-->

Serce na temblaku

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Serce na temblaku, Grochola Katarzyna-- . Жанр: Современные любовные романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Serce na temblaku
Название: Serce na temblaku
Автор: Grochola Katarzyna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 193
Читать онлайн

Serce na temblaku читать книгу онлайн

Serce na temblaku - читать бесплатно онлайн , автор Grochola Katarzyna

Dalszy ci?g historii Judyty, bohaterki Nigdy w ?yciu! Judyta prze?ywa chwile szcz??cia u boku ukochanego m??czyzny. Nie potrafi si? odnale?? w nowej sytuacji, jest wci?? niepewna uczu? drugiego cz?owieka. Boi si? powt?rki z przesz?o?ci. Walczy, czasem bez powodzenia, o sw? niezale?no??. Sercowym problemom towarzysz? k?opoty z dorastaj?c? c?rk? i coraz bardziej doskwieraj?ca monotonia w pracy zawodowej. Jak d?ugo Judyta b?dzie nosi?a swe serce na temblaku? Czy zabli?ni? si? rany, czy te? wkr?tce b?dzie musia?a schowa? si? za obronnym pancerzem?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 45 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Dlaczego ty sobie tyle kłopotu narobiłaś! – jęczą po wyjściu z łazienki. Ona świeżutka, on ogolony. – Po co? Obiad jedliśmy w Warszawie, Artur nie je w ogóle mięsa, z alkoholi tylko pijemy wódkę, mniej szkodzi na wątrobę, ha, ha, nie przejmuj się w ogóle nami! Mamy w samochodzie pół litra.

Wnoszę schabik, ziemniaczki, sałatę, rolada z indyka wygląda fantastycznie. Jestem z siebie dumna, już wiem, że im się coś przesunęło, ale przecież mówili, że będą niezobowiązująco, żeby mi nie robić kłopotu, więc postanawiam się cieszyć.

– Ależ po co to wszystko? Przecież mówiliśmy ci, że w ogóle nie jesteśmy głodni. Może tylko sałata. Przynoszę sałatę, odnoszę roladę.

– Och, z czosnkiem to ja nie mogę. Nie masz przypadkiem odrobiny winegretu?

Idę do kuchni, przynoszę miseczkę z resztką wypłukanej sałaty, olej, cytrynę, sól, pieprz, stawiam na stole.

– Ach, olej tylko taki? Z oliwek wolimy, nie, za to dziękujemy, ale nie rób sobie kłopotu, siadaj, czemu tak biegasz i biegasz.

– Może herbaty?

Chcę naprawdę być gościnna.

– O, herbaty chętnie, chętnie, herbata po długiej podróży nam się należy, ha, ha.

Wstawiam wodę. Stoję nad czajnikiem elektrycznym, dzbanek przygotowany, filiżanki też. Przynoszę herbatę.

– Czarna? Ojej, my tylko zieloną, ale nie szkodzi, napijemy się wody. Gorącej.

Biegnę po wodę.

– Masz tylko z kranu? Lepsza jest ze studni głębinowej, ale nie szkodzi. Może masz mineralną?

– Mam.

Idę do kuchni, wyjmuję ostatnią butelkę mazowszanki.

– Ojej, z gazem?

– Nie, bez.

– Ale wygląda jak z gazem, prawda? Dlaczego w ogóle nie usiądziesz, nie można z tobą zamienić słowa. Chyba mamy w samochodzie resztkę z drogi, niegazowanej, skocz, Artur, a ty, Judytko, nie rób sobie kłopotu.

Artur skacze po wodę niegazowaną do samochodu.

Ziemniaki z koperkiem parują na stole.

– Ty jesz ziemniaki? – Miśka jest uprzejma, a ja głodna. – Bo my głównie kaszę. Najlepszy jest długoziarnisty ryż ciemny. Och, jak się cieszę, że się widzimy!

– Ja również. – Nakładam sobie ziemniaki i sałatę.

– Nie chcieliśmy ci robić kłopotu, więc zjedliśmy coś przed chwilą dosłownie, tuż przed wyjazdem z Warszawy. Z tym, że ciężko do ciebie dojechać, właściwie chcieliśmy być już wczoraj, ale byśmy przyjechali wieczorem, to nie chcieliśmy ci kłopotu robić. No, to twoje zdrowie!

Wynoszę schabik i ziemniaczki do kuchni, rolada z indyka nietknięta, wódeczka leje się strumieniem szerokim, bo oni tylko wódkę. Wino korkuję, może do jutra nie zwietrzeje.

– Nie chcemy ci robić kłopotu, ale czy możemy ustawić samochód jednak trochę bliżej domu? Bliżej domu to ja mam róże i tawuły.

– Miśka, ale tutaj mam róże i tawuły – mówię odważnie, bo kurs asertywności mam za sobą, jako osoba odpowiadająca na listy.

Droga pani Alu,

Asertywność jest umiejętnością wyrażania własnego zdania bez urażania cudzych uczuć, umiejętnością obrony własnych poglądów w sposób nieagresywny…

– Och, Artur będzie uważny, gdyby to miał być kłopot, to oczywiście w żadnym wypadku… może przecież stać przy bramie…

– To może niech tam zostanie, przecież bramę i tak zamykam na noc.

Twarz Miśki robi się czerwona.

– Oczywiście, jeśli robi ci to różnicę, to oczywiście… choć ja nie mogę spać, jak wiem, że samochód niezabezpieczony.

I dowiaduję się, że nie wykupili OC czy AC, czy może jeszcze jakichś innych liter. Jestem gościnna i oczywiście Artur podjeżdża blisko domu. Jakieś trzydzieści centymetrów od tawuły. Kładziemy się spać. Śpię jak zabita parę godzin. Raniutko budzi mnie ciche pytanie Miśki.

