Tomek u ?r?de? Amazonki
Tomek u ?r?de? Amazonki читать книгу онлайн
Cykl powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego obejmuje kilkana?cie pozycji przedstawiaj?cych barwne przygody g??wnego bohatera w r??nych miejscach ?wiata. Niniejsza pozycja jest jedn? z nich. Akcja powie?ci rozgrywa si? p??nocnej Ameryce u ?r?de? Amazonki. Ksi??ka jest niepowtarzalna okazj? dla czytelnika, aby m?c na kartach powie?ci znale?? si? w tym niesamowitym krajobrazie i wraz z bohaterami prze?y? co? niezapomnianego.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Krwawa ofiara
Była noc. Tomek siedział na macie rozłożonej pod otworem okiennym i przygnębiony spoglądał w niebo. Czarne chmury dymu rozbłyskiwały ogniem. Głuche, przeciągłe grzmoty odzywały się coraz częściej.
Zanim zapadł wieczór, Tomek przyjrzał się przez okno głównej kwaterze wojowniczych Kampów. Niewielkie miasteczko było niezdobytą twierdzą. Leżało na wysokiej platformie skalnej, półkoliście obramowanej przez pionową ścianę potężnej góry. Większość kamiennych domów bezpośrednio przylegała do potężnego skalnego zbocza.
Tomek doskonale wyczuwał obawy nurtujące towarzyszy wyprawy. Wiedzieli, że znajdują się w niezwykle niebezpiecznej sytuacji. Sam Smuga ostrzegł ich, że igrają ze śmiercią. Mimo to nie żałował ryzykownego przedsięwzięcia, jakim okazała się wyprawa ratunkowa do Grań Pajonalu. Przecież odnaleźli Smugę… Czuł jednak, że zabranie kobiet było wielkim błędem. O nie też tylko obawiał się teraz.
Nagle Dingo uniósł łeb, nadstawił uszu. Potem podniósł się i cicho zaskomlał.
– Spokój, Dingo… – szepnął Tomek.
Mata zasłaniająca otwór drzwiowy uchyliła się, w mdłym świetle kaganka płonącego na korytarzu zarysowała się ciemna sylwetka. Tomek powstał, przytrzymał Dinga za obrożę. Wiedział, że to Smuga nareszcie przyszedł do nich, gdyż uradowany pies wyrywał się do niego.
Smuga zasłonił matę.
– Tutaj jestem… – cicho odezwał się Tomek.
Smuga długo trzymał go w swych ramionach. Tomek z trudem opanowywał wzruszenie, łzy radości cisnęły mu się do oczu.
– Bałem się, kochany chłopcze, że będziesz mnie szukał – szepnął Smuga. – Choć bardzo źle z nami, cieszę się, że pamiętałeś o mnie. Tylko taki niezwykły chłopak, jak ty, mógł trafić tutaj.
– Nowicki, Sally, wszyscy, którzy ze mną przybyli, pragnęli pana odnaleźć – odparł Tomek.
– Wiem, tylko prawdziwi przyjaciele mogli zaryzykować swe życie dla mnie. Czy oni śpią?
– Śpią…
– Tomku, muszę z tobą porozmawiać, ale nie tutaj. Czas nagli… zbudź Nowickiego! Inni niech nic nie wiedzą…
Tomek zniknął w drugiej komnacie. Smuga przyklęknął przy poczciwym Din^u. Przytulił jego głowę do swej piersi. Po kilku chwilach Nowicki uścisnął Smugę.
– Ma nasz chłopak łepetynę, co? – mruknął wzruszony. – Byłem pewny, że doprowadzi nas do pana! No, i jesteśmy razem! Zdaje mi się jednak, że musimy rozwijać żagle póki czas.
– Nie mylisz się, kapitanie – odparł Smuga. – Czy macie broń?
– Zabrali nam nawet noże.
– Przyniosłem rewolwer, trochę nabojów i nóż. Masz tu także noże dla Haboku i jego ludzi. Dobrze ukryjcie. Teraz zabieram Tomka, a ty czuwaj, dopóki nie wróci. Do rana nic wam nie grozi.
– Czy planuje pan ucieczkę?
– Tak, ale jeszcze muszę naradzić się z Tomkiem. On wszystko ci powtórzy.
– Idźcie i radźcie, będę czuwał!
