Dziedziczki

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dziedziczki, Pilipiuk Andrzej-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dziedziczki
Название: Dziedziczki
Автор: Pilipiuk Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 388
Читать онлайн

Dziedziczki читать книгу онлайн

Dziedziczki - читать бесплатно онлайн , автор Pilipiuk Andrzej

Ukaza? si? kolejny, d?ugo przez wszystkich oczekiwany tom przyg?d Stanis?awy Kruszewskiej, pe?nej zapa?u bohaterki znanej z „Kuzynek” i „Ksi??niczki”. Tym razem niepokorna szlachcianka postara si? odzyska? siedzib? swojego rodu i doprowadzi? j? do dawnej ?wietno?ci.

Zm?czona tempem miejskiego ?ycia i absurdami codzienno?ci ucieka na wie?, aby znale?? spok?j w miejscu, kt?re kiedy? by?o dla niej wszystkim. Okazuje si?, ?e problemem d?ugowieczno?ci s? wspomnienia lokacji i wydarze? maj?cych miejsce setki lat temu. Czy uda si? na nowo przywr?ci? Kruszwice do ?ycia, takie jakie zapami?ta?a je w m?odo?ci?

Cho? Stanis?awa to rodowita polska szlachcianka, jest przede wszystkim m?od?, wyzwolon? kobiet? z charakterem. Oczarowa?a zapewne wielu Czytelnik?w. Wydana si?? za m??, powraca po latach, aby dokona? krwawej zemsty na ma??onku, kt?ry sprzeda? j? w niewol?. Wykl?ta za sw?j czyn musi ucieka?. W czasie podr??y poznaje mistrza alchemii Micha?a S?dziwoja – legndarnego odkrywc? kamienia filozoficznego, czyli czerwonej tynktury. Od tego momentu zaczyna si? jej pe?ne przyg?d ?ycie. Jego szlak wiedzie przez egzotyczne zak?tki ?wiata i wa?ne historyczne wydarzenia, kt?rych, ze wzgl?du na dzia?anie tajemniczej substancji, mo?e by? naocznym ?wiadkiem. Wszystko po to, aby na pocz?tku XXI wieku powr?ci? do kraju i zacz?? wszystko od nowa.

Razem ze Stanis?aw? pojawiaj? si? jej starzy znajomi. Odnaleziona kuzynka Katarzyna – specjalistka od komputer?w i by?a agentka Centralnego Biura ?ledczego. Mistrz S?dziw?j – wieczny naukowiec i s?awny alchemik oraz ksi??niczka Monika – m?odziutka dziwczyna „zara?ona” wampiryzmem, ostatnia przedstwaicielka pot??nego ba?ka?skiego rodu.

Poza przyjaci??mi na scen? wkraczaj? tak?e odwieczni wrogowie. Bractwo Drugiej Drogi, tajemnicza organizacja od lat poszukuj?ca za wszelk? cen? dost?pu do bogactwa i d?ugowieczno?ci. Od wiek?w jej kolejni cz?onkowie staraj? si? wykra?? sekret, tak skrz?tnie skrywany przez g??wnych bohater?w. Jednak nie s? oni jedyn? przeszkod? na drodze kuzynek. B?dzie ni? tak?e g?upota bezmy?lnych urz?dnik?w i wszechobecne „bezprawie” w kraju prawa, czyli jednym s?owem nasza polska rzeczywisto??, okraszona odrobin? humoru i doprawiona szczypt? tajemiczo?ci.

Tak bardzo „wyj?tkowa” grupa przyjaci?? musi natrafia? na r??ne niezwyk?o?ci i jest to chyba jeden z podstawowych atut?w ksi??ki. Autor bardzo zr?cznie wykorzystuje w fabule stare legendy, omijaj?c na szcz??cie szerokim ?ukiem skomercjalizowane ju? przez Hollywood historyjki. Mamy tu wi?c wiele nawi?za? do historii Polski i ludowych wierze?, sprytnie odniesionych do przedstawionych w ksi??ce wydarze?.

Wystarczy tylko przej?? si? po Krakowie kuzynek, aby obok wszechobecnych turyst?w i zat?oczonych skrzy?owa? odnale?? zapomniane uliczki starego miasta czy male?kie sklepiki pe?ne starych zakurzonych ksi??ek, skrywaj?cych niejedn? tajemnic?. Tera?niejszo?? przenika si? z przesz?o?ci?, gdy tu? obok komputera na ?cianie wisi kolekcja staropolskiej broni, a damasce?ska szabla i magia s? u?ywane r?wnie cz?sto co nowoczesny pistolet.

