-->

Biala Gardenia

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Biala Gardenia, Belinda Alexandra-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Biala Gardenia
Название: Biala Gardenia
Автор: Belinda Alexandra
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 343
Читать онлайн

Biala Gardenia читать книгу онлайн

Biala Gardenia - читать бесплатно онлайн , автор Belinda Alexandra

Akcja Bia?ej gardenii rozpoczyna si? pod koniec II wojny ?wiatowej w wiosce na granicy chi?sko-rosyjskiej. Ksi??ka opisuje histori? matki i c?rki, rozdzielonych wojenn? zawieruch?. W Harbinie, schronieniu dla rodzin, kt?re uciek?y z Rosji po upadku caratu, Alina Koz?owa musi podj?? rozdzieraj?c? serce decyzj?, dotycz?c? ?ycia lub ?mierci swojego jedynego dziecka, c?rki Ani. Bia?a gardenia to ksi??ka o zderzeniu kultur r??nych kontynent?w. Jej bohater?w spotkamy zar?wno w nocnych klubach Szanghaju, jak i w surowej Rosji radzieckiej lat sze??dziesi?tych XX wieku, w najtrudniejszym okresie zimnej wojny, na samotnej wyspie Pacyfiku i w powojennej Australii. Matka i c?rka musz? si? przygotowa? na wiele po?wi?ce?, ale czy cena przetrwania nie jest zbyt wysoka? I, przede wszystkim, czy jeszcze si? kiedy? odnajd?? Mnogo?? przyg?d przeplatanych licznymi faktami historycznymi owocuje znakomit? opowie?ci? o t?sknocie i wybaczaniu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 88 89 90 91 92 93 94 95 96 ... 104 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Pochyliłam się ku niej.

– Kocham cię, Betty – wyszeptałam. – Dziękuję, że się mną zajęłaś.

Jej palce drgnęły, zamrugała. Lubię myśleć, że gdyby starczyło jej sił, dotknęłaby włosów i raz jeszcze zrobiła zeza.

Dzień po śmierci Betty Irina i ja poszłyśmy do mieszkania po rzeczy Ruseliny. Była zbyt przygnębiona, by wybrać się tam osobiście, zamieszkała u Iriny i Witalija. Stałyśmy w jednym z pokojów, tym, w którym Betty odtworzyła sypialnię synów z Potts Point.

Wszystko było czyste i na swoim miejscu, podejrzewałam, że Ruselina sprzątała tu podczas choroby Betty.

– Co mamy zrobić z tym pokojem? – zapytałam.

Irina usiadła na jednym z łóżek, pogrążona w myślach, i po chwili odparła:

– Powinnyśmy zatrzymać fotografie, bo to rodzina. Resztę oddajmy biednym, Betty i jej synowie już tego nie potrzebują.

Na pogrzeb, wbrew jakimkolwiek rosyjskim czy australijskim zwyczajom, Ruselina włożyła białą suknię, a w klapę wpięła bukiecik czerwonych hibiskusów. Po stypie wzięła do ręki pęk kolorowych baloników i wypuściła je w niebo.

– Dla ciebie, Betty! – wykrzyknęła. – Za cały zamęt, jaki tam powodujesz!

Nie wiem, czy wierzę w reinkarnację, ale zawsze uważałam, że dobrze by było, gdyby Betty uznała za stosowne przyjść ponownie na świat w pokoleniu dzieci – kwiatów.

Rok po naszej przeprowadzce do nowego domu wydarzył się pierwszy cud. Zaszłam w ciążę. Ta nowina odmłodziła Iwana, ujęła mu ze dwadzieścia lat. Chodził sprężyście, uśmiechał się bez przerwy, przed pójściem spać głaskał mnie po brzuchu.

– To dziecko uzdrowi nas oboje – mówił.

Liliana Jekaterina urodziła się dwudziestego pierwszego sierpnia.

