Ogniem i mieczem, tom pierwszy
Ogniem i mieczem, tom pierwszy читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
To rzekłszy wyciągnął ku namiestnikowi rękę.
Ale butny młodzieńczyk nie ruszył się z miejsca i nie spieszył z podaniem swojej; natomiast rzekł:
— Chciałbym naprzód wiedzieć, jeżeli ze szlachcicem mam sprawę, bo chociaż o tym nie wątpię, jednakże bezimiennych podzięków [48] przyjmować mi się nie godzi.
— Widzę w waszmości prawdziwie kawalerską fantazję — i słusznie mówisz. Powinienem był zacząć od nazwiska mój dyskurs i moją podziękę. Jestem Zenobi Abdank, herbu Abdank z krzyżykiem, szlachcic z województwa kijowskiego, osiadły i pułkownik kozackiej chorągwi księcia Dominika Zasławskiego [49].
— A ja Jan Skrzetuski [50], namiestnik chorągwi pancernej J. O. księcia [51] Jeremiego Wiśniowieckiego [52].
— Pod sławnym wojownikiem waść służysz. Przyjmże teraz moją wdzięczność i rękę.
Namiestnik nie wahał się dłużej. Towarzysze pancerni [53] z góry wprawdzie patrzyli na żołnierzy spod innych chorągwi, ale pan Skrzetuski był na stepie, na Dzikich Polach, gdzie takie rzeczy mniej szły pod uwagę. Zresztą miał do czynienia z pułkownikiem, o czym zaraz naocznie się przekonał, bo gdy jego żołnierze przynieśli panu Abdankowi pas i szablę, i krótki buzdygan [54], z których go rozpasano dla cucenia, podali mu zarazem i krótką buławę [55] o osadzie z kości, o głowie ze ślinowatego rogu, jakich zażywali [56] zwykle pułkownicy kozaccy. Przy tym ubiór imci Zenobiego Abdanka był dostatni, a mowa kształtna znamionowała umysł bystry i otarcie się w świecie.
Więc pan Skrzetuski zaprosił go do kompanii. Zapach pieczonych mięs jął właśnie rozchodzić się od stosu, łechcąc nozdrza i podniebienie. Pachoł wydobył je z żaru i podał na latercynowej misie. Poczęli jeść, a gdy przyniesiono spory worek mołdawskiego wina uszyty z koźlej skóry, wnet zawiązała się żywa rozmowa.
— Oby nam się szczęśliwie do domu wróciło! — rzekł pan Skrzetuski.
— To waszmość wracasz? skądże, proszę? — spytał Abdank.
— Z daleka, bo z Krymu.
— A cóżeś waszmość tam robił? z wykupnym jeździłeś?
— Nie, mości pułkowniku; jeździłem do samego chana [57].
Abdank nastawił ciekawie ucha.
— Ano to, proszę, w piękną waść wszedłeś komitywę! I z czymże do chana jeździłeś?
— Z listem J. O. księcia Jeremiego [58].
— To waść posłował! O cóż jegomość książę do chana pisał?
Namiestnik popatrzył bystro na towarzysza.
— Mości pułkowniku — rzekł — zaglądałeś w oczy łotrzykom, którzy cię na arkan ujęli — to twoja sprawa, ale co książę do chana pisał, to ani twoja, ani moja, jeno ich obydwóch.
— Dziwiłem się przed chwilą — odparł chytrze Abdank — że jegomość książę tak młodego człowieka posłem sobie do chana obrał, ale po waścinej odpowiedzi już się nie dziwię, bo widzę, żeś młody laty [59], ale stary eksperiencją [60] i rozumem.
Namiestnik połknął gładko pochlebne słówko, pokręcił tylko młodego wąsa i pytał:
— A powiedzże mi waszmość, co porabiasz nad Omelniczkiem i jakeś się tu wziął sam jeden?
