-->

Powtorka z morderstwa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Powtorka z morderstwa, Szwaja Monika-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Powtorka z morderstwa
Название: Powtorka z morderstwa
Автор: Szwaja Monika
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 254
Читать онлайн

Powtorka z morderstwa читать книгу онлайн

Powtorka z morderstwa - читать бесплатно онлайн , автор Szwaja Monika

Powt?rka z morderstwa to krymina? czy mo?e raczej krymina?ek, je?li we?miemy pod uwag?, ?e jest troch? niepowa?ny (o ile morderstwo mo?e by? niepowa?ne!). Autorka twierdzi, ?e wszystko zacz??o si? od momentu, kiedy zobaczy?a swojego telewizyjnego koleg?, taszcz?cego na prze?aj przez studio wielkie pud?o z reflektorami, i zacz??a si? zastanawia?, co by by?o, gdyby kolega zamiast ?wiate? znalaz? w pudle nieboszczyka… W efekcie powsta? zabawny krymina?, kt?rego akcja toczy si? w ?rodowisku telewizyjnym i gdzie spotykaj? si? postaci z wszystkich dotychczas wydanych ksi??ek Moniki Szwai. Oczywi?cie rzecz jest ca?kowit? i absolutn? fikcj?, wymy?lone telewizyjne morderstwo pozwoli?o jednak autorce na opisanie pewnych zjawisk, kt?re nie tylko w telewizji wyst?powa? mog? i czasem, niestety, wyst?puj?. Jak to dobrze, ?e niezadowoleni pracownicy nie ?api? od razu za ci??kie przedmioty, aby rzuca? nimi w siebie nawzajem… Monika Szwaja? jedna z najpoczytniejszych polskich autorek. Mieszka w Szczecinie. Szcz??liwy przypadek sprawi?, ?e nie dosta?a si? na prawo i rozpocz??a prac? w telewizji, kt?ra sta?a si? mi?o?ci? jej ?ycia. Uko?czy?a polonistyk? na uniwersytecie w Poznaniu. W stanie wojennym uczy?a polskiego i historii w Podg?rzynie w Karkonoszach, potem przez sze?? lat by?a nauczycielk? w szczeci?skich szko?ach. W 1989 roku, jak wielu wyrzuconych wcze?niej dziennikarzy, powr?ci?a do pracy w telewizji. Kocha muzyk?: klasyczn?, symfoniczn?, folk irlandzki oraz szanty. Kocha g?ry w ka?dej postaci. Kocha ludzi (z wyj?tkiem wrednych i g?upich). Kocha psy (bez wyj?tku).

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 69 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Ja jej powiem, że jeśli puści parę z ust, to ty się wycofasz… rozumiesz? Ilona, ja z Marietą już prawie jesteśmy po słowie. Ty nie masz pojęcia, jaki ja ci będę wdzięczny!

– Doniu, ale jeśli twoja mama piśnie coś na zewnątrz…

– Nie piśnie, moja w tym głowa. Ilona, ty się zgadzasz?

– Zgadzam się.

– O kurna… jesteś kochana dziewczyna, naprawdę. Ty mi na pewno nie masz za złe, że nie chciałem z tobą?

– Nie mam ci za złe. Na pewno. Możesz być spokojny. Leć sobie teraz do tej swojej Mariety, ona na ciebie na pewno czeka.

Nie mogłem wcześniej do niej iść, bo ciebie nie było – powiedział jakby z wyrzutem. – O kurna – dodał jeszcze na przydechu i na paluszkach wycofał się na klatkę schodową, uważając, żeby jakimś niebacznym hałasem nie zwrócić uwagi mamy, która miała oczy dookoła głowy i cała była jednym uchem.

Ilonka spojrzała na zegarek. Za osiem jedenasta. Nie jest to najlepsza pora na telefonowanie, ale może SMS…

Napisała: „Śpisz?” i wysłała to lakoniczne zapytanie na numer telefonu komisarza Ogińskiego.

Piętnaście sekund później oddzwonił.

– Co się stało, Ilonko?

Z dużą przyjemnością usłyszała leciutką nutkę zaniepokojenia w jego głosie.

– Nic. To znaczy nic, o czym byś już nie wiedział. Słuchaj, Tomek, rozumiem, że ja jestem tym razem poza podejrzeniem?