Między skurczami słuchałyśmy, pielęgniarki i ja, wiadomości radiowych na temat radzieckiego najazdu na Czechosłowację. Od czasu śmierci matki nie myślałam o niej aż tyle co teraz. Myślałam też o matkach i córkach w Pradze. Co się miało z nimi stać? Kiedy skurcze stawały się nie do zniesienia, pielęgniarki trzymały mnie za ręce, a w chwilach wytchnienia żartowały ze mną. Po szesnastu godzinach Lily wyśliznęła się ze mnie, a w jej gęstych ciemnych włosach i niezwykłych oczach ujrzałam swoją matkę.

Lily okazała się cudem, gdyż rzeczywiście mnie uzdrowiła. Wierzę, że więź łącząca dziecko i matkę jest najsilniejsza w życiu. Śmierć tej, która sprowadziła nas na świat, to jeden z najważniejszych punktów zwrotnych naszego istnienia. Większość ludzi jednak ma czas się do tego przygotować. Mnie zabrano matkę w dzieciństwie, zostałam sama niczym liść gnany wiatrem. Gdy urodziłam Lily, więź się odnowiła. Trzymając ciepłe ciałko dziecka w ramionach, jego buzię przy piersi, czułam, że warto żyć. Lily uzdrowiła także Iwana. Wcześniej w życiu stracił to, co najcenniejsze i teraz, w średnim wieku, w kraju pełnym słońca i odległym od złych wspomnień, znowu mógł ziszczać swoje marzenia.

Na cześć Lily Iwan wystrugał skrzynkę pocztową z drzewa sosnowego, dwa razy większą od innych skrzynek na ulicy. Z przodu przykleił sylwetkę mężczyzny, kobiety i dziecka. Kiedy odzyskałam siły na tyle, by znowu zająć się ogrodem, zasadziłam wokół skrzynki fioletowe dampiery. Pająk założył w skrzynce gniazdko i uciekał za każdym razem, gdy ją otwierałam, żeby wyjąć popołudniową pocztę. Kilka tygodni później samowolny lokator postanowił się przenieść gdzie indziej, i właśnie tego samego dnia dostałam list. List, który miał spowodować drugi cud i wszystko zmienić.

Zaplątał się w stosiku innych listów i rachunków, jednak w chwili gdy go dotknęłam, poczułam mrowienie w dłoniach. Znaczek był australijski, ale koperta tak pobrudzona odciskami palców, jakby przeszła przez setki rąk, zanim do mnie dotarła. Usiadłam na ławce obok basenu, w otoczeniu donic gardenii, jedynych nietutejszych roślin w ogrodzie, i otworzyłam list. Jego treść poraziła mnie jak piorun.

Jeśli jest pani Anną Wiktorowną Kozłową, córką Aliny i Wiktora Kozłowów z Harbinu, proszę się ze mną skontaktować w poniedziałek, w samo południe, w restauracji hotelu Belvedere. Mogę zorganizować pani spotkanie z matką.

List wypadł mi z rąk i poszybował na trawę. Patrzyłam, jak spada, niczym papierowa łódeczka. Usiłowałam się domyślić, kim jest autor tego listu, kto po tylu latach mógłby mieć jakieś nowe informacje o mojej mamie.

Gdy Iwan wrócił do domu, pokazałam mu list. Mój mąż usiadł na kanapie i przez długi czas milczał.

– Nie dowierzam autorowi – oznajmił w końcu. – Dlaczego nie podał nazwiska? Nie poprosił o telefon?

– Po co ktokolwiek miałby kłamać na temat mojej matki? – zapytałam.

Iwan wzruszył ramionami.

– Rosyjski szpieg. Ktoś, kto chcę cię zabrać do Związku Radzieckiego. Może i jesteś obywatelką Australii, ale kto wie, co ci zrobią, jeśli tam wylądujesz. Tang?

Może faktycznie Tang próbował schwytać mnie w pułapkę, ale w głębi serca w to nie wierzyłam. Z pewnością już nie żył albo był zbyt stary, by mnie ścigać. Chodziło o coś innego. Wpatrywałam się w pismo, próbując rozszyfrować jego tajemnicę.