Ca?o?? napisana jest lekkim cho? rzeczowym j?zykiem, bez zb?dnych przejaskrawie? oraz literackiej megalomanii. Okazuje si?, ?e niebanalne pomys?y oraz przenikaj?ce si? rzeczywisto?? i literacka fikcja oparta na staropolskich wierzeniach to bardzo udany maria?. I chyba nie b?d? zbytnio oryginalny, kiedy zapytam: „Kiedy kolejny tom?”.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 47 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Rozdział 2

Pociąg wtoczył się na peron. Laszlo i Arminius opuścili wnętrze wagonu. Od morza wiała przyjemna bryza. Wyszli przed budynek dworca. Drewniane, piętrowe domy, szerokie ulice, wokoło miasta pierścień wzgórz.

– Ładnie tu. – Młody uśmiechnął się lekko.

– Ładnie – przyznał stary.

Ruszyli przed siebie. Nad kanałem przerzucony był most. Zatrzymali się na chwilę, by popatrzeć na cumujące w dole łódki. Stare magazyny kupieckie stały na palach wyrastających prosto z wody. Poszli kawałek naprzód, potem skręcili w prawo. Wszystkie budynki wyglądały bardzo podobnie. Ściany z belek, obite zachodzącą na siebie, pomalowaną na biało klepką.

– Widzę tu raczej więcej pracy dla cieśli niż dla naszego Architekta, który chyba specjalizował się w monumentalnych budowlach z kamienia – mruknął Laszlo. – Wszystko z drewna.

– Pozory mogą mylić – odparł stary łowca. – Może to murowane, tylko obite tak, żeby wyglądało zgodniej z tradycją? Zresztą do centrum jest jeszcze kawałek…

Niebawem dotarli do maleńkiego hoteliku „Pod Wesołym Mnichem". Siedząca w recepcji panienka potwierdziła ich rezerwację. Dostali ładny pokój od strony ulicy.

– Godzinka na odpoczynek i idziemy na miasto – zadecydował Arminius. – Trzeba się trochę rozejrzeć, a potem czeka nas praca w archiwum.

– Gdzie? – Jego towarzysz wytrzeszczył oczy.

– Pogrzebiemy trochę, zanim dobierzemy się do naszego ptaszka, trzeba wszystko bardzo starannie zaplanować.

Poleżeli tę godzinkę na wygodnych tapczanach, ze stopami opartymi o zagłówki, co wedle Arminiusa miało przyspieszyć regenerację sił witalnych, i mogli ruszać. Powędrowali przez Trondheim i niebawem dotarli do katedry Nidaros. Szarą bryłę kościoła otaczał rozległy park. Stare drzewa szumiały cicho. Po wysypanych żwirem alejkach przechadzali się turyści.

– Dawny cmentarz – mruknął Arminius, rozglądając się wokoło. – Zniwelowany, ale…

– Wyczuwasz coś?

– Nic szczególnego. Oni nie są żywi. Ale miejsce jest ciekawe. Z wielu różnych przyczyn – dodał i zamilkł.

– Sądzisz, że Architekt z jakiegoś powodu lubi tu przebywać? Coś go tu przyciąga?

– Tak mi się wydaje. Ten kościół wielokrotnie płonął, ciąży nad nim swoiste fatum. Ale za każdym razem wznoszono go na nowo, upiększano, przywracano mu dawną świetność. Ostatnia odbudowa zakończyła się ledwie kilkadziesiąt lat temu.

– Czy za każdym razem przykładał do tego rękę?

– Nie wiem. Do większości zmian tak, ale czy do wszystkich? To między innymi musimy sprawdzić.

Jedna z kaplic opleciona została rusztowaniami. Robotnicy czyścili szary kamień i uzupełniali wykruszone spoiny między blokami. Ubrani byli w koszule z logo firmy na plecach.

– Nawet dziś, nawet w tej chwili, jego myśli kierują się ku tym murom. – Stary przyrodnik patrzył na nich chłodno i badawczo. – Można powiedzieć, że to dzieło jego życia. Chyba największa rzecz, jaką stworzył.

– A Hagia Sophia?

