-->

Tajemnica Kaszlacego Smoka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tajemnica Kaszlacego Smoka, Hitchcock Alfred-- . Жанр: Прочие приключения. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tajemnica Kaszlacego Smoka
Название: Tajemnica Kaszlacego Smoka
Автор: Hitchcock Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 238
Читать онлайн

Tajemnica Kaszlacego Smoka читать книгу онлайн

Tajemnica Kaszlacego Smoka - читать бесплатно онлайн , автор Hitchcock Alfred

Czy znasz pasjonuj?ce ksi??ki Alfreda Hitchcocka o przygodach Trzech Detektyw?w? Ksi??ki te tworz? najpopularniejszy ameryka?ski cykl powie?ci dla m?odych czytelnik?w. Ich bohaterami s? trzej detektywi-amatorzy: Jupiter, Pete i Bob, mieszka?cy kalifornijskiego miasteczka Rocky Beach. Sympatyczni i pe?ni fantazji ch?opcy prze?ywaj? wiele niezwyk?ych przyg?d, tropi? i ujmuj? gro?nych przest?pc?w. LJdajc im si? rozwi?zywa? skomplikowane zagadki kryminalne, nad kt?rymi czasem biedz? si? doro?li. Alfred Hitchcock, znakomity re?yser, mistrz suspensu ofiarowuje w tych ksi??kach m?odym czytelnikom to, co charakterystyczne by?o dla jego film?w: pe?n? napi?cia i nieoczekiwanych zwrot?w akcj?, mro??ce krew w ?y?ach wydarzenia oraz zaskakuj?ce pointy. Przygody Trzech Detektyw?w s? lektur?, od kt?rej nie mo?na si? oderwa?!

Przyjaciele zajmuja si? praw? potwora, kt?ry kaszle. Zaczynaj? od przeszukania pla?y. Znajduj? tam wiele ciekawych rzeczy. Na szcz??cie dzi?ki pomys?owo?ci Jupego udaje im si? rozwik?a? t? tajemnic?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 33 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– O czym on mówi? – zwrócił się Pete do Boba. Jupiter wskazał ręką dom po drugiej stronie ulicy.

– Pan Allen wspomniał nam o dwóch sąsiadach, którzy nie mają psów. Jednego z nich, pana Cartera, obejrzeliśmy przed chwilą. A teraz musimy zadać parę pytań drugiemu, panu Arthurowi Shelby'emu.

Drogę zagrodziła im sięgająca piersi brama z litego żelaza. Ponad nią otwierał się widok na położony w głębi, duży dom pana Shelby'ego.

Pete wyciągnął szyję, aby przyjrzeć się lepiej oknom na parterze i pierwszym piętrze.

– Wygląda to nie najgorzej – stwierdził Bob. – Nigdzie nie widać armaty ani czegoś w tym rodzaju.

– Nie ma śladu nikogo żywego w żadnym z okien – poinformował kolegów Pete. – Może pan Shelby gdzieś wyjechał?

Jupiter zrobił krok w kierunku bramy.

– Zaraz się o tym przekonamy. Wystarczy, abyśmy znaleźli się po drugiej stronie bramy, i…

Nagle stanął jak wryty. Także jego koledzy wytrzeszczyli oczy w zaskoczeniu. Zanim Jupiter zdążył jej dotknąć, brama otworzyła się samoczynnie.

– Jak tyś to zrobił? – spytał Pete. – Nauczyłeś się czarów?

– Może otworzyła się pod naporem wiatru – zastanawiał się Bob.

Jupiter potrząsnął głową. Następnie wyciągnął ręce na boki, aby powstrzymać swych kolegów, i zrobił krok do tyłu. Metalowa brama zamknęła się.

Jupiter postąpił krok do przodu. Brama zaczęła się otwierać.

– To proste – powiedział. – Ta brama ma wmontowaną fotokomórkę. Widzieliście to na pewno na lotniskach, w supermarketach czy w dużych biurowcach.

