Chciałybyśmy, żeby wcale nie było mafii – poinformowała go Maria.
– Też masz wymagania! W tych warunkach? Ciesz się, że nie ma przymusu…
– Ciekawa jestem, za co Kujawski dostał takie grzmoty piętnaście lat temu – przerwałam mu. – Pogotowie go odwiozło, przypadkiem byłam przy tym. Jeszcze wtedy robił za kandydata. Wiem, że to nie ma nic do rzeczy, bo tamte mafie i ta mafia to są zupełnie różne sprawy, ale ciekawa mogę być, nie? Wiesz coś o tym?
– Kujawski dostawał grzmoty z reguły za to, ze był, chociaż mówił, że go nie będzie – odparł Miecio bez namysłu. – Nigdy inaczej.
– Bolek zapomina, że miał nie lecieć – przyświadczyła Maria. – Sam mi się skarżył kiedyś, że musiał zwrócić pieniądze, bo go poniosło. Jak koń idzie, to on leci.
– Bez żadnych pieniędzy miało go nie być, a przyszedł pierwszy. On źle ocenia konie albo siebie, z dobrego serca mówi jakiemuś, że go może nie liczyć…
– Waldemarowi na przykład…
– A niechby! Swojemu rodzonemu szwagrowi też tak mówił. No i wały dostał parę razy, bo gość go nie grał, a on przyszedł.
– I myślisz, że piętnaście lat temu też tak było?
– Piętnaście lat temu, to ja nawet jestem pewien. Innym mogło się przytrafić odwrotnie, dali siebie i klops i raz czy drugi jakiś nerwowy po ryju im nakładł, ale Bolek nagminnie paskudzi ustaloną grę.
– Komu? – spytałam gniewnie.
– Tym graczom parszywym, taka ich mamusia jakaś niedobra.
– Tym, co wierzą w głupie gadanie – wtrąciła Maria. – Sama ich odsądzasz od czci i wiary. Dostają ze stajni porządek bez Bolka. Lecą grać za miliony, a Bolek jest pierwszy albo drugi.
– Tyle to ja sama wiem od wieków i zwracam wam uwagę, że kiedyś ten numer robił Mełnicki. Jeśli leciał robiony porządek, Mełnicki bez pudła pchał się w środek i bardzo dużo pieniędzy na to wygrałam. Teraz bym chciała wiedzieć nieco dokładniej, kto z kim te konszachty uprawia.
– Wszyscy ze wszystkimi…
– Ten Władzio taki, z krzywym nosem – przypomniała sobie nagle Maria. – Ile on już pieniędzy przegrał na informacje, to ludzkie pojęcie przechodzi. Dostaje konie od Brodawskiego…
– Przecież Brodawski to głupek!
– Wcale nie głupek – zaprotestował Miecio energicznie. – Może do jazdy głupek, ale tak ogólnie nawet ma coś w tym czerepie!
– Nie wiem, co ma w czerepie, bo Władzio chodzi przegrany…
– To samo ma w czerepie, co i wszyscy. Tak jak byście nie wiedziały, ile warte ich informacje! Układają sobie, a Bolek im psuje…
– Czy tam w gole jest ktoś wygrany? – wtrąciła się Honorata, z zainteresowaniem słuchająca naszej pogawędki.
– Ja osobiście takiego nie znam – odparł Miecio.
– Może jeden – powiedziała równocześnie Maria. – Taki średni, łysy i dookoła łysiny ma loczki. Już parę razy podejrzałam, jak gra, czasem cienko, czasem grubo, ale jak rąbnie mocniej, zawsze trafia. Nie wiem, z kim on ma sitwę.
Postać z loczkami pasowała mi do Błażeja Figata, jedynego faceta, którego nazwisko udało mi się poznać. Maria nazwiska nie znała, uzgodniłyśmy szczegóły, wyszło, że to ten sam.
– Chodzi mi po umyśle, że on jest z MSW – oznajmiłam. – Kiedyś, wiem na pewno, MSW kazało zrobić gonitwę dla siebie i prawdę mówiąc, jest to jedyny wypadek, co do którego mam pewność, że poleciała robiona gonitwa. Potrzebowali pieniędzy na jakieś cele uboczne, to było jeszcze po dwadzieścia złotych, a płacili przeszło osiemdziesiąt. Fuks przyszedł, wszyscy się dziwili, że tak mało, a oni wzięli połowę pieniędzy z toru. Poza tym, wygranych znam dwóch.
– Kogo?!
– Jeden był taki nieduży, łysawy blondyn, cichy i spokojny, nie wiem, jak się nazywał, ale wiem co wygrał, bo patrzyłam mu na ręce, a on się nie krył. Grywał tylko pewniaki i zdarzało się, że przez cały dzień grał jeden raz. Grubo. Przez dwanaście lat wyniósł z tego toru mieszkanie spółdzielcze, domek letniskowy nad Bugiem, skuter, samochód i umeblowanie. Byłam przy tym i widziałam to na własne oczy, a w dodatku miał szczęście. Raz się pomylił, w pięciu koniach, zapomniał, że jest w jedną stronę i zagrał jeden dwa. Za późno się zorientował, nie mógł zmienić, więc dograł dwa jeden, dwójka to był bity faworyt. Przyszła mu ta pomyłka, jeden dwa i zapłacili 250 złotych za dwadzieścia, więc od razu wziął dwadzieścia pięć tysięcy. Potem przestał przychodzić, więc już tego nie przegrał, a drugi jest Jurek.
