-->

Ja wam pokazi!

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ja wam pokazi!, Grochola Katarzyna-- . Жанр: Современная проза / Современные любовные романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ja wam pokazi!
Название: Ja wam pokazi!
Автор: Grochola Katarzyna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 297
Читать онлайн

Ja wam pokazi! читать книгу онлайн

Ja wam pokazi! - читать бесплатно онлайн , автор Grochola Katarzyna

Po wszystkich zawirowaniach sercowych (i finansowych) Judyta jest szcz??liwa. Ksi??? na bia?ym koniu, przebrany za socjologa w starym oplu, zakocha? si?, o?wiadczy? i wyje?d?a do Stan?w. Tosia odgra?a si?, ?e zda matur?. Ale w ?yciu Judyty pojawia si? kto?, kto wie lepiej, co b?dzie dla niej dobre. Czy wystarczy jej niezale?no?ci i uporu, by odnale?? w ko?cu w?asn? drog?? Trzecia cz??? przyg?d Judyty – kobiety pe?nej energii, temperamentu i (poza chwilami zw?tpienia) humoru – z pewno?ci? ucieszy nie tylko wielbicielki Nigdy w ?yciu! i Serca na temblaku. To ciep?a i zabawna opowie?? o tym, ?e nawet gdy na niebie nie ma ani jednej chmurki, trzeba by? gotowym na niespodzianki, wobec kt?rych zdrowy rozs?dek bywa bezradny…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Muszę z tobą porozmawiać.

Proszę, rozmawiajmy. – Siada na plastikowym krzesełku, siadam naprzeciwko niego.

Adasiu, musisz mi powiedzieć, co się stało – zdobywani się na odwagę. – Proszę.

Ale o co chodzi? – pyta, a ja czuję, że opuszczają mnie siły już na wstępie. – Co chcesz wiedzieć?

– Chcę wiedzieć, co się stało. Co się stało z tobą, co się stało z nami. Nie przyszłam cię prosić, żebyś ze mną był, ale o to, żebyś mi wytłumaczył.

– Tu ni e manie do tłumaczenia, chyba wszystko jest jasne – mówi i patrzy gdzieś nad moją głowę.

Ja jednak nie rozumiem, co takiego się stało… ten list… – Głos mi znowu odmawia posłuszeństwa, ale nie będę żebrać o jałmużnę, chcę jak dorosła osoba po prostu coś wyjaśnić, więc chrząkam. – Powiedz mi, dlaczego podjąłeś taką decyzję?

Chyba po twojej myśli, prawda?

Nie – mówię, choć mam ochotę krzyknąć: „Tak, bo takiego ciebie nie znam, nie takiego cię kocham!” – Nie, nie po mojej myśli. Ja ciebie kocham i dość trudno było mi się zdobyć na to, żeby przyjechać po naszym wczorajszym spotkaniu…

– Ale byłaś dość radosna wczoraj, zanim mnie zobaczyłaś, prawda?

Nie rozumiem, o czym mówi.

Adam, rozmawiaj ze mną normalnie.

Judytko, wszystko wiesz, więc o co ci chodzi? Trzeba mnie było uprzedzić, dorośli ludzie mogą rozstawać się jakoś godnie. A ty…

Ja nic nie zrobiłam! Wytłumacz, bo to ty jesteś odpowiedzialny za tę sytuację!

Ja? – Adam podnosi brwi. – Myślałaś, że nie dowiem się, że kłamiesz? Że sytuacja się zmieniła? Że ojciec Tosi jednak w twoim życiu znaczy więcej niż ja?

Nic podobnego – przerywam. – Nie pleć głupstw.

Nie, Judytko – Adam podnosi rękę – skoro tu jesteś, wyjaśnijmy sobie wszystko do końca. Dzwoniłem w Wigilię – zrobiłem to odruchowo, bo napisałaś, że jedziesz do brata! Odebrał ojciec Tosi, bardzo przyjacielski! Opiekował się domem? Nawet nie podeszłaś do telefonu… Dałem ci czas… A ty jak gdyby nigdy nic, krótkie liściki, co w Nowym Jorku, nic się nie stało! Myślałaś, że będę na zakładkę? Czekał, czy coś z tego wyjdzie, czy nie, i w razie czego? Zawiodłem się na tobie i tyle. Bywa.

– Adam, owszem, skłamałam. Tosia nie chciała jechać… Wymyśliłam, że brat… żeby ci nie było przykro… I to wszystko. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Ojciec Tosi jest dla mnie tylko i wyłącznie ojcem mojego dziecka. Nie kocham go, kocham ciebie.

Ale Adam nie słyszy tego, co mówię. Portier czy strażnik składa gazetę, a potem wychodzi na zaplecze. Jesteśmy sami.

– Widziałem was wczoraj razem. Rozjaśniona byłaś i piękna, bo z nim rozmawiałaś, a gdy mnie zobaczyłaś, to twarz ci się zmieniła. Byłaś zmieszana, nie wiedziałaś, jak się wytłumaczyć. Zresztą nie musiałaś. Wszystko jasne. Nie musisz mnie oszukiwać. Czyżby od wczoraj sytuacja się zmieniła? Napisałem w styczniu, dajmy sobie czas. Potem byłem zaniepokojony, co się dzieje. Prosiłem Szymona, żeby do was pojechał, sprawdził, czy wszystko w porządku. Przyjął go twój były mąż. Mieszkał z tobą.

– Czyś ty zwariował? Adam! Co ty za bzdury pleciesz!

– Nie oszukuj mnie, Judytko, bo to brzmi żałośnie. Rozmawiał z Ula, Ula to potwierdziła. Co jeszcze chcesz wiedzieć?