Wyjaśniwszy tę kwestię, wszedł na teren posesji. Chłopcy podążyli za nim. Trochę w bok od ścieżki, na środku trawnika, spostrzegli wielki, ozdobny zegar słoneczny. Na wprost nich znajdowała się duża, ukwiecona pergola. Wszyscy trzej śmiało zagłębili się w jej cieniste wnętrze.

Nagle pergola usunęła się ku ziemi.

Chłopcy zbili się w ciasną gromadkę. Przednia część kratownicowej konstrukcji opadła tuż przed nimi, tylna osunęła się z cichym szumem za ich plecami, odcinając drogę odwrotu.

Znaleźli się w dużej, metalowej klatce, ozdobionej kwiatami!

– Mam nadzieję, że to tylko jakiś żart – powiedział Jupiter, oblizując nerwowo wargi. – To mi przypomina ruchome kraty w średniowiecznych twierdzach.

– A jak one działały? – zapytał Pete trzęsącym się ze strachu głosem.

– Przeważnie były to wielkie i ciężkie żelazne kraty podwieszane na łańcuchach i opuszczane w pionowych prowadnicach, żeby zamknąć bramę prowadzącą do zamku albo do wnętrza murów miejskich – wyjaśnił Jupiter.

– Widziałem je na rysunkach w starej książce, którą oglądałem w bibliotece – wtrącił podnieconym głosem Bob. – Kiedy wróg przekroczył już fosę, stanowiły ostatnią linię obrony.

– Nie przypominam sobie, abym przekraczał jakąś fosę – pożalił się Pete.

Dał się słyszeć delikatny szum i tak samo niespodziewanie, jak chwilę temu opadały, ukwiecone kraty teraz uniosły się.

Chłopcy popatrzyli po sobie.

– Coś mi się zdaje, że ten pan Shelby ma oryginalne poczucie humoru – stwierdził z ulgą Jupiter. – Idziemy.

Zrobił krok do przodu, ale w tym momencie Pete chwycił go za ramię.

– Jupe, wybrałeś zły kierunek – powiedział. – Może mieszkańcy nie chcą, żebyśmy się znaleźli wewnątrz tego zamku?

Jupiter z uśmiechem pokręcił głową.

– Najpierw otwierająca się automatycznie brama. Potem elektronicznie sterowana krata schowana w kwiatach. Wydaje mi się, że pan Shelby jest zupełnie wyjątkowo zainteresowany naukowymi wynalazkami. Byłby to skandal, gdybyśmy z nim nie pogadali.

Nie zastanawiając się dłużej, ruszył śmiało do przodu. Jego dwaj koledzy niezdecydowanie poszli jego śladem. Wreszcie, szczerząc zęby w uśmiechu, pokonał parę prowadzących do drzwi schodków i nacisnął dzwonek.

– O, kurczę! – krzyknął nagle i rzucił się do tyłu, potrząsając ręką. – Ten dzwonek jest podłączony do prądu! Kopnęło mnie!

– No, dobra – odezwał się Pete. – Co do mnie, to mam już dosyć żartów pana Shelby'ego. Głosuję za tym, żebyśmy odwołali wywiad z tym dowcipnisiem. I to nie zwlekając ani chwili.

– Jestem tego samego zdania, co Pete – oświadczył Bob. – Mam dziwne uczucie, że pan Shelby próbuje zachęcić nas, abyśmy czym prędzej opuścili jego pielesze.

– Wcale tak nie uważam – powiedział Jupiter. – On po prostu poddaje nas próbie. Celowo naraził nas na tych kilka przygód, żeby nas odstraszyć.

Jakby w odpowiedzi na ten wywód drzwi łyknęły cicho, a potem otworzyły się niemal bezszelestnie.

– Klawa sprawa – stwierdził z podziwem Bob. – Cały dom naszpikowany tym chłamem.

Chłopcy ostrożnie przestąpili próg. We wnętrzu panował półmrok i spokój.

Jupiter odchrząknął, starając się nadać swemu głosowi pozory śmiałości.

– Dzień dobry, panie Shelby – powiedział. – Jesteśmy detektywami i przychodzimy z polecenia pańskiego sąsiada, pana Allena. Czy możemy wejść do środka?

