Zapiski Stanu Powaznego
Zapiski Stanu Powaznego читать книгу онлайн
Wiktoria – reporterka telewizyjna oko?o trzydziestki, niespodzianie, tu? przed wyjazdem na zdj?cia, dowiaduje si?, ?e zostanie mamusi?. Mamusi? – prosz? bardzo, tylko gdzie jest tatu? do kompletu?
Na reporterskim horyzoncie pojawia si? wprawdzie kto?, kto by si? nada?, ale niestety – ma on pewne felery, kt?re niestety uniemo?liwiaj? wydanie si? za niego i tzw. „szcz??liwy happy end”. Poza tym co zrobi? z t? koszmarn?, stresuj?c?, wyczerpuj?c?, ukochan? prac?? Doprawdy, dziecko takiej matki musi wykaza? niez?? si?? charakteru, ?eby urodzi? si? w przepisowym terminie.
Sporo w „Zapiskach” prawdziwej telewizji, tej codziennej, nie gwiazdorskiej, takiej od podszewki. Co sympatyczniejsze postacie autorka ?ywcem przenios?a z rzeczywisto?ci. Monika Szwaja przyznaje si? mi?dzy innymi do podobnego fio?a telewizyjnego, jaki ma bohaterka „Zapisk?w”. Przyjaciele twierdz? ?yczliwie, ?e obie s? tak samo „zakr?cone”…
„Zapiski stanu powa?nego” otrzyma?y III nagrod? w konkursie wydawnictwa Zysk i S-ka na „polsk? Bridget Jones”.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Będziemy dzisiaj z nimi rozmawiali, poznacie ich państwo bliżej, zaczniemy, oczywiście od redaktora naczelnego…
– Trójka, biorę! Czwórka, ostrość! Biorę! Jedynka, daj mi te drzwi!
– Panie redaktorze, czy dzień taki jak dziś to dla pana źródło satysfakcji?
– Oczywiście, pracuję w tym ośrodku już osiem lat, od czterech jako szef, i zdaję sobie doskonale sprawę, jak ważne jest to, że od tylu lat nadajemy…
– Jedynka, uwaga!
– A o tym, że mamy dla kogo nadawać, najlepiej świadczą te tłumy ludzi, którzy przyszli nas dzisiaj odwiedzić…
– Jedynka, biorę. Dwójeczko, przygotuj się, niedługo do was przejdziemy. Czwórka, biorę.
– Największą jednak satysfakcję daje świadomość, że pracuje tu, pod moim kierownictwem, taki wspaniały zespół ludzi…
– Kran, szeroko, jedynka, szeroko! Kran biorę! Jedź do panienek!
– Serdecznie zapraszamy do nas dzisiaj wszystkich szczecinian, przed ekrany, ale i bezpośrednio tu, do telewizji…
– Jedynka, biorę. Czwórka, trzymaj ich dwóch!
– Ela, uważaj, zaraz wchodzisz! Jędrek, kończ!
– Dziękujemy, panie redaktorze, nasze święto dopiero się zaczyna…
– Dwójka, jesteś!
– Ela, jesteś!
– Proszę państwa, sercem każdej telewizji jest zawsze redakcja informacji. Znajdujemy się w newsroomie, to tu jest owe gniazdo os…
– Jedź, dwójka!
– Marta, przygotujcie się!
– Tak, to oczywiste, powinniście być przecież wszędzie…
– Powinniśmy i najczęściej jesteśmy wszędzie tam, gdzie coś ciekawego się dzieje…
– Szóstka, za chwilę wasze wejście. Stój, dwójka!
– Ela, koniec!
– Tak więc sami państwo widzą, że tu nie ma wyznaczonych godzin pracy, dziennikarze tej redakcji zawsze muszą być na posterunku, aby informować mieszkańców miasta, regionu i kraju…
– Marta, uwaga!
– Szóstka, jesteś!
– A tak, proszę państwa, wygląda klasyczna ekipa reporterska z dziennikarzem! Państwo już się orientują, kto jest kto…
– Pokaż ekipę! Szerzej! Kran, trzymaj panienki, od nich pojedziesz po ludziach! Czwórka, ładnie! Trzymaj tak.
– Ten pan z kamerą to oczywiście operator filmowy, do niego przypięty kablem jest dźwiękowiec, za nimi stoi spec od oświetlenia planu i jednocześnie kierowca…
– Szóstka, jedź na Filipa!
– A to dziennikarz informacyjny, który właśnie relacjonuje to, co się u nas dzieje, czyli robi tak zwanego stendapa. I tu najważniejsza jest zimna krew, on nie ma prawa się dać zdekoncentrować, zaraz sprawdzimy, jak też nasz kolega się skoncentrował…
– Szerzej, uważaj, szóstka, co ona robi!
– Bo to jest tak, proszę państwa, że dookoła niego mogą się dziać różne rzeczy, a jemu nie wolno zareagować…
Ryk radości z wielu gardeł wstrząsnął reżyserką. Marta złapała Filipa za tyłek. Na antenie!
– Cisza! – wrzasnął Maciek. – Kran, uwaga!!!
– Kończ, Marta!
– O, drogi kolego, niedobrze, musisz ćwiczyć koncentrację! Tego stendapa musisz, niestety, powtórzyć!… Oddajemy głos do studia!
– Kran! Jedź!
I tak bitą godzinę.
Przez cały czas po budynku chodziły sobie dwudziestoosobowe grupy, prowadzone przez naszych kolegów. Co jakiś czas uzupełniały tłum w przedsionku reżyserki, czyli za szybą, za naszymi plecami. W samej reżyserce oprócz nas przy konsoletach siedzieli już tylko nasi koledzy, a zwłaszcza koleżanki. Co jakiś czas dobiegały nas szepty z tyłu:
– O Jezu, ale nerwówa!
