-->

Corka Czarownic

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Corka Czarownic, Terakowska Dorota-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Corka Czarownic
Название: Corka Czarownic
Автор: Terakowska Dorota
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 158
Читать онлайн

Corka Czarownic читать книгу онлайн

Corka Czarownic - читать бесплатно онлайн , автор Terakowska Dorota

W lesie, z dala od ludzi, pod m?dr? opiek? czarownic dorasta z?otow?osa dziewczynka. Cho? poch?ania magiczne ksi?gi, uczy si? czyta? w my?lach i rozmawia? z gwiazdami, nie przypuszcza nawet, jaki cel ma jej nauka i pe?na niebezpiecze?stw w?dr?wka po czterech stronach Wielkiego Kr?lestwa. Przed wiekami jej kraj najechali okrutni barbarzy?cy.

Wed?ug s??w tajemniczej Pie?ni, teraz po siedmiuset siedemdziesi?ciu latach zbli?a si? koniec ich panowania. Czy na tronie zasi?dzie wreszcie sprawiedliwy w?adca. Czy Luelle doro?nie, by spe?ni? przeznaczenie?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

– Luelle! – zawołały z radością Czarownice. – Idziemy w Wysokie Góry! Do ruin Wielkiej Świątyni! Do Świętego Kamienia! Słyszysz, Luelle? Jesteś już tego godna!

Luelle rozłożyła bezradnie ręce.

– Jakże mogę iść, właśnie teraz, gdy ciągle przybywają nowi chorzy…?

– Idź, dziecko – powiedział dobitnie Pustelnik. – Twoja droga nie jest moją drogą. Ten chłopiec, choć wiem, że pragnie tu pozostać, również musi iść. Jego przyszła rola już jest wpisana w Księgi Czasu i nie może z niej zboczyć. Idźcie wszyscy. Zawsze byłem tu sam i sam muszę pozostać. Inaczej przestanę być Pustelnikiem…

…i zaśmiał się dziecięcym, łagodnym śmiechem. Pożegnali się więc wszyscy serdecznie i z żalem. Każdemu z nich, także Czarownicom ten spędzony na Pustyni rok dał bardzo wiele – i każde z nich wzięło stąd swoją nową, choć inną Moc. Luelle – iście królewską Moc uzdrawiania chorych i rozkwitłe w piękny kwiat, umierające wcześniej w jej sercu malutkie ziarenko Miłości do ludzi. Ajok wziął ze sobą Moc poezji – tej, która jest władna w sposób prawdziwy mówić o życiu i śmierci, o sensie istnienia i sensie niebytu, którą posiadło tylko niewielu poetów. A Czarownice? Ich zdolność do magii i czarów upraszczała tak wiele w ich życiu – a tu ujrzały to samo życie w całym pięknie jego goryczy, cierpienia i radości.

Pojęły też błąd, który popełniły wychowując Luelle jedynie wśród Czarów i Magii, wśród chłodu Rozumu i w aurze królewskiej dumy.

Pustelnik jeszcze długo spoglądał w ślad za nimi, za ich coraz to malejącymi sylwetkami w oślepiającej bieli Pustyni, i gdy już stali się jedynie małymi punkcikami – westchnął i pobłogosławił ich z oddali. Życie tam, wśród ludzkich siedzib, wydawało się jednym, wielkim kłębowiskiem szalejących namiętności, ambicji i żądz. I jeszcze raz podziękował swemu dobremu Bogu, za to że wybrał życie na Pustyni.

* * *

– Panie – powiedział Woodou do Urgha – za dwa dni przypada Święto Wiosny i zarazem pierwsza rocznica największego święta w historii naszego Imperium…

– M o j e go Imperium – poprawił go Urgh dobitnie i ryknął śmiechem na widok zawodu rozlewającego się na twarzy jego najwierniejszego sługi. – No dobrze, już dobrze… Masz i ty swoje zasługi w jego istnieniu.

– Tak, panie – rzekł Woodou uniżenie. – Ale za dwa dni mija pierwsza rocznica Sczeźnięcia Pieśni Jedynej i winieneś to jakoś uczcić. Teraz, gdy już nic nie zagraża twemu Imperium, winieneś co rok, o tej porze, przypominać poddanym, jak głupie były ich nadzieje i że ich jedyna szansa tkwi w pokornym wypełnianiu twoich poleceń. W dniu tym powinni wszyscy o tej samej godzinie padać na kolana i dziękować za twoją wspaniałomyślność: za to, że nie ściąłeś trzy razy tyle głów śpiewakom tej głupiej Pieśni, gdyż wszyscy w tym kraju śpiewali ją, jedni głośno, inni tylko w głębi duszy, ale śpiewali…

– I powinienem ściąć ich tępe łby! – ryknął Urgh. – Nie wiem, czemu mnie przed tym powstrzymałeś!

– Kto by wówczas pracował dla ciebie? – spytał uniżenie Woodou. – Kto wydobywałby złoto z twoich kopalni, w których rokrocznie giną setki ludzi, bez ścinania im głów? Kto by hodował dla ciebie owce, kozy, gęsi i woły, uprawiał rolę i piekł chleb? Szył szaty i przykrawał buty? Kto by wreszcie wytapiał stal na miecze dla twej armii?

– Co proponujesz? – spytał Urgh z ciekawością.

– Niech twoi heroldowie objadą całe twoje Imperium i ogłoszą, że za dwa dni, w samo południe, wszyscy twoi poddani i niewolnicy mają przyklęknąć i bić czołem na znak wiecznego poddaństwa i radości ze swego losu. Bo mógłby być gorszy!

