Tomek na Czarnym L?dzie
Tomek na Czarnym L?dzie читать книгу онлайн
Seria powie?ci Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na r??nych kontynentach. Mi?dzy innymi ch?opiec bierze udzia? w wyprawie ?owieckiej na kangury w Australii i prze?ywa niebezpieczne przygody w Afryce, ?yje w?r?d czerwonosk?rych Nawaj?w i Apacz?w. W te niezwyk?e przygody wpleciona jest historia odkry? dokonywanych przez polskich podr??nik?w. Ksi??ki s? lektur? ?atw? i atrakcyjn? dla ch?opc?w od wielu pokole?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Dingo biegł pewnie z pochylonym ku ziemi łbem. Dopiero w pobliżu jeziora znów okazał wyraźny niepokój. Przystanął nieoczekiwanie, a następnie zaczął kluczyć wśród krzewów. W pewnej chwili siadł na ziemi i uniósłszy łeb do góry zaskowyczał przeraźliwie.
– Jezus, Maria! A to co ma znaczyć? – wzdrygnął się bosman.
Flegmatyczny zazwyczaj Hunter wyrwał szybko Tomkowi z rąk koszulę Smugi i przysunąwszy ją psu do nosa rozkazał:
– Szukaj, Dingo, szukaj!
Pies okazał niezdecydowanie. Długo obwąchiwał koszulę. W końcu zaczął kluczyć po zaroślach. Raz dążył w kierunku zachodnim, potem zawrócił znów ku wschodowi węsząc bez przerwy przy ziemi, aż naraz musiał natrafić na właściwy ślad, gdyż szarpnął mocno smyczą i ruszył pewnie przed siebie. Wkrótce łowcy dotarli do brzegu jeziora. Dingo pobiegł ku pobliskiemu pagórkowi.
– Boże! Spójrzcie tylko, co się dzieje z Dingiem – zawołał Tomek.
Pies nastawił uszu, ze zjeżoną na karku sierścią gnał coraz szybciej. Hunter w biegu odbezpieczył karabin; bosman wielkimi susami gnał tuż przy nim z rewolwerem w dłoni, a Masaj, przygotowany do strzału, nie spuszczał oka z obydwóch Kawirondo.
Tomek ledwo mógł nadążyć za Dingiem, toteż zasapał się pędząc po stromym stoku. W pewnej chwili potknął się, a wtedy pies wyrwał smycz z dłoni i wkrótce znikł wśród zarośli na szczycie wzgórza. Za chwilę rozległo się żałosne wycie Dinga.
– To zły znak! Spieszmy się! – krzyknął Hunter.
Olbrzymi i ociężały zazwyczaj bosman biegł teraz jak sarna. Wyprzedził towarzyszy i pierwszy znalazł się na wzgórzu. Ujrzał Dinga skowyczącego nad leżącą w trawie postacią.
– Prędzej, do wszystkich diabłów! – wrzasnął marynarz. Tomek blady jak płótno przypadł do leżącego na ziemi. Z przerażeniem wpatrywał się w pokrytą zakrzepłą krwią głowę Smugi.
– To straszne! Zabili naszego kochanego pana Smugę! – powiedział naraz ze szlochem, kryjąc twarz w dłoniach.
Hunter rozciął nożem koszulę na piersiach Smugi. Wprawnymi palcami zaczął obmacywać ranę na lewym ramieniu.
– Krwawi mocno, ale to nic groźnego – szepnął i delikatnie ujął głowę.
Zaledwie dotknął opuchlizny w tyle czaszki, z ust łowcy wydarł się cichy jęk.
– Żyje pan Smuga! Żyje! – krzyknął Tomek rwącym się głosem.
– Żyje, na pewno jeszcze żyje – potwierdził Hunter z ulgą. – To nie pchnięcie nożem w ramię pozbawiło go przytomności. Ktoś kilkakrotnie uderzył pana Smugę w tył głowy. Skóra rozcięta, opuchlizna bardzo duża… lecz wydaje mi się, że czaszka cała…
Ostrożnie położył głowę rannego na ziemi, zdjął z ramienia torbę podróżną i wyjął z niej opatrunki. Szybko rozkładał bandaże na kawałku białego płótna.
– Mumo, podaj worek z wodą! – zwrócił się do Masaja.
Bosman podtrzymywał nieprzytomnego Smugę. Tropiciel obmył ranę na ramieniu, zdezynfekował ją i zabandażował. Z kolei przystąpił do opatrywania ran na głowie. Kiedy skończył bandażowanie, zmył krew pokrywającą twarz.
– Co pan ma w manierce, bosmanie? – zapytał.
– Rum, prawdziwa jamajka!
– To dobrze, proszę mu wlać do ust kilka kropel – polecił, podtrzymując głowę rannego.
Bosman przyłożył manierkę do ust łowcy.
– Ostrożnie! Nie za dużo! – ostrzegł Hunter.
Smuga zakrztusił się i jęknął głucho.
– Jeszcze trochę… Dosyć.
Po chwili Smuga uniósł powieki.
– Żyje, naprawdę żyje kochany pan Smuga! – zawołał wzruszony Tomek.
Smuga zamknął oczy, lecz słaby uśmiech pojawił się na jego ustach. Po chwili spojrzał już znacznie przytomniej.
– Pchnięcie nożem w lewe ramię i uderzenie w głowę – odparł Hunter. – Czy bardzo boli głowa?
– Boli, ale… mogło być… gorzej…
– Nie jest tak źle, skoro odzyskał pan przytomność – stwierdził Hunter. – Bosmanie, niech pan zajmie się sporządzeniem noszy. Im szybciej znajdziemy się w obozie, tym lepiej.
Bosman i Murzyni przygotowali z gałęzi i pnączy wygodne nosze, na których umieszczono rannego. Hunter tymczasem dokładnie badał ślady znajdujące się na wzgórzu.
Odnalazł porzucony w trawie rewolwer Smugi i karabin oparty o zwalony pień. Odwołał na bok bosmana i powiedział:
– Napastników było trzech. To Murzyni. Podeszli z tyłu niepostrzeżenie. Smuga siedział na tym pniu, gdy otrzymał uderzenie w tył głowy. Podniósł się, dobył broni, a wtedy uderzyli go czymś twardym jeszcze kilka razy. Pchnięcie nożem dostał leżąc już na ziemi. Aż dziwne, że go nie zabili.
– Skąd pan to wszystko wie? Przecież jeszcze niczego nie dowiedzieliśmy się od Smugi – zdziwił się bosman.
– Siady pozostawione na ziemi to tak jak litery w książce. Trzeba tylko umieć je czytać – wyjaśnił Hunter i dodał: – Po napadzie Murzyni pobiegli na zachód. Ich ślady musiały skrzyżować się ze śladem Smugi, dlatego Dingo co chwila gubił trop.
– Jeżeliś pan pewny tego wszystkiego, to wezmę psa i odszukam tych łobuzów. Wy tymczasem idźcie z rannym do obozu – zaproponował bosman.
– To niepotrzebne. I tak prawdopodobnie wpadną w nasze ręce. Jeżeli Sambo mówi prawdę, to jeden z napastników znajduje się wśród naszych Kawirondo. A może i wszyscy trzej? – oświadczył Hunter.
– Jak pan uważa, bardzo bym jednak chciał się z nimi spotkać.
– Myślę, że to nie będzie takie trudne. Teraz ruszajmy w drogę, wkrótce zapadnie noc – przynaglił Hunter.