– Judytka, śpij, ale powiedz tylko, gdzie tu jest sklep, to Artur podjedzie po bułki.

– Mam pieczywo – mruczę i zwlekam się z łóżka. Głowa mi pęka.

– Ale my z bułek jemy tylko grahamki…

Nie ma sprawy, otwieram bramę, Artur wyjeżdża tyłem i rozjeżdża jedną tawułę, staje, wysiada, przeprasza, macham ręką, niech już jedzie, przejeżdża maleńki berberysik, który właśnie zdecydował się nie zdechnąć.

Wchodzę do łazienki. Odkręcam wodę i marzę o cudownym, długim prysznicu. Pukanie do drzwi. Skręcam wodę, uchylam drzwi. Miśka ma przepraszający wyraz twarzy. Nie chciałaby mi przeszkadzać, ale coś się stało w kuchni. Owijam się ręcznikiem i wchodzę do kuchni. Pokrywa od zamrażalnika zerwana.

– Myślałam, że masz lód – mówi, a jej oczy przepraszają. – Bo rano to ja tylko sok, sok z lodem. Ach, ta wczorajsza wódeczka…

Wyciągam lód, próbuję coś zrobić z zamrażalnikiem. Nie udaje mi się.

– Mogę wziąć kąpiel? – Miśka wchodzi do łazienki. – Taka jestem wykończona.

– Oczywiście. – Pokazuję jej, gdzie stoi płyn do kąpieli, i ubieram się. Jeśli Miśka weźmie kąpiel, z prysznica nici. Woda w termie będzie grzać się przez dobrych parę godzin.

Wyjeżdżają przed południem, bo nie chcą robić kłopotu, zjedzą coś w drodze i było strasznie miło. Zostaję z roladą, schabem i wczorajszymi ziemniaczkami.

Opadam ciężko na fotel i sięgam po kolorowe pisemko.

„Zajmij się sobą, miły spacer po uporządkowaniu domu na pewno dobrze ci zrobi. Nie bądź w konflikcie z najbliższymi, postaraj się o wyrozumiałość. Ciekawi ludzie, ciekawe sprawy i tylko od ciebie zależy, jak spędzisz weekend…”

Jak ja się cieszę, że nie byłam w konflikcie z najbliższymi, co szczęśliwie wyjechali sobie do Nałęczowa. I ja już chcę, żeby wrócili. Z przyjemnością będę robić trzy miseczki serka. A niech mi robią kłopot. Byłabym przysięgła, że Miśka i Artur siedzieli przynajmniej dwa tygodnie! Z tego wysnułam w pierwszej chwili śmiały dość wniosek, że mam niedobry charakter. Ale potem zmodyfikowałam własne zdanie o sobie. Bo ja naprawdę bardzo lubię ludzi. Ale wolę tych, którzy chcą zrobić kłopot.

I właściwie teraz to ja bym chciała gości kłopotliwych. Takich, co zadzwonią i powiedzą: “Słuchaj, wyjdź po nas na dworzec, nie jemy mięsa, bośmy wegetarianie. Kup nam grahamki i serek odtłuszczony. Musimy blisko domu postawić samochód, jest miejsce?”

I wtedy ja z radością przesadzę berberysiki, pojadę na zakupy, zdrowo się przy nich odżywię kaszką czy innym długoziarnistym, a oni docenią moją gościnność. I Adaśko nie będzie się śmiał, gdy mu będę opowiadać, jakich miałam gości.

Dlaczego ona nie dzwoni?

Czerwiec w ogrodzie jest boski. Było parę dni deszczu i wszelkie zielsko podskoczyło o dobrych kilkadziesiąt centymetrów, a trawa znów domaga się strzyżenia, ale i tak widać strzelające w górę grube laski juki. Będzie kwitnąć, choć wszyscy sąsiedzi twierdzili, że juka kwitnie tylko wtedy, kiedy jej się podoba i gdzie jej się podoba. Widocznie u mnie jej się podoba. Wczoraj była Moja Mama. Westchnęła ciężko na widok chwastów na skalniaczku, a potem to wszystko wypieliła. Portulaka będzie piękna tego roku, mięsiste łodyżki są grube i gęste. Trochę nie mogę sobie znaleźć miejsca. Ostapko nie dzwoni, a miała zadzwonić i powiadomić mnie, co dalej z naszym znakomitym interesem. Ukrywam skrzętnie przed Adamem wyciągi z banku, rachunków nie otwieram – i tak wiem, co tam jest. Tosia pyta, gdzie pojedziemy na wakacje i kiedy zapłacę za jej obóz wędrowny. Adam wczoraj usiadł przed komputerem i zasępił się. Coś mu się znowu zawaliło. Cały wieczór dzwoniłam do Ostapko. Nikogo nie było w domu. Ostatni raz o wpół do dwunastej w nocy. Irracjonalnie zaczynam się niepokoić.

Tosia zapowiedziała, że dzisiaj nie idzie do szkoły, bo i tak to śmiech na sali, lekcji nie ma, stopnie już dawno wystawione, nic nie robią, i żebym napisała jej usprawiedliwienie, bo ona chce jechać z Isią do Warszawy kupić kostium kąpielowy. Skonsultowałam się z Ulą. Dość tych teorii, że należy dzieciom pozwalać na to, na co one sobie pozwalają bez nas, dorosłych. I to Ulowe: “zgadzaj się, jeśli nie masz innego wyjścia”, nie zdaje egzaminu. Jeśli Ula pozwala Isi nie iść do szkoły, to jej sprawa. Tosia w tym udziału nie będzie brała. Zadzwoniłam do Uli w nastroju bojowym i pytam:

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 45 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название