Perfekcyjna niedoskonaloic
Perfekcyjna niedoskonaloic читать книгу онлайн
Pierwsza cz??? trylogii science-fiction, czyli teoria rozwoju wszelkich mo?liwych cywilizacji we wszelkich mo?liwych wszech?wiatach w nowej powie?ci Jacka Dukaja.
Adam Zamoyski, tajemniczy zmartwychwstaniec, znajduje si? w centrum rozgrywki mi?dzy cywilizacjami, lud?mi, nielud?mi i istotami postludzkimi. Bohater stanowi klucz do zwyci?stwa w owej ewolucji. Czy sam zdo?a przeby? ?cie?k? od Homo sapiens, przez formy czystej informacji i przez wszech?wiaty coraz dziwniejszych fizyk – do Doskona?o?ci?
„Jacek Dukaj jak demiurg powo?uje ?wiaty do istnienia, nadaj?c im przy tym cywilizacyjn? pe?ni?. Wymy?la wszystko: edukacj?, stosunki rodzinne, struktur? w?adzy, mod?, a tak?e j?zyk, teorie fizykalne i antropologiczne.
(…) Czyta si? wi?c t? powie?? ?wietnie – im dalej, tym lepiej. Kto wie, mo?e b?dzie to ksi??ka kultowa? Bo j?zykiem tej powie?ci mo?na m?wi?, a jej koncepcje mo?na przyk?ada? do rzeczywisto?ci.
(…) Najbli?ej by?oby pewnie od tej powie?ci do ksi??ek Dicka, do powie?ci Ursuli le Guin, je?li wzi?? pod uwag? pe?ni? stworzonego ?wiata, a tak?e do Lema, tym razem ze wzgl?du na g??wnego bohatera (…). Kr?tko m?wi?c: Dukaj potrafi miesza? – zar?wno je?li chodzi o stwarzanie rzeczywisto?ci, kt?ra wymaga od nas poznawczego przeorientowania, jak i w zakresie ??czenia rozmaitych wzorc?w literackich. Wra?enie pozostaje to samo: ta powie?? jest do czytania i do przemy?lenia. Wspaniale opas?e tomisko wci?ga atrakcyjn? fabu??, dobrze prowadzonymi dialogami, zagadkami i sensacyjnymi rozwi?zaniami."
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Wchłonął je chrześcijański kapitalizm.
– Przegrały lub przystosowały się. W domkniętym środowisku nie ma ucieczki. Jak żeście to nazywali za twoich czasów, stahs?
Zamoyski wypuścił z płuc dym.
– Globalizacja.
– Globalizacja. Globalizacja jest zaledwie pierwszym przejawem tego fundamentalnego, uniwersalnego procesu: kosmologizacji. Wyścig zaczyna się na globie, ale w ostatecznym rozrachunku nie chodzi przecież o osiągnięcie Formy Doskonałej danego środowiska planetarnego – lecz Formy Doskonalej wszechświata, wszystkich możliwych wszechświatów.
Wydawało się, iż rahab swobodnie posługuje się angielskim, opowiadając tu Zamoyskiemu teorie socjogoniczne, a przecież wszystko to przechodziło wpierw przez labirynty Kodu. Adam nie był nawet pewien, czy ambasador fizycznie znajduje się w Sol-Porde. Chyba nie.
Przez dym i przez miodowy światłocień „Trzech Koron", błądząc wzrokiem ponad głową interlokutora, Zamoyski dojrzał w wysokim zwierciadle odbicie sąsiedniego salonu, a w nim – czterech mężczyzn zgromadzonych przy stole bilardowym. Nie grali; stali z kieliszkami w dłoniach i rozprawiali o czymś półgłosem z ponurymi minami. Jednym z nich byłu P. G.; dwóch innych Zamoyski nie znał; czwartego znał, ale nie potrafił sobie przypomnieć – skąd. Złote włosy, jasne oczy, szczupła, nordycka twarz, wydatna grdyka… Zamoyski ustawił ręcznie malowany portret złotowłosego na pierwszym stopniu ruin ruin rzymskiej willi.