– Nie chcę, żebyś tam szła. – Iwan popatrzył na mnie ze łzami w oczach.

– Muszę – stwierdziłam.

– Wierzysz, że twoja matka żyje?

Pomyślałam o tym, ale nie potrafiłam już oddzielić tego, w co pragnę wierzyć, od tego, co wydawało się najbardziej prawdopodobne.

Iwan potarł twarz i zakrył oczy.

– Pójdę z tobą – zadecydował.

Przez cały weekend walczyliśmy z niepokojem, pracując w ogrodzie. Wyrywaliśmy chwasty, przesadzaliśmy rośliny, obok podjazdu powstał ogródek skalny. Lily leżała w wózeczku na balkonie, spała na świeżym wiosennym powietrzu. Mimo zmęczenia w niedzielną noc żadne z nas nie mogło zasnąć, przewracaliśmy się tylko w pościeli. W końcu oboje wypiliśmy po szklance mleka, zadowalając się zaledwie kilkoma godzinami odpoczynku. W poniedziałek zostawiliśmy Lily u Iriny i Witalija. Wsiadając do samochodu, odwróciłam się i raz jeszcze spojrzałam na swoją córeczkę w ramionach Iriny. Zaczęłam gwałtownie oddychać, przerażona, że nigdy więcej nie ujrzę małej. Na widok zaciśniętej szczęki Iwana zrozumiałam, że myśli o tym samym.

Lata świetności hotelu Belvedere już dawno minęły. Po wyjściu z auta zapatrzyliśmy się na neon nad wejściem, brud na murach, donice w holu. Spoglądaliśmy w zakurzone okna, ale widzieliśmy jedynie swoje zmartwione oblicza. Iwan poklepał mnie po dłoni i weszliśmy do środka.

Ku naszej uldze hol był o wiele przyjemniejszy niż budynek z zewnątrz. W powietrzu czuło się pleśń i odór tytoniu, ale zniszczone fotele były czyste, stoliki wypolerowane, a stary dywan odkurzony.

W restauracji kelnerka wyszła zza lady i niemal cisnęła w nas menu. Wyjaśniłam jej, że na kogoś czekamy. Wzruszyła ramionami, jakby spotkania w miejscu takim jak to było przykrywką dla czegoś podejrzanego. Jej zachowanie mnie zaniepokoiło. Młoda kobieta przy oknie popatrzyła na nas, a następnie wróciła do lektury, bardziej zainteresowana ostatnim niewyjaśnionym morderstwem niż rosyjską parą trzymającą się za ręce na środku sali. Dwa stoliki dalej otyły mężczyzna słuchał radia, ze słuchawką w uchu i gazetą w ręku. Miał bardzo krótko przystrzyżone włosy, przez co jego czaszka wydawała się zbyt drobna w stosunku do ciała. Odwróciłam się do niego, ale spojrzał na mnie obojętnie. Boksy znajdowały się wzdłuż przejścia i z tyłu restauracji. Szłam przed Iwanem, wpatrując się w spłowiałe obicia z weluru. W pewnej chwili przystanęłam raptownie, jakbym wpadła na niewidzialną ścianę. Spojrzałam na ostatni boks w kącie.

Wyczułam obecność tego człowieka, zanim jeszcze go zobaczyłam.

Postarzał się, skurczył, gapił na mnie. Przypomniałam sobie ten pierwszy dzień, w którym pojawił się w naszym domu, i jak się schowałam w przedpokoju. Wyłupiaste, szeroko rozstawione oczy, tak nietypowe u Japończyków, były bardzo charakterystyczne.

Generał wstał na mój widok, jego usta drżały. Teraz był niższy ode mnie i nie miał na sobie munduru, tylko flanelową koszulę w kratę i baseballową czapkę. Mimo to nadal trzymał się prosto, a jego oczy błyszczały.

1 ... 88 89 90 91 92 93 94 95 96 ... 104 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название