-->

Samotnost w sieci

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Samotnost w sieci, Вишневский Януш Леон-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Samotnost w sieci
Название: Samotnost w sieci
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 420
Читать онлайн

Samotnost w sieci читать книгу онлайн

Samotnost w sieci - читать бесплатно онлайн , автор Вишневский Януш Леон

[email protected]?? w Sieci – powie?? tak wsp??czesna, ?e bardziej nie mo?na: z Internetem, elektronicznymi biletami lotniczymi, dekodowaniem genomu i SMS-ami. A przy tym tak tradycyjna jak klasyczna historia mi?osna. Powie?? o mi?o?ci w Internecie. Tej ostatecznej, tej, o kt?rej si? marzy, takiej, «aby si? pop?aka? i aby dech zapar?o».

Wi?niewski analitycznie i urzekaj?co relacjonuje t? mi?o??, wprowadzaj?c na przemian nastr?j niemal uroczystej czu?o?ci, aby kilka linijek dalej zadziwi? odwa?nym erotyzmem. [email protected]??... to tak?e ho?d sk?adany m?dro?ci i wiedzy. Splecione kunsztownie z w?tkiem mi?osnym fascynuj?ce historie o moleku?ach emocji, o tym, kto tak naprawd? odkry? DNA, i o tym, co po ?mierci sta?o si? z m?zgiem Einsteina. Przeczytawszy [email protected]??... wie si?, ?e wirtualno?? Internetu to tylko umowa i ?e e-mail – tak naprawd? – nie musi si? r??ni? od listu przys?anego przez pos?a?ca.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 89 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

ONA: Wcale nie musiała teraz iść do domu. Była umówiona ze swo­im mężem dopiero na 17.00. Gdyby jednak została i rozmawiała z Ja­kubem dłużej, nie zdążyłaby zrobić tego, co spontanicznie przyszło jej do głowy. Nagle zapragnęła dowiedzieć się o nim jak najwięcej.

Otworzyła na swoim komputerze stronę umożliwiającą przeszuki­wanie Internetu. W pole zapytania wpisała jego imię i nazwisko. Do­kładnie tak, jak on je wpisał na karcie informacyjnej ICQ. Wyszukiwarka pokazała 28 adresów stron internetowych, które minimum raz zawierały jego imię i nazwisko. Zaczęła otwierać jedną po drugiej.

Większość była po prostu odnośnikami do jego publikacji lub refe­ratów, które wygłosił w trakcie konferencji naukowych w najróżniej­szych egzotycznych miejscach. Zawsze zastanawiała się – i teraz także – dlaczego o problemach naukowych najlepiej dyskutuje się akurat w Honolulu, na francuskiej Riwierze, w Nowym Orleanie, na Maderze, w Singapurze lub w australijskim Cairns przy wielkiej rafie koralowej. Widocznie nawet naukowcy muszą mieć coś ciekawego na popołudnie. A może chodzi o ich żony, które nie chcą już więcej obradować w tym nudnym Paryżu.

Trzy pierwsze publikacje były w języku polskim. Pochodziły z cza­sów, gdy jeszcze mieszkał w Polsce i pracował we Wrocławiu, na uni­wersytecie. Reszta po angielsku i ukazała się głównie w USA. Nie umiałaby powiedzieć, czego dotyczyły. Jej wystarczyło wiedzieć, że zajmował się pisaniem programów do zastosowań w genetyce. Próbo­wała zrozumieć jeden z krótszych artykułów, ale dała sobie spokój, gdy tylko zauważyła, że w słowniku wyrazów obcych, który miała w biu­rze, nie ma większości użytych w tekście terminów.

Z krótkiej notki biograficznej wynikało wyraźnie, że naprawdę miał wszystkie te tytuły «jak każdy» i że można by nimi obdarować spokoj­nie cztery osoby. Poza tym na podstawie dat wydania tych trzech pol­skich publikacji bez trudu obliczyła, że nie może mieć jeszcze 40 lat.

Strona z listą jego publikacji, stanowiąca coś w rodzaju elektronicz­nego życiorysu naukowego, zawierała tylko jeden osobisty akcent. Po tytule pierwszej publikacji w języku polskim umieścił odnośnik do stopki. Wyświetlany małą niewyraźną czcionką tekst zawierał następu­jącą informację:

Publikacja ta jest wynikiem badań w ramach mojej pracy magister­skiej. Żadna inna moja publikacja nie jest dla mnie tak ważna jak ta. W całości dedykuję ją Natalii.

Przeczytała ją kilkakrotnie. Ten mężczyzna, którego zaczepiła pół godziny temu w Internecie, zaczynał ją zdumiewać. Właśnie tak. Zdu­miewać. Mało kto przyzna się, że jest pełen smutku. Prawie nikt, że był chory psychicznie. Przy tym był tak genialnie mądry. I potem to tutaj. Najpierw jakieś «sekwencje genów», jakaś «optymalizacja algorytmów nieliniowych», jakaś «rekursja drugiego rzędu», a na końcu to roman­tyczne «w całości dedykuję ją Natalii». Zna go 30 minut, a już przyłapa­ła się na tym, że jest zazdrosna o jakąś kobietę.

Wyciągnęła kartkę z adresem e-mailowym, który jej podał. [email protected] Zaczęła pisać. Kilka minut później zadzwonił telefon. Jej mąż czekał w samochodzie na dole.

– Słuchaj – powiedziała – idź na piętnaście minut do tej kawiarni po drugiej stronie ulicy. Muszę jeszcze coś bardzo ważnego skończyć.

Miała dziwne wrażenie, że ten e-mail do niego, właśnie teraz, jest bardzo ważny.