– Pojedynki, prahbe.
– Ach, pojedynki. Stanowią jeden z elementów Cywilizacji HS. Nie będę dyskutował o racjonalności waszej kultury, stahs, niemniej jako środek służący jej zachowaniu są
one bez wątpienia racjonalne, być może wręcz konieczne – jak Gnosis.
Gnosis, pomyślał Zamoyski, //zagłębiając się w hiper-tekst „Multitezaurusa". Gnosis zarazem należy i nie należy do Cywilizacji. Stanowi jej granicę, Mur Chiński, śluzę, filtr i osmotyczną błonę komórkową.
– Więc rytualne wymachiwanie szpadą ma przyczynić się do… do czego właściwie? Konserwacji człowieczeństwa?
– Takie są założenia – przytaknęlu Ogień.
– I ja mam z tum Tutenchamonum -
– Aha.
– Macie oczywiście jakiś interes w pomaganiu mi – rzekł Zamoyski, przyglądając się kształtom dymu – aczkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, jaki. Chcesz, bym uwierzył, że spotkałuś mnie tu przypadkowo? Nie uwierzę. Zapewne w jakimkolwiek publicznym miejscu bym się zamanifestował, ty, prahbe, w minutę później byłubyś już przy mnie. Nagotowane modele frenu, symulacje rozmowy, strategie psychologiczne – podejść, zachować się tak a tak, powiedzieć to a to… Do jakiej myśli podświadomej miała mnie doprowadzić twoja opowieść o historii Cywilizacji?
Ogień uśmiechnęłu się melancholijnie.
– Może do takiej właśnie…?
– A nie mówiłem? Całe strategie.
– A ty co w tej chwili robisz, stahs? Czym nasza rozmowa różni się od dowolnej rozmowy dwóch stahsów? Modele, symulacje, strategie – wszystko to obraca się wam w głowach. Lecz nie mówicie o nich na głos.
– Czym się różni? Tym, że nie potrafię sobie nawet wyobrazić, o czym ty, prahbe, myślisz. Gdy rozmawiam z człowiekiem – rozmawiam z sobą za maską cudzej twarzy. Gdy rozmawiam z tobą – za manifestacją tylko czarna otchłań.
– Czarna otchłań oferuje ci pomoc, stahs.
– I to mnie właśnie przeraża.
Szczerzyli się już do siebie otwarcie: pozbawione wesołości białe uśmiechy higienicznych drapieżców.
– A jaką postać miałaby przybrać ta pomoc?
– Championa.
– Słucham?
– Jako stahs wyzwany przez inkluzję masz prawo wystawić championa. Możemy służyć ci radą i kontaktami; możemy zapewnić samego championa.
– A-a, champion, rzeczywiście – mruknął Zamoyski, //czytając Kodeks Honorowy Cywilizacji HS. – Cóż, jakiekolwiek byłyby wasze motywy, obecnie znacznie bardziej ciekawią mnie motywy Tutenchamonu. Tylko proszę mi darować to kazanie o inkluzjach: że to góra Krzywej, więc nie sposób przejrzeć ich myśli, et cetera. O co jenu chodzi?
Ogień założyłu ręce na piersi, wydęłu wargi.
– Rozważamy różne możliwości. Być może coś ze Studni Czasu – twoje nazwisko dość często pojawia się w relacjach z przyszłości, stahs. Może mieć to coś wspólnego ze stahsem Judasem McPhersonem. Mogła też być to deklaracja polityczna. Ty nie żywisz żadnych podejrzeń?
– Nie znam jenu w ogóle. Moje podejrzenia prymitywne: co onu może zyskać na mojej porażce?
Ambasador wzniosłu oczy do sufitu.
– Niezbyt się na tym wzbogaci, prawda?
– Ile za wykup manifestacji? Jedną trzecią majątku? – Secundus Zamoyskiego czytał w pośpiechu Kodeks. – Ale samu wybierze ekwiwalent. Co to znaczy?
– Może nu chodzi o twoje archiwizacje, o pamięć, stahs?
