Los Powtorzony (powieic)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Los Powtorzony (powieic), Вишневский Януш Леон-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Los Powtorzony (powieic)
Название: Los Powtorzony (powieic)
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 474
Читать онлайн

Los Powtorzony (powieic) читать книгу онлайн

Los Powtorzony (powieic) - читать бесплатно онлайн , автор Вишневский Януш Леон

Ludzki los to nie tylko prosta suma wydarze? w ?yciu cz?owieka. To przede wszystkim zapis stan?w emocjonalnych – buntu wobec przeznaczenia, pogodzenia si? z losem, rozpaczy wobec nieuchronno?ci tego, co przed nami, ale tak?e walki, aby si? nie podda?.

Ukazuj?c galeri? los?w wsp??czesnych Polak?w, Janusz Wi?niewski stara si? przedstawi? i uzasadni? ich postawy wobec spraw najwa?niejszych: mi?o?ci, rodziny, cierpienia, nadziei, wierno?ci, po??dania, uczciwo?ci, przyja?ni, honoru i ?mierci. Z typow? dla siebie wra?liwo?ci? snuje niezwyk?? histori? dwojga ludzi, kt?ra tym razem jest opowie?ci? o po?wi?ceniu i jego granicach w obliczu wyboru mi?dzy mi?o?ci? i samotno?ci?. Tworz?c wsp??czesn? sag? rodzinn?, Wi?niewski pozostaje wierny znanej z "[email protected]?ci w Sieci" fascynacji wiedz? i m?dro?ci? – podgl?da i analizuje ?wiat z r??nych perspektyw w poszukiwaniu odpowiedzi na najwa?niejsze jego zdaniem pytanie: Jak dobrze prze?y? raz dane nam ?ycie?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

W recepcji jednego z sanatoriów dowiedział się, że stadnina koni z kawiarnią internetową znajduje się przy drodze prowadzącej do Torunia. Kilkaset metrów przed przejazdem kolejowym. W prawo na Toruń, w lewo na Włocławek. Pamiętał ten przejazd. Zapytał, gdzie są toalety. Ogolił się. Zmienił koszulę, włożył nowe buty. Stare wepchnął do kosza pod umywalką. Zaparkował samochód w centrum Ciechocinka i spacerem przeszedł pod tężnie. Minął kwiaciarnię. W pierwszej chwili odruchowo się cofnął. „Nie chciałabym nigdy od Ciebie dostać kwiatów. Nawet nie myśl o tym! Obcinanie kwiatów kojarzy mi się z egzekucją, a wsadzanie ich do wazonu z reanimacją” – przypomniał sobie jej słowa po tym, jak napisał, że znają się już trzy miesiące, a on ani razu nie podarował jej jeszcze kwiatów.

Pojawił się tam o wpół do ósmej. Zostawił samochód na małym parkingu naprzeciwko wejścia do głównej stajni. Wąska, wysypana żwirem, kręta ścieżka z parkingu prowadziła do budynku przypominającego halę fabryczną. Wszedł powoli po betonowych schodach i znalazł się w gwarnej sali restauracyjnej zamkniętej z jednej strony szklaną ścianą, za którą znajdowała się rozświetlona hala ujeżdżalni. Przechodzącego kelnera zapytał nieśmiało o komputery. Kelner poprowadził go do małego pustego pomieszczenia za wysoką drewnianą ladą baru, obok kuchni. Monitory migotały w mroku pokoju bez okien.

Więc to tutaj… – pomyślał, kładąc ostrożnie dłoń na klawiaturze jednego z komputerów.

Wrócił do sali restauracyjnej i usiadł przy wolnym stoliku tuż przy szybie oddzielającej restaurację od ujeżdżalni. Spoglądał niecierpliwie na zegarek. Salka z komputerami zaczęła powoli zapełniać się ludźmi. Minęła dwudziesta. Usłyszał podjeżdżający samochód. Otworzyły się drzwi do restauracji. Na wózku inwalidzkim siedziała młoda atrakcyjna kobieta. Dwóch mężczyzn stało za wózkiem. Jeden z nich przytrzymywał nogą drzwi, podczas gdy drugi w tym czasie wpychał wózek. Kobieta się uśmiechała. Miała długie rudawe włosy, spięte w kok. Prawą dłonią nerwowo je poprawiała, patrząc w podłogę. W sali restauracyjnej zrobiło się małe zamieszanie. Niektórzy goście wstawali z krzeseł, aby zrobić drogę dla wózka inwalidzkiego. W pewnym momencie młodszy z mężczyzn pchających wózek powiedział głośno do kobiety stojącej za barem:

– Pani Renato, Emilia dzisiaj jak zwykle. Około dwudziestej drugiej przyjedziemy po nią.

Po chwili wózek zniknął w salce z komputerami.

Marcin wstał gwałtownie z miejsca. Wybiegł na parking, wskoczył do samochodu. Z piskiem opon ruszył w kierunku asfaltowej drogi prowadzącej do miasta. Dopiero gdy kierowca z naprzeciwka zaczął histerycznie trąbić, włączył światła. Zatrzymał się po pięciu kilometrach na leśnym parkingu. Drżał. Czuł suchość w ustach i ucisk w klatce piersiowej. Otworzył oba okna. Oddychał ciężko. Coraz szybciej i płycej. Czuł nadchodzący atak lęku. Wychylił się gwałtownie i otworzył schowek. Szukając papierowej torebki, jednym ruchem ręki wyrzucił wszystko na podłogę. Obraz wózka i jej uśmiechniętej twarzy powracał do niego jak sekwencja powtarzanego filmu. Wtedy zobaczył uśmiech matki, którą czasami wypychał na takim samym wózku inwalidzkim na podwórze przed ich dom w Biczycach. Odwracała głowę i patrząc mu w oczy, mówiła:

– Synku… Obiecuję ci, że się nauczę! I zatańczymy! Zobaczysz…

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название