-->

Pan Wolodyjowski

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Pan Wolodyjowski, Sienkiewicz Henryk-- . Жанр: Историческая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Pan Wolodyjowski
Название: Pan Wolodyjowski
Автор: Sienkiewicz Henryk
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 208
Читать онлайн

Pan Wolodyjowski читать книгу онлайн

Pan Wolodyjowski - читать бесплатно онлайн , автор Sienkiewicz Henryk
Pan Micha? Jerzy Wo?odyjowski rozpacza po ?mierci narzeczonej, Anusi Borzobohatej Krasie?skiej. Nie wierzy, by m?g? by? kiedykolwiek szcz??liwy w mi?o?ci. Tymczasem wkr?tce pozna Basi? Jeziorkowsk?, sw? przysz?? towarzyszk? ?ycia. Czy chwile szcz??cia przyjdzie okupi? bohatersk? ?mierci? w obliczu nadci?gaj?cej nawa?y tureckiej?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 60 61 62 63 64 65 66 67 68 ... 139 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

— Ewka, a ty jego miłowała? Przyznaj się, nie zapieraj! Miłowałaś, ha? Jeszcze miłujesz, co? Jestem pewna! Bądź ze mną szczera. Komu się zwierzysz, jeśli nie mnie, niewieście? Widzisz! Prawie królewska krew w nim! Pan hetman mu dziesięć indygenatów, nie jeden, wyrobi. Pan Nowowiejski się nie sprzeciwi. Niechybnie i Azja cię jeszcze miłuje! Już ja wiem, już wiem. Nie bój się! On we mnie ufność ma. Zaraz go wezmę na pytki. Bez przypiekania powie. Miłowałażeś go okrutnie? Miłujeszże go jeszcze?

Ewka była jakby odurzona. Gdy Azja po raz pierwszy skłonność ku niej okazał, była jeszcze niemal dzieckiem, potem nie widziała go przez lat wiele i przestała o nim myśleć. Zostało jej po nim wspomnienie zapalczywego wyrostka, który był na wpół towarzyszem jej brata, a na wpół człowiekiem służebnym. Ale teraz, gdy po długiej rozłące ujrzała go znowu, stanął przed nią junak [403] piękny i groźny jak sokół, oficer i słynny zagończyk, a do tego syn, wprawdzie obcego, lecz książęcego rodu. Więc i jej młody Azja przedstawił się zupełnie inaczej, więc widok jego oszołomił ją, a zarazem olśnił i upoił. Wspomnienia ocknęły się ze snu. Serce jej nie mogło pokochać junaka w jednej chwili, ale w jednej chwili poczuła w nim lubą do tego gotowość.

Basia nie mogąc dopytać się zabrała ją wraz z Zosią Boską do alkierza i na nowo zaczęła nalegać:

— Ewka! Gadaj prędko, ogromnie prędko! Miłujesz go?

Pannie Ewie łuna biła na twarz. Była to czarnowłosa i czarnooka panna o krwi gorącej, która krew na każdą wzmiankę o kochaniu falą uderzała jej na jagody [404].

— Ewka! — powtórzyła po raz dziesiąty Basia — miłujesz go?

— Nie wiem — odrzekła po chwili wahania panna Nowowiejska.

— Ale nie przeczysz? Oho! To już wiem! Jeno się nie wzdragaj! Jam pierwsza powiedziała Michałowi, że go kocham — i nic! I dobrze! Musieliście się dawniej okrutnie kochać! Ha! Teraz rozumiem! To on z tęskności za tobą taki zawsze ponury jak wilk chodził. Żołnierzysko mało nie uschło! Co między wami było, powiadaj!

— W lamusie [405] mi powiedział, że mnie miłuje — szepnęła panna Nowowiejska.

— W lamusie!… to dopiero!… A potem co?

— Potem mnie ułapił i począł całować — ciągnęła jeszcze ciszej panna.

— Niech go nie znam, tego Mellechowicza! A ty co?

— A ja bałam się krzyczeć.

— Bała się krzyczeć! Zośka, słyszysz!… Kiedy się wasze kochanie wykryło?

— Ojciec nadszedł i zaraz go obuszkiem [406] uderzył, potem mnie bił i jego kazał tak bić, tak bić, że dwie niedziele leżał!

Tu panna Nowowiejska rozpłakała się po części z żalu, a po części z konfuzji. Na ten widok załzawiły się zaraz i modre oczka czułej Zosi Boskiej, atoli Basia poczęła Ewę pocieszać:

— Wszystko to się skończy dobrze, moja w tym głowa! I Michała do roboty zaprzęgnę, i pana Zagłobę. Już ja ich namówię, nie bój się! Przed pana Zagłoby dowcipem nic się nie ostoi. Ty jego nie znasz! Nie płacz, Ewka, bo czas na wieczerzę…

Mellechowicza na wieczerzy nie było. Siedział w swojej izbie i grzał sobie na ogniu gorzałkę z miodem, którą następnie przelewał do mniejszej blaszanki i popijał przegryzając sucharem.

Pan Bogusz przyszedł do niego późną już nocą, aby się z nim o nowinach rozmówić.

Tatar posadził go zaraz na zydlu obitym owczą skórą i postawiwszy przed nim pełny kusztyczek [407] gorącego napoju, spytał:

— A pan Nowowiejski zawszeli chce chłopa swego ze mnie uczynić?