Czyżby znowu Narwa? Moetle znalazł jakiś sposób na wydobycie ze mnie tajemnicy – Tutenchamon chce zaś po prostu przejąć mój mózg. Może faktycznie taki jest powód…
Albo jednak kolejna kontralogia Heinleina.
– Prahbe Ogień! – odezwalu się znad Zamoyskiego Patrick Gheorg. – Czyżbyśmy wciągali stahsa Zamoyskiego w świat wielkiej polityki?
– Już został wciągnięty, obawiam się – rzekłu ambasador, wstając i kłaniając się lekko McPhersonowu.
= Nie jesteś moim aniołem stróżem! = warknął Za-moyski na P. G.
= Nie jestem też twoim wasalem! = odwarknęłu z zaskakującym gniewem sekretarz Judasa.
Michał Ogień zdążyłu tymczasem powtórnie się ukłonić i odejść.
– No więc nu przegoniłuś, gratuluję – skwitował Zamoyski.
Modus operandi McPhersonów staje się aż nazbyt wyraźny: wyciągnąć mnie w jakieś publiczne miejsce i wystawić, niczego się nie spodziewającego, pod ostrzał politycznych graczy – najpierw plaża Słowińskienu i Tutenchamon, teraz „Trzy Korony^' i Ogień. Ciekawe, czy pobierają od nich opłaty za „kwadrans z dziwolągiem"?
A może plan jest jeszcze bardziej szczegółowy? Najpierw doprowadzić do pojedynku, a potem podstawić mi championa. Pełna kontrola.
Muszę przestudiować prawo Cywilizacji HS – co by na tym zyskali? Bo coś na pewno.
P. G. obejrzału się za prahbe'um.
– Niech zgadnę: zaoferowału jakąś przysługę.
– Dlaczego właściwie Tutenchamon wyzwału mnie na pojedynek?
– A co mówiłu phoebe Słowiński?
Zamoyski sięgnął pamięcią. Kontrola Spływów, no tak, to też może być motyw. Ale nawet jeśli zwyciężywszy osca zażyczy sobie części moich Pól – i tak nie da to jenu tej kontroli.
Randomizer behawioru szarpnął ramieniem Zamoyskiego i Adam klepnął jowialnie manifestację Gheorgu w plecy. Z własnej woli natomiast spytał:
– Czy istnieje jakiś sposób na zmanipulowanie wiadomości ze Studni Czasu?
Patrick skinęłu na Zamoyskiego.
– Chodź, zobaczysz.
Ledwo wyszli z „Trzech Koron" (jeszcze się drzwi klubu za nimi nie zamknęły i Zamoyski nie zdążył się obejrzeć na płaskorzeźbę Pierwszej Tradycji), P. G. przeadresowału ich – w próżnię. Oczywiście nie była to próżnia naprawdę pusta, lecz próżnia Cywilizacji, toteż wypełniał ją inf. Co prawda w przypadku tak wielkich przestrzeni zagęszczenie nanobotów pozostawało daleko mniejsze od tego wymaganego przez protokoły planetarne; Patrick musiału byłu zarządzić lokalną kondensację już chwilę temu, oboje bowiem zamanifestowali się tam materialnie bez żadnego opóźnienia, nie zmieniając nawet samych manifestacji, Zamoyski jeszcze z cygarem w zębach.
Absurdalność podobnych reprezentacji już nie uderzała go z taką siłą. Technologia usprawiedliwia kulturę. Cokolwiek jest możliwe, stanie się – gdzieś, kiedyś – normą. I Adamowi nie sprawiało już właściwie różnicy: AR i Ogrody Cesarskie czy Farstone, czy kosmos. Tak czy owak, wszystko zapośredniczone.
Nie było tu gwiazd. W braku źródeł światła Zamoyski nie powinien był widzieć ani Patricku, ani nawet siebie; że widział, pozostawało w całości zasługą nałożonych przez P. G. aplikacji ortowirtualnych. Te same aplikacje według woli Gheorgu wydostawały z mroku kolejne obiekty lub od podstaw szkicowały ich zarysy w OVR, gdy same obiekty w ogóle nie miały prawa być widoczne.