– Może nie był głównym architektem? A może i tam pojawia się co jakiś czas, by likwidować uszkodzenia. Tak czy siak, teraz jest tutaj i mamy szansę go dopaść.

– Sądzisz, że przyjdzie skontrolować stan robót? Byłaby okazja, żeby go sobie poobserwować.

– Niewykluczone. Ale na razie chodźmy pozwiedzać. O człowieku najlepiej opowiadają jego dzieła.

– O ile Architekt jest człowiekiem… – mruknął Laszlo pod nosem.

Minęli sklepik z pamiątkami, kupili bilety. Stanęli przed frontonem budynku, podziwiając umieszczone na gzymsach figury świętych.

– Jedna z największych budowli sakralnych świata, najdalej na północ wysunięta katolicka katedra – westchnął stary. – Przed reformacją siedziba arcybiskupia zawiadującego dziesiątkami parafii i klasztorów. A teraz bezczeszczą ją jakieś heretyki po Lutrze…

– Zorganizujmy krucjatę. – Laszlo na wszelki wypadek nie przyznał się, że sam jest luteraninem.

Wkroczyli do mrocznego wnętrza. Przeszli ogromną nawą przedzieloną szerokim transeptem.

– Kiedyś stała tu srebrna trumna ze zwłokami świętego Olafa i biło ocembrowane źródełko z cudowną wodą – powiedział Arminius. – Ech, czasy upadku…

Zajrzał do trzymanego w dłoni folderu. Obeszli boczne kaplice, przez długą chwilę podziwiali klejnoty koronne norweskich królów zamknięte w pancernej gablocie. Potem po stromych schodkach zeszli do krypty. Pomieszczenie było niskie. Masywne, kamienne filary podtrzymywały strop. Zgromadzono tu imponującą kolekcję średniowiecznych płyt nagrobnych i komemoratywnych.

– Przynajmniej raz został tu pochowany. – Laszlo zatrzymał się przed jedną z nich.

Przed wieloma dziesięcioleciami musiała być wpuszczona w posadzkę kościoła. Powierzchnię kamienia wygładziły tysiące stóp. Napisy wytarły się, podobnie jak wizerunek zmarłego. Pozostał tylko zarys sylwetki. Ale ciągle widać było filar dżed na piersi sportretowanego.

– Pochowany – powtórzył Arminius.

– Sądzisz, mistrzu, że to jedyna krypta? – Młody obrzucił wzrokiem pomieszczenie. Nisko sklepione przejścia prowadziły gdzieś dalej i dalej.

– Na pewno nie. Tę odkryto podczas odbudowy. Ale z pewnością jest ich dużo więcej.

– Skoro został tu choć raz pogrzebany, to może…?

– Sądzisz, że okresy, nazwijmy to, nieaktywności przesypia w którejś z krypt? Ciekawa koncepcja.

– Sprawdzimy?

– Trzeba by rozebrać kościół. – Arminius uśmiechnął się lekko. – Ale widzę w twoim rozumowaniu jedną drobną lukę.

– Bo…?

– Nie znamy charakteru tego stwora. Nie wiemy nic o jego biologii czy też bionekrozie. Pojawia się to tu, to tam, ale czy przesypia jakoś okresy, w których nigdzie nie stwierdziliśmy jego obecności, czy może cały czas wędruje po świecie?

– To też musimy sprawdzić.

– Oczywiście.

Wyszli z lochów i opuściwszy kościół, skierowali się w stronę kamiennych budynków opodal.

– Pałac biskupi – wyjaśnił łowca. – Muzeum archeologiczne i pracownie naukowe, ale nas bardziej interesuje archiwum i biblioteka.

Pół godziny później zasiedli w czytelni. Stary uruchomił czytnik. Dziewczyna obsługująca czytelników przyniosła mu kilka rolek mikrofilmów. Laszlo zagłębił się w grubej monografii dotyczącej odbudowy katedry. Żaden z nich nie znał norweskiego, wypisali więc na kartkach kilka słów kluczowych i obłożyli się słownikami.