— Już o tym mowy nie ma — odparł pan podstoli nowogrodzki. — Prędzej by pan Nienaszyniec mógł się do ciebie przyznać, ale i jemu nic po tobie, bo tam już siostra jego albo zmarła, albo zgoła nie życzy sobie w losie odmiany. Pan Nowowiejski nie wiedział, ktoś był, gdy cię za konfidencję z córką karał. A teraz i on jako ogłuszony chodzi, bo choć ojciec twój siła złego ojczyźnie naszej wyrządził, przecie wojownik był znakomity, i zawsze co krew, to krew. Dla Boga! Nikt tu palca na cię nie zakrzywi, póki tej ojczyźnie wiernie służysz, zwłaszcza że wszędy masz przyjaciół.

— Dlaczego bym jej nie miał wiernie służyć? — odparł Azja. — Mój ojciec was bił, ale on był poganin, ja zaś Chrystusa wyznaję.

— Otóż to jest! Oto jest! Nie możesz ty już do Krymu wracać, chyba z utratą wiary, że zaś musiałaby iść za tym i utrata zbawienia, więc żadne dobra ziemskie ani godności wynagrodzić by ci tego nie mogły. Po prawdzie, toś ty wdzięczność winien i panu Nienaszyńcowi, i panu Nowowiejskiemu, bo pierwszy z nich spomiędzy pogan cię wydobył, a wtóry w prawdziwej wierze wyhodował.

Na to Azja:

— Ja wiem, że ja im wdzięczność winien, i postaram się wypłacić. Słusznieś waszmość zauważył, że siła tu dobrodziejów znalazłem!

— Tak to mówisz, jakby ci gorzko w gębie było, a przecie policz sam życzliwych.

— Jegomość pan hetman i waszmość w pierwszym rzędzie: to do śmierci będę powtarzał. Kto więcej, to nie wiem…

— A komendant tutejszy? Czy ty myślisz, żeby on cię w czyjekolwiek ręce wydał, choćbyś nie był Tuhaj-bejowym synem? A ona! A pani Wołodyjowska! Słyszałem przecie, co o tobie przy wieczerzy mówiła… Ba! A jeszcze przedtem, gdy Nowowiejski cię poznał, zaraz za tobą poczęła się oponować! Pan Wołodyjowski wszystko by dla niej uczynił, bo on świata za nią nie widzi, siostra zaś brata nie może więcej miłować jako ona ciebie. Przez całą wieczerzę z gęby jej nie schodziło twoje imię…

Młody Tatar pochylił nagle głowę i począł dmuchać w półkwaterek [408] gorącego napoju; przy czym gdy do odmuchania wydął sinawe nieco wargi, twarz uczyniła mu się tak dzika i tak tatarska, że aż pan Bogusz rzekł:

— Dalibóg, jakiś ty wszelako w tej chwili do starego Tuhaj-beja podobny, to przechodzi imaginację. Znałem go przecie doskonale, widywałem go i na chańskim dworze, i w polu; jeździłem do jego siehenia mało dwadzieścia razy.

— Niech Bóg błogosławi sprawiedliwym, a zaraza niech wydusi krzywdzicieli! — odrzekł Azja. — Zdrowie hetmańskie!

Pan Bogusz wypił i rzekł:

— Zdrowie i długie lata! Garść nas wprawdzie tych, którzy przy nim stoimy, ale prawdziwych żołnierzy. Da Bóg, nie damy się tym łuszczybochenkom, co sejmikować tylko umieją i panu hetmanowi zdradę przeciw królowi zadawać. Szelmy! To my w stepie dzień i noc czołem do nieprzyjaciela stoim, a oni dzieżki pełne bigosu i jagieł [409] wożą, a łyżkami w nie bębnią! Ot, ich robota! Pan hetman posła za posłem śle, o pomoc dla Kamieńca prosi, jako Kasandra [410] upadek Ilium i narodu Priama przepowiada, a ci o niczym nie myślą, jeno ciągle dochodzą, kto przeciw królowi zawinił.

— O czym waszmość mówisz?

— Et, nic! Uczyniłem comparationem [411] naszego Kamieńca z Troją, aleś ty pewnie o Troi nie słyszał. Niech się jeno uspokoi trochę, a pan hetman indygenat ci wyrobi, szyję daję! Czasy idą takie, że okazji ci nie zbraknie, jeśli szczerze chcesz się sławą okryć.

— Albo ja się sławą pokryję, albo mnie ziemia pokryje. Usłyszysz waść o mnie, jako Bóg na niebie!

— A cóż tamci? Co Kryczyński? Wrócą? Nie wrócą? Co teraz czynią?

— Po sieheniach stoją: jedni w Udrzyjskim Stepie, inni dalej. Ciężko im się ze sobą porozumieć, bo daleko. Mają rozkaz na wiosnę do Adrianopola wszyscy ruszać i żywności co najwięcej ze sobą brać.

— Na Boga! To jest ważne, bo jeśli w Adrianopolu będzie wielki wojskowy congressus [412], to wojna z nami pewna. Trzeba pana hetmana zaraz o tym uwiadomić. On też myśli, że wojna nastąpi, ale to byłby już niechybny znak.

1 ... 60 61 62 63 64 65 66 67 68 ... 139 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название