Nostalgia za Sluag Side

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Nostalgia za Sluag Side, Drzewi?ski Andrzej-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Nostalgia za Sluag Side
Название: Nostalgia za Sluag Side
Автор: Drzewi?ski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 234
Читать онлайн

Nostalgia za Sluag Side читать книгу онлайн

Nostalgia za Sluag Side - читать бесплатно онлайн , автор Drzewi?ski Andrzej

– Dok?d – warkn?? kierowca.

Wzrok Ashcrofta znowu zatrzyma? si? na dymi?cych kratach.

– Sluag Side – rzuci? odruchowo.

– A gdzie to do cholery jest?!

Ashcroft spojrza? w zaczerwienione oczy taks?wkarza. Potem roze?mia? si? cicho.

– Nie wiem. Naprawd? nie wiem.

Pewien znajomy pisarz przyzna? mi si?, ?e okropnie wstydzi si? swoich ksi??ek sprzed pi?tnastu lat. Wiele by da?, aby nigdy si? nie ukaza?y i do dzisiaj ?a?uje, i? ich orygina?y nie pozosta?y na zawsze w szufladzie jego biurka. Czy autorzy Nostalgii… my?l? podobnie? Szczerze m?wi?c – nie wiem.

Niewielkie miasteczko na po?udniu Stan?w nawiedza fala brutalnych morderstw. Ten, kto spodziewa si? w tym r?ki niewidzialnego i nies?ychanie przebieg?ego mordercy, srodze si? zawiedzie. Przyczyny ca?ego zamieszania usatysfakcjonowa?yby nawet najbardziej ortodoksyjnych zwolennik?w serialu z literk? iks w tytule. Nie chc?c zdradza? zbyt wiele, powiem tylko, ?e korzenie intrygi si?gaj? staro?ytnych legend perskich. W ca?? spraw? uwik?ane s? rz?d i wojsko, a wszystko odbywa si? w atmosferze tocz?cej si? kampanii wyborczej. Wielki spisek zatacza coraz szersze kr?gi, gra toczy si? o nadspodziewanie wielk? stawk?. Ca?o?ci dope?nia pr?ba przej?cia kontroli nad narodem za pomoc? modyfikuj?cych geny tabletek.

Uwaga, to jeszcze nie koniec! Wielbiciele r?wnie wiekowego jak powie?? systemu RPG Dungeons Dragons – to lektura dla was. Tytu?owe Sluag Side to ogromne podmiejskie kana?y. Przemykaj?ce w mroku sylwetki, szepty i czaj?ca si? w powietrzu tajemnica czyni? z nich miejsce nie mniej ciekawe od niejednej smoczej jaskini. Dodatkow? atrakcj? jest pewna, notabene nieszkodliwa, sekta podstarza?ych satanist?w.

Ca?o?ci obrazu dope?niaj? pi?kne, aczkolwiek niebezpieczne, kobiety. Nie zabrak?o szybkich samochod?w, a ciekawostk? jest po?cig… helikopterowy. Detaliczne wr?cz opisy broni, b?d?cej na wyposa?eniu armii ameryka?skiej, zadowol? prawdziwych koneser?w.

Ksi??ka, mimo swoich niewielkich rozmiar?w, przyt?acza ilo?ci? w?tk?w. Coraz to nowe sekrety i smaczki atakuj? z cz?stotliwo?ci? ckm-u. Wartka akcja mo?e sprawi?, ?e, osoba bez zaci?cia detektywistycznego zginie w otch?ani fabu?y. G??wni bohaterowie sprawiaj? ca?kiem niez?e wra?enie. Para detektyw?w – Ashcroft i Layne – mimowolnie kojarz? si? ze s?ynn? dw?jk? z Baker Street. Kapitanowi nie mo?na zarzuci? braku wyrazisto?ci. Jego specyficzny styl bycia i poczucie humoru mog? si? podoba?. Layne za?, niczym filmowy Shrek, jak cebula ujawnia swoje nowe talenty, by w finale odkry? sw? najwi?ksz? tajemnic?.

Podsumowuj?c, Nostalgi? za Sluag Side traktowa?bym bardziej jako ciekawostk? ni? lektur? obowi?zkow?. Ze wzgl?du na swoj? nik?? dost?pno?? mo?e by? dla fan?w tw?rczo?ci Andrzeja Ziemia?skiego ciekawym elementem domowej biblioteki. Reszta narodu powinna j? sobie z czystym sumieniem podarowa?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– A pan? – wycelował palcem w kogoś, kto siedział na samym przodzie.

– Ja?

– Tak, pan, panie Stazzi.

– Przecież jestem kierownikiem ochrony ośrodka. Nie mam zielonego pojęcia o medycynie.

– Głosować powinniśmy wszyscy.

Stazzi wzruszył ramionami.