– Musimy jakoś przemknąć się przez korytarz. Nikt nie powinien zobaczyć nas razem. Zdejmij buty, Tomku!
Smuga uchylił maty i wyjrzał.
– Nie ma nikogo, chodź! – szepnął.
Bez przeszkód dotarli do końca korytarza, a potem zeszli po kamiennych schodach na półpiętro. Tutaj Smuga przystanął przed ścianą, na której widniały rzeźby głów różnych zwierząt. Oparł dłonie na głowie jaguara, po czym przekręcił ją w odwrotne położenie. Następnie pchnął ścianę. Ku zdumieniu Tomka część muru ustąpiła. Smuga wśliznął się w otwór i pociągnął Tomka za sobą. Znaleźli się na wąskich kamiennych schodach. Smuga najpierw zamknął ukryte przejście. W potajemnym korytarzyku płonął kaganek.
– Tutaj nikt nas nie znajdzie – szepnął. – Widzisz, głowa jaguara porusza dźwignię umieszczoną po drugiej stronie muru, która unosi listwę ryglującą ukryte drzwi. Gdy teraz opuszczam listwę na dawne miejsce, [130] głowa jaguara automatycznie powraca do swego pierwotnego położenia.
Smuga ujął kaganek i poprowadził Tomka wąskimi schodami. Kończyły się one w dolnym korytarzu. Po kilkunastu krokach przystanął. Przysunął kaganek do ściany, oświetlając mechanizm zamykający ukryte przejście.
– Za tą ścianą znajduje się moje mieszkanie lub krócej mówiąc, więzienie – odezwał się. – Na szczęście Kampowie nie znają tych tajemnych przejść. Sam je odkryłem. Miałem na to dość czasu, stale mnie przecież nie pilnowano. Dobrze przyjrzyj się mechanizmowi i zapamiętaj, że porusza go głowa jaguara. Jutro przed południem zostaniecie uwięzieni… w moim pokoju.
– Uwięzieni?
– Tak, Tomku! Nie traćmy czasu, chodź ze mną!
Znów poprowadził krętymi, kamiennymi schodami. Wkrótce znaleźli się w naturalnej grocie.
– Teraz słuchaj uważnie i wszystko zapamiętaj – powiedział Smuga. – Na ścianach są wyryte trzy symbole słońca. Lewy otwiera przejście do grobowca i skarbca Inków. Środkowy kryje drogę podziemną poza obręb miasta. Prawy natomiast prowadzi do pieczary pod występem skalnym, z którego zrzucano w przepaść dziewczęta na ofiarę bogom.
Tomek niedowierzająco spoglądał na Smugę.
– Niech mnie pan uszczypnie, żebym był pewny, że to wszystko nie jest tylko snem – odezwał się po chwili.
– Wolałbym, aby tak było… – odparł Smuga. – Budowniczowie z czasów Inków posiadali wyobraźnię, rozmach i niezwykłą cierpliwość. Czy zdajesz sobie sprawę, ile czasu pochłonęło wykucie tego miasta w skale? A tajemne przejścia otwierane ukrytymi mechanizmami i drogi podziemne? Myślę, że tutaj właśnie Inkowie ukryli część swoich skarbów przed chciwymi Hiszpanami. Zaraz je ujrzysz.
Podszedł do skalnej ściany, przesunął rzeźbę symbolizującą słońce; po chwili wprowadził Tomka do podziemnej sali. Wzdłuż jednej ściany stały olbrzymie sarkofagi ulepione z gliny i żwiru, a z zewnętrznej strony obłożone bazaltowymi płytami. Każdy z nich posiadał wąski otwór.
– Oto staroperuwiańskie chulpas, czyli grobowce – rzekł Smuga oświetlając kagankiem bazaltowe sarkofagi. – Zwróć uwagę, że wejścia do grobowców zwrócone są na wschód, aby promienie wschodzącego słońca mogły przeniknąć do wnętrza. Inkowie czcili Słońce, Inti, które uważali za boskiego przodka swej dynastii. Zajrzyj do grobowców! Ujrzysz w nich mumie ludzi, którzy przed setkami lat władali tą rozległą i surową krainą.