– Pamiętam, oczywiście, zwłaszcza że to ja jestem twoim alibi…

– Bo wiesz co… chciałabym wyjechać na kilka dni i mam nadzieję, że policja nie będzie miała nic przeciwko temu…

– Myślę, że nie. Nie, oczywiście, że nie. Jakieś zdjęcia?

– Nie. Chcę jechać do Rzeszowa. Jak się domyślasz, na ploty w sprawie naszej nieodżałowanej byłej szefowej. Wy możecie sobie prowadzić śledztwo własnymi metodami, a my z Lalką i Wiką chcemy do prawdy dojść psychologicznie. Umówiłam się z Alusią Mierzyńską na te ploty. Ona z Proszycą pracowała kilka lat. Może jeszcze z kimś pogadamy. Zobaczę.

– Nosi cię? Nie możesz usiedzieć na miejscu?

– Zgadłeś. Nie mogę. A powiedz, komisarzu, tobie by się takie plotki nie przydały?

– Zapraszasz mnie na pokład swojego fioletowego pojazdu?

– Zapraszam. Tylko tobie pewnie nie wolno robić takich rzeczy…

– Jakich rzeczy?

– Wałęsać się nie wiadomo gdzie ze świadkiem zbrodni i jeszcze może zdradzać temu świadkowi tajemnice służbowe…

Żadnych tajemnic nie będę ci zdradzał. A tak w ogóle, to muszę ci się przyznać, że też wpadłem na taki pomysł, to znaczy żeby się wybrać do Rzeszowa i chciałem cię namówić, żebyś pojechała i mnie zabrała, tylko miałem zamiar zadzwonić do ciebie rano.

– Nie gadaj!

– Słowo policjanta. Do tej pory wzorowego. Rozmawiałem już z Michałem Brzecznym, moim kolegą…

– Wiem.

– I umówiliśmy się, że on teraz z ekipą popracuje, a ja pojadę do Rzeszowa. Też mam tam do pogadania.

– No to rewelacja po prostu. A kiedy chciałeś jechać? Bo skoro już się dogadaliśmy, to może ruszymy jutro? Po co czekać? Tylko muszę cię uprzedzić, że jeśli mamy przejechać te osiemset kilometrów w jeden dzień, to możemy nieco skrzywdzić przepisy drogowe.

– Będziemy uciekać przed drogówką. O której chciałabyś jechać?

– O ósmej. Ja wiem, że to dla ciebie na pewno żadne rano, ale ja się muszę wyspać jako kierowca. Potrzebuję siedmiu godzin snu. Wiesz, w razie konieczności mogę jechać niewyspana, ale chyba takiej konieczności akurat nie ma?

– Nie ma. To przyjść do ciebie o tej ósmej?

– Nie, ja podjadę do ciebie, już przecież wiem, gdzie mieszkasz. Chyba że chcesz uprawiać spacery o świtaniu.

– Nie zależy mi. Ja też się wyśpię. Możesz potrzebować zmiennika.

– Zobaczymy – powiedziała wymijająco Ilonka, która jeszcze nikogo nie puściła za kierownicę fioletowego Zygfryda. – To dobranoc, panie komisarzu.

– Dobranoc, pani redaktor.

Ilonka odłożyła telefon z dużym zadowoleniem.

– Ale numer – rzuciła w stronę swoich kapci, gdzie przebywał częściowo już uśpiony gremlin. – On też na to wpadł! Chodź, mopsiu, idziemy spać. Jutro czeka nas ciężki dzień.

Kiedy o poranku Ilonka wychodziła z mieszkania, taszcząc plecak i torbę z oprzyrządowaniem Gizma (miseczki, zapas kulek, woda, kocyki), pani Karachulska już czuwała w drzwiach.

– Słyszałam, jak pani się krząta, pani Ilonko… I Gizmuś poszczekiwał…

Ilonka przeklęła akustyczne, betonowe bloki. Jak zarobi trochę pieniędzy, wygłuszy sobie chatę jak komisarz Ogiński, audiofil!

Mama Karachulska miała wyraz twarzy pełen niebiańskiego zachwytu.

– Pani Ilonko, nie ma pani pojęcia, jaka ja jestem szczęśliwa… Bo jak Donio jest szczęśliwy, to czego jeszcze matce potrzeba… Pani Ilonko… Ilonko… Czy ja mogę panią uściskać?

Ilonka przeklęła tym razem gamonia Karachulskiego, który ją wplątał w tę kretyńską sytuację. Zręcznie wywinęła się z potężnych objęć mamuśki.