Tak naprawdę nie nerwówa, tylko koncentracja. To, czego zabrakło Filipowi, kiedy piękna Martusia urzeczywistniła swój, jak nam się wydawało, żart z wczorajszej odprawy.
Motory były najpiękniejsze.
Myślałam, że Filip przesadza z ich liczbą, bo ma on taką tendencję, ale naprawdę było ich ze dwieście. Wystartowane przez Krysię, przejechały z rykiem podrasowanych silników, przeważnie bez tłumików, ulicą koło budynku. Michałek rzęził z zachwytu na ich widok. Nie dziwiłam mu się. Były przepiękne! Jednego dzikiego jeźdźca Michałek odpytał, zatrzymując go uprzednio niemal z narażeniem życia, bo metodą rzucenia się pod koła. Trafił mu się napakowany superman z tatuażami wszędzie tam, gdzie wystawał ze skórzanego odzienia (zapewne pod spodem miał ich dużo więcej). Jechał na starym junaku ze szczecińskiej fabryki.
– Kolego! – zachrypiał motocyklista z uczuciem. – Młody jesteś i nie możesz tego motoru pamiętać! To jest junak! Motor szczeciński! I telewizja jest szczecińska! To my życzymy naszej telewizji wszystkiego najlepszego!
Zagrzmiał silnikiem, wystartował i oddalił się dostojnie.
O przewidzianej porze zeszliśmy z anteny. Nie na długo, bo następne wejście miało być za czterdzieści minut. Przebijając się przez gromady zwiedzających, popędziliśmy – Ewa, Maciek i ja – napić się kawy.
Na dole okazało się, że już jest tłok. Próbowaliśmy dopchać się do kanapek, ale z marnym skutkiem. Zwróciliśmy się więc ku wyjściu. Ale stał się cud. Zatrzymały nas nasze koleżanki, pracujące na co dzień w biurze, te same, które tak się dziwiły nerwówie w reżyserce, a które zazwyczaj odnosiły się do nas raczej obojętnie.
– Bez kanapeczki was nie puścimy! Musicie się pokrzepić! Kawy? Herbaty?
Od ręki dostaliśmy wszystko. Zapchaliśmy więc gęby kanapeczkami od zaprzyjaźnionej restauratorki, popiliśmy gorącą kawą i polecieliśmy z powrotem.
W tym właśnie wejściu czekała nas mina w postaci sekwencji w reżyserce. Jędruś miał zwywiadować mnie w towarzystwie inżyniera studia, jak to rozsądnie zasugerował Maciek.
Pierwszych cztery czy pięć rozmów poszło gładko. Podczas tej piątej do reżyserki wleciała ekipa w składzie: operator Paweł, Jędruś i jakiś pomagier dźwiękowy. Paweł podpiął kamerę do stosownego wejścia i ustawił się w gotowości. Szósta rozmowa była nasza.
Jędrek – cały czas na dopalaczach, bo leciutko zaczynaliśmy gonić czas – przedstawił panią redaktorkę programu, pani redaktorka przedstawiła inżyniera studia; potem szybko opowiedziałam o dwóch najważniejszych facetach w czasie trwania tego programu – tu Paweł najpierw podstawił kamerę pod nos Maćkowi, który założył na uszy słuchawki i dokonywał cudów koncentracji, jednocześnie uśmiechając się mile, kiedy była mowa o nim i miksując obrazek od Pawła z czymś tam ze studia; potem Pawełek obrócił się błyskawicznie w stronę Marcina, a my usiłowaliśmy wyjść kamerze z pola widzenia. Cały czas reżyserka pełna była ludzi, których też należało pokazać. Kiedy już przedstawiliśmy Marcina i powiedziałam, do czego nam służy realizator dźwięku (ten nasz dźwięk też on cały czas robił), poprosiłam inżyniera studia, żeby powiedział o całej technicznej reszcie.
I wtedy poczułam, że coś się dzieje niepokojącego.
Mianowicie coś jakby mi ciekło po nogach!
A wciąż byliśmy na antenie!
Boże jedyny, żeby tylko operator nie odszedł od nas z kamerą za daleko! Bo jeszcze to pokaże!
Na szczęście Paweł nie miał miejsca na żadne zamiatanie kamerą po parterach. Szedł po reżyserce i starał się pokazywać to, o czym mówił kolega inżynier.
I Spojrzałam na zegar. Przewalamy! A ja nie mogę Jędrusiowi nic powiedzieć!
Sprawdziłam szybko, gdzie patrzy kamera, pomachałam dramatycznie rękami. Ewa dostrzegła moją panikę. Postukałam wymownie palcem w tarczę zegarka i z ulgą zauważyłam, że Ewa, która siadła na moim miejscu, mówi do mikrofonu. Niemal w tym samym momencie Jędrek, który zawsze był sprawny i szybki, zgrabnie zakończył story o reżyserce i ponownie podszedł do mnie.
– A teraz, proszę, powiedz mi, co właściwie ty tu robisz? Kto to taki: autor programu?
I podstawił mi pod nos mikrofon.
– Autor programu – powiedziałam – to jest człowiek, który program wymyślił. A kiedy ten program leci na żywo, tak jak nasz, i kiedy autor widzi, że prowadzący za długo gada z jednym rozmówcą, mówi mu na ucho: Spadaj, czas ci się skończył!
Jędrek rozłożył ręce, a właściwie tę jedną, bez mikrofonu.
– No cóż, kiedy autorka mówi „spadaj”, to dla prezentera jest to absolutny rozkaz! Spadam zatem!