ON: Następnego dnia był w instytucie pierwszy. Christiane, asystent­ka w sekretariacie, spotkała go przy automacie do kawy w kuchni. Za­wsze była przed wszystkimi, ale za to znikała też najwcześniej. Powie­działa do niego, śmiejąc się:

– Myślałam, że kluby nocne zamykają dopiero o ósmej rano.

– Chrissie – lubiła, gdy ją tak nazywał – jak ty to robisz, że o siód­mej rano masz taki nastrój jak turyści na Seszelach o dziesiątej przed śniadaniem?

Przestała się śmiać. Spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała:

– Spędź ze mną kiedyś noc, a się dowiesz.

Wyjęła filiżankę z kawą z automatu i wyszła z kuchni. Nigdy nie wiedział, kiedy Christiane mówiła poważnie, a kiedy żartowała.

Wybrał w automacie podwójne espresso i wrócił do biura. Program pocztowy na jego komputerze ściągnął w tym czasie wszystkie e-maile z ich komputerowego serwera. Oprócz codziennie nadsyłanych biulety­nów naukowych lub informacyjnych, oprócz denerwujących go elektro­nicznych śmieci w postaci reklamówek tak idiotycznych, jak ta zachęca­jąca do kupna taniej działki budowlanej na Bahamach, a także oprócz normalnych korespondencji naukowych, dzisiaj był e-mail od niej.

Nawet go to specjalnie nie zaskoczyło. To znaczy, miał taki moment w czasie jazdy metrem do pracy, gdy musiał nagle odłożyć gazetę i my­śleć o tym, czy i jak bardzo byłby rozczarowany, gdyby ona już nigdy więcej się nie odezwała do niego i zniknęła tak samo bez powodu, jak się pojawiła.

Już dawno nie musiał przerywać czytania gazety, aby myśleć o ko­biecie.

Zauważył także, że to myślenie sprawia mu przyjemność. I to zu­pełnie inną niż myślenie o wektorowej reprezentacji trawersowanych węzłów w sieciach Petry'ego. Zupełnie inną. Była wyzywająca – my­ślał. Dokładnie tak. Tak jak kobietę, którą spotyka się w realnym życiu, można po jej wyglądzie, po tym, jak się porusza, sklasyfikować jako wyzywającą, tak i tutaj, w Internecie, w pewnym sensie funkcjonował ten sam mechanizm. Prowokujący wygląd, zbyt mocny, niepasujący do pory dnia makijaż, teatralne poruszanie biodrami lub zbyt głęboki de­kolt zostały zastąpione w Sieci przez prowokujące pytania, przesadzo­ną bezpośredniość lub zbyt głęboko trafiające, zbyt osobiste pytania. Takie zachowanie bardzo często ma ukryć niepewność, nieśmiałość, lęk, kompleksy lub po prostu wrażliwość. Zastanawiał się w metrze, czy i u niej zadziałał ten sam mechanizm. Musiał się uśmiechnąć, gdy przypomniał sobie to jej «Powiedz mi tylko, jakie masz wykształcenie».

Potem pomyślał, że chciałby, aby była piękna. I w tym wypadku wirtualność nie zmieniała absolutnie niczego. Mężczyźni w swej próżności, także w Internecie, chcą być zaczepiani wyłącznie przez piękne kobiety. To nic, że w tym wypadku piękno nie gra żadnej roli. Jest przecież nie­widoczne, nieistotne. Mężczyźni, nawet ci wybrani do zaczepki zupełnie przypadkowo, chcą wierzyć i przeważnie wierzą naiwnie, że są wyjątko­wi na tyle, aby zwracać uwagę jedynie pięknych kobiet. Wyobrażał so­bie, jak wielu z tych mężczyzn wciąga brzuchy lub zakrywa resztkami włosów zbyt wysokie czoła, siedząc przy swoich komputerach. Taka in­stynktowna reakcja prawdziwych samców, znana z plaż, przeniesiona do Internetu. Czy ewolucja się zatrzymała i tylko zmienia dekorację? A może to, co jest teraz, tak naprawdę nazywa się eWolucja?

Nie wiedział, co w tym wypadku znaczyło «piękna». Znowu pomy­ślał o Natalii. Czy piękna była tylko Natalia? Czy już zawsze tak bę­dzie?

Byłby rozczarowany, gdyby więcej nie napisała. Bardzo rozczaro­wany. Był tego pewien, wychodząc rano z metra. Więc gdy teraz zoba­czył ten e-mail, poczuł... nie wiedział, jak to nazwać... poczuł, że go nie zawiodła. Zaczął czytać.

Warszawa, 30 stycznia

Dowiedziałam się o Twoim istnieniu około 16.30. Teraz jest dopiero 17.15 w Warszawie, a zdążyłeś już wywołać we mnie podziw, zdumienie, ciekawość, zazdrość, wzruszenie, smutek i radość. Ja ostatnio mato przeżywam, więc za­uważam ostrzej takie uczucia.

Miałeś rację, mówiąc, że nie potrzebuję żadnej rady. Potrzebowałam to tyl­ko uwolnić z siebie i komuś po prostu powiedzieć. Teraz wiem nawet, że najmniej ze wszystkich chcę to powiedzieć Tobie. Poza tym to stało się nagle zbyt banalne, aby tracić na to Twój czas.

Miałam tyle wiadomości o Tobie, że chcę, abyś i Ty coś wiedział o mnie. Mam 29 lat, mieszkam w Warszawie, od 5 lat z mężczyzną, który jest moim mę­żem, mam długie czarne włosy i oczy, których kolor zależy od mojego nastroju.

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 89 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название