Adam, dlaczego nie potrafisz mi uwierzyć, tylko wierzysz całemu światu? Sam mnie uczyłeś, że miłość to zawierzenie i zaufanie. Dlaczego nawet nie chcesz mnie wysłuchać?

Nie wiem, jak od wczoraj zmieniła się sytuacja, ale wybacz, już nie jestem zainteresowany.

Adam podnosi się i patrzy na mnie, a ja wiem, że nie mam tu już nic do zrobienia. Nie można rozmawiać z kimś, kto rozmawiać nie chce. Patrzę, jak Adam podnosi swoją ciężką torbę, znowu zarzuca ją na ramię. Nad jego głową zegar, wskazówka przesuwa się nerwowymi ruchami, Adam patrzy mi prosto w oczy, nie odwracam wzroku, widzę cień, wspomnienie tamtego Adama, ale ten teraźniejszy odwraca się i odchodzi, lekko zgarbiony.

Zamykam oczy i chcę sobie przypomnieć tamtego mężczyznę, który mnie kochał, ale widzę tylko pustkę i ciemność.

Strażnik pojawia się za swoim kontuarem, znowu rozkłada przed sobą gazetę, patrzy na mnie i uśmiecha się.

No i co, doczekała się pani w końcu? – Głos ma miły.

Tak – odpowiadam – doczekałam się.

Idę piechotą przez miasto. Chłodny poranek zamienił się w prawie letni dzień. Słońce odbija się w szybach wysokich domów, razi, obie strony ulicy błyszczą słonecznym światłem nierzeczywistego świata. Nie ma cienistej strony ulicy. Pałac Kultury świeci jak wyfroterowany.

Widzę, jak przesuwają się samochody, ludzie, domy, wystawy sklepów, widzę, jak zmieniają się światła, zielone, żółte, czerwone i znowu zielone, żółte, czerwone, i nic mnie to nie obchodzi. Tonę.

Koło dworca wchodzę do sklepu, biorę koszyk, przechodzę koło serów, kasz, cukrów, mięsa i warzyw. Każda decyzja jest dla mnie za trudna. Jest za głośno, za jasno, za dużo. Odstawiam pusty koszyk przy kasie i wychodzę. Schody w dół, w podziemia dworca, tłum wysypał się z kolejki, która właśnie przyjechała. Przyglądam się obojętnie, czekam, aż kolejka opustoszeje i siadam w ostatnim wagonie. Rusza dopiero za dwadzieścia minut, mogłam zrobić te zakupy, mogłam jakoś wykorzystać czas, ale brak mi energii. Muszę pomyśleć, muszę zrozumieć, co się stało. Może mnie nie kochał, przemyka mi przez głowę myśl, i czuję, jak robi mi się słabo. Nie, nie wpadnę w taki kanał. Po prostu coś się skończyło, ale nie mogę wszystkiego przekreślać. Nic mi wtedy nie zostanie. Kochał mnie. Kiedyś mnie na pewno kochał. Mężczyzna kocha kobietę, z którą chce się ożenić.

Nawet nie zauważyłam, kiedy kolejka ruszyła. Za Opaczem wszedł kontroler. Podałam swój bilet.

– Nieskasowany – powiedział z satysfakcją. – Dokumenty proszę.

Spojrzałam na niego. Lekko łysiał, zakola na czole – świeciły. Patrzyłam i nie bardzo rozumiałam, co do mnie mówi.

Pani skasuje – powiedział ugodowo.

Dobrze – odpowiedziałam i dalej siedziałam. Patrzyłam w okno.

Pani się dobrze czuje? – Kontroler nachylił się nade mną.

Tak, chyba tak.

To ja pani skasuję. – Wziął ode mnie bilet i ku zdziwieniu pasażerów, ruszył do kasownika.

Dziękuję – powiedziałam, kiedy oddał mi bilet i odwróciłam się do okna.

Pani na drugi raz kasuje – upomniał mnie kontroler.

Oczywiście – odpowiedziałam.

Patrzył na mnie, jakbym była niespełna rozumu. Nie chcę budzić litości. Poradzę sobie, zawsze sobie radziłam.

Czy można kochać kogoś, kto nas nie kocha? Można. Tak właśnie będzie ze mną. Nie będę się złościć na los, może takie jest moje przeznaczenie? Po co z nim walczyć? Mogę sobie przecież przechowywać te wszystkie wspaniałe rzeczy, które mi się przydarzyły. Niektórym w ogóle nie zdarza się kochać. Mnie się zdarzyło. I tak mnie los obdarował. Będę się umiała jeszcze cieszyć z tego, że spotkałam Adama, kiedyś będę się umiała z tego cieszyć. Wiem to.

Przynajmniej umiem kochać. To nie szkodzi, że bez wzajemności. Za parę lat przestanie to mi przeszkadzać.

Wysiadłam u siebie na stacji i wolno ruszyłam w stronę domu. Zatrzymałam się przed swoją furtką i ruszyłam do Uli. Nie mogę udawać, że nie usłyszałam od Adama, że skłamała. Ula jest bliską mi osobą, ale jak żyć i przyjaźnić się z takim bagażem? Z nią też muszę porozmawiać.

Dzwonię. Otwiera mi Krzyś.

Cześć, Jutka. Co ty tak oficjalnie? Przez bramę?

Muszę porozmawiać z Ula. – Mijam Krzysia i widzę Ule, która obiera ziemniaki.

Zjesz z nami obiad? – Ula krząta się, zgarnia obierki do kosza, przemywa blat.

– Nie, dziękuję, chcę z tobą porozmawiać.

– Co ty tak oficjalnie? – Ula uśmiecha się, nawet nie wie, że powtórzyła zdanie Krzysia. Czy to znak dobrego związku?

Wychodzimy na taras.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название