Balsam d?ugiego po?egnania
Balsam d?ugiego po?egnania читать книгу онлайн
Tw?rczo?? Marka S. Huberatha w pigu?ce! Zbi?r najlepszych opowiada? zajdlowskich autora, oraz ca?kiem nowych nigdzie dot?d nie publikowanych.
Opowiadania Huberatha s? nie tylko oryginalne, w du?ej mierze nieprzewidywalnej zaskakuj?ce bogactwem tworzonych ?wiat?w, ale dotycz? spraw wa?nych, wok?? kt?rych nie ustaj? publiczne dyskusje i spory. Sam autor twierdzi, ?e uprawia fantastyk? w?a?nie dlatego, i? pozwala mu ona m?wi? o ludzkich problemach, o s?abo?ciach, o nietolerancji, zawi?ci i kr?tkowzroczno?ci, oraz o rozterkach ka?dego cz?owieka my?l?cego: sk?d si? wzi?li?my? Kim jest B?g? Czemu istnieje z?o w naszym ?wiecie? Te opowie?ci anga?uj? czytelnika nie tylko intelektualnie, ale i emocjonalnie.
Tytu?owy „Balsam d?ugiego po?egnania”, „Akt szkicowany o??wkiem”, „Trzeba przej?? grobl?”, to nowe propozycje autora.
Czytelnik w proponowanym tomie znajdzie r?wnie? starsze teksty: nagrodzone Zajdlem „Kar? wi?ksz?, nominowane do tej nagrody „Ostatni kt?rzy wyszli z raju”, oraz inne popularne: „Trzy kobiety Dona”, „Koci? obecno??”, „Absolutnego powiernika Alfreda Dyjaka” oraz debiutanckie „Wrociee? Sneogg, wiedziaam…” nagrodzone w II Konkursie Literackim „Fantastyki”.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
W kasie wymienił pozostałe dolary na ecuny. Po trzysta dolarów za ecun. Zebrało się nieco ponad siedemset ecunów. Nie miał pojęcia, ile to było warte.
Agnes nadal nie pojawiała się. Wprawdzie pozostała jeszcze wysoka sterta bagażu, ale od dawna już nikt nie wychodził. Pojawili się natomiast dwaj robotnicy, którzy załadowali pozostały bagaż na wózek i gdzieś odwieźli.
Zaniepokojony Graham wrócił tam, skąd go przyprowadzono; znalazł pokój, gdzie przeprowadzono z nim wywiad imigracyjny. Zapukał i wszedł. Siedział jeszcze ten sam urzędnik, który go przyjmował. Właśnie składał papiery, zabierał się do wyjścia.
– Przepraszam, gdzie jest moja żona? – powiedział Graham. -: Czekam na nią przy wydawaniu bagażu już ponad godzinę, a jej nie ma. A przecież została poproszona na wywiad równocześnie ze mną.
– Jak się nazywa?
– Agnes Jager.
Urzędnik podniósł słuchawkę. Powiedział parę słów po europejsku, chwilę słuchał, potem w papierach odszukał ankietę Grahama.
– Przecież to edenka – powiedział. – Edeńcy nie mają wstępu do Europy. Europa jest dla Europejczyków, to znaczy dla rasy, która wywodzi się z Europy. Agnes Jager została deportowana w trybie natychmiastowym do Ameryki.
– Co?…Deportowana?…Muszę się z nią natychmiast zobaczyć.
– To niemożliwe. Samolot odleciał pół godziny temu.
– Co?… Pan kłamie! Nie było słychać żadnego startu.
– Proszę liczyć się ze słowami, panie Jager: Ściany dworca są dźwiękochłonne.
– Ja muszę polecieć zaraz za nią! Z powrotem! Mam pieniądze.
– Na co nam pańskie dolary?! Mamy waszych wszawych dolarów pod dostatkiem! Wkrótce przerwiemy w ogóle loty do Ameryki, bo za te wasze dolary nie można od was nic kupić!
– Mam ecuny. Wymieniłem.
– To nie ma znaczenia – urzędnik machnął ręką. – Obywatel Europy nie może opuścić Europy, byłaby to zdrada ojczyzny. Kto raz stał się Europejczykiem, już nim pozostanie, i pozostanie w Europie.
– Gadaj!… Gadaj!… Coście jej zrobili?! – Graham rzucił się na urzędnika.
Nie zdążył nawet przebyć połowy drogi: strażnicy byli czujni. Został błyskawicznie obezwładniony i skuty kajdankami. Zabrakło mu dawnej szybkości i formy, wyniesionych z Sił Przestrzennych. By niepotrzebnie nie hałasował, usta zalepiono mu plastrem. Nawet nie bili.
– Agnes Jager została wydalona, a pańskie małżeństwo z nią zostało unieważnione. Po odebraniu bagażu powinien pan udać się do komisji profesjonalnej, która wyznaczy panu miejsce osiedlenia, zawód i miejsce pracy. Po tym, co pan tutaj zademonstrował, proszę nie oczekiwać, że będzie to interesujące miejsce i ważne stanowisko pracy.
– Wyprowadzić – rzucił do wartowników, a sam znów, podniósł słuchawkę telefonu.
Cienkie, drewniane ściany baraku drżały od huku lądującego samolotu.
Waterloo, styczeń – luty 1993
