-->

By?em Ksi?dzem

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу By?em Ksi?dzem, Jonasz Roman-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
By?em Ksi?dzem
Название: By?em Ksi?dzem
Автор: Jonasz Roman
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 187
Читать онлайн

By?em Ksi?dzem читать книгу онлайн

By?em Ksi?dzem - читать бесплатно онлайн , автор Jonasz Roman

Najbardziej wstrz?saj?ca, bardzo pouczaj?ca i rozbijaj?ca mity ksi??ka, w kt?rej by?y ksi?dz-Roman Jonasz, na kanwie w?asnych prze?y?, opisuje proz? kap?a?skiego ?ycia- pe?nego intryg, skandali, ludzkich s?abo?ci i upadk?w. Nie ksi??a s? tu jednak pi?tnowani, ale b??dny system kt?ry ich deprawuje.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 34 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

W ciągu trzech lat pobytu w Łodzi spotkałem kilku byłych kolegów z Włocławka. Od jednego z nich dowiedziałem się o tym, że po 4-tym roku studiów zrezygnował mój przyjaciel Tomek. Ożenił się ze wspaniałą dziewczyną i wspólnie zamieszkali we Włocławku. Kiedy nadeszły wakacje pojechałem do nich w odwiedziny. Byli bardzo zakochani i szczęśliwi. Żona Tomka urzekła mnie mądrością życiową i wróżbami na mój temat, które spełniają się jedna po drugiej. Niestety Tomek, który pochodził ze wsi, „stracił” (oby nie na zawsze) rodziców. Nie mogli pogodzić się z decyzją syna.

Część moich pierwszych „łódzkich” wakacji spędziłem na koloniach organizowanych przez Caritas. Kolonie przeznaczone dla dzieci z najbiedniejszych i patologicznych domów, odbywały się w pięknej wsi Nagórzyce, nad Zalewem Sulejowskim. Byłem tam wspólnie z innym klerykiem z 2-go roku. Wychowawczyniami poszczególnych grup dziecięcych były studentki. Szczególnie dwie z nich przyprawiły mnie i mojego kolegę o szybsze bicie serca. Z satysfakcją stwierdziłem jednak, że nie zdziczałem w seminarium. Potrafiłem spokojnie, na luzie rozmawiać z piękną dziewczyną. Nie miałem przy tym sprośnych myśli ani spoconych rąk. W pełni kontrolowałem sytuację. Mój jasno wyznaczony cel – kapłaństwo – przewyższał wszystko inne, cokolwiek by to nie było. Może byłem przy tym niezbyt pokorny, ale często powtarzałem słowa św. Franciszka: „Do wyższych celów jestem stworzony”.

Podobnie jak we Włocławku, co jakiś czas wyjeżdżaliśmy po wsparcie finansowe do parafii. Takich wyjazdów w teren było kilka w ciągu roku. W odróżnieniu jednak od Włocławka, tutaj mogliśmy sami prosić o odpowiadające nam parafie. W związku z tym kilka razy z rzędu odwiedziłem małą, wiejską placówkę, leżącą najbliżej mojej rodzinnej – aby po ostatniej Mszy móc pojechać do domu. Tak robili wszyscy klerycy. Proboszcz parafii był bardzo miły, ale wyczuwałem w nim coś, co go gdzieś od wewnątrz gryzło. Zauważyłem, iż zachowuje się nerwowo i dziwnie – jakby coś lub kogoś ukrywał. Moje przypuszczenia zamieniły się w pewność, gdy przyszliśmy z „sumy” na obiad. Proboszcz twierdził, że mieszka zupełnie sam na plebanii. Mnie wpuszczał tylko do jednego pokoju – przy wejściu więc nie mogłem tego sprawdzić, zresztą wcale mnie to nie obchodziło. Po co jednak składał pierwszy taką deklarację skoro prawda musiała wyjść na jaw? Otóż, gdy przyszliśmy z Kościoła okazało się, że obiad jest już ugotowany, a szklanki po porannej kawie gdzieś zniknęły. Będąc kolejny raz w tej samej parafii znowu usłyszałem, już na wstępie, że jesteśmy sami. Kiedy jednak przyszliśmy na obiad, a ten stał już przygotowany na stole – nie wytrzymałem i wyraziłem naturalne w takiej sytuacji zdziwienie. Proboszcz poczerwieniał, zjadł w milczeniu obiad, a później powiedział wzruszony, że oddał Kościołowi wszystko – całe swoje życie, ale – „trudno jest być człowiekowi samemu” – spuentował. Żałowałem, że ta „niewidzialna ręka” od razu się nie pokazała. Nie męczyłbym wówczas tego poczciwego człowieka. Swoją drogą, biedna to była kobieta, która musiała ukrywać się przed całym światem i biedny mężczyzna, który ją ukrywał. Pytam się – do jakiego wieku może jeszcze bawić człowieka zabawa w chowanego?

