Proxima
Proxima читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Tymczasem Igor zdążył już wprowadzić kamień do wnętrza statku.
— Chodźmy — rzucił zsuwając się z fotela.
Po chwili znaleźli się w kabinie-laboratorium. Na dnie dużej skrzynki, połączonej transporterem z aparaturą wydobywczą, wśród żwiru, kamieni i gliny pomieszanej z piaskiem, leżała duża czarna kostka. Miała kształt regularnego graniastosłupa o podstawie foremnego sześciokąta. Niemal wszystkie ściany były gładkie, tylko jedna porysowana.
Igor wyjął kostkę ze skrzyni, ale widocznie zbyt ziębiła mu palce, bo położył ją pośpiesznie na podręcznym stoliku.
— Co to? — zapytała Suzy podniecona.
— Bazalt[29] — odrzekł krótko, jakby nie rozumiejąc, co dziewczyna ma na myśli.
— No tak. Ale ten kształt?…
— Nie wiem. Za wcześnie na wnioski.
Począł mierzyć długość poszczególnych krawędzi graniastosłupa. Wreszcie przerwał i zamyślił się.
— No i?
— Nie wiem — powtórzył. — Wymiary krawędzi są identyczne.
— A więc jednak tu, na Urpie…
— Nie, moja droga — przerwał jej łagodnie. — Na wnioski za wcześnie. Gdybyśmy znaleźli jeszcze jeden identyczny kamień, wówczas dopiero można by wysunąć jakąś hipotezę.
— To beznadziejna sprawa.
— Tak sądzisz?
— Prawdopodobieństwo jest przecież takie małe…
— A mimo to wydaje mi się, za warto poszukać drugiego podobnego graniastosłupa.
Oczy Suzy rozszerzyło zdziwienie.
— Ale gdzie?
— Tam — geolog wskazał ręką ku lewej ścianie statku.
— Już teraz nic nie rozumiem! — Suzy spojrzała jeszcze bardziej zdziwiona.
— To bardzo prosta sprawa. Zaraz ci wytłumaczę. Chodźmy, bo szkoda czasu.
Geolog włączył silnik i zaczął zmieniać kierunek ruchu statku.
— No, powiedz wreszcie! Jesteś naprawdę nieznośny! — Suzy nie ukrywała zniecierpliwienia.
— A więc dobrze. Jak myślisz? Skąd się tutaj wziął ten kamień?
— Przyniósł go z pewnością lodowiec wraz z innymi kamieniami.
— Słusznie. Z rozkładu moren widocznych na ekranie sytuacyjnym, jak i ukształtowania całego terenu, można dość łatwo ustalić kierunek ruchu lodowca. Sprawa jest jeszcze prostsza w tym rowie tektonicznym, gdyż jęzor lodowcowy posuwał się jego dnem. Możemy więc określić kierunek, z którego przywędrował ów zagadkowy bazalt. Właśnie tam skierowałem statek.
— No dobrze — przerwała Suzy trochę rozczarowana. — Ale i tak prawdopodobieństwo znalezienia drugiego kamienia jest bardzo niewielkie.
— Nie zgadzam się z tobą. Porównaj ten kamień z innymi. Wędrowały one, spychane przez lodowiec, setki kilometrów. Są wygładzone, obtoczone, co jest zrozumiałe, gdyż lodowiec ten zawiera duże ilości materiału skalnego. A jaki kształt ma ów bazaltowy ośmiościan? Wątpliwe, aby przewędrował on w tym towarzystwie więcej niż kilka kilometrów.
— Więc przypuszczasz, że ten bazalt nie pochodzi z daleka?
— Tego nie twierdzę. Nigdzie w pobliżu nie stwierdziłem odsłoniętych ani nawet płytko położonych złóż bazaltu. Prawdopodobnie ta kostka przywędrowała tu z innych okolic Urpy. Ale kiedy? W tym tkwi istota zagadnienia. Spróbujmy oprzeć się na faktach. Jak już powiedziałem, ten kamień nie mógł wędrować wraz z moreną denną setek kilometrów. Po drugie, jedna z jego ścian jest mocno porysowana, inne raczej bardzo słabo. Zgodny kierunek rys pozwala z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że kostka ta tkwiła w jakimś skalnym podłożu i zanim została z niego wyrwana, przesuwał się po niej lodowiec wraz z morenami'. Po trzecie, nie mogła wystawać powyżej podłoża, gdyż wówczas niszczące działanie spowodowałoby zaokrąglenie krawędzi, a tego nie widzimy. Najprawdopodobniej została niejako wyorana przez lodowiec wraz z częścią podłoża.
— No, a kształt?
— Bazalt rozpada się często na słupy sześcioboczne. Co prawda ten gra-niastosłup ma dziwnie regularny kształt, zważywszy zwłaszcza kwadratowe powierzchnie boków, ale nie można wykluczyć przypadkowego splotu naturalnych czynników.