– Dobrze mówisz, Woodou. Kto wie, może jednak przywrócę ci stanowisko pierwszego ministra! – zaśmiał się tubalnie władca. – Ale tym, którzy łby będą schylać nie dość nisko, trzeba je ściąć! I taki będzie mój rozkaz. Hołd w samo południe, za dwa dni, w godzinę później egzekucje! Także dla uczczenia mej wielkości!

I królewscy heroldowie ruszyli w głąb kraju.

ROZDZIAŁ XXVIII

Wędrowcy nawet nie wiedzieli kiedy z powrotem zjawili się w sercu Wysokich Gór. Zapadał zmierzch. Droga tym razem wydawała się krótka, gdyż gnała ich niecierpliwość i nadzieja. Noc spędzili wśród skał, pół drzemiąc, pół śniąc, pół czuwając.

Ajokowi śniła się gruba Księga z wierszami. Jego księga z j e g o wierszami. A każda pierwsza litera nowej zwrotki była pięknie iluminowana prawdziwymi farbami. I każdy wiersz zawierał w sobie tyle znaczenia, tyle prawdy o życiu, o śmierci, o narodzinach i umieraniu, o sensie życia i sensie przekraczania Bram Wiecznej Krainy – że każdy kto ją czytał czuł się bogatszy, szczęśliwszy, rozumniejszy. I śniło się Ajokowi, że Księgę tę – jak przedtem Pieśń Jedyną – będą znać wszyscy w tym kraju i wszyscy będą w nią wierzyć, jak w Pieśń.

– Jeśli Pieśń nie zawiedzie – mruknął, obracając się na drugi bok.

Każda z Czarownic śniła jeszcze raz o swoim Czasie spędzonym z wychowanką i każda, wzdychając boleśnie, szukała w sobie błędu, który spowodował, iż Święty Kamień ją odrzucił.

– Dałam jej opiekę, ale nie dałam serca, choć ona nie miała matki – mruczała przez sen Czarownica Pierwsza.

– Czyż rozum nie jest cenniejszy niż miłość? – jęczała we śnie Druga. – Dałam jej wiedzę, ale nie uczyłam miłości. Pokochała Matkę Naturę, ale odsunęłam ją od ludzi.

– Wprowadziłam ją w świat ludzi, ale nie umiałam jej przekonać, że nawet najbardziej poniżony człowiek ciągle jest godny szacunku, a im bardziej cierpi, tym mocniej trzeba go kochać… – mruczała Trzecia. – Czyż to nie moja wina?

– Mury Ardżany dały jej dumę i godność praprzodków. Nie pojęłam, że to za mało, aby być władczynią – rzucając się we śnie, szeptała Czwarta.

I tylko stary Pustelnik spał tej nocy spokojnie w swej pieczarze.

Luelle nie spała wcale. Łagodnym ruchem ręki powitała niedużego szarego ptaka, który przycupnął koło jej głowy.

– Wiedziałaś, co czynisz, wiodąc nas na Pustynię – szepnęła patrząc w nieme oczy. – Poznałam tam gorzki smak ludzkiego cierpienia i wielką czystą radość, gdy można było je odjąć, biorąc na siebie. Jakżeż byłam głupią i pustą dziewczyną, a wcześniej nieznośnym i kapryśnym dzieckiem. Doprawdy, Święty Kamień musiał się na mnie rozgniewać, gdy stanęłam na nim w swojej dawnej postaci…

Jaskrawo czerwone słońce wschodząc nad skałami zbudziło jej współtowarzyszy. Czarownice serdecznie powitały swoją przemienioną w ptaka Siostrę, choć zdawało się, że ptak tego nie pojmuje. Teraz już wszyscy ruszyli dalej, aby jak najszybciej dotrzeć do serca ruin Wielkiej Świątyni, rozmawiając, w skupionym milczeniu i tylko echo powtarzało ich kroki lub zwielokrotniało dźwięk spadającego spod ich stóp żwiru. Gdy stanęli u celu swej górskiej, uciążliwej drogi, właśnie zapadała kolejna noc. Byli zmęczeni, zarazem pełni lęku i nadziei. Tej nocy nie spał nikt. Ruiny Wielkiej Świątyni robiły wrażenie ogromnych, posępnych i groźnych w księżycowej poświacie. I choć srebrzyste światło rozjaśniało cały ten niezwykły krajobraz, równocześnie wszystkie cienie były czarniejsze niż zawsze.

– Boisz się? – spytała szeptem jedna z Czarownic.

– Tak, ale jakoś inaczej niż wtedy – odparła Luelle. – I proszę was tylko o jedno, nawet gdyby Święty Kamień zechciał mnie zabić, nie zdejmujcie mnie z niego. Niech się stanie, jak musi się stać.

Razem z brzaskiem nowego dnia ruszyli po schodach Świątyni i przeszli w stronę gładkiej, skalnej ściany.

– Nie musisz iść – szepnęła Luelle Ajokowi. – Gdyby groziła nam śmierć, ty nie powinieneś zginąć.

– Muszę iść – odparł Ajok. – Muszę przy tym być.

Tak jak rok temu, Czarownice wysunęły w stronę skały swe obdarzone magiczną Mocą dłonie – i ta po chwili odkryła zaczarowane wrota. Gdy już uformowały się one wyraźnie jęły rozwierać się powoli, powoli…

Z ciemnego wnętrza wionął na nie lodowaty podmuch i nim przekroczyły czarodziejskie odrzwia, ujrzały, jak całe niebo nad ich głowami ściemnia się i pokrywa chmurami koloru czystej czerni. Była to czerń tak głęboka, że zdawało się, iż na świat powróciła dopiero co miniona noc, nie dając słońcu ukazać swego jasnego oblicza.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название