Corka Czarownic
Corka Czarownic читать книгу онлайн
W lesie, z dala od ludzi, pod m?dr? opiek? czarownic dorasta z?otow?osa dziewczynka. Cho? poch?ania magiczne ksi?gi, uczy si? czyta? w my?lach i rozmawia? z gwiazdami, nie przypuszcza nawet, jaki cel ma jej nauka i pe?na niebezpiecze?stw w?dr?wka po czterech stronach Wielkiego Kr?lestwa. Przed wiekami jej kraj najechali okrutni barbarzy?cy.
Wed?ug s??w tajemniczej Pie?ni, teraz po siedmiuset siedemdziesi?ciu latach zbli?a si? koniec ich panowania. Czy na tronie zasi?dzie wreszcie sprawiedliwy w?adca. Czy Luelle doro?nie, by spe?ni? przeznaczenie?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Odpoczywając co jakiś czas, drzemiąc nocami po kilka godzin wśród wysokich traw, to znowu wędrując dalej i dalej, niestrudzone podróżniczki zbliżały się do niegdysiejszej Perły Miast, królewskiej Ardżany. Jeśli jednak parę wieków temu podróżny zmierzający do stolicy już z oddali widział jej białe wieże, wysmukłe i wysokie pałace, kamienice i publiczne budynki, zieleń ogromnych parków – to dziś Ardżana z oddali wyglądała jak śpiący nędzarz okryty żebraczym płaszczem, skryty wśród bujnej i dzikiej zieleni.
Ajok, syn wielkiego Urgha XIII nudził się. Wprawdzie spełniło się jego największe marzenie, bowiem ojciec odesłał wszystkich groźnych i nienawistnych mu nauczycieli – ale w zamian chłopiec zyskał nadmiar wolnego czasu, z którym nie bardzo wiedział co robić.
Wątłej budowy, niewysoki, o jasnych, niemal dziewczęcych złotych kędziorach, Ajok w niczym nie przypominał swego walecznego ojca. Ba, nie przypominał w ogóle nikogo z jego rodu, czy choćby kogokolwiek z żołnierzy. Jeśli oni byli na ogół potężni, mocno zbudowani, o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych i mocnych szczękach, czarnowłosi, ciemnoocy i śniadzi – to on stanowił ich zupełne przeciwieństwo. Nawet jego Matczyne Imię było dziwaczne, jak na obyczaje Urghów. W rodzie tym, zanim syn z ręki umierającego ojca zyskał imię Urgha i kolejną liczbę, oznaczającą ciągłość panowania – nosił miano, jakim obdarzyła go przy urodzeniu matka. Imiona te miały także swoją rodową tradycję – i brzmiały jak dźwięk oręża, groźnie, gardłowo, jak imię po ojcu. Matczyne imię jego ojca, nim objął władzę, brzmiało Krhak, a dziadka Agrht, pradziadka za lat chłopięcych wołano Werght. I tylko jego własne imię, Ajok, brzmiało śmiesznie łagodnie, niemal dziewczęco i zbyt śpiewnie jak na twardą mowę rodu jego ojców.
To imię, szczególnie w ustach jego ojca, zawsze brzmiało dziwacznie, ba, niemal pogardliwie. Chociaż nie… nie zawsze. Ajok doskonale pamięta, że jeszcze za życia matki, gdy on sam miał dziewięć, dziesięć lat – ojciec to imię wypowiadał z czułością i dumą. Wszystko zmieniło się potem, gdy matka umarła, a on, Ajok, został sam, pozbawiony jej uczucia, opieki i delikatności. A wkrótce potem opiekę tę przejęło czterech groźnych i brutalnych nauczycieli walki na miecze, walki na pięści, jazdy konnej i strzelania z łuku. Wtedy, nieomal z dnia na dzień, okazało się, że nie ma mowy, by Ajok nauczył się choćby jednej z tych straszliwych dla niego sztuk. Z konia spadał po parunastu metrach najpowolniejszego, końskiego truchtu. Ale też konie Urghów nie były koniami zwykłymi: kopały, gryzły, gnały jak wicher i słuchały tylko silniejszych od siebie. Każdy miecz, nawet najlżejszy, był dla niego zbyt ciężki. Wątłe ręce nie były zdolne napiąć cięciwy haku, a walka na pięści przyprawiała go o taki strach, że na sam widok barczystego nauczyciela, Ajok chował się w najciemniejszy kąt komnaty.
Kto wie, może Ajok powoli i z trudem nauczyłby się co nieco z tego, co usiłowali wpoić mu nowi nauczyciele – gdyby przeskok nie był tak gwałtowny i okrutny. Prosto z objęć kochającej i czułej matki – do brutalnych, gwałtownych poszturchiwań i rozkazów; wprost ze świata baśni i poezji w świat okrutnych męskich zabaw. Ajok miał wówczas raptem dwanaście lat. Wtedy też słyszał z jej ust ostatnie baśnie i deklamował jej, w tajemnicy przed ojcem, swoje najnowsze wiersze. A potem matka umarła. Dziwna to była choroba, która ją zabrała. Wyglądało na to, że matka powoli umiera, usycha, jakby więdnie w murach zamku, w którym osadził ją Urgh jako swą żonę. Splendory możnowładców nie dawały jej żadnej radości. Całymi dniami przesiadywała z Ajokiem w swojej komnacie i z jakąś ogromną tęsknotą wypatrywała czegoś przez okno. Gdy chłopczyk patrzył w ślad za jej wzrokiem, dostrzegał tylko jakieś skryte w dzikiej, bujnej zieloności ruiny. Dość późno, już po śmierci matki, dowiedział się, że te ruiny i ta zielona spowijająca je Dżungla to Ardżana, ongiś stolica tego kraju, jeszcze zanim przybyli tu wszechpotężni Urghowie. Ale tego dowiedział się po jej śmierci. Ajakowi wydawało się, iż umarła z jakiejś nieokreślonej tęsknoty, która była silniejsza od jej miłości do syna i wreszcie zabrała ją w sposób bezpowrotny.
