Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Na przyszłość – rzucił jeszcze – niech pan nie podejmuje żadnych samodzielnych akcji.
Wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Czekała go jeszcze przykra rozmowa z Robertsem, który nie lubił, gdy cokolwiek w obozie działo się bez jego wiedzy.
– Mieliśmy pracować wspólnie i lojalnie – szeptał. -Co to za historia z tym Klossem?
– Mały eksperyment – wyjaśnił Karpinsky – który tym razem się nie udał. Może spróbujemy go powtórzyć.
– Nie informując mnie?
– Będziesz o wszystkim poinformowany – stwierdził sucho Karpinsky.
– Mam nadzieję. A jeśli chodzi o Klossa, pozwolisz, że ja także się nim zajmę. Nieco inaczej. Ten człowiek może być dla nas cenny, ale trzeba mu wyjaśnić, że nam chodzi nie tylko o Wolfa, a może nawet nie przede wszystkim o Wolfa. Rozumiesz?
– Wolałbym nie rozumieć – powiedział Karpinsky.
Oczywiście Lewis nie zapomniał o Schicklu. Miał przynajmniej kogoś, kogo mógł obarczyć winą za zmarnowaną okazję. Wezwał go do siebie.
– Ty durniu, ty idioto! – pastwił się nad nim. – Nie było żadnej ucieczki, słyszysz? Okłamałeś mnie. Jeśli chcesz wyjść z tego obozu, nie pozwalaj sobie nigdy na coś podobnego!
– Ależ panie poruczniku – protestował Schickel – ich tam było pięciu. Znam już wszystkie nazwiska: Kloss, Wormitz…
Nie zdążył skończyć. Potężne uderzenie rzuciło go na podłogę. Lewis, knajpiarz z Teksasu, bardzo nie lubił, gdy go oszukiwano.
9
Czy dadzą się raz jeszcze namówić na ucieczkę? Czy uwierzą, że wpadka Klossa była przypadkowa, że droga przez kotłownię nie jest raz na zawsze odcięta? Kloss nie szczędził gorzkich słów kapitanowi Karpinsky'emu. Gdyby nie Lewis i jego żandarmi, mogli mieć Wolfa. Powiedział Amerykaninowi, że spróbuje raz jeszcze, choć nie żywił zbyt wielkich nadziei. Jakieś dziwne przypuszczenie, myśl, która wydawała się ciągle nieprawdopodobna, nie dawała mu spokoju. Dlaczego tylko tych czterech? Dlaczego nikt inny spośród dziesiątków pracowników SS i gestapo nie widział nigdy Wolfa? Sądził, że będzie miał poważne trudności ze skłonieniem gestapowców do nowego spotkania, ale Ohlers, którego zobaczył następnego dnia rano na dziedzińcu koszarowym, zgodził się
nadspodziewanie łatwo.
– Tak, tak – powiedział z dziwnym uśmiechem. – Myśmy także chcieli porozmawiać z panem, Kloss.
Umówili się znowu wieczorem na strychu. Kloss poinformował o tym spotkaniu Karpinsky'ego, ale wydało mu się, że Amerykanin nie wykazywał wielkiego zainteresowania.
– To się nie może udać – powiedział i dodał natychmiast: – Dlaczego pan, panie Kloss, tak bardzo chce znaleźć Wolfa? Wyraził jednak zgodę na jeszcze jedną próbę.
Było już zupełnie ciemno, gdy Kloss wszedł na najwyższe piętro budynku i, rozglądając się uważnie, rozpoczął wspinaczkę po krętych schodach. Drzwi na strych były zamknięte; gdy zapukał, otworzono mu natychmiast i zobaczył całą czwórkę siedzącą nieco w głębi na starych stołkach i skrzyniach. Powiedział: „dobry wieczór". Nie otrzymał odpowiedzi i patrząc na ich twarze zrozumiał, że szykują dla niego jakąś niespodziankę, że coś tu się stanie; przez chwilę ogarnęła go chęć wycofania się, ale było już za późno, a zresztą on, Kloss, nigdy nie przerywał raz rozpoczętej gry. Na wąskim okienku wisiała ciemna szmata, pomyślał, że wystarczy zerwać tę szmatę, aby zjawił się Karpinsky ze swymi ludźmi, ale była to ostateczność, miał ciągle nadzieję, że uda mu się zrealizować jeszcze swój pomysł.
– Czekaliśmy na pana, Kloss – przerwał wreszcie milczenie Ohlers. W jego głosie pobrzmiewały złowrogie nuty.
– Byliśmy pewni – dodał natychmiast von Lueboff -że pana wypuszczą.
– Udało mi się wykaraskać – rzekł Kloss, jakby nie dostrzegając tonu Lueboffa. – Po prostu przyszli za wcześnie. Nic mi nie udowodnili. Nikt też nie podejrzewa ani panów, ani gruppenfuehrera.
Dostrzegł uśmiechy na ich twarzach. Czyżby zagrał zbyt naiwnie? Czyżby nie docenił tym razem przeciwnika?