– Dobrze, ja również jestem za odłączeniem chorego… to znaczy zwłok, chciałem powiedzieć.

– Doskonale. Dziękuję panom – Werner porządkował leżące przed nim papiery. – Żeby nie przedłużać tej nieprzyjemnej sprawy, proponuję wysłać już teraz kogoś do sali intensywnej terapii w celu wykonania niezbędnych czynności…

„Eufemistyczne określenie” – pomyślał Kelly.

– Chyba profesor Hutts i doktor Kelly, prowadzący przypadek od początku, będą najbardziej kompetentnymi osobami.

Hutts skinął głową i podniósł się ze swojego fotela. Kelly’emu nie pozostało nic innego, jak zrobić to samo. Przy tak ewidentnym przypadku nie miał żadnych oporów moralnych, a siedzenie w zadymionej sali jeszcze przez parę godzin i uczestniczenie w dalszym porządku obrad nie należało do przyjemności. Toteż prawie zadowolony schodził na dół, starając się nie wyprzedzać utykającego na lewą nogę siwego profesora.

Mniej więcej godzinę później wyszedł ze swego pokoju Slayton. Z trudem dowlókł się do klubu, bar jednak znowu okazał się zamknięty, a na myśl o kanapkach z tuńczykiem serwowanych przez automaty robiło mu się niedobrze. Wypił letnią kawę i zdobywając się na jeszcze jeden wysiłek odszukał drzwi sali intensywnej terapii. Uchylił je i wsadził głowę do środka.

– Hej, Kelly, odłączyłaś już tego trupa od wszystkich rurek? W kuchni bardzo się niecierpliwią… eee… przepraszam, panie profesorze, nie wiedziałem, że pan tu jest.

Hutts odwrócił głowę od spowitego w bandaże ciała.

– Ten żart był całkiem nie na miejscu – powiedział cicho.

– Tak… tak, bardzo przepraszam.

– Jednak dobrze, że pan jest. Proszę zaczekać na zewnątrz. Będzie pan uczestniczył w sekcji.

Slayton kiwnął głową z uśmiechem. Zamknął ostrożnie drzwi i skrzywił się boleśnie. Stary zawsze wiedział, jak dotkliwie ukarać. I to właśnie dzisiaj. Wściekły powlókł się do okna i nie bacząc na przepisy otworzył je na całą szerokość. Gorący wiatr nie przyniósł mu ulgi. Posępniejąc coraz bardziej obserwował skupisko kolorowych namiotów rozstawionych wokół wzgórza naprzeciwko. Czego oni tam chcą, do cholery? – Slayton słyszał, że wśród ludzi gromadzących się wokół ośrodka zanotowano już kilka przypadków ukąszeń przez jadowite węże. Ale nie odstraszyło to nikogo. Wprost przeciwnie, nowi „turyści”, jak pogardliwie nazywali ich pracownicy, przybywali prawie o każdej porze. Nie protestowali przeciwko czemukolwiek, nie demonstrowali ani nie śpiewali żadnych pieśni. Po prostu czekali. Na co? Tego nie wiedział ani Slayton, ani nikt, kto pracował wewnątrz. Po chwili bezmyślnego wpatrywania się w ledwie widoczne poprzez drgające powietrze sylwetki Slayton zatrzasnął okiennice i zapalił papierosa. Nie zdążył jednak zgasić zapałki, kiedy uwagę jego przykuł głośny, jakkolwiek nierozpoznawalny dźwięk, dobiegający z wnętrza sali. Po chwili otworzyły się drzwi ukazując Kelly’ego i Huttsa.

– Co pan o tym myśli, kolego? – Slayton zauważył, że profesorowi drżą ręce. – Przecież, przecież… to niesamowite!

– Co się stało, Kelly?

Tamten jednak nie zwrócił uwagi na kolegę. Powiódł po otoczeniu nieprzytomnym wzrokiem i pobiegł w głąb korytarza.

– Przepraszam, co się stało, panie profesorze?

– Ach, to pan – Hutts jakby dopiero go poznał. – Werner, gdzie jest Werner? – krzyknął i nie czekając na odpowiedź ruszył w ślady Kelly’ego.

Z sali dochodził głos zdenerwowanej pielęgniarki.

– Halo, piąta sekcja? To ty, Jake? Przekaż, żeby wszyscy natychmiast obsadzili swoje stanowiska. Natychmiast! Słyszysz?

Slayton odrzucił papierosa i zaintrygowany zajrzał do sali.

* * *

Krople deszczu uderzyły niespodziewanie o szyby wozu. Ashcroft dotknął przycisku na kierownicy. Szyby, zarówno po jego stronie, jak i Layne’a, uniosły się, zostawiając na zewnątrz oświetlone prostokąty podmiejskiego osiedla.

