Miasto utrapienia

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Miasto utrapienia, Pilch Jerzy-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Miasto utrapienia
Название: Miasto utrapienia
Автор: Pilch Jerzy
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 519
Читать онлайн

Miasto utrapienia читать книгу онлайн

Miasto utrapienia - читать бесплатно онлайн , автор Pilch Jerzy

To historia ch?opaka obdarzonego niezwyk?ymi zdolno?ciami, rozgrywaj?ca si? w scenerii wsp??czesnej Warszawy. Patryk Wojewoda, g??wny bohater posiada niezwyk?y dar – "s?yszy" cyfry, kt?re wstukuj? ludzie korzystaj?cy z bankomat?w. Od jego humoru zale?y, co zrobi z czterema cyferkami PIN-u. Raz pr?buje poderwa? zgrabn? blondynk?, innym razem "wymierza grzywn?" pewnemu w?a?cicielowi z?otej karty. To specyficzne hobby nie uchodzi uwadze policji… Nie zdradzaj?c za wiele – tak rysuje si? g??wny w?tek powie?ci. R?wnie atrakcyjne s? tu historie innych bohater?w – opowie?ci o romansach, kochankach, ucieczkach z fantazj? – a tak?e groteskowe wymys?y uroczej kompaniji dziadka Patryka, Nepomucena. Jeden ze ?mieszniejszych to obraz osza?amiaj?cej koniunktury, jaka powstanie w Granatowych G?rach (do z?udzenia przypominaj?cych rodzinn? Wis?? Pilcha), kiedy w "absolutnej konspiracji" osi?dzie w nich na sta?e sam Papie?.

Powie?? obfituje w liczne dygresje, gry j?zykowe, celne obserwacje, a autor bawi si? z czytelnikiem skomplikowanymi zabiegami narracyjnymi, by na ko?cu i tak go zaskoczy?. Naturalnie mi?o?nicy prozy Pilcha i tu odnajd? typowo "pilchowskie" (autobiograficzne?) motywy: s? kobiety, s? mi?osne przechwa?ki, beznadziejne romanse, jest alkohol. Mimo do?? ponurych wizji i obraz?w, kt?rych Pilch nie szcz?dzi w "Mie?cie utrapienia", ksi??ka jest pe?na humoru i b?yskotliwych dialog?w.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 65 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Państwo pozwolą do radiowozu – powiedział teraz z kolei tonem prawie rozkazującym.

– Do radiowozu? – nie było wątpliwości: w jej przypadku jakikolwiek, nawet policyjny, ton rozkazujący skazany był na fiasko. – Do radiowozu? Ja do radiowozu? Jego niech pan bierze i zamyka! Ja nie mam czasu na wysiadywanie po radiowozach!

– Pani nie ma czasu? – policjant szczerze się rozeźlił. – Pani nie ma czasu? A ja niby mam czas? Przecież to pani mnie wzywa, pani mnie zatrzymuje, pani wnosi oskarżenie…

– Niczego nie wnoszę – machnęła ręką – dziękuję za pomoc – mówiła pośpiesznie i nerwowo poprawiała wytworny plecaczek na ramieniu. – Przepraszam, ja faktycznie czasami coś mruczę pod nosem… Pana też przepraszam – jakoś dziwnie po męsku kiwnęła głową w moim kierunku. – Do widzenia… przepraszam… – spojrzała mi w oczy – ale tego, że jestem całkiem niezła, nie wybaczę ci nigdy – wysyczała nieoczekiwanie i bardzo szybkim krokiem ruszyła w stronę dworca.

Byłem pewien, że jak się skończy cała ta afera, obetnę jej z wściekłości ładnych parę punktów, od dobrych kilku minut czekałem na to mściwie, ale teraz moją mściwość osłabiał przypływ sentymentalizmu. Jej przeprosiny, jej spojrzenie, jej nagłe i niemal czułe przejście na ty, jej syk nawet – wszystko to wzruszyło mnie i, jakby to powiedzieć: odstąpiłem od reasumpcji pierwszego werdyktu. Odchodziła zresztą tak niesamowitym pod względem stylu krokiem, że nie byłem moralnie władny zabrać jej ani jednego z przyznanych jedenastu punktów.

– Zaraz… zaraz… – policjant być może chciał wykonać jakiś sugerujący zatrzymanie danej osoby gest, ale wyszło mu klasyczne bezradne rozłożenie rąk.

– Jak jest według pana oceny: w porządku czy nie w porządku? – dalej wytężałem moją przezorność, ale chyba ani w jego głosie, ani w nim samym nie było już cienia śledczej przebiegłości.

– W porządku jest – odpowiedziałem. – Nerwowa osoba i tyle.

– Siądzie pan na chwilę?

