Samotnost w sieci
Samotnost w sieci читать книгу онлайн
[email protected]?? w Sieci – powie?? tak wsp??czesna, ?e bardziej nie mo?na: z Internetem, elektronicznymi biletami lotniczymi, dekodowaniem genomu i SMS-ami. A przy tym tak tradycyjna jak klasyczna historia mi?osna. Powie?? o mi?o?ci w Internecie. Tej ostatecznej, tej, o kt?rej si? marzy, takiej, «aby si? pop?aka? i aby dech zapar?o».
Wi?niewski analitycznie i urzekaj?co relacjonuje t? mi?o??, wprowadzaj?c na przemian nastr?j niemal uroczystej czu?o?ci, aby kilka linijek dalej zadziwi? odwa?nym erotyzmem. [email protected]??... to tak?e ho?d sk?adany m?dro?ci i wiedzy. Splecione kunsztownie z w?tkiem mi?osnym fascynuj?ce historie o moleku?ach emocji, o tym, kto tak naprawd? odkry? DNA, i o tym, co po ?mierci sta?o si? z m?zgiem Einsteina. Przeczytawszy [email protected]??... wie si?, ?e wirtualno?? Internetu to tylko umowa i ?e e-mail – tak naprawd? – nie musi si? r??ni? od listu przys?anego przez pos?a?ca.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Przez chwilę analizowała to zdanie i nagle wiedziała.
– Jakub! Czy ty, przepraszam, gdy już zmieniłeś zdanie, jak ty to delikatnie i sprytnie nazywasz, wykończyłeś serwer w Poznaniu, żeby i on «zmienił» zdanie i mi ich nie doręczył? – zapytała zdenerwowana.
– Nie, nie wykończyłem... Ale tylko dlatego, że nie umiałem. Wykończył go mój kolega Jacek z Hamburga. Wybacz mi, proszę. Kiedyś ci to wytłumaczę.
Było jej przykro, czuła się zraniona przez niego, w zasadzie po raz pierwszy, od kiedy zaistniał w jej życiu.
– Co było w tych mailach? – zapytała podniesionym głosem. Od razu wiedziała, że było to najgłupsze pytanie, jakie mogła zadać.
– Nie odpowiadaj – powiedziała szybko. – To było idiotyczne pytanie. Zadzwonię do ciebie później. Teraz muszę się uspokoić.
Odłożyła słuchawkę.
Nic już nie było tak jak kiedyś, «przed nim».
Jak ona w ogóle żyła «przed nim»?
Facet wysyła maił do niej i potem rozkłada cały komputer, żeby ona go nie mogła przeczytać. Kto robi takie rzeczy, kto zadaje sobie tyle trudu, kto wpada w ogóle na takie pomysły?
ON: Budził się rano i myślał o niej. Nie pamięta dokładnie, kiedy to się zaczęło, ale od kilku tygodni niezmiennie tak było. Niepokoił go trochę nastrój, w jaki wprawiały go te myśli. Wyczekiwanie i taki dziwny smutek. Nagły ucisk w piersiach lub nagłe niekontrolowane wzruszenia, gdy w radiu ktoś śpiewa o miłości, a on akurat wypił już trochę wina. To było nowe. Kiedyś zauważał w radiu tylko wiadomości.
Wkradła się niepostrzeżenie w jego życie. Od pierwszej chwili, gdy zaistniała, była niezwykła. Nigdy nie zapomni tego popołudnia, gdy pracując nad swoim programem, nagle kątem oka zauważył na monitorze swojego komputera, że ktoś przesłał mu wiadomość, używając ICQ. Otworzył ją i przeczytał:
Jestem jeszcze trochę zakochana resztkami bezsensownej miłości i jest mi tak cholernie smutno teraz, że chcę to komuś powiedzieć. To musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może mnie zranić. Nareszcie przyda się na coś ten cały Internet. Trafiło na Ciebie. Czy mogę Ci o tym opowiedzieć?
Poraziła go tą szczerością. Pozwolił. Nie opowiedziała mu w końcu i tak to się zaczęło.
Dzisiaj też obudził się z myślą o niej i uśmiechnął się do siebie.
Był poniedziałek! Będzie z nim przez całych pięć dni.
Zaczynał się wrześniowy słoneczny dzień w Monachium. Postanowił, że przy tej pogodzie pojedzie do biura skuterem.
Kiedyś, «przed nią», nigdy nie zauważyłby tego zdarzenia, zatopiony w swoich myślach o algorytmach, genetyce i ostatnim dokuczliwym błędzie w programie. Dzisiaj jednak zauważył i był tym w dziwny sposób podniecony.
Jeszcze na przedmieściu, na jednym ze skrzyżowań stanął obok srebrzystego mercedesa z odkrytym dachem. Już to było trochę dziwne o tej porze dnia i przy tym chłodzie. Kierowcą była kobieta. Mogła mieć trzydzieści lat. Ubrana w granatową, plisowaną, bardzo krótką spódniczkę i obcisłe kremowobiałe body, trzymała w lewej dłoni puszkę coli light, którą sączyła przez długą zieloną słomkę. Miała duże owalne okulary słoneczne ze złoceniami na oprawkach. Na siedzeniu pasażera leżała rakieta tenisowa przykryta częściowo katalogami mody. Na wąskim skórzanym siedzeniu za nią leżały porozrzucane w nieładzie plastikowe opakowania od płyt kompaktowych. Zatrzymał się tuż obok niej. Na skuterze był zawsze pierwszy w kolejce przy światłach na skrzyżowaniu. Czekając na zielone światło, nagle przechyliła się do tyłu, aby podnieść płytę z tylnego siedzenia. Spódnica uniosła się przy tym i nie można było nie zauważyć, że jej body przy zapinkach między udami ma kolor spódnicy! Ona trwała w tym wychyleniu i przebierała płyty CD na tylnym siedzeniu tak, jakby znała ich tytuły poprzez dotyk, a on wpatrywał się w te zapinki i starał się ze wszystkich sił skupić na myśli, że takie zapinki to bardzo praktyczne rozwiązanie. Nagle odwróciła głowę w jego stronę, ich okulary spotkały się. Uśmiechnęła się do niego, rozchylając wargi. Zaskoczony, odchylił gwałtownie głowę w zawstydzeniu, czując się jak mały chłopiec przyłapany na podpatrywaniu przez dziurkę od klucza kąpiącej się starszej siostry. Na twarzach innych kierowców wokół jej kabrioletu widać było poruszenie.
