Perfekcyjna niedoskona?o??
Perfekcyjna niedoskona?o?? читать книгу онлайн
Pierwsza cz??? trylogii science-fiction, czyli teoria rozwoju wszelkich mo?liwych cywilizacji we wszelkich mo?liwych wszech?wiatach w nowej powie?ci Jacka Dukaja.
Adam Zamoyski, tajemniczy zmartwychwstaniec, znajduje si? w centrum rozgrywki mi?dzy cywilizacjami, lud?mi, nielud?mi i istotami postludzkimi. Bohater stanowi klucz do zwyci?stwa w owej ewolucji. Czy sam zdo?a przeby? ?cie?k? od Homo sapiens, przez formy czystej informacji i przez wszech?wiaty coraz dziwniejszych fizyk – do Doskona?o?ci?
„Jacek Dukaj jak demiurg powo?uje ?wiaty do istnienia, nadaj?c im przy tym cywilizacyjn? pe?ni?. Wymy?la wszystko: edukacj?, stosunki rodzinne, struktur? w?adzy, mod?, a tak?e j?zyk, teorie fizykalne i antropologiczne.
(…) Czyta si? wi?c t? powie?? ?wietnie – im dalej, tym lepiej. Kto wie, mo?e b?dzie to ksi??ka kultowa? Bo j?zykiem tej powie?ci mo?na m?wi?, a jej koncepcje mo?na przyk?ada? do rzeczywisto?ci.
(…) Najbli?ej by?oby pewnie od tej powie?ci do ksi??ek Dicka, do powie?ci Ursuli le Guin, je?li wzi?? pod uwag? pe?ni? stworzonego ?wiata, a tak?e do Lema, tym razem ze wzgl?du na g??wnego bohatera (…). Kr?tko m?wi?c: Dukaj potrafi miesza? – zar?wno je?li chodzi o stwarzanie rzeczywisto?ci, kt?ra wymaga od nas poznawczego przeorientowania, jak i w zakresie ??czenia rozmaitych wzorc?w literackich. Wra?enie pozostaje to samo: ta powie?? jest do czytania i do przemy?lenia. Wspaniale opas?e tomisko wci?ga atrakcyjn? fabu??, dobrze prowadzonymi dialogami, zagadkami i sensacyjnymi rozwi?zaniami."
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Może nu chodzi o twoje archiwizacje, o pamięć, stahs?
Czyżby znowu Narwa? Moetle znalazł jakiś sposób na wydobycie ze mnie tajemnicy – Tutenchamon chce zaś po prostu przejąć mój mózg. Może faktycznie taki jest powód…
Albo jednak kolejna kontralogia Heinleina.
– Prahbe Ogień! – odezwalu się znad Zamoyskiego Patrick Gheorg. – Czyżbyśmy wciągali stahsa Zamoyskiego w świat wielkiej polityki?
– Już został wciągnięty, obawiam się – rzekłu ambasador, wstając i kłaniając się lekko McPhersonowu.
= Nie jesteś moim aniołem stróżem! = warknął Za-moyski na P. G.
= Nie jestem też twoim wasalem! = odwarknęłu z zaskakującym gniewem sekretarz Judasa.
Michał Ogień zdążyłu tymczasem powtórnie się ukłonić i odejść.
– No więc nu przegoniłuś, gratuluję – skwitował Zamoyski.
Modus operandi McPhersonów staje się aż nazbyt wyraźny: wyciągnąć mnie w jakieś publiczne miejsce i wystawić, niczego się nie spodziewającego, pod ostrzał politycznych graczy – najpierw plaża Słowińskienu i Tutenchamon, teraz „Trzy Korony^' i Ogień. Ciekawe, czy pobierają od nich opłaty za „kwadrans z dziwolągiem"?
A może plan jest jeszcze bardziej szczegółowy? Najpierw doprowadzić do pojedynku, a potem podstawić mi championa. Pełna kontrola.
Muszę przestudiować prawo Cywilizacji HS – co by na tym zyskali? Bo coś na pewno.
P. G. obejrzału się za prahbe'um.
– Niech zgadnę: zaoferowału jakąś przysługę.
– Dlaczego właściwie Tutenchamon wyzwału mnie na pojedynek?
– A co mówiłu phoebe Słowiński?
Zamoyski sięgnął pamięcią. Kontrola Spływów, no tak, to też może być motyw. Ale nawet jeśli zwyciężywszy osca zażyczy sobie części moich Pól – i tak nie da to jenu tej kontroli.
Randomizer behawioru szarpnął ramieniem Zamoyskiego i Adam klepnął jowialnie manifestację Gheorgu w plecy. Z własnej woli natomiast spytał:
– Czy istnieje jakiś sposób na zmanipulowanie wiadomości ze Studni Czasu?
Patrick skinęłu na Zamoyskiego.
– Chodź, zobaczysz.