— Nie jestem sam jeden, jenom ludzi zostawił po drodze, a jadę do Kudaku [61], do pana Grodzickiego, któren tam jest przełożonym nad prezydium [62] i do którego jegomość hetman wielki [63] wysłał mnie z listami.
— A czemu waść nie bajdakiem [64], wodą?
— Taki był ordynans [65], od którego odstąpić mi się nie godzi.
— To dziw, że jegomość hetman taki wydał ordynans, gdyż właśnie na stepie w tak ciężkie popadłeś terminy [66], których wodą jadąc, pewno byłbyś uniknął.
— Mosanie, stepy teraz spokojne; znam ja się z nimi nie od dziś, a to, co mnie spotkało, to jest złość ludzka i invidia [67].
— I któż to na jegomości tak nastaje?
— Długo by gadać. Sąsiad to zły, mości namiestniku, który substancję [68] mi zniszczył, z włości mnie ruguje, syna mi zbił — i ot — widziałeś waść, tu jeszcze na szyję moją nastawał.
— A to waść nie nosisz szabli przy boku?
W potężnej twarzy Abdanka zabłysła nienawiść, oczy zaświeciły mu posępnie i odrzekł z wolna a dobitnie:
— Noszę, i tak mi dopomóż Bóg, jako innych rekursów [69] przeciw wrogom moim szukać już nie będę.
Porucznik chciał coś mówić, gdy nagle na stepie rozległ się tętent koni, a raczej pośpieszne chlupotanie końskich nóg po rozmiękłej trawie. Wnet też i czeladnik namiestnika, trzymający straż, nadbiegł z wieścią, że jakowiś ludzie się zbliżają.
— To pewnie moi — rzekł Abdank — którzy zaraz za Taśminą [70] zostali. Jam też, nie spodziewając się zdrady, tu na nich czekać obiecał.
Jakoż po chwili gromada jeźdźców otoczyła półokręgiem wzgórze. Przy blasku ognia ukazały się głowy końskie z otwartymi chrapami, prychające ze zmęczenia, a nad nimi pochylone twarze jeźdźców, którzy przysłaniając rękoma od blasku oczy patrzyli bystro w światło.
— Hej, ludzie! kto wy? — spytał Abdank.
— Raby [71] boże! — odpowiedziały głosy z ciemności.
— Tak, to moi mołojce [72] — powtórzył Abdank zwracając się do namiestnika. — Bywajcie! bywajcie!
Niektórzy zeszli z koni i zbliżyli się do ognia.
— A my śpieszyli, śpieszyli, bat'ku [73]. Szczo z toboju [74]?
— Zasadzka była. Chwedko, zdrajca, wiedział o miejscu i tu już czekał z innymi. Musiał podążyć dobrze przede mną. Na arkan mnie ujęli!
— Spasi Bih! spasi Bih [75]! A to co za Laszek [76] koło ciebie?
Tak mówiąc spoglądali groźnie na pana Skrzetuskiego i jego towarzyszów [77].
— To druhy dobre — rzekł Abdank. — Sława Bogu, całym i żyw [78]. Zaraz będziemy ruszać dalej.
— Sława Bogu! my gotowi.
Nowo przybyli poczęli rozgrzewać dłonie nad ogniem, bo noc była zimna, choć pogodna. Było ich do czterdziestu ludzi rosłych i dobrze zbrojnych. Nie wyglądali wcale na Kozaków regestrowych [79], co nie pomału zdziwiło pana Skrzetuskiego, zwłaszcza że była ich garść tak spora. Wszystko to wydało się namiestnikowi mocno podejrzane. Gdyby hetman wielki wysłał imci Abdanka do Kudaku [80], dałby mu przecie straże z regestrowych, a po wtóre, z jakiejże by racji kazał mu iść stepem od Czehryna [81], nie wodą? Konieczność przeprawiania się przez wszystkie rzeki idące Dzikimi Polami do Dniepru mogła tylko pochód opóźnić. Wyglądało to raczej tak, jakby imć pan Abdank chciał właśnie Kudak ominąć.