Światło zmieniło się na zielone, ale zanim ruszyła, zdążył to zauważyć pierwszy raz. Nie był jeszcze jednak pewien. Zaczął się wyścig o najlepsze miejsce przy niej na następnych światłach. Cieszył się, że zdecydował się dzisiaj na skuter. Nawet jeśli przyjedzie ostatni, i tak będzie miał miejsce zaraz «przy scenie». Nie, nie mylił się! Na każdych kolejnych światłach sutki jej piersi pod obcisłym kremowym body coraz bardziej się odciskały. Oczarowany, wpatrywał się w te piersi zza swoich ciemnych okularów i zastanawiał się, czy to chłód tego poranka, czy to jej głód, czy to może oni, kierowcy.
Otwierając drzwi swojego biura, usłyszał telefon. To była ona. Musiało się coś stać. Przedtem dzwoniła do niego tylko jeden raz. Kiedy jednak wyszeptała to «tęskniłam za tobą», niepokój minął i wrócił mu erotyczny nastrój. Zastanawiał się właśnie, jak dowiedzieć się od niej, czy też ma takie body, z zapinkami między udami, niekoniecznie kremowe, gdy ona nagle zapytała go o e-mail z soboty.
Nie spodziewał się tego. Nie przyszło mu do głowy, że Jacek, poproszony o zdjęcie jednego jedynego maiła, «zdołuje» cały komputer. Jak zna Jacka, na pewno «zrobił to dla pewności».
I chociaż jeszcze nigdy nie widział jej źrenic, wyobrażał sobie, że muszą być ogromne i szczególnie piękne, gdy mówi to wyjątkowe zdanie:
«Wiesz, że będzie mi dobrze, gdy to zrobisz. Zrobisz to, prawda?».
Nie zrobi. Nie przeczyta jej tego tekstu.
Dla tych źrenic właśnie. Chciałby przecież chociaż raz je zobaczyć.
ONA: Nie umiała jeszcze nazwać tego, co się z nim działo. To nie było «zakochanie». Wiedziała, że przy zakochaniu nie ma aż tak silnych objawów. Chociaż nagle zdała sobie sprawę, że mogła się mylić w jego przypadku.
Kiedyś próbował jej wyjaśniać wszystko, co dzieje się w mózgu osób dotkniętych «gwałtownym uczuciowym powikłaniem» ogólnie znanym jako miłość, za pomocą swojej chemicznej teorii miłości. Według niego nie miało to nic wspólnego z szaleństwem, namiętnością i zauroczeniem. Brzmiało raczej jak raport laboranta. Sprowadzał wszystko do hormonów, dopaminy i odpowiedniego garnituru genów. Starał się ją przekonać, że można być szczęśliwym dzięki jakimś czarodziejskim «inhibitorom wychwytu zwrotnego serotoniny». I chociaż brzmiało to jak fragment tytułu jakiejś okropnie nudnej pracy doktorskiej, wiedziała, że cokolwiek to było, ona dowie się dokładnie, co to znaczy. Chociażby po to, żeby się upewnić, że on nie ma racji. Gdy pisał to wszystko do niej, czuła się szczęśliwa i wiedziała na pewno, że żadne inhibitory nie mają z tym absolutnie nic wspólnego.
Słuchała tych tekstów – a w zasadzie czytała je – zgadzała się z naukową możliwością ich prawdziwości, ale nigdy nie uwierzyła w nie do końca,
Nie mogła. Byłoby to równoważne z wiarą, że muzyka Chopina to tylko perfekcyjnie zaprogramowana sekwencja uderzeń w klawisze.
W to nie mogłaby nigdy uwierzyć.
Poza tym od kilku tygodni wiedziała na pewno, że Jakub jest i tak najbardziej romantycznym mężczyzną, jakiego spotkała w swoim życiu.
Jeśli naprawdę Bóg stworzył ludzi, to przy nim spędził trochę więcej czasu.
Nagle poczuła, że go uwielbia bardziej niż kiedykolwiek.
Zadzwoniła jeszcze raz.
– Jakubku, czy nie mogłeś zniszczyć tego maiła bez niszczenia całego serwera? Teraz nie będę cię miała cały poniedziałek, a tak się cieszyłam i czekałam. Czy ten twój kolega może im teraz pomóc szybko to naprawić w tym Poznaniu?
Odłożyła słuchawkę i nagle wiedziała dokładnie, co zrobi.
Wzięła dyskietkę z ICQ, zamówiła taksówkę, powiedziała sekretarce, że się źle czuje i musi iść do lekarza oraz że jeśli nie wróci przed siedemnastą, to żeby wyłączyła jej komputer.