Na piątym roku otrzymałem z rąk biskupa posługę akolitatu. To jedna z najwspanialszych funkcji kapłańskich – rozdzielanie Ciała Chrystusa! Jakże byłem szczęśliwy i wzruszony, gdy po raz pierwszy udzielałem Komunii swoim rodzicom!

Rozpocząłem również równolegle studia na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, korzystając z jej filii łódzkiej. Czas piątego roku wspominam jako doskonałą harmonię pracy intelektualnej, pogłębiania duchowości oraz… ćwiczeniach ciała. Już w liceum z pasją podnosiłem ciężary, a tu miałem pod bokiem nowy atlas.

Mieliśmy w tym czasie kilka „afer”. Najbardziej przykrą była historia, która wydarzyła się w Tomaszowie, a odbiła szerokim echem w całej diecezji. Tamtejszy proboszcz – Ryszard Falski – napastował seksualnie młodego ministranta. Stary świntuch dość poważnie nadwyrężył odbytnicę chłopca.

Podobne bolesne wydarzenia zdarzały się co jakiś czas, ale zawsze budziły w nas niezrozumienie i trwogę. Fakty te skrzętnie tuszowano i ukrywano – załatwiając sprawę (jak w przypadku tomaszowskim) większą sumą pieniędzy za milczenie. Kościół przez setki lat opanował do perfekcji sztukę kamuflażu.

Dotarła do nas również wieść o powieszeniu się zakonnicy w Parafii p.w. Św. Franciszka w Łodzi. Według późniejszych relacji jej spowiednika – siostra miała duży temperatent seksualny, z którym nie mogła sobie poradzić. Ciągłe pokusy i grzeszne myśli zamieniły jej życie w koszmar, pomieszały zmysły i pchnęły do samobójczej śmierci.

Druga afera rozegrała się w samym seminarium, a właściwie tam miała swój finał. Otóż na jednym ze wschodnich przejść granicznych przechwycono kradziony samochód, bardzo dobrej marki – przeprowadzany przez jednego z naszych braci kleryków. Zdarzenie to doprowadziło do zdemaskowania grupy kilku alumnów naszej uczelni, którzy w sutannach szmuglowali przez granicę kradzione samochody dla jednej z grup przestępczych. Mafiosów, tworzących w seminarium jedną z zamkniętych „paczek”, usunięto dyscyplinarnie. Sprawa jak zwykle nie ujrzała światła dziennego – „dla dobra Kościoła”.

Będąc w seminarium, ja i moi koledzy, doskonale wiedzieliśmy o tym, co się działo w terenie. Słyszeliśmy i znaliśmy z naszych własnych, parafialnych podwórek, konkretne przykłady łamania przez księży celibatu, a raczej czystości – na wszystkie możliwe sposoby – życia w konkubinacie, rozbijania małżeństw, uwodzenia nieletnich (często są to uczniowie i uczennice szkół średnich, a nawet podstawowych), związków i romansów z zakonnicami, nakłaniania do współżycia kobiet i mężczyzn podczas spowiedzi (korzystając z jej tajemnicy) itd.

Dla niektórych z nas takie i podobne przypadki były zdecydowanie gorszące; nieliczni do końca, tzn. do momentu wyjścia z seminarium, szczerze w nie powątpiewali. Jestem jednak przekonany, że wielu przyjmowało takie wieści z cichą nadzieją, w stylu – Jakoś to będzie” albo „na szczęście można będzie pokombinować, skoro innym się udaje”. Znamienne, a czasem zachęcające było to, iż hierarchowie Kościoła bardzo pobłażliwie podchodzili do nadużyć kleru, związanych z pogwałceniem szóstego przykazania. Jeśli już wyskok stał się głośny i doszedł, zwykle za sprawą „kolegi” – księdza, do uszu biskupa – w najgorszym wypadku delikwenta przenoszono na inną placówkę. W przypadku proboszczów, nawet to nie zawsze wchodziło w grę. Kto nie wierzy może sprawdzić w Parafii M.B. Królowej Polski w Tomaszowie, gdzie do dzisiaj urząd przewielebnego, czcigodnego proboszcza sprawuje stary pedofil vel ks. prałat Ryszard Falski. Zaiste, tacy jak on nie łamią żadnego ze ślubów (celibat = bezżenność, a nie czystość). Biskupi, wiedząc o rozmiarach zjawiska zdają sobie sprawę, że jakiekolwiek reakcje z ich strony byłyby walką z wiatrakami i odsłoniłyby ogromny problem (także ludziom świeckim), a to jest ostatnia rzecz, której chce Kościół. Jednocześnie ci sami biskupi, na czele z papieżem, potępiają księży zawierających związki małżeńskie. Biblia, która w żadnym miejscu nie mówi o bezżenności kapłanów (wręcz przeciwnie), wielokrotnie podkreśla naturalne, tj. dane przez Boga, prawo każdego człowieka do posiadania rodziny.