Ledwo wyszli z „Trzech Koron" (jeszcze się drzwi klubu za nimi nie zamknęły i Zamoyski nie zdążył się obejrzeć na płaskorzeźbę Pierwszej Tradycji), P. G. przeadresowału ich – w próżnię. Oczywiście nie była to próżnia naprawdę pusta, lecz próżnia Cywilizacji, toteż wypełniał ją inf. Co prawda w przypadku tak wielkich przestrzeni zagęszczenie nanobotów pozostawało daleko mniejsze od tego wymaganego przez protokoły planetarne; Patrick musiału byłu zarządzić lokalną kondensację już chwilę temu, oboje bowiem zamanifestowali się tam materialnie bez żadnego opóźnienia, nie zmieniając nawet samych manifestacji, Zamoyski jeszcze z cygarem w zębach.
Absurdalność podobnych reprezentacji już nie uderzała go z taką siłą. Technologia usprawiedliwia kulturę. Cokolwiek jest możliwe, stanie się – gdzieś, kiedyś – normą. I Adamowi nie sprawiało już właściwie różnicy: AR i Ogrody Cesarskie czy Farstone, czy kosmos. Tak czy owak, wszystko zapośredniczone.
Nie było tu gwiazd. W braku źródeł światła Zamoyski nie powinien był widzieć ani Patricku, ani nawet siebie; że widział, pozostawało w całości zasługą nałożonych przez P. G. aplikacji ortowirtualnych. Te same aplikacje według woli Gheorgu wydostawały z mroku kolejne obiekty lub od podstaw szkicowały ich zarysy w OVR, gdy same obiekty w ogóle nie miały prawa być widoczne.
= En-Port Gnosis = mówiłu = zawieszony w Sol-Por-cie, ponad ekliptyką. To – widzisz? – sfera Schwarzilda
czarnej dziury. Tutaj, tutaj, tutaj – zespoły Kłów. Wokół biegunów dziury i dalej – sieci detekcyjne infu. Teraz nakładam matrycę czasoprzestrzeni; widzisz gradient krzywizny. = Manifestacja phoebe'u wskazywała symboliczne reprezentacje, w miarę jak pojawiały się one w monolitycznej czerni. = Strojenie czarnych dziur do postaci Studni Czasu to oddzielna gałąź meta-fizyki. Celem jest otworzenie takich kieszeni temporalnych, które pozwalałyby na wejście spoza Schwarzilda w odwrócone strumienie czasu i na równie bezpieczne z nich wyjście.
= A grawitacja, siły pływowe? = spytał Zamoyski, bacząc, by nie okazać w głosie niedowierzania.
P. G. nakładału właśnie na obraz czarnej dziury linie ścieżek temporalnych. Wszystkie one szły tuż przy horyzoncie zdarzeń, odkształcanym w rytm odkształceń samej dziury, czasami niemal do nagiej osobliwości.
= Oczywiście, jakiekolwiek przedmioty o rozmiarach ponadmolekularnych zostałyby rozerwane, toteż w praktyce przekazuje się w przeszłość jedynie informację, zazwyczaj kodowaną w zmianach natężenia strumienia cząstek wstrzeliwanych w Studnie. Najpopularniejsze są neutrina, z oczywistych względów. Pompowanie informacji w Studnie odbywa się nieprzerwanie, także teraz.
= Idą w przeszłość raporty o wojnie z Deformantami,
0 Suzerenie, o mnie… tak?
= Tak.
= Dlaczego zatem nikt wcześniej nie znał prawdy
1 wszyscy dali się wciągnąć w ten konflikt?
= A kto ci powiedział, stahs, że nikt? My nie znaliśmy; ale to kwestia rozrzutu naszych Studni. Z tym jest zresztą następny kłopot, a także z oceną prawdopodobieństwa przyszłości…
Zamoyski ssał w zamyśleniu cygaro. Było ciepłe – czuł to ciepło na wargach – lecz dymu inf już nie symulował.
= Wiem, że to nie neutrina, ale – powiedzmy, że wstrzelimy jakoś w Studnię sam inf…
= A! = zaśmiału się McPherson. = Inwazja nanoma-tyczna! Były już takie koncepcje. Oczywiście miałoby to sens jedynie w przypadku naturalnych dziur, bo przebicie się z inwazyjnym nano w taki En-Port, tylko że parędziesiąt lat wcześniej, nie miałoby wielkiego sensu. Inna rzecz, że w ogóle opanowywanie jakichś jednorazowych przeszłości nie ma sensu. Co to w ogóle miałoby dać? Brak łączności w drugą stronę. Chociażby ten jeden nanobot przetrawił według naszej receptury całą galaktykę -
= A to możliwe?
– Co?
= Że jeden nanobot…
Wzruszyłu ramionami.
= Teoretycznie. W praktyce i tak jest ich zawsze więcej, nie porcjonuje się infu po cząsteczce, nawet w pakietach minimalnych idzie to w miliardy i miliardy.
Zamoyski zagryzł zęby ma cygarze. Inwazja od jednego nanobota!
Zaraz, to przecież -
Zamrugał.
= Farstone.