– Oczywiście, proszę bardzo – uczyniłem dwa kroki, usiedliśmy, ja z tyłu, on z przodu.

– Swoją drogą dziwię się panu, wyrywać panienkę akurat pod bankomatem… Chyba nie ma gorszego miejsca…

Kierowca, jakby zamieniony w słup soli panującą w aucie duchotą, siedział nieruchomo i wrogo, gadający od niechcenia policjant o nieczytelnym stopniu wydał mi się nagle starym, dobrym znajomym – niezwykle taktownie poprosił mnie o dowód osobisty, potem długo wyjmował ze skrytki długopis oraz raportówkę.

– Imię i nazwisko?

– Patryk Wojewoda.

– Miejsce urodzenia?

– Granatowe Góry.

– Zawód?

– Student.

– Co pan studiuje?

– Prawo. Kończę czwarty rok. Dopiero czwarty – nagle zacząłem się usprawiedliwiać. – Dopiero czwarty, bo dwa razy brałem urlop dziekański.

– To nie wywiadówka. Ja pana z postępów w nauce nie mam zamiaru rozliczać. Czwarty rok – powtórzył w zamyśleniu. – Będzie pan może robił dyplom z seryjnych morderców?

– Ja? Dlaczego? Dlaczego miałbym się zajmować seryjnymi mordercami? – Byłem w najwyższym stopniu osłupiały. – Skądże! Zresztą nie wiem… Chodzę dopiero koło tematu, ale na pewno nie będę pisał o seryjnych mordercach! Myślę o teorii wykroczeń… Co panu przyszło do głowy?

– A nic – machnął bagatelnie ręką – tak mi się powiedziało. To jest teraz, wie pan, temat modny i na czasie.

– Nie bardzo rozumiem.

– No i bardzo dobrze, bo nie ma o czym gadać. Bez sensu jest – zniecierpliwił się nagle. – Wszystko jest bez sensu! Atakować laskę pod bankomatem jest specjalnie bez sensu… Chociaż z drugiej strony, dla takiej sztuki to i pod bankomatem człowiek może zgłupieć. Ale niech pan – odwrócił się do mnie – niech pan więcej nie zagaduje panienek pod bankomatami. W ogóle niech się pan za bardzo nie kręci koło bankomatów. Rozumie pan? To jest bardzo niebezpieczne miasto – jakoś dziwnie zniżył głos – to jest bardzo niebezpieczne miasto, o wiele bardziej niebezpieczne niż się wszystkim wydaje… Tu się niedługo będą działy straszne rzeczy – wyciągnął rękę chyba w całkiem przypadkowym geście, a może pokazywał targowisko pod Pałacem – tu się niedługo będą działy straszne rzeczy… straszne i niespotykane…

Upał chyba wciąż gęstniał, powietrze ciemniało, warszawskie mury płowiały jak sepia na starych fotografiach, w nozdrza wchodził zapach spalenizny, nagle wydało mi się, że w łoskocie jadących przez centrum samochodów wyraźnie słyszę czyjś daleki i rozpaczliwy krzyk – odwróciłem głowę.

– Co się ma dziać? – przypuszczałem, że głos mi zadrży, ale zadrżał bardziej, niż przypuszczałem. – Jakie rzeczy tu się będą działy?

– Ojciec Święty niedługo przybędzie – nagle odezwał się kierowca. – Ojciec Święty niedługo przybędzie – powtórzył i opuścił głowę, a jego ramiona zaczęły dygotać jak w napadzie padaczki albo histerycznego i upiornie bezgłośnego śmiechu.

– Dopiero w przyszłym roku, jeszcze jest kawał czasu…

– Może w przyszłym roku, może nie w przyszłym roku… Może jest kawał czasu, może nie… Różnie ludzie mówią – mój stary przyjaciel, policjant o nieczytelnym stopniu, uważnie patrzył na kierowcę, który teraz wolno unosił głowę i którego dotąd niesłyszalny śmiech powoli stawał się słyszalny – różnie ludzie mówią… Niektórzy mówią, że już ma spakowane walizki, niektórzy, że już jest w drodze, a niektórzy nawet już go widzieli… Tak – niektórzy już go widzieli… O zmierzchu na przedmieściach – śmiech tamtego był zmiksowanym skowytem wszystkich horrorów świata, nie wiem dlaczego, ale nagle, słysząc to potworne wycie, poczułem ulgę; policjant otworzył drzwi radiowozu i wskazał mi drogę na wolność.

– Niech się pan nie kręci koło bankomatów – powtórzył, gdy już byłem prawie na zewnątrz – i niech się pan w nic nie pakuje… Chyba…

– Chyba że co? – zapytałem z nienaturalną ironią.

– Chyba że jest już za późno.

1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 65 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название