Tomek wziął z rąk przyjaciela kaganek; z trudem wcisnął się w wąską szczelinę. Wnętrze grobowca miało kształt półokrągły i pomalowane było jasną farbą. W głębi siedziała w kucki mumia spowita w miękko wyprawione skóry lam, na które dopiero nałożono odświętne szaty. Na skórze zakrywającej twarz wymalowano oczy i usta. Jak wskazywały starannie uczesane i splecione długie, brązowe włosy, była to mumia kobiety. Zgodnie z modą elegantek peruwiańskich nogi od kostek do kolana były pomalowane czerwoną farbą. Obok mumii znajdowały się naczyńka z pudrem, czernidłem i pachnidłami, lustro z polerowanego kamienia, kolczyki, grzebienie oraz szczątki ubiorów i naczynia zjedzeniem, które miały służyć zmarłej w jej życiu pozagrobowym. W grobowcach mężczyzn leżała broń i ozdoby, natomiast obok dzieci ich zabawki.
Tomek onieśmielony przerwał zaglądanie do grobowców.
– No cóż? Przyjrzałeś się? – zagadnął Smuga.
– Tak, mumie doskonale zachowane. To zapewne dzięki suchemu, górskiemu powietrzu.
– Masz rację. Peruwiańczycy zazwyczaj zamurowywali wejście do chulpy. Tutaj jednak nie musieli tego czynić. Chodź, pokażę ci skarbiec.
Weszli do sąsiedniej sali. Smuga przyświecał kagankiem. Tomek w osłupieniu spoglądał na szczerozłote i srebrne posągi bogów i królów, symbole Inti wysadzane drogocennymi kamieniami, naczynia, tarcze, misy napełnione złotym piaskiem i perłami. Po długiej chwili odwrócił się do Smugi.
– A więc odkrył pan bonanzę [131] ! – rzekł podniecony. – To pewno część skarbów, którymi Atahualpa chciał okupić swe życie [132] .
– Ocalenie części skarbów kosztowało Inków oraz ich poddanych całe morze krwi. Gdyby teraz biali dowiedzieli się o tym złocie, kraina wolnych Kampów znów obficie spłynęłaby krwią – odparł Smuga, uważnie obserwując młodego przyjaciela.
– Jestem tego pewny! Chodźmy stąd, na tych skarbach ciąży klątwa podstępnie wymordowanych Indian. Nie mówmy o tym odkryciu nikomu, nawet naszym najbliższym.
– Cieszę się, Tomku, że propozycja ta wyszła od ciebie. My dwaj na pewno dochowamy tajemnicy. Chodźmy, mało już zostało nam czasu, a mamy jeszcze tyle do omówienia.
Smuga starannie zamknął wejście do grobowca, a potem otworzył prawe, tajemne przejście. Znaleźli się w niezbyt wielkiej pieczarze, której otwarty wylot leżał wprost pod ostrym występem skalnym.
W samym wylocie pieczary stały dwa szeroko rozstawione drewniane słupy. Pomiędzy nimi, nisko nad kamienną posadzką, zwisała duża owalna rama z bambusu, wypleciona w środku siatką z lian.
W pieczarze było dość widno, bowiem srebrzysta poświata księżycowa i krwawe błyski ognia z wulkanu oświetlały ją dostatecznie. Smuga postawił kaganek na posadzce, a potem poprowadził młodego przyjaciela do samego wylotu pieczary.
– Cóż to za dziwaczne urządzenie? – zapytał Tomek, przyglądając się wyplecionej lianami ramie.
– Wspomniałem ci, że pieczara ta znajduje się bezpośrednio pod występem skalnym, z którego strącano w przepaść ludzi jako ofiary na cześć bogom – odparł Smuga. – Otóż ofiarami były przeważnie młode dziewczęta, czasem córki wodzów, dostojników państwowych, a nawet władców. Przebiegli kapłani widocznie nie obawiali się zbytnio gniewu swych bogów, gdyż wynaleźli urządzenie, dzięki któremu czasem mogli ocalić od śmierci niektóre ofiary.
– Już domyślam się, jak to robili – powiedział Tomek. – Wysuwali tę sieć, a gdy dziewczyna w nią wpadła, wciągali do pieczary.
– Tak właśnie czynili, później zaś oznajmiali ludowi, że bogowie przebłagani ich modłami zwrócili ofiarę.
Tomek pochylił się nad siecią. Liany, z których ją wypleciono, były świeże i elastyczne. Potem wysunął ramę daleko nad przepaść. Urządzenie działało bez zarzutu.