Po kilku sekundach stali w bibliotece zamkowej. Angeli-ka czytała przy jednym z blatów i uniosła głowę na ich widok, pokondensacyjny ruch powietrza zmierzwił jej włosy.
– Kto zarządza Polami nano z Saka de la Roche'u? – spytał Zamoyski, wygładzając ciemnoniebieski kaftan z fałd, w jakie się ułożył po przejściu z nieważkości w ciążenie ziemskie.
– Którego nano? – Patrick usiadłu w fotelu, założy-łu nogę na nogę. – Cesarskiego czy tego nielegalnego spiskowców?
– Cesarskie ono chyba nie było.
– W takim razie – Oficjum.
= Prośba o pilne spotkanie z phoebe'u Sternu.
= Phoebe Stern zgadza się i czeka na adres = odparł Zamoyskiemu menadżer oesu, ostatni w rym szeregu pośredników między animą Adama a Polami Oficjum.
= Tutaj, teraz.
Patrick Gheorg obróciłu głowę i sekundę później skondensowała się pod jego spojrzeniem manifestacja phoebe'u Sternu.
– Stahs.
– Phoebe. Ukłonili się sobie.
– To niezbyt uprzejmie, uciekać z rozmową na Plateau w obecności stahsa Pierwszej Tradycji – zauważyła Angelika, zamykając książkę. – Zwłaszcza w stahsowym domu.
– Ależ oczywiście, jakże byśmy śmieli! – zarzekł się półżartem Zamoyski, któremu, gdy poczuł, że wraca doń inicjatywa, momentalnie poprawił się humor.
Angelika zamrugała, zaskoczona tonem, zapewne podejrzewając tu robotę randomizera behawioru. Adam wrócił spojrzeniem do Sternu.
– Nano z Saka.
– Tak, wiem. Przejęliśmy zarząd ich Pól. Ale to nano jest bezużyteczne, rozsiało je w próżni międzygwiezdnej razem ze szczątkami Saka. Szczątkami uprzednio zawiniętej w nim materii, żeby być precyzyjnym.
Zamoyski podszedł do pojedynczego panelu boazerii, oddzielającego dwa regały biblioteczne; na nim umocowana była lampa gazowa, w kształcie cesarskiego smoka. Uniósł klosz i po raz drugi zapalił wygasłe cygaro. Dopiero po chwili zorientował się, że w rzeczywistości przypala przecież inf.
– Rozsiało w próżni – mruknął. – Co do cząsteczki? Phoebe Stern w lot chwyciłu jego myśl.
– Nie zindeksowaliśmy każdego pojedynczego nano-bota. Jaką lokację masz na myśli, stahs?
– Mojego pustaka – rzekł Zamoyski. – Tchawicę, przełyk, organy wewnętrzne. Że nastąpiło skażenie, jestem pewien; praktycznie wepchnęło mi się do gardła.
Wypluł z odrazą dym, walcząc ze wspomnieniem rozłopotanego strzępu Pandemonium, zaklejającego mu twarz, wpływającego do ust, nosa… Czy ja go odgryzłem, połknąłem?
– W owum Deformantum – zaczęłu powoli Stern, okazując zamyślenie – w publicznym kosmosie, bez namiarów orientacyjnych… A to nie jest inf, nie indeksuje się cza-soprzestrzennie na błonach Cesarza.
– Ale potraficie wyodrębnić i zidentyfikować te nano-boty?
– Jeśli uzyskamy choć w jednym punkcie wystarczającą gęstość, można zapuścić na ich Polach program, który je skonfiguruje w sekwenser DNA. Dysponujemy wzorcowym DNA twojego pustaka, stahs, dokonalibyśmy zatem porównania. Wynik pozytywny jeszcze niczego nie przesądza, z pewnością pozostały po tobie w szczątkach Saka liczne bioodpadki – w dalszej kolejności zatem zrekonfigurowa-libyśmy nanoboty w analizery chemiczne, aby opisać ich środowisko. Dopiero to potwierdziłoby położenie w organizmie twojego pustaka.
– I wtedy… – Zamoyski uniósł palec wskazujący lewej ręki.
– Tak, domyślam się – skinęłu głową Stern. – Cicha inwazja.
– A ja? – spytała Angelika, opierając łokcie na blacie i układając dłonie pod brodą. Przeniosła wzrok ze Sternu na Zamoyskiego. – Też się tam przecież znajduję, prawda? Również powinnam być skażona.
Adam wzruszył ramionami.
– To możliwe.
– Algorytm postępowania byłby ten sam – zapewniłu
Stern.
– Jeśli można – wtrąciłu R G. – Obecna tu stahs An-gelika McPherson nie jest prawnym dysponentem manifestacji, o której mowa. Zgodę na podobną nanooperację na jej pustaku mogłaby dać jedynie Angelika McPherson oryginalnego frenu. Teoretycznie mogłabyś na drodze sądowej uzyskać pozwolenie na ograniczony zaoczny zarząd drugiego ciała, ale to by potrwało, w procedury zaangażowani zostaliby bowiem stahsowie.