-->

By?em Ksi?dzem

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу By?em Ksi?dzem, Jonasz Roman-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
By?em Ksi?dzem
Название: By?em Ksi?dzem
Автор: Jonasz Roman
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 189
Читать онлайн

By?em Ksi?dzem читать книгу онлайн

By?em Ksi?dzem - читать бесплатно онлайн , автор Jonasz Roman

Najbardziej wstrz?saj?ca, bardzo pouczaj?ca i rozbijaj?ca mity ksi??ka, w kt?rej by?y ksi?dz-Roman Jonasz, na kanwie w?asnych prze?y?, opisuje proz? kap?a?skiego ?ycia- pe?nego intryg, skandali, ludzkich s?abo?ci i upadk?w. Nie ksi??a s? tu jednak pi?tnowani, ale b??dny system kt?ry ich deprawuje.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Parafia Królowej Polski liczyła ok. 10 000 tyś. mieszkańców i była, jak dotychczas, moją największą. Oprócz niej istniała w Ozorkowie druga, w której rezydował dziekan. W parafii tej prowadzono tzw. duszpasterstwo tradycyjne, oparte na stałym cenniku „usług”, sobie-państwie i teorii wyższości stanu duchownego nad pospólstwem. Na tle wyraźnego zróżnicowania w metodach duszpasterzowania pomiędzy naszymi parafiami dochodziło między nami często do sporów i utarczek słownych, zwłaszcza między dziekanem i moim proboszczem (wicedziekanem), a także księdzem Darkiem, który mieszkał na terenie konkurencji. Ks. dziekan zarzucał nam zbytnią pobłażliwość w traktowaniu ludzi, zwłaszcza interesantów w kancelarii. Tak naprawdę chodziło mu o dobrowolne ofiary, z których słynęła nasza parafia. Nie mógł też przeżyć, że nasza kaplica pękała w szwach, podczas gdy jego Kościół świecił pustkami. Nic dziwnego skoro połowa jego parafian przychodziła do nas.

Praca w parafii nie była zbyt ciężka. Ministrantami opiekował się ks. Darek. Najwięcej wysiłku, żeby nie powiedzieć zdrowia, kosztowała mnie katechizacja w ósmych klasach. Wśród tej dorastającej młodzieży widać było aż nazbyt wyraźnie braki i zaniedbania wychowawcze rodziców, zwłaszcza matek. Jest to powszechne zjawisko w środowisku Łodzi i podłódzkich miast. Łódź słynąca z przemysłu lekkiego, którego siłą napędową były i są kobiety, jest środowiskiem chyba najbardziej zaniedbanym wychowawczo. Kobiety z Łodzi, Pabianic, Zgierza i Ozorkowa – pracujące przy krosnach i maszynach przędzalnianych – widzą swoje pociechy zazwyczaj późnym wieczorem, gdy wracają z pracy. Odbija się to wydatnie na wychowaniu dzieci i młodzieży. W porównaniu z katorżniczą pracą w podstawówce, katecheza w liceum sprawiała mi prawdziwą satysfakcję. Tutaj czułem się na swoim miejscu i na nowo zacząłem realizować „swój” system wychowawczy, oparty na partnerstwie (sam ciągle czułem się licealistą) i otwartości.

Wydawać by się mogło, że wreszcie znalazłem parafię dla siebie, księży współpracowników niemal bez zarzutu, a w perspektywie roku – przeprowadzkę do apartamentu w nowej plebanii. Bliskość rodzinnego miasta była kolejnym, ważnym atutem. Stosunkowo niewielka odległość od Łodzi pozwalała mi bez przeszkód kontynuować studia doktoranckie na akademii. Samo miasto, pomimo sąsiedztwa wielkiej aglomeracji, było ciche i urokliwe. Ozorków nie był jednak bezludną wyspą. Często odwiedzali mnie koledzy-księża, przywożąc nierzadko zatrważające wieści z terenu. Opowiadali o swoich proboszczach, różnych nadużyciach i świństwach.

