Kosmos
Kosmos читать книгу онлайн
P??ne, dojrza?e dzie?o wielkiego pisarza stanowi kwintesencj? jego pogl?d?w na ?ycie i sztuk?. Dowodem na uniwersalno?? i donios?o?? przes?ania powie?ci jest uhonorowanie jej mi?dzynarodow? nagrod? Prix Formentor, najwy?szym europejskim wyr??nieniem po Literackiej Nagrodzie Nobla.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Wykąpałbym się.
A kąpiel, to był jeden z ulubionych tematów Lulusia, bardziej jeszcze Lulusi – prawie jak „mama” – i już na furce dowiedzieliśmy się, że „ja bez prysznica żyć bym nie mogła” i „nie wiem jak można wytrzymać w mieście nie kąpiąc się dwa razy na dzień” i „moja mama kąpała się w wodzie z sokiem cytrynowym” i „a moja mama co rok jeździła do Karlsbadu”. Gdy więc Fuks zatrącił o kąpiel, że chętnie by się wykąpał, zaraz Lulusia zaczęła lulusiować, że ona i na Saharze wymyłaby się w ostatniej szklance wody „bo woda do mycia ważniejsza, niż woda do picia, a ty, Lulo, nie wymyłbyś się?” itd… ale w miarę szczebiotania zmiarkowała chyba, co i ja zmiarkowałem, że słowo „kąpiel” jakby zaczynało zerkać niemile w pewnym kierunku, w stronę Jadeczki, i nie, żeby ona była nieschludna, a tylko że miała tę specjalną właściwość jakiegoś cielesnego sobkostwa, która przypominała mi powiedzenie Fuksa przy innej okazji „swój do swego po swoje”. Odnosiła się do swego ciała tak jakoś, jakby ono było znośne tylko dla niej, właścicielki (jak niektóre zapachy) i wskutek tego robiła wrażenie osoby niezainteresowancj kąpielą. Lulusia, pociągnąwszy noskiem i spostrzegłszy, że coś z tamtej strony zaleciało, dalejże swoje, a bo ja bez kąpieli czuję się chora itd. a Lulo też dołożył swoje, i Leon, i Fuks, Ludwik, Lena, jak to zwykle w takich razach, żeby uniknąć posądzenia o obojętność wobec wody. Natomiast Jadeczka i Tolek milczeli.
I pod wpływem mówienia jednych, milczenia drugich, powstało coś takiego, jak możliwość, że Jadeczka się nie kąpie… po co, swój do swego po swoje…
Zaleciało tedy silniej z tamtej strony – nie zapachem żadnym, ale czymś niesympatycznie osobistym, jak własny sos – i Lulusia, jak wyżeł na tropie, z najniewinniejszą minką cacy, cacy – i Luluś sekundował, gadu, gadu. Bogiem a prawdą, Jadeczka zachowywała się, jak zawsze, milcząc, nie biorąc udziału – tylko, że teraz to jej zamknięcie się w sobie nabierało cech wykąpania – ale gorszym od jej milczenia stało się milczenie Tola, albowiem Tolo był, to się widziało, z wodą za pan brat i na pewno pływak wyśmienity, więc dlaczego pary z ust nie puszczał? Czy żeby nie zostawić jej samej w milczeniu? – A bo to z tym…
Poruszył się, jakby mu było niewygodnie, wrócił do poprzedniego cichego siedzenia na krzesełku – ale to wystąpienie, którego nikt się nie spodziewał, miało efekt niebywały; przedarło się przez lulusiowanie Lulusiów, wszyscy na niego spojrzeli. I nie wiem, czy wszyscy odnieśli to samo wrażenie – że te tam paluchy, skóra na szyi czerwona od kołnierzyka, nieokrzesanie cielesne, te jego kłopoty, zadry, zajady, wszystko, wraz z krostą u nasady nosa, zespala go z Jadeczka. Jadeczka z księdzem. Czarność sutanny, gmeranie palcami, jej oczy zapatrzone, jej ufność, jej prawo do miłości, jego niezgrabność, jej udręka, jego udręczenie, jej prawo, jego rozpacz, wszystko, wszystko, zmieszało się we wspólnocie jasnej, a niejasnej, uchwytnej i nie, we wspólnym sosie własnym „swój do swego po swoje”.
Jadłem torcik. Przestałem jeść, gardło mi się ścisnęło, z pełnymi ustami przyglądałem się… temu… temu… jak to nazwać? Zwrot do wewnątrz, okropność własna, własny brud, własne zbrodnie, zamknięcie w sobie, skazanie na siebie, och, wsobność! Swoje! I błyskawicznie: to musi doprowadzić do kota, kot tuż, tuż… i zaraz kot mi wylazł, doznałem kota. Doznałem kota pogrzebanego, kota zaduszonego – powieszonego między wróblem i patykiem, które tam były nieruchome i narastały swoim bytem, natężały się własnym bezruchem w miejscu pozostawionym, opuszczonym. Diabelska przekora! Im dalej, tym bliżej! Im bardziej błahe, niedorzeczne, tym natrętniejsze, potężniejsze! Cóż za pułapka, co za urządzenie piekielnie złośliwe! Co za potrzask!
Kot, kot uduszony – powieszony!