— A jednak spodziewasz się, że znajdziemy więcej takich kostek?
— Nie wolno lekceważyć faktów — odparł krótko geolog, nie spuszczając wzroku z ekranu.
— To znaczy? — nie ustępowała Suzy.
— Otoczenie naszego graniastosłupa musiało być nie mniej twarde od niego. Nie widzę w tych okolicach materiału, w którym mógłby on tkwić. A sześciokątami foremnymi, można zakryć bez reszty powierzchnię.
— A więc jednak podejrzewasz?…
— Patrz! — przerwał Igor gwałtownie.
Tuż przy krawędzi ekranu podziemnego oka zamajaczył czarny kamień. Nim zniknął z pola widzenia, geolog zatrzymał statek.
— Czy to?… — zapytała Suzy.
— Również bazalt.
— Ale ten jest jakiś mniejszy?…
Geolog nic nie odpowiedział, tylko w skupieniu manipulował zespołem narzędzi wydobywczych.
Suzy zeskoczyła pośpiesznie z fotela i pobiegła do laboratorium.
Nowego znaleziska w skrzyni nie było. Ale fizyczka nie czekała długo. Za chwilę na taśmie transportera ukazały się kamienie, wśród których czernił się tajemniczy bazalt. Suzy pochyliła się nad skrzynią, lecz w tym samym momencie usłyszała za sobą kroki Igora.
Geolog pośpiesznie pochwycił kamień. Mimo iż na twarzy jego nialował się zwykły spokój, nieznaczne drżenie rękawicy, w której trzymał znalezisko, wskazywało, jak ogromną wagę przywiązuje do tego niepozornego odłamka bazaltowej kostki.
Milczeli oboje. Słowa nie były tu zresztą potrzebne. Już na pierwszy rzut oka mogli stwierdzić, że kamień ten był po prostu ukruszonym fragmentem takiego samego graniastoslupa jak poprzedni.
Igor przypatrywał się chwilę znalezisku. Naraz zmarszczył brwi. Podszedł do mikroskopu i włączywszy aparaturę podsunął kamień pod obiektyw. Na ekranie ukazał się powiększony obraz kryształów.
Geolog kilkakrotnie obracał kamień różnymi stronami, wreszcie wyłączył aparat i spojrzał na Suzy.
— Te cegiełki nie są naturalnym produktem — powiedział powoli.
— Więc to nie bazalt?
— Bazalt, ale sztucznie topiony i odlewany w formie płaskich graniasto-słupów — odrzekł geolog ruszając ku drzwiom.
Znów wnętrze statku wypełnił jednostajny szum silnika. Posuwali się teraz ze stosunkowo dużą prędkością 27 centymetrów na sekundę,- co nie było trudne, gdyż ośrodek należał do sypkich, a większe głazy zdarzały się rzadko. Na dyskusję brakowało czasu. W skupieniu obserwowali teraz oboje ekran podziemnego oka, wypatrując nowych bazaltów.
Nie czekali długo. Już po dwunastu minutach pojawiła się i zniknęła następna ośmiościenna cegiełka. Wkrótce przez mieniący się obraz przebiegła czwarta czarna bryła, w której Igor znów rozpoznał bazalt. Potem piąta, szósta, siódma i ósma…
Częstość pojawiania się bazaltowych cegiełek stale rosła. W ciągu pierwszej godziny Suzy naliczyła ich 29. Geolog odwracał głowę raz po raz, obserwując na przemian migocącą taflę podziemnego oka, to znów ekrany sytuacyjne.
Minęła jeszcze jedna godzina. Przebyli już blisko dwa kilometry nie zmniejszając prędkości. Częstość napotykanych cegiełek rosła, to znów malała. Igor dokonywał co pewien czas poprawek kierunku, trzymając statek ściśle na szlaku, po którym posuwał się lodowiec.
Suzy ogarniało znużenie. Zaczynały boleć oczy zmęczone nieustanną obserwacją ekranu, migocącego rojem przesuwających się szybko plam. Już dawno przestała liczyć czarne cegiełki. Coraz częściej spoglądała na ekran sytuacyjny.
A jeśli tajemnicza budowla z bazaltowych cegiełek uległa całkowitemu zniszczeniu? — Ta myśl nie dawała dziewczynie spokoju.
Próby nawiązywania rozmowy z Igorem spełzły na niczym. Geolog zdawał się nie słyszeć, co Suzy mówi, pochłonięty całkowicie obserwacją przyrządów.
W okienku miernika przebytej drogi wolno zmieniały się cyfry. Nagle Igor szybkim, zdecydowanym ruchem przesunął dźwignię kierunkową. Statek, posuwający się dotąd poziomo, począł z wolnna schodzić głębiej pod ziemię.
Spojrzała na ekran sytuacyjny, ale poza zwykłym, poziomym ułożeniem warstw skalnych, piasku i żwiru nie spostrzegła niczego, co mogłoby usprawiedliwiać zmianę kierunku.