Odpowiedziała mu głucha cisza. A potem wszyscy trzej usłyszeli odgłos dalekiego, ledwie słyszalnego trzepotu skrzydeł. Wydawał się przybliżać i rozlegał się coraz wyraźniej. Dochodził z górnych partii ponurego wnętrza domu. Nagle poczuli, że krew krzepnie im w żyłach. Ujrzeli jakiś wielki ciemny kształt szybujący z przeraźliwym świstem w ich kierunku.

Ostro pikując, spłynął na nich z góry wielki, czarny, przypominający jastrzębia ptak, z groźnie rozczapierzonymi szponami, zakrzywionym, spiczastym dziobem i dzikimi błyskami w oczach!…

Rozdział 4. Niesamowita dłoń

– Schylcie się! – krzyknął Pete.

Chłopcy niemal przykleili się do podłogi.

Skrzeczący ptak opadł w ich kierunku, groźnie zginając wielkie szpony.

W końcu zawisnął o kilkanaście centymetrów nad ich głowami. Ku wielkiemu zdziwieniu całej trójki, znieruchomiał w tym położeniu.

Ostre skrzeczenie ucichło.

Jupiter zasłonił dłońmi oczy, a potem ostrożnie zerknął przez szczelinę między palcami. Usiadł. Malujący się na jego twarzy strach ustąpił miejsca przygnębieniu.

– Nie pękajcie, chłopaki – powiedział. – To nie jest prawdziwy ptak.

– Co takiego? – krzyknął Pete, unosząc z niedowierzaniem głowę. Bob poszedł za jego przykładem.

Zawieszony na cienkim miedzianym drucie czarny ptak kołysał się bezsilnie, gapiąc się na nich pozbawionymi wyrazu, żółtawymi oczami.

– To zwykła zabawka – powiedział Jupiter. Wyciągnął rękę i dotknął ptaka. – Zrobiona zdaje się z plastyku i drucianej siatki dla kurczaków!

– O, kurczę! – sieknął z rozgoryczeniem Pete.

Z mrocznego wnętrza domu doszedł ich szaleńczy, upiorny śmiech. Jednocześnie nad głowami chłopców rozbłysły światła.

W pewnym oddaleniu zobaczyli wysokiego, szczupłego mężczyznę w ciemnym kombinezonie. Miał krótko obcięte, miedzianorude włosy.

– Witajcie w Zamku Tajemnic – powiedział mężczyzna głębokim, grobowym głosem.

A potem przykucnął, najzupełniej dosłownie zwijając się ze śmiechu. W końcu z jego gardła zaczęły dobywać się nerwowe spazmy, przypominające kaszel.

– Nie ulega wątpliwości, że facet ma fantastyczne poczucie humoru – mruknął Pete.

Wysoki rudzielec powoli wyprostował się. W jego wilgotnych od łez oczach tańczyły wesołe iskierki.

– Arthur Shelby, do usług. Może lepiej zabiorę tego ptaka, zanim was podziobie.

Chłopcy zaczęli się niezdarnie podnosić z podłogi. Mężczyzna podszedł do ptaka i odczepił przytrzymujące go druciki. Jupiter podniósł oczy do sufitu i uśmiechnął się.

– Ten ptaszek jeździ po linkach, poprowadzonych pod sufitem – powiedział. – Całkiem jak elektryczna kolejka linowa.

Bob i Pete przeciągnęli wzrokiem po widocznych na tle powały przewodach.

– Co do mnie, to wolę elektryczne kolejki – stwierdził Pete. – Przynajmniej się ich nie boję.

Pan Shelby uśmiechnął się szeroko.

– Daliście się nabrać, no nie? Przepraszam was za ten żarcik. Ale takie zwariowane konstrukcje to moja specjalność I hobby. – Przy ostatnich słowach obrócił się trochę, wskazując pokój za swymi plecami. Oczom chłopców ukazał się duży warsztat, zapełniony narzędziami i różnego rodzaju materiałami.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 33 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название