– Który Jurek? – zainteresował się podejrzliwie Miecio.
– Ten co siedzi przede mną. Raz mu się tylko zdarzyło przegrywać przez dwa lata, bo złe w niego wstąpiło i grał na informacje, mówiłam jak do głupiego, żeby przestał i wreszcie posłuchał. Znów gra wyłącznie na własne pomysły i po każdym sezonie jest mniej czy więcej, ale zawsze do przodu. Czasem nawet dużo.
Zamilkłam, bo przypomniałam sobie, że przyszłam tu dowiadywać się czegoś, a nie udzielać informacji. Maria zwróciła mi uwagę, że podobno mój syn też z tego interesu wychodził wygrany, przyświadczyłam, Honoratę zaciekawiło, skąd oni na to przegrywanie biorą pieniądze i wyjaśnienie wyrwało mi się samo.
– Co do jednego, mogę ci powiedzieć. Prokurator to był, znałam go osobiście. Strasznie wygrywał w pokera i grał specjalnie po to, żeby mieć co przegrywać na wyścigach. Na wyścigach przegrywał jeszcze straszniej. Mieciu, nie schodź mi z tematu, co z tą mafią?
– Z którą? – zachichotał Miecio jadowicie. – Tam ich jest ze trzy.
– Może być z każdą po kolei. Wolisz w końcu mnie czy gliny?
– Wolę gliny, bo ty jesteś nieobliczalna.
– Bo cię przewiozę! – zagroziła mu nagle Maria.
– Co…?
– Przewiozę cię! W pośpiechu! Miecio przeraził się śmiertelnie.
– Nie! To są groźby karalne! Precz, diablico! Honorka, zrób coś, one stosują tortury trzeciego stopnia!
– Związanego – podsunęłam, zanim Honorata zdążyła się odezwać. – Zostaniesz jej wepchnięty do samochodu, przemocą albo podstępem i zrobi rekord trasy do Błonia.
– Dlaczego akurat do Błonia? – zdziwiła się Honorata.
– Bo w tamtą stronę jest najciaśniej. Miecio przeżyje pełnię szczęścia.
Miecio z oburzenia i zdenerwowania zaczął gulgotać. Ciągle nie mógł darować Marii jazdy, jaką go uczęstowała, kiedy oboje się dokądś śpieszyli i małym fiatem wyprzedzała volkswageny, nissany i mercedesy, dokonując na jezdni szatańskich sztuk. Zawsze jeździła szybko, a tym razem podobno przeszła samą siebie i Miecio wielkim głosem modlił się o drogówkę albo też inne zmiłowanie boże. Poprzysiągł, że tego nie zapomni i robił wrażenie jakby przysięgi w pełni dotrzymywał.
– To ja już wolę, żeby on wszystko powiedział – zadecydowała Honorata. – Pamiętam, że potem, jak ona go przewiozła, był zdenerwowany przez trzy dni. Mieciu, mów o mafii. Ja też chcę usłyszeć.
Miecio poniechał gulgotania. Wzniósł toast za cudowne ocalenie i trochę się uspokoił.
– O jednej mafii wie cały świat – oznajmił.
– Z pominięciem mnie – wypomniałam. – Stanowię wyjątek. Dołącz mnie do świata.
– Bo w tym uzdrowisku ciągle jesteś zajęta i z nikim nie gadasz. Poza tobą, wszyscy wiedzą, że jest takich trzech z Łomży, co mieszkają we Włochach. Łomżyńska mafia…
– O łomżyńskiej mafii słyszałam, owszem – wtrąciłam. – Podobno istnieje w Nowym Jorku.
– W Nowym Jorku widocznie inny odłam. Może filia. Tutaj ci trzej działają i mogę ci powiedzieć jak, proszę bardzo. Żadna tajemnica. Po pierwsze, to oni właśnie płacą za ciemnienie koni i taki, na przykład, Rowkowicz jest u nich na żołdzie. Niektórzy inni też są na stałym etacie, a niektórzy na pracach zleconych. Ty myśl logicznie, do Gomorka albo do Sarnowskiego przyleci facet i pcha mu do ręki pięć milionów, żeby go nie było. Oni też potrafią liczyć, jak wygra dostanie 180 tysięcy, jak przegra dostanie pięć milionów, to co mu się więcej opłaca?
– Szczególnie jak jedzie na koniu bez szans – dołożyła kąśliwie Maria.
– Za takie bez szans też płacą? – zdziwiłam się.
– Przeważnie – potwierdził Miecio. – Pojęcia o tych wyścigach nie mają żadnego, prymitywy denne, ja nawet nie jestem pewien, czy oni umieją czytać. Nie sami lecą, tylko pośrednika wysyłają. Usuną z gonitwy jednego czy dwóch, a na pozostałe grają tak idiotycznie, że to się w głowie nie mieści.
– Mnie się nie mieści w głowie to, co teraz mówisz. Dlaczego idiotycznie?
– Bo grają na to, co im dadzą. A dżokeje, w porozumieniu z bukmacherami, pilnują bardzo starannie, żeby wybrać takie coś, co na pewno nie przyjdzie. Ściśle biorąc, jednego konia dają im z sensem, a drugiego bez i na przykład dwie niedziele temu dali im Daniele. Te ćwoki grały Daniele.