– Dosłownie pięć minut i jesteśmy u mnie – powiedział Ashcroft wskazując ekran wyświetlający mapę.

Layne spojrzał na tylne siedzenie. Kołysała się tam jego torba.

– Jesteś pewny, że nie będę ci przeszkadzał? – zapytał usiłując coś dojrzeć przez mokrą szybę. – Hotel, który załatwił ten twój szef…

Gwałtowne hamowanie rzuciło nim w pasach. Wóz Ashcrofta wykręcił o dziewięćdziesiąt stopni i wjechał na boczną, sądząc z odgłosów wysypaną tłuczniem drogę.

– Jeśli raz jeszcze powiesz coś takiego – Ashcroft zmienił bieg na niższy – to opowiem ci jakiś dowcip o jankesach.

W ciemnej, bezksiężycowej nocy światła wozu ukazywały rzędy niskich krzewów, gdzieniegdzie urozmaiconych kostropatymi drzewkami.

– Nie rozumiem – Layne dotknął aluminiowej ramy. – Macie deszcze, a wokół pustynia…

– Różnie bywa – Ashcroft skręcił kierownicą mijając dziurę. – Możemy się założyć, że deszcz skończy się, zanim dotrzemy do domu.

Podrzuciło ich, a potem w załamaniu wzgórza ukazało się światło latarni zawieszonej przy żeliwnej bramie. Widoczny w głębi dom świadczył, że posiadłości południowców nadal są w jak najlepszym guście.

– Ho, ho… – Layne zbliżył twarz do szyby. – Nafty u was nie ma, więc nie mów, że dorobiłeś się tego w policji.

Ashcroft zatrzymał wóz i dotknął pola oznaczonego kółkiem. Brama rozsunęła się.

– Ojciec – wyjaśnił i szybko przejeżdżając przed frontonem wjechał na zjazd do garażu. – To był jego dom.

Layne wbił palce w brodę.

– Przegrałbyś – rzekł Ashcroft wskazując na okna. – Deszcz już nie pada.

Wjechali w rozświetlone wnętrze, zastawione starymi i nowymi oponami, pustymi i pełnymi puszkami oraz skrzyniami podzespołów.

– Wygląda, że mógłbyś zmontować drugi wóz – stwierdził Layne, patrząc, jak Ashcroft dokonując cudów ekwilibrystyki parkuje samochód w zagraconym pomieszczeniu.

– Mój kuzyn znał się na tym… Przed rokiem wyjechał do Europy.

Wspięli się o kilkanaście stopni i po ominięciu ażurowej ścianki Layne mógł się przekonać, jak rozległe jest pomieszczenie na parterze. Było zarazem salonem, kuchnią i przedpokojem połączonym zgrabnie w jedną całość. Dominowało drewno oraz kamień. Layne przejechał dłonią po na pozór surowej desce, jednej z wielu zasłaniających ścianę.

– Mówiłeś, że chcesz o czymś opowiedzieć – zaczął Ashcroft zasuwając storą szerokie drzwi balkonowe. – Ale może najpierw masz ochotę na kąpiel…? Layne pokręcił przecząco głową.

– Później… Myślę, że powinieneś wiedzieć już wszystko.

Ashcroft okręcił się w miejscu i ruchem dłoni wskazał stylową sofę pośrodku pokoju. Layne rzucił kurtkę na poręcz. Sam usiadł tak, by móc obserwować policjanta.

– Mów, a ja zrobię kolację – zadecydował Ashcroft. – O.K.?

Layne pomacał się po kieszeniach koszuli, potem zerkając na kurtkę skinął głową.

Ashcroft schylił się za kontuar i sądząc z odgłosów musiał wyciągać jakieś naczynia.

– Nie ma cudów – powiedział – Cadogan dostanie te swoje dwa po dziesięć.

Layne uniósł głowę znad wyciągniętego notesu.

– Jakie dziesięć?

– Tysięcy wolt – Ashcroft ponownie ukazał się we wnęce kuchni. – Zjesz omlet? Z szynką?

Layne skinął głową i stuknął palcem w drewnianą poręcz. Ułożony z rzecznych głazów kominek zatrzymał na moment jego wzrok.

– Nie sądzę, żeby to, co powiem, wiele wyjaśniło – zaczął – ale myślę, że trzeba będzie inaczej spojrzeć na wasze morderstwa.

Rozbijając jajka Ashcroft zerknął na niego, później zdjął wiszącą na jednym z haczyków metalową trzepaczkę.

– Po pierwsze – powiedział Layne – nie przyjechałem tutaj przypadkiem. Postarałem się, aby wysłano mnie do was. Naturalnie nie myśl, że beze mnie nie przysłano by kogoś.

– Zawsze masz takie wstępy? – głos trzepaczki niemal zagłuszał Ashcrofta.

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 48 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название