– Przepraszam – wyjąkała, starając się wyglądać na zakłopotaną a nie wściekłą. – Ja muszę lecieć…

– Wyjeżdża pani? A Donio nic nie mówił…

– Dziś rano zadzwonili z redakcji. Może mu pani to powiedzieć? Dziękuję. Musze lecieć, do widzenia!

– Do widzenia, dziecko!

Dziecko! Jakie dziecko?! Niedoczekanie!

Plącząc się w smyczy Gizma, Ilonka wypadła na ulicę. Pozwoliła mu oblać ulubione drzewo i uruchomiła jeepa. Głęboki bas silnika jak zwykle ukoił jej nerwy. Swoją drogą trzeba będzie zadzwonić do gamonia i powiedzieć mu do słuchu to i owo. Niech trzyma swoją mamuśkę na uwięzi, bo inaczej ona, Ilonka, wycofa się z tych wszystkich idiotycznych podchodów!

Komisarz przechadzał się po ulicy Jana Kazimierza i wyglądał jak turysta wybierający się na jakąś bliżej nieokreśloną wycieczkę. Kurtka, plecak, mocne buty i czapeczka, wszystko w kolorze burym. Ze swoimi ciemnoblond włosami, gdyby poszedł na przykład do jakiegoś kamieniołomu, zlałby się z otoczeniem.

Dlaczego Ilonka pomyślała o kamieniołomie, nie wiedziała nawet ona sama.

Otworzyła gościnnie drzwi, a komisarz wskoczył na siedzenie, jak zwykle przygniatając gremlina.

– O Boże, to znowu ten kosmita. Przepraszam, Gizmo, nie gniewaj się.

Gizmo nie zamierzał się gniewać. Powiedział to komisarzowi najwyraźniej, jak umiał.

– Jak chcesz jechać, Ilonko?

– Maksymalnie szybko. Gorzów, Poznań, Łódź, Kielce, Rzeszów. Siedemset pięćdziesiąt kilometrów. Mamy szansę dojechać przed północą. Albo po północy. Zależy od warunków. Prognozy są niezłe.

– Ale drogi takie sobie. Zwłaszcza na południu.

– Będę uważać…

Ilonka wyjechała na Trasę Zamkową i po dwudziestu minutach mijali już rogatki Szczecina.

Komisarz zastanawiał się, co też on właściwie robi najlepszego. Głównie ze służbowego punktu widzenia… i gdyby jego bezpośredni przełożony o tym wiedział, prawdopodobnie by go zataił. Chociaż można by dorobić tu jakąś ideologię. Ale ponieważ szef nie wiedział, więc Tomanowi nie chciało się żądanej ideologii dorabiać.

Istniał jeszcze punkt widzenia prywatny. Trzydzieści trzy lata, chrystusowy wiek. Do tej pory doskonale obywał się bez kobiety… nazwijmy to: stałej. Po rozstaniu z Agunią miewał przyjaciółki, nawet bliskie. Odwiedzał je w ich domach, spędzał z nimi weekendy, jeździli na kilka dni w jakieś przyjemne miejsca, zawsze jednak miał świadomość, że nie są to kobiety jego życia.

Czyżby Ilonka miała się stać kobietą jego życia?

Taka wariatka???

A cholera ją wie.

Faktem jest, że ciągnie go do niej coraz bardziej. I wygląda na to, że ona nie ma nic przeciwko temu.

Nawet ten mały z dużymi oczami wyraźnie go akceptuje.

Mały z dużymi oczami zwinął się w precelek na jego kolanach i zasnął, chrapiąc i sapiąc strasznie.

– Ilonko, czy on czasem nie ma astmy?

Gizmuś? Nie, ale ma zdeformowane drogi oddechowe. Wszystkie mopsy tak mają. Buldogi też. Boksery w mniejszym stopniu. Inne psy też mają różne problemy ze zdrowiem. Bo to ludzie chcieli sobie wyhodować śmieszne zabaweczki i wyhodowali kaleki. Jak o tym myślę, trafia mnie szlag. Wiesz, Gizmo był w zasadzie psem mojego męża, ale nowa pani mojego eks ma na niego alergię, więc został ze mną. Trochę poczuł się chyba zagubiony, czasami się zachowywał, jakby wpadł w depresję, a czasami jakby miał ADHD. Ostatnio jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Rozumiesz, jak już wychodzę z pracy, idę do domu i zostaję sama, to zawsze mam z kim pogadać.

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 69 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название