Polka
Polka читать книгу онлайн
Prowokacyjny dziennik szcz??liwej mi?o?ci, najbardziej intymna z ksi??ek pisarki. Za spraw? jej talentu, ??cz?cego si?? wyrazu z wyrafinowaniem, osobiste wyznania nabieraj? warto?ci uniwersalnych. Polka zawiera, co w prozie Manueli Gretkowskiej najlepsze: celne obserwacje paradoks?w wsp??czesno?ci, b?yskotliwe eseje, zmys?owe relacje z podr??y oraz pe?ne ironii i poezji opisy codzienno?ci.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
19 XI
„Przyszła pani na wywiad” – tak to mniej więcej powinno brzmieć. Nie dziennikarz porozmawiać, przeprowadzić rozmowę, ale jakaś pani pogadać. Potwierdzić swoją niewiedzę albo przekonania. Na tym polega większość beznadziejnych wywiadów.
Pyta o moje podobieństwo do Gombrowicza.
– Dokładnie, to o co chodzi? – nie rozumiem.
– Ironia, w omówieniach pani książek często powtarza się określenie „ironia”.
Ironia w Polsce – to tylko Gombrowicz? Czy używanie żółtego przez innych malarzy niż Vermeer jest zapożyczeniem? Tłumaczyć się z ironii, odżegnać, zażegnać? Proponuję herbatę. Jedyny pożytek z tej wizyty – pani wyjaśnia działanie węgierskich kuchenek gazowych:
– Trzymać odkręcony kurek z minutę. W Rumunii mają jeszcze gorzej – gaz w butlach.
Przyjeżdża Joszka z dziećmi zabrać mnie do Godol. Ze zmęczenia podejrzewam, że rozumiem węgierski. Leje, zimno. Pałac smutny, austro – węgierska nuda w barokowym grobowcu. Gabinet cesarza przypomina galicyjski urząd pocztowy. Do tego Sissi w czarnych sukniach, nastroszonych piórami, ćwicząca na drążkach swoją anoreksję.
Wieczorem kolacja z tłumaczem Podręcznika…, Lajosem. Grecki w wymowie „Lajos” okazuje się po węgiersku Ludwikiem. Proszę go o zamówienie legendarnych placków węgierskich.
– Nie znam… a, chodzi ci o słowackie placki – domyśla się z mojego opisu. Bierze wino, dla mnie herbatę.
– Czy mogę dostać kieliszek do herbaty, skoro… – podano mi ją w kryształowej karafce.
Plotkujemy o polskim światku. O jakimś kacyku, przysłanym z Warszawy za czasów komuny, który na propozycję tłumaczenia Mrożka odpowiedział z przekonaniem:
– Nie lubię science fiction.
Pokurczone miasto, zbiedniałe. Roztrzęsione tramwaje. Zhardziała wulgarnością biedy młodzieżów – ka. Ze studzienek kanalizacyjnych odór identyczny jak w starej Pradze. Ten sam starczy zapach z bezzębnych ust, ciamkających wspomnienia dawnej świetności.