Nadeszły kolejne wakacje dla mnie pod znakiem pieszej pielgrzymki do Częstochowy i kolejnych kolonii Caritasu. Po wakacjach wydarzenie, na które czekałem od lat – Święcenia diakonatu. W Diecezji Łódzkiej organizowaniem świeceń diakonatu wyróżnia się co roku inną parafię. Nasza uroczystość wypadła w Pabianicach. Ogromny nowy Kościół p.w. Św. M. Kolbego pomieścił wszystkich zaproszonych gości. Moja bliska rodzina stawiła się w komplecie. Oprawa uroczystości była, jak zwykle imponująca. Święceń udzielał nam rektor – ks. bp. Adam Lepa. Tydzień wcześniej przeżyliśmy wspólnie rekolekcje, które chyba każdy z nas będzie długo wspominał. Prowadził je, w klasztorze – pustelni pod Częstochową, wspaniały człowiek – kapłan – ojciec Winfrid ze Zgromadzenia Krwi Chrystusa. Biskup po raz pierwszy nałożył na mnie ręce, tak jak Jezus na apostołów. Ja natomiast po raz pierwszy zostałem poświecony Bogu, wobec którego ślubowałem celibat – bezżenność, posłuszeństwo biskupowi ordynariuszowi oraz odmawianie brewiarza. Po święceniach diakonatu – ksiądz diakon mógł prowadzić nabożeństwa oprócz Mszy Świętej, a także asystować przy pogrzebach i ślubach. Ja i moi koledzy byliśmy wprost zauroczeni nowymi obowiązkami i możliwościami. Dumnie paradowaliśmy po seminaryjnym ogrodzie z brewiarzem w rękach – jak poważni duszpasterze. A ile było emocji przy pierwszym ślubie! Jeden z naszych kolegów nie przyjął świeceń. Wiedzieliśmy, że ma dziewczynę i czeka tylko na obronę pracy, aby z tytułem magistra odejść w inne życie.

Nie wiem jak moi koledzy z roku, ale ja ślubując celibat uczyniłem to w jakimś sensie w sposób nie do końca świadomy (a więc zgodnie z nauką Kościoła – nieważny). Żyjąc od 19-tego roku życia w zamkniętym środowisku i obracając się niemal wyłącznie w kręgu spraw związanych z Kościołem – nie miałem okazji doszukiwać się u siebie pragnień związanych z małżeństwem czy założeniem rodziny.

Patrząc po latach na zdjęcia z uroczystości w Pabianicach widzę twarze i oczy moich braci – tak samo ufne i nieświadome jak moje.

Wspomniałem już wcześniej o stanowisku dziekana ogólnego. Funkcję tę dzierżył diakon wybrany w tajnych wyborach przez wszystkich kleryków i zatwierdzony przez przełożonych. Na tych samych wyborach, które odbywały się przed wakacjami, (kandydaci byli wtedy na 5-tym roku) wybierano również dziekana ogólnego gospodarczego i sacelana tj. opiekuna kaplicy. O ile funkcja dziekana ogólnego miała charakter reprezentacyjny i sprowadzała się zazwyczaj do odczytania kilku zdań „w imieniu kleryków”, to dwa pozostałe stanowiska łączyły się z konkretną pracą, obowiązkami i odpowiedzialnością. W czasie wyborów kilku kleryków zgłosiło moją kandydaturę na dziekana ogólnego gospodarczego, podając w uzasadnieniu moją rzekomą operatywność, zdolności organizacyjne i umiłowanie czystości. Wybrano mnie niemal jednogłośnie na to stanowisko, a przełożeni wybór zaaprobowali.

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 34 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название