Gdy matka umarła, niemal już w rok po jej śmierci próbował nieśmiało powiedzieć ojcu o swych wierszach; pokazać mu, że nie jest taką niezgułą, za jaką mają go tu wszyscy, gdyż umie pisać wiersze; prawdziwe, najprawdziwsze wiersze. Był to wiersz o matce, dzikiej róży, ostatnim z kwiatów kwitnących w ponurej warowni, której pozbawione zieleni kamienne mury musiały ją w końcu zabić. Ojciec wpadł wtedy w szał. Po raz pierwszy, choć nie ostatni zbił wówczas Ajoka swoim pejczem do konnej jazdy i raz na zawsze zakazał “bełkotać te niedorzeczności, niegodne syna prawdziwych Urghów”.
Ajok był niemal gotów spełnić wszystkie żądania ojca, bardzo pragnął go zadowolić – ale nie umiał i nie mógł. Nie umiał dorównać dzikością i siłą swym rówieśnikom – synom królewskich rycerzy – i nie mógł rozstać się na zawsze z tym, co łączyło go z matką: ze światem baśni i poezji. To matka dziecka nauczyła go patrzeć na świat swoimi oczami – nie ojciec, który pojawiał się rzadko, brzęcząc długim mieczem, tupiąc groźnie grubymi butami i krzycząc tubalnym głosem. Matka nauczyła go miłości do ptaków, zwierząt i roślin, a nawet owadów. Doskonale pamiętał, jak nie pozwalała mu zabić nawet pszczoły, czy rozdeptać mrówki, a każda jaskółka kojarzyła mu się z jej baśnią o Królowej Jaskółek, więc jak mógłby ćwiczyć się w łuku strzelając do nich…? To matka zaludniła jego dziecięcy świat wyobraźni dobrymi Czarownicami, mówiącym zwierzostanem w Wielkich Lasach i poezją, która frunie na skrzydłach ptaków, na chmurze niosącej deszcz, na warkoczach wiatru. Matka wreszcie nauczyła go pisać i czytać – co było rzeczą dość rzadką w królewskim rodzie Urghów, nie wspominając już o jego rycerzach. Tyle, że pismo matki było całkiem inne niż to, którym pisano rozkazy jego ojca…
… i była to pierwsza tajemnica, z jaką zetknął się mały Ajok. Długo nie umiał jej rozwiązać. Dopiero po śmierci matki, gdy został sam i zaczęły mu towarzyszyć nienawistne spojrzenia nauczycieli, narażonych na wieczne pogróżki Urgha za niemożność wykształcenia syna na prawdziwego rycerza – ze skąpo rzucanych tu i ówdzie słów jęła mu się rysować odpowiedź na tę zagadkę. Była ona wręcz nieprawdopodobna: wydawało się – gdy zaczął układać tę łamigłówkę z podchwyconych słów i zdań – że jego ojciec, waleczny Urgh XIII, nie wahający zda się nigdy, co należy czynić, popełnił niepojęty błąd, jaki – zdaniem jego rycerzy – mści się na nim do dziś. Otóż Urgh XIII zamiast pojąć za żonę jedną z plemiennych księżniczek swego rodu – co tradycyjnie czynili jego ojcowie i pradziadowie – ożenił się z… niewolnicą! Uczynił swą małżonką mieszkankę tej podbitej krainy, którą pewnego dnia ujrzał w pobliżu swego Zamku. Z podsłuchanych szeptów i słówek Ajok zrozumiał, że jego ojcu nie zarzucano, iż zakochał się w niewolnicy. To było na porządku dziennym i wielu rycerzy nie tylko kochało swoje niewolnice, ale płodziło z nimi dzieci – lecz dzieci te także pozostawały niewolnikami. Jednak jego ojciec, Urgh XIII, ożenił się z tą dziewczyną! Uwiedziony jej czarem, stracił głowę i wziął ślub! Niektórzy rycerze przebąkiwali nawet, że było w tym fakcie coś z czarnej magii, coś czarnoksięskiego, że dziewczyna ta, matka Ajoka, po prostu powinna zostać spalona na stosie, a nie stanąć pod ślubnym baldachimem z ich władcą. “Zauroczyła go…” – mówiono.
Tym samym spłodzony z tego małżeństwa syn, Ajok, został jedynym i głównym spadkobiercą rodu. Ajok – mieszaniec, Ajok – syn niewolnicy, Ajok – półniewolnik następcą tronu!
Ajok nie dziwił się miłości ojca. Doskonale pamiętał Matkę – i mimo woli zawsze porównywał ją z żonami rycerzy Urgha. Matka – wysmukła, piękna, delikatna – i one: z regufy mocno przysadziste, mocno zbudowane, niemal męskie w obejściu, pokrzykujące rubasznymi głosami i władające mieczem równie sprawnie jak ich mężowie. Ale płodziły dzieci na miarę swych wojowniczych, drapieżnych rodów. Zaś Ajok był jak matka: wątły, wrażliwy, delikatny.