Mimo ustabilizowanego życia osobistego i zawodowego, coraz bardziej narastał we mnie sprzeciw wobec zakłamań systemu, którego byłem częścią. Postanowiłem rozmawiać na ten temat z innymi księżmi. Niemal w każdym przypadku spotykałem się z tą samą sentencją – siedź cicho, jak ci dobrze! Swoimi wątpliwościami podzieliłem się z moim byłym spowiednikiem – ojcem duchownym z seminarium. Ojciec wstrząśnięty moimi uwagami zalecił mi ćwiczenia w pokorze i nadał ciężką pokutę. Niestety, wątpliwości ciągle narastały; co więcej – zacząłem mieć pewność, że to jakiś wewnętrzny głos, nadludzka moc popycha mnie do wielkiego dzieła. Dziełem tym miała być przemiana Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Postanowiłem, iż poświęcę swoje życie tej właśnie sprawie. Nie miałem właściwie wyboru – to postanowienie stało się moją obsesją. Wiedziałem i wiem nadal, że zrodziło się to pod natchnieniem samego Boga i z Jego woli. Równocześnie powstała we mnie idea napisania tej właśnie książki.

Po wielu godzinach modlitw, w których prosiłem Boga, abym mógł jak najlepiej rozeznać Jego plany wobec mnie – powziąłem ostateczną decyzję o odejściu z kapłaństwa. W rozmowie z moim proboszczem zwierzyłem się ze wszystkiego, co leżało mi na sercu i powiedziałem o moim postanowieniu. Ksiądz Józef, którego również bolały ciemne strony Kościoła, wyraził swoje zrozumienie dla mojej decyzji, a przede wszystkim podziwiał odwagę i determinację, która mną kierowała. Osobiście miałem chwile zwątpienia – czy rzeczywiście mogę zmienić coś, co skostniało i utrwaliło się przez setki lat, a w dodatku ma tak możnych i wpływowych strażników. W tej samej chwili przyszły mi na myśl słowa Jezusa mówiące o tym, iż to co u ludzi jest niemożliwe, jest możliwe u Boga. Jeśli On mi pomoże, to nic nie powstrzyma Jego własnych planów.

Przed ostatecznym opuszczeniem parafii chciałem odbyć jeszcze jedną rozmowę. Pragnąłem otworzyć się przed człowiekiem, któremu ślubowałem życie w celibacie oraz cześć i posłuszeństwo; który w geście apostolskim włożył ręce na moją głowę, pobłogosławił mnie i obdarzył swoim zaufaniem. Niestety, ksiądz arycybiskup Władysław Ziółek był wtedy gdzieś na drugim końcu świata, a po jego przyjeździe przez ponad miesiąc nie mogłem u niego uzyskać audiencji. Być może tak właśnie miało się stać, żeby mój przełożony dowiedział się o wszystkim z tej książki – jak wszyscy inni. Nie czułem się zobowiązany wobec tego człowieka. W końcu to nie on mnie powołał i uczynił kapłanem, ale sam Jezus Chrystus. Tak naprawdę, to nie jemu ślubowałem w czasie święceń, ale samemu Bogu. Co się zaś tyczy samych ślubów, które uczyniłem – nie było to dla mnie żadną przeszkodą w odejściu od kapłaństwa, bo wiem, że tak naprawdę wcale nie odszedłem. Nigdy nie przestanę być uczniem Chrystusa, który zostawił wszystko i poszedł za Nim, aby głosić Jego naukę. Ciągle żywe jest we mnie powołanie i pragnienie bycia pasterzem w Jego Owczarni. Wierzę głęboko, iż nadejdzie taki dzień i stanę na nowo przy Jego ołtarzu, ale już w nowym, lepszym Kościele, w którym kapłani i wierni będą czcili Boga „w Duchu i prawdzie”.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название