– Wierzymy panu, Kloss, wierzymy, że jest pan dobrym Niemcem i świetnym kolegą – Wormitz nie ukrywał już nawet ironii. – I że zrobił pan z tych Amerykanów skończonych osłów, na co zresztą całkowicie zasługują…
– Nie rozumiem tego tonu! – Kloss podniósł głos. Wiedział, że w tym towarzystwie krzyk bywa zawsze najskuteczniejszy. – Sytuacja jest bardzo poważna. Musimy opracować nowy plan ucieczki. Nie mamy innego wyboru.
– Bywa tak, że w ogóle nie ma już wyboru – rzekł poważnie Wormitz.
– Panowie – Kloss postanowił zaatakować pierwszy – tylko nas pięciu znało dokładnie termin ucieczki – popatrzył na nich i zobaczył znowu uśmiechy na twarzach. – Tylko nas pięciu – powtórzył – jeden z nas więc zdradził. Musimy wiedzieć, kto. Uratowanie życia gruppenfueh-rera Wolfa jest sprawą tak ważną, że należy wyeliminować zbędne ryzyko.
Czy dobrze zagrał? Wydawało się, że są zaskoczeni. Po chwili zabrał głos von Lueboff.
– Z ust nam pan to wyjął – powiedział. – Niech pan sobie wyobrazi – ciągnął – że myśmy też doszli do wniosku, iż wśród nas jest zdrajca. Nawet wiemy, kto jest zdrajcą. Nie interesuje to pana, Kloss?
W tej chwili z ciemnej głębi strychu wynurzył się mężczyzna, którego Kloss poznał natychmiast, zanim tamten zdążył dotknąć jego ramienia i zanim zobaczył wycelowaną w siebie lufę pistoletu. Brunner! Więc to była ta niespodzianka! Więc w tym obozie, zapewne w skórze szeregowca Wehrmachtu, ukrywał się jego najdawniejszy L najbardziej zacięty przeciwnik.
– Poznaje pan? – zapytał Ohlers. – Mieliśmy wyjątkowe szczęście. Dzisiaj rano spotkałem mojego starego znajomego Brunnera, który okazał się także pana znajomym,
Kloss, i który wyjaśnił nam, dlaczego tak bardzo chciał pan pomóc w ucieczce gruppenfuehrerowi Wolfowi.
Pozostali wybuchnęli śmiechem.
– Stój spokojnie, Hans, drogi przyjacielu – szepnął tymczasem Brunner. – Jeśli zaczniesz krzyczeć, zastrzelę natychmiast.
Kloss milczał. Sytuacja była właściwie beznadziejna. Rozumiał, że muszą go zastrzelić, wiedział już zbyt wiele. Nie miał żadnej szansy dotarcia do okna, zerwania zasłony i zaalarmowania w ten sposób Karpinsky'ego. Wydawało się, że w ogóle nie ma żadnej szansy.
– Kończ – powiedział Wormitz.
Brunner zapalił papierosa.
– Zaraz, za chwilę… Zbyt długo na to czekałem – i zwrócił się do Klossa: – Masz twarde życie, Hans, udało ci się oszukiwać nas przez pięć lat, ale nie wyjdziesz z tego żywy.
– Ciebie powinni powiesić już piętnaście razy – rzekł Kloss. – Ale w końcu cię to nie minie. -I dodał: – Żałuję, że nie złapałem gruppenfuehrera Wolfa, ale to, co nie udało się mnie, uda się komuś innemu.
– Nigdy go nie złapiecie – stwierdził Wormitz.
Kloss usiadł na skrzynce tyłem do okna. Zachowywał się tak, jakby nie istniało niebezpieczeństwo, jakby nie wiedział, że za chwilę musi zginąć. Czy uda mu się zyskać trochę czasu?
– Chcecie mnie zastrzelić od razu – zapytał – czy wolicie porozmawiać? Mógłbym wam powiedzieć coś interesującego.
– Nic nas nie interesuje – przerwał Brunner. – Nie ocalisz swego brudnego życia.
– Może na przykład opowiedzieć coś o tobie, Brunner?
– Głupstwa! – przerwał Ohlers. – Że też Amerykanie chcą współpracować z polskim wywiadem. To jedno mnie dziwi.
– Czy niepokoi? – zapytał Kloss. Mówił powoli, patrząc na nich uważnie. – Pamiętajcie, że moja śmierć nikogo nie uchroni od kary i że nie ukryjecie Wolfa.
– A może mu powiedzieć, gdzie jest Wolf? – zapytał nagle Fahrenwirst. -To już taka tradycja. Ci, którzy giną, dowiadują się przed śmiercią.
– Nie trzeba – warknął Wormitz.
Kloss patrzył na nich, stojących jeden obok drugiego -Wormitz, Ohlers, von Lueboff, Fahrenwirst i nagle zrozumiał. Zrozumiał za późno.
– Hans – szeptał Brunner pochylając się nad nim -pamiętasz wszystko? Podsumowałeś nasze rachunki? I to miasto nad Wisłą? I twoją kuzynkę Edytę? I Kol-berg? Koniec, Hans.
Brunner przeżywał swój wielki dzień, swój triumf.