* * *

Stanisława obejrzała uważnie resztki gąsiora. Zielonkawe szkło, miejscami grubsze, miejscami cieńsze, pełne bąbli powietrza, tu i ówdzie naznaczone ciemnymi plamami zanieczyszczeń. Stare. Dziedziczka mogła się oczywiście mylić, ale przypuszczała, że baniak pochodził z początków dziewiętnastego wieku, a kto wie, czy nie był starszy. W każdym razie wykonano go w czasach, gdy każdy kawałek szkła był cenny, a stłuczoną flaszkę, zamiast wyrzucić, przetapiano na coś nowego. Teraz zawartość. Ostrożnie ściągnęła kruszącą się w palcach powłokę starego wosku. Sznurka po tylu latach nie zdołała rozsupłać. Cztery grube zwitki wilgotnych papierzysk… W nozdrza uderzyła ją silna woń stęchlizny. Ostrożnie rozprostowała pierwszy. Akty własności Kruszewic, zaopatrzone w pieczęci cesarsko-królewskich kancelarii. Starsze dokumenty: wyciągi z ksiąg grodzkich, umowy kupna-sprzedaży, listy zastawne, jakieś weksle z końca osiemnastego stulecia.

– Gdyby uchwalono ustawę reprywatyzacyjną, miałybyśmy podkładkę do procesów o połowę tego powiatu – mruknęła.

Katarzyna w zadumie skinęła głową.

Drugi zwitek. Korespondencja, listy pisane różnymi charakterami pisma. Starsze i nowsze. Jeden opatrzony zamaszystym podpisem mistrza Michała, inny z autografem Jana III Sobieskiego. Instrukcje dla plenipotentów, sprawozdania, nawet kilka listów miłosnych. Znajoma kartka z ręcznie czerpanego papieru. Stanisława miała ochotę od razu schować ją pod obrus, ale powstrzymała się. Kuzynka, zafascynowana odkryciem, nie zwróciła uwagi na czerwień jej policzków. Dwa pozostałe pliki to część kronik majątku. Pierwszy, kilkadziesiąt kart bardzo chropawego papieru, pochodzi z Kruszewic Nowych. Drugi, dużo grubszy, powstał po powrocie na dawne śmieci. Niestety, nasiąkł wilgocią i tusz nieco się porozlewał.

– Trzeba będzie wysuszyć i zakonserwować – zauważyła Katarzyna. – Sądzę, że nawet da się odczytać…

– No, nie wiem. – Stanisława pokręciła z powątpiewaniem głową, patrząc na stronice zapisane niewprawnym pismem jej ojca. – Plamy zajmują sporą powierzchnię.

– Zaczniemy od zeskanowania tego z dużą głębią kolorów – zadecydowała agentka. – I spróbujemy wyciągnąć coś za pomocą zabaw kontrastem. Jeśli to nie pomoże, zrobimy zdjęcia w podczerwieni i ultrafiolecie.

– A jeśli i to nic nie da? – zaciekawiła się Monika, stając w drzwiach.

Musiała usłyszeć koniec rozmowy…

– Termowizja, rentgen i inne takie – uśmiechnęła się Katarzyna. – Ale na razie trzeba po prostu delikatnie to wysuszyć. A potem napiszemy historię rodu. – Spojrzała spod oka na kuzynkę.

– Nieczęsto bywałam w domu – powiedziała Stanisława – ale pomogę ci. W dokumentach z pewnością nie ma wszystkiego.

* * *

Przebudzenie nie należało do szczególnie przyjemnych. Leżał na czymś twardym i nierównym. Otworzył oczy. Przetoczył wzrokiem wokoło. Niewielka cela, solidne sciany z czerwonej cegły. Zamurowane okienko. Nieduże drzwi, drewniane, ale okute metalem. Pod sufitem zapalona goła żarówka, obok kamerka przemysłowa i głośnik. Podłoga też ceglana, położona raczej krzywo, na ścianach zacieki. Instynkt podpowiedział mu, że znajduje się pod ziemią. Pociągnął nosem. Paskudna, piwniczna woń… Nie, nie do końca piwniczna. Powietrze jest stęchłe, ale nie czuć w nim pleśni, gnijących kartofli ani zbutwiałego drewna. Ciekawe.

– Witamy serdecznie – wychrypiał głośnik. – Mistrzu Michale, jesteśmy szczęśliwi, widząc cię w naszych skromnych progach.

– Kim jesteście? – zapytał Sędziwój.

– Zgadnij…

W zasadzie nie było to trudne. Niewielu wrogów poznało jego tożsamość.

– Bractwo Drugiej Drogi – mruknął pod nosem, ale mikrofon był na tyle czuły, że